czwartek, 26 września 2024



Przez następny rok front w tym rejonie praktycznie stał, nie licząc pomniejszych ataków i kontrataków, które kończyły się niewielkimi zmianami w kontroli terenu. Dopiero na początku lata, po zajęciu położonej 20 kilometrów na północny wschód od Wuhłedaru wsi Nowomychailiwka (co Rosjanie okupili kilkoma miesiącami walk i poważnymi stratami rzędu 200 pojazdów opancerzonych), rosyjskie wojsko zyskało możliwość swobodniejszego atakowania polami pomiędzy obiema miejscowościami. Od lipca to robiło ze znaczną intensywnością. Używając do tego znacznych ilości ciężkiego sprzętu, czego już od dawna nie robiło na innych odcinkach frontu. Początkowo było wiele ukraińskich nagrań odpierania tego rodzaju ataków i zadawania Rosjanom ciężkich strat, ale z tygodnia na tydzień zajmowali oni coraz więcej pozycji. Trend ten z czasem przyśpieszał, zapewne wraz z wyczerpywaniem się ukraińskiej obrony.

Dodatkowo na początku września Rosjanie po długich przygotowaniach mocno uderzyli z drugiej strony Wuhłedaru, zajmując położoną 10 kilometrów na zachód wieś Preczistiwka. Kleszcze wokół miasta-fortecy zaczęły się wyraźnie zaciskać. W połowie miesiąca Rosjanie zajęli już wieś Wodziane na północny wschód od miasta i część zabudowań kopalni. Od tego czasu sytuacja już wyraźnie zaczęła zmierzać ku temu, co widzimy teraz, czyli ostatecznemu upadkowi Wuhłedaru. Ukraińcy ewidentnie nie mają dość sił, aby powstrzymać natarcie na skrzydłach miasta. Stracili najdogodniejsze pozycje obronne rozbudowywane miesiącami i latami, ponieśli spore straty w ludziach, znaleźli się w odwrocie, nie mogąc oprzeć się o żadną nową dobrą linię obrony czy teren, bo wszystko wokół to płaskie pola. Jedyna droga do Wuhłedaru jest 2-4 kilometry od rosyjskich pozycji, co oznacza, że jej przejechanie to ruletka.

Właściwie przesądzony upadek miasta ma istotne konsekwencje dla całego odcinka ukraińskiej obrony. Od dwóch lat Wuhłedar był kotwicą dla południowego skraju frontu w rejonie Doniecka. Jego utrata oznacza jego znaczne osłabienie w momencie, kiedy właściwie cały się chwieje i trzeszczy. Sytuacja w rejonie wielokrotnie i często opisywanego Pokrowska (50 km na północ od Wuhłedaru) to jedno. Ukraińcy zdołali ją względnie ustabilizować, rzucając tam posiłki pod koniec sierpnia, choć Rosjanie nadal powoli idą naprzód. Druga sprawa to jednak to, co się dzieje pomiędzy Pokrowskiem a właśnie Wuhłedarem. Rejon miast Hirnyk, Kurachowe i ciągnących się dalej na południe wsi oraz pól. Ostatnie dwa tygodnie to wyjątkowa presja Rosjan na tym odcinku. Ukraińcy notują tam najwięcej ataków na całym froncie. Więcej niż na do niedawna absolutnie priorytetowym dla Rosjan kierunku pokrowskim. W tygodniu 16-22 września było to 305 ataków względem 277. W poprzednim 286 względem 244.

Duża presja i wykorzystanie wcześniejszych sukcesów w rejonie Pokrowska do atakowania ukraińskich linii obronnych od boku przekładają się na duże postępy. Na niektórych odcinkach Rosjanie posunęli się już blisko 10 kilometrów w linii prostej od początku miesiąca. Ukraińcy są wyczerpani i zmuszani do porzucania pozycji, które zostają zagrożone okrążeniem oraz odcięciem od zaplecza. Jest jak najbardziej możliwe, że w najbliższych tygodniach to tempo postępów Rosjan się utrzyma, aż uda im się wyrównać linię frontu i dociągną ją w tym rejonie do poziomu, który osiągnęli w sierpniu na kierunku pokrowskim. W całej tej okolicy nie ma jakichś większych przeszkód naturalnych, które mogłyby istotnie pomóc Ukraińcom w obronie. Niemal wyłącznie płaskie pola bez większych miast.

Rosjanie na pewno też są wyczerpani. Nie brakuje relacji z ich strony frontu, o posyłaniu do szturmów kogo się tylko da, nawet doświadczonych specjalistów czy lżej rannych. Straty ciągle są wysokie. Nie brakuje im jednak amunicji, a bombowce nieniepokojone zrzucają po 3 tysiące bomb szybujących miesięcznie. Ciągle nie widać stabilizacji frontu, którą właśnie na ten okres zapowiadali kilka miesięcy temu specjaliści. Nie widać istotnego wpływu zwiększonej ukraińskiej mobilizacji, czy większego napływu amunicji artyleryjskiej z zachodu. Ukraińcy ciągle piszą i mówią o tym, że na froncie dramatycznie brakuje ludzi oraz broni, a oddziały trzymające obronę są wyczerpane.

gazeta.pl


Na początku września, gdy cena ropy Brent zaczęła gwałtownie spadać z sierpniowego szczytu na poziomie 82 dol. za baryłkę, kraje OPEC+ zdecydowały się odłożyć o dwa miesiące wzrost produkcji zaplanowany na początek października. Uczestnicy rynku zignorowali tę decyzję i cena spadła poniżej 70 dol. do najniższego poziomu od grudnia 2021 r.

Choć cena następnie nieznacznie się podniosła, pojawiło się pytanie, czy OPEC+ będzie w stanie chociażby rozpocząć planowane zwiększenie produkcji. Globalny popyt znajduje się bowiem w stagnacji z powodu spowolnienia światowej gospodarki i gospodarki Chin, głównego konsumenta ropy naftowej.

Do lipca chiński popyt spadał przez cztery kolejne miesiące, a "jego spadek stał się trwałym trendem" — stwierdziła niedawno Międzynarodowa Agencja Energii.

Arabia Saudyjska, największy producent ropy naftowej w OPEC+, zamierza rozpocząć zwiększanie produkcji od 1 grudnia, nawet jeśli doprowadzi to do przedłużającego się okresu niższych cen, powiedziały w rozmowie z "The Financial Times" osoby zaznajomione ze stanowiskiem kierownictwa kraju.

Aby zrównoważyć budżet, Rijad chce, aby cena ropy ustabilizowała się na poziomie 100 dol. za baryłkę. Przywódcy kraju zdecydowali, że nie chcą już oddawać udziału w rynku innym producentom.

Począwszy od grudnia Arabia Saudyjska zamierza zwiększyć średnią dzienną produkcję o 83 tys. baryłek każdego miesiąca, co spowoduje wzrost produkcji o 1 mln baryłek do grudnia 2025 r.

Średnia cena ropy Brent wynosiła 99 dol za baryłkę w 2022 r. — wzrosła ona z powodu inwazji Rosji na Ukrainę. Od listopada tego roku OPEC+ ograniczał produkcję, aby utrzymać wysoką cenę. Ropa naftowa jest jednak coraz tańsza, a jej średnia cena za baryłkę we wrześniu 2024 r. wyniosła już tylko 73 dol. W czwartek 26 września koszt baryłki Brent spadł o ponad 2 proc. do 71,9 dol.

Ceny te można już uznać za krytyczne dla budżetu Rosji, której ropa sprzedawana jest z dyskontem. Tegoroczny rosyjski budżet opiera się na założeniu, że ropa Urals będzie kosztować przynajmniej 70 dol. za baryłkę. Ministerstwo rozwoju gospodarczego Rosji umieściło mniej więcej taką samą cenę — 69,7 dol. — w swoich prognozach na 2025 r.

Kiedy cena za baryłkę ropy Brent spadła poniżej 70 dol. w pierwszej połowie miesiąca, ropa Urals była sprzedawany po 57-60 dol. za baryłkę w portach bałtyckich i czarnomorskich. Takie poziomy "są zdecydowanie niewygodne dla budżetu federalnego", stwierdził rosyjski bank Rosbank.

Ceny te są nawet niższe niż pułap cenowy 60 dol. ustalony przez kraje zachodnie, który prawie przestał być przestrzegany, ponieważ ropa jest obecnie eksportowana głównie przez tankowce z floty cienia.

Tymczasem projekt rosyjskiego budżetu na 2025 r. przewiduje wzrost wydatków w pozycji "obrona narodowa" do rekordowych 13,2 bln rubli (ok. 140 mld dol. lub ok. 540 mln zł po obecnym kursie). To o 22 proc. więcej niż w bieżącym roku i prawie 4 razy więcej niż w przedwojennym 2021 r., kiedy wydatki wyniosły 3,5 bln rubli (ok. 140 mld zł po obecnym kursie).

W rezultacie budżet wojskowy Rosji będzie równy ok. 6,2 proc. PKB Rosji.

onet.pl


Z dokumentu sporządzonego przez ukraiński rząd, który widziała redakcja POLITICO, wynika, że chiński rząd przybył na sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ do Nowego Jorku z konkretnym planem. Chce zdobyć poparcie krajów Ameryki Łacińskiej, Azji i Afryki dla swojego pomysłu zamrożenia walk w Ukrainie na obecnym etapie.

Stany Zjednoczone są przeciwne takiemu rozwiązaniu, a ukraińscy urzędnicy są nim mocno zaniepokojeni — do tego stopnia, że stworzyli odpowiedni dokument, w którym opisują ów plan i przedstawiają go dyplomatom zgromadzonym w Nowym Jorku.

Wynika z niego, że Chiny starają się przekonać urzędników do poparcia rozmów pokojowych skoncentrowanych na "uwzględnieniu interesów bezpieczeństwa każdego kraju", by "zapobiec przegraniu" wojny przez Rosję. W dokumencie ukraiński rząd nie precyzje, jak dokładnie zna strategię Chin. Niemniej prowadzi dyplomatyczną ofensywę na wielu frontach — stara się odwieść sojuszników od poparcia chińskiego planu. Ukraińskie przedstawicielstwo ONZ w Nowym Jorku nie odpowiedziało na prośbę o komentarz w tej sprawie.

Chiny szukają poparcia dla swojego planu zainicjowania rozmów pokojowych między Rosją a Ukrainą. Ich punktem wyjściowym miałby być sześciopunktowy plan pokojowy Chin i Brazylii opublikowany w maju po wizycie Celso Amorima — głównego doradcy brazylijskiego prezydenta — w Pekinie. Plan ten wzywa do natychmiastowego zakończenia działań wojennych, deeskalacji i rozpoczęcia rozmów pokojowych między Kijowem a Moskwą — ale nie zobowiązuje Rosji do wycofania żołnierzy z okupowanych przez nią terytoriów Ukrainy.

(...)

Szczególnych kłopotów może przysporzyć Ukrainie dążenie Chin do uzyskania poparcia Indii. Kijów ma nadzieję, że New Delhi pomoże w wynegocjowaniu porozumienia pokojowego, które Ukraina będzie w stanie zaakceptować. Ambasada Indii w Waszyngtonie odmówiła komentarza w tej sprawie.

Jeśli Chiny będą w stanie przekonać dużą grupę krajów do poparcia ich propozycji, Pekin będzie mógł przedstawić to jako dowód na to, że "światowa większość" popiera jego warunki dotyczące rosyjsko-ukraińskich rozmów pokojowych. Ukraińcy przewidują, że formalnie plan potencjalnych rozmów pokojowych może zostać ujawniony w przyszłym miesiącu na spotkaniu grupy BRICS zrzeszającej wschodzące gospodarki.

Ambasady Rosji i Brazylii w Waszyngtonie oraz Biały Dom nie odpowiedziały na prośby o komentarz.

onet.pl/Politico


— Ukrainy już nie ma. To już nie jest Ukraina. Niemożliwe będzie zastąpienie tych miast i wsi, martwych ludzi, tak wielu martwych ludzi. Każda umowa, nawet najgorsza, będzie lepsza niż to, co mamy teraz — powiedział Trump, odnosząc się do porozumienia z Rosją w sprawie zakończenia wojny.

(...)

Trump w poniedziałek nazwał Zełenskiego "największym sprzedawcą w historii". — Za każdym razem, gdy przyjeżdża do kraju, wyjeżdża z 60 mld dol. (niemal 230 mld zł) — powiedział. Na środowym wiecu Trump nadal atakował Zełenskiego w tej sprawie, mówiąc: — Nadal dajemy miliardy dolarów człowiekowi, który odmawia zawarcia umowy — Zełenskiemu. Każda umowa, którą mógłby zawrzeć, byłaby lepsza niż sytuacja, którą mamy teraz. A teraz mamy kraj, który jest zniszczony.

Tymczasem Trump nadal twierdzi, że jest w stanie natychmiast zatrzymać wojnę, jeśli wróci do Białego Domu. — Utkniemy w tej wojnie, jeśli nie zostanę prezydentem. Zrobię to, wynegocjuję [pokój]. Wydostanę się stamtąd. Musimy się stamtąd wydostać — powiedział na innym wydarzeniu we wtorek. Dzień wcześniej powiedział: — Jeśli wygram te wybory, pierwszą rzeczą, jaką zrobię, będzie zadzwonienie do Zełenskiego i prezydenta Putina i powiedzenie: "Musisz negocjować, to szaleństwo".

Trump wydawał się być rozgniewany komentarzami Zełenskiego, który wcześniej podczas swojej wizyty w USA zakwestionował jego zdolność do zrozumienia sytuacji w Ukrainie i doprowadzenia do pokoju, podał "Financial Times". W wywiadzie dla "New Yorkera" ukraiński prezydent zasugerował, że były prezydent nie rozumie złożoności konfliktu: — Mam wrażenie, że Trump tak naprawdę nie wie, jak powstrzymać wojnę, nawet jeśli może mu się tak wydawać.

Trump powiedział jednak na środowym wiecu: — Prezydent Ukrainy jest w naszym kraju i wygłasza małe paskudne inwektywy przeciwko waszemu ulubionemu prezydentowi.

Niektórzy inni Republikanie również zwrócili się przeciwko Zełenskiemu. Marszałek Izby Reprezentantów Mike Johnson wysłał do niego list, w którym nazwał jego wizytę w fabryce broni w Pensylwanii "czysto partyjną kampanią mającą na celu pomoc Demokratom i oczywistą ingerencją w wybory". Johnson wezwał Zełenskiego do podania ukraińskiej ambasador w USA, Oksany Markarowej, która zorganizowała wizytę, do dymisji.

Pensylwania jest jednym z siedmiu tzw. swing states, o których wyborców walczą kandydaci obu partii. Biuro Zełenskiego stwierdziło, że wizyta była wyłącznie "gestem wdzięczności" wobec producenta pocisków, który dostarcza je do Ukrainy. Jednocześnie Harris stara się wykorzystać wsparcie Waszyngtonu dla Ukrainy, aby pozyskać po swojej stronie około 750 tys. mieszkańców Pensylwanii polskiego pochodzenia.

onet.pl


W dobie powszechnego dostępu do internetu środki aktywne uległy istotnym przekształceniom. Nowa platforma przekazu okazała się znakomitą przestrzenią do użycia narzędzi cyfrowych. Rola tych tradycyjnych została zredukowana: zmieniła się natura komunikacji masowej – obok mediów drukowanych, radia i telewizji musi ona uwzględniać media internetowe, zwłaszcza sieci społecznościowe. Wszystkie instrumenty (te nowe i te stare) wymagają ponadto dostosowania do nowych warunków wielokanałowej narracji. Za pomocą internetu – ogólnoświatowego metamedium – transmituje się osiągające niespotykane dotąd zasięgi przekazy multimedialne wykorzystujące tekst, obraz i dźwięk. Nową dynamikę aktywnym przedsięwzięciom nadały też szerokie możliwości komunikacji grupowej, prowadzonej w czasie rzeczywistym i umożliwiającej natychmiastową reakcję.

Nowe media stały się kluczem do objaśnienia transformacji środków aktywnych, jako że internet stanowi ponadgraniczną platformę pozwalającą państwom, którym przyświecają wyraźnie destrukcyjne, wywrotowe zamiary, na różne formy ingerencji w sprawy wewnętrzne innych. Ta kapitalna cecha nie zamyka listy wyróżników generujących wyjątkową przydatność nowych mediów w walce informacyjnej. Ich ważną z perspektywy procesu komunikacyjnego zaletą jest rosnąca liczba użytkowników sieci, czemu sprzyjają nowe technologie (dziś niemal każdego stać na „prywatny” przekaźnik – smartfon – za pomocą którego można wszystko sfilmować i od razu pokazać światu).

Dynamiczny rozwój środków aktywnych w środowisku nowych mediów wiąże się z zachodzącymi od 2004 r. zmianami wynikającymi z pojawienia się tzw. internetu drugiej generacji (Web 2.0). O ile Web 1.0 był przede wszystkim źródłem informacji, o tyle Web 2.0 stał się centrum komunikacji jego użytkowników. Dochodzi do niej w wielu miejscach w cyberprzestrzeni, takich jak blogi, fora, podcasty, a zwłaszcza serwisy społecznościowe (m.in. Facebook, YouTube, WeChat, Instagram, TikTok, X/Twitter czy rosyjskojęzyczne: LiveJournal, VKontaktie, Odnokłassniki, wyszukiwarka i portal Yandex). W zależności od profilu odbiorcy ich operatorzy oferują najrozmaitsze komunikatory, platformy blogowe, agregatory filmów, portale pozwalające na tworzenie sieci, a ich użytkownikom – na uczestnictwo w danej społeczności. O przydatności nowych mediów do działań aktywnych zadecydowało więc wiele cech, a zwłaszcza: globalny zasięg, zniesienie barier komunikacyjnych (np. językowych), możliwość wykorzystania urozmaiconych technik komunikacyjnych, anonimowość, szybkość i trwałość przekazu, wysoka interaktywność, niski koszt oraz łatwość użytkowania.

Nowych mediów nie sposób też przecenić z perspektywy służb wywiadowczych. Internet zapewnił im dostęp (także nielegalny) do danych w czasie rzeczywistym oraz szybką i tanią komunikację, dostarczył narzędzi do zaawansowanego wyszukiwania i analizy obrazów i materiałów wideo, tj. informacyjnego spenetrowania obiektu działań. Ułatwił kradzież tożsamości w sieci, podszywanie się pod oficjalne strony oraz kreowanie sytuacji sprzyjających konkretnym aktorom państwowym i grupom interesu w kraju i w relacjach międzynarodowych. Stworzył możliwość błyskawicznego upowszechniania spreparowanych treści (ich emitowania na cały świat, powielania, wycinania tych niepożądanych, narzucania własnej interpretacji), gwarantując anonimowość nadawcy (a więc podniesienie poziomu własnego bezpieczeństwa w sieci, opcję maskowania poczynań i zacierania ich śladów poprzez łańcuchy pośredników) i dostęp do odbiorcy. Zapewnił również możność „wybielania” dezinformacji: odbiorca, szukając potwierdzenia podsuniętego mu przekazu, uzyskuje go z kilku innych dezinformujących źródeł. Słowem – globalna sieć przyniosła ze sobą narzędzia sprawiające, że współczesne operacje informacyjne są trudne do wykrycia.

Amerykański ekspert ds. mediów społecznościowych Bret Schafer w raporcie pt. A view from the digital trenches twierdzi m.in., że na obecnych platformach cyfrowych skuteczną dezinformację można przeprowadzić w ciągu kilku tygodni, podczas gdy w czasie zimnej wojny trwało to nawet kilka lat. Plotki lub wycieki danych rozprzestrzeniają się w internecie w ciągu dni, jeśli nie godzin. W opinii Schafera dzisiejsze operacje informacyjno-psychologiczne cechują się dodatkowo aterytorialnością (można je przeprowadzić z dowolnego punktu na świecie) oraz automatyzacją procesów powielania dezinformacji (np. poprzez botting). Dziś można dezinformować nie tylko człowieka, lecz także maszyny – tzw. złe (szkodliwe) boty zarządzają np. ruchem w sieci przez zmiany pozycji informacji w rankingach wyszukiwarek (tzw. dobrych botów). Ponadto wykorzystanie botów pozwala niewielkiej liczbie operatorów multiplikować komunikaty na licznych platformach i kanałach. Zautomatyzowane boty mają zdolność kształtowania olbrzymich zasięgów i docierania z przekazem propagandowym do większych niż wcześniej grup odbiorców. Sieci botów i trolli mogą w ten sposób wykreować konsensus polityczny, czyli sprawić, że konkretny polityk czy idea uzyskają szerokie poparcie społeczne, lub na odwrót – poprzez stworzenie ich fałszywego obrazu pozbawić ich popularności.

Istotne jest również to, że użytkownicy mediów społecznościowych swoją aktywnością ułatwiają odczytanie własnych profilów osobowościowych (chodzi m.in. o przekonania religijne, ideologiczne i polityczne). Dzięki temu mimowolnie wspomagają podmiot prowadzący działania informacyjno-psychologiczne w identyfikacji szerszych zbiorowości i dotarciu do nich z odpowiednio sprofilowanym przekazem. Do nowych uwarunkowań walki informacyjnej należy też jej umasowienie. W tym kontekście wystarczy wspomnieć, że tylko jednego dnia, 14 marca 2022 r., w przestrzeni polskiego internetu zawieszono lub zlikwidowano cztery „gniazda” dezinformacyjne, skupiające łącznie ok. 3 tys. kont.

Podmioty stosujące cyfrowe środki aktywne wykorzystują zarówno pozytywne, jak i negatywne aspekty nowych mediów. Współczesny człowiek jest narażony nie tylko na nadmiar informacji, lecz także na jej niską jakość. Sieć nie respektuje powszechnych reguł rozpowszechniania wyłącznie rzetelnych, sprawdzonych i przefiltrowanych oryginalnych danych. Nie da się ochronić przed zalewem dezinformacji – głównie wskutek rozproszenia informacji, jej wielokrotnego przetwarzania i powielania. Skutkuje to błędnym postrzeganiem świata, wzmocnieniem radykalnych poglądów politycznych, polaryzacją grup społecznościowych, konfliktami i hejtem w internecie.

Dysfunkcje social mediów to pokłosie ich specyfiki technologicznej i społecznej. Według Justyny Balcewicz, analityczki NASK specjalizującej się w cyberbezpieczeństwie, informacje są modelowane zgodnie z oczekiwaniami odbiorców. „Takie profilowanie powoduje zamknięcie się w bańce filtrującej, co sprawia, że użytkownicy żyją w przekłamanym, homogenicznym świecie, w którym wydaje się, że wszyscy mają takie same poglądy”. Mechanizm jest prosty: na podstawie zachowania użytkownika w sieci algorytmy tworzą jego profil, a następnie dobierają do niego treści odpowiadające jego indywidualnym preferencjom. Prowadzi to do tworzenia się tzw. cyfrowych gett, czyli podziału społeczeństwa na grupy odbiorców wyeksponowanych na te same treści, co z jednej strony wzmacnia ich wspólnotowość, a z drugiej – separuje od innych. „Grupa spaja swoich członków. Wykorzystuje przy tym efekt polaryzacji, podział świata na «my» i «oni». Oczywiście, to «my» jesteśmy zawsze tymi, którzy mają rację. Dodatkowo używa argumentu prawdy dostępnej tylko dla wybranych i uświadomionych, utwierdzając w użytkownikach przekonanie, że należą do elity”.

Nowe technologie zaburzyły przy tym dotychczasową funkcję gatekeeperów (osób pilnujących rzetelności informacji): „Rola gatekeeperów uległa przeobrażeniu. W mediach tradycyjnych pierwszym etapem było filtrowanie informacji, a drugim ich publikacja. W nowych mediach proces ten jest odwrócony. Najpierw następuje publikacja, a później dopiero filtrowanie, które odbywa się w ramach poszczególnych sieci społecznościowych”. Mimo częstokroć braku kompetencji przekaźnikami i filtrami danych są sami użytkownicy sieci: weryfikują oni treści z innych mediów i dodają do nich własne komentarze, po czym rozpowszechniają we własnych środowiskach.

(...)

Wśród rozpoznanych i opisanych mechanizmów psychologicznych pozwalających zrozumieć oddziaływanie fałszywych informacji na funkcjonowanie człowieka Zegarow odnotował ponadto: „stres informacyjny” (specyficzną formę dyskomfortu wewnętrznego wywołanego nadmiarem danych, których nie jesteśmy w stanie przetworzyć), empirycznie udowodnioną „wrodzoną trudność w rozpoznawaniu fake newsów” czy „rozumowanie motywowane” (czyli wpływ motywacji na ocenę informacji, kształtowanie postaw i podejmowanie decyzji). To ostatnie skutkuje selektywnym przetwarzaniem i zapamiętywaniem informacji, wzmacnianiem stronniczości i polaryzacją poglądów. Ma katastrofalne skutki zwłaszcza dla procesu decyzyjnego.

Jolanta Darczewska - Zawładnąć umysłami i urządzić świat