Pierwszym ewolucyjnym odejściem, które ostatecznie doprowadziło do powstania naszego gatunku, wcale nie były powiększenie się mózgu ani umiejętność budowania narzędzi, lecz dwunożność — strukturalnie nieprawdopodobna i niosąca ze sobą gigantyczne konsekwencje adaptacja, której początki sięgają czasów sprzed siedmiu milionów lat [Johanson 2006]. Ludzie są jedynymi ssakami, których naturalną sylwetką podczas chodzenia jest pozycja wyprostowana (inne ssaki naczelne robią to tylko okazjonalnie), stąd dwunożność może być postrzegana jako krytyczna przełomowa adaptacja, dzięki której ostatecznie staliśmy się ludźmi. Mimo to dwunożność — będąca zasadniczo sekwencją powstrzymywanych upadków — jest ze swej natury niestabilna i niezgrabna: „Ludzkie chodzenie to ryzykowna sprawa. Bez idealnego wyczucia, którego dokładność sięga ułamków sekundy, człowiek upadłby płasko na twarz; prawdę mówiąc, każdy wykonywany przez niego krok to balansowanie na krawędzi katastrofy” [Napier 1970, s. 165]. Oprócz tego, że jesteśmy bardziej podatni na urazy mięśniowo-szkieletowe, dwunożność powoduje również utratę masy kostnej, osteopenię (spadek gęstości kości poniżej normy) i osteoporozę [Latimer 2005] u osób w podeszłym wieku.
Zaproponowano wiele różnych odpowiedzi na oczywiste pytanie: „Dlaczego w takim razie to robimy?”. Niektóre z nich, w tym krótka argumentacja Johansona [2006], wydają się mało przekonujące. Sprawianie wrażenia wyższego po to, żeby zastraszyć drapieżników, nie przyniosłoby żadnego skutku w kontakcie z dzikimi psami, gepardami czy hienami, które nie boją się ssaków dużo większych od siebie. Chodzenie w wyprostowanej pozycji tylko po to, żeby wyglądać na wyższego, niepotrzebnie przyciągnęłoby uwagę drapieżników; sięganie po owoce z niskich gałęzi było możliwe bez rezygnacji z szybkiego biegania na czterech kończynach; a efekt ochłodzenia organizmu można było osiągnąć, odpoczywając w cieniu i szukając pożywienia tylko podczas chłodniejszych poranków lub wieczorów. Najlepszym wytłumaczeniem mogą być różnice w ogólnym zużyciu energii [Lovejoy 1988]. Hominini, podobnie jak wiele innych ssaków, większość swojej energii tracili na rozmnażanie się, jedzenie i zapewnianie bezpieczeństwa, a skoro dwunożność pomogła im osiągać te wszystkie cele, cecha ta została przyjęta na stałe.
Cytując Johansona [2006, s. 2]: „Naturalna selekcja nie może wykreować takiego zachowania jak dwunożność, ale może doprowadzić do wybrania tego zachowania, jeśli ono już się pojawiło”. Patrząc na to z węższej perspektywy, trudno stwierdzić, czy dwunożność przyniosła wystarczającą biomechaniczną przewagę, która przyczyniła się do jej rozpowszechnienia tylko ze względu na koszt energii chodzenia [Richmond i in. 2001]. Sockol, Raichlen i Pontzer [2007] zmierzyli koszt energetyczny spacerujących szympansów i dorosłych ludzi; odkryli, że u ludzi chodzenie kosztuje około 75% mniej energii niż chodzenie na czterech lub na dwóch kończynach u szympansów. Różnica ta jest rezultatem różnic biomechanicznych w anatomii i chodzie — przede wszystkim rozszerzonego biodra i dłuższych kończyn tylnych u ludzi.
Dwunożność rozpoczęła kaskadę gigantycznych zmian ewolucyjnych [Kingdon 2003; Meldrum, Hilton 2004]. Kiedy hominini zaczęli chodzić w wyprostowanej pozycji, zyskali swobodę do noszenia broni w rękach i zanoszenia jedzenia do siedlisk (wcześniej musieli spożywać je na miejscu). Dwunożność była niezbędna do wykształcenia większej zręczności dłoni i rozwinięcia umiejętności korzystania z narzędzi. Hashimoto i jego współpracownicy [2013] doszli do wniosku, że adaptacje, które umożliwiły używanie narzędzi, ewoluowały niezależnie od tych, które były potrzebne do wykształcenia dwunożności, ponieważ zarówno u ludzi, jak i u małp każdy palec ma osobną reprezentację w pierwotnej korze somatosensorycznej, tak samo jak jest fizycznie odseparowany od pozostałych palców u dłoni. Dzięki temu palce mogą być używane niezależnie od siebie w złożonych ruchach podczas używania narzędzi. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że bez dwunożności niemożliwe byłoby używanie korpusu ciała jako dźwigni, która przyspiesza działanie dłoni podczas wytwarzania i używania narzędzi. Dwunożność wyswobodziła również usta i zęby, umożliwiając im wykształcenie bardziej złożonego systemu przywoływania, który jest warunkiem wstępnym do powstania języka [Aiello 1996]. Wszystkie te formy rozwoju wymagały większych mózgów, których koszt energii z czasem zwiększył się aż 3-krotnie w porównaniu z mózgami szympansów i osiągnął poziom aż jednej szóstej całkowitego podstawowego tempa metabolizmu [Foley, Lee 1991; Lewin 2004]. Średni współczynnik encefalizacji (rzeczywista/szacowana masa mózgu podzielona przez masę ciała) wynosi 2 – 3,5 dla ssaków naczelnych i wczesnych homininów, natomiast u ludzi jest to nieco ponad 6. Trzy miliony lat temu Australopithecus afarensis miał mózg o pojemności niecałych 500 cm3; 1,5 miliona lat temu pojemność ta była 2-krotnie większa u Homo erectus, a potem wzrosła średnio jeszcze o 50% u Homo sapiens [Leonard, Snodgrass, Robertson 2007].
Wyższy współczynnik encefalizacji był kluczowy dla zwiększenia złożoności społecznej (która poprawiła szanse na przetrwanie i odróżniła homininów od innych ssaków) i był ściśle związany ze zmianami jakości spożywanego jedzenia. Zapotrzebowanie mózgu na energię jest mniej więcej 16 razy większe niż zapotrzebowanie mięśni szkieletowych, a mózg człowieka potrzebuje 20 – 25% energii metabolizmu spoczynkowego w porównaniu z 8 – 10% u innych ssaków naczelnych i jedynie 3 – 5% u pozostałych ssaków [Holliday 1986; Leonard i in. 2003]. Jedynym sposobem na utrzymanie dużego mózgu przy zachowaniu ogólnego tempa metabolizmu (metabolizm spoczynkowy u człowieka nie jest wyższy niż u innych ssaków o podobnej masie) było zmniejszenie masy innych tkanek o wysokich wymaganiach metabolicznych. Aiello i Wheeler [1995] wysunęli tezę, że zmniejszenie długości przewodu pokarmowego było najlepszą opcją, ponieważ masa jelit (w przeciwieństwie do masy serca czy nerek) może być bardzo różna w zależności od diety.
Fish i Lockwood [2003], Leonard, Snodgrass i Robertson [2007], a także Hublin i Richards [2009] potwierdzili, że istnieje ważna pozytywna korelacja między jakością diety a masą mózgu u ssaków naczelnych, a lepsza dieta homininów, zawierająca mięso, wspomagała większe mózgi, których wysokie zapotrzebowanie na energię było po części rezultatem skrócenia układu pokarmowego [Braun i in. 2010]. Podczas gdy u pozostałych ssaków naczelnych niebędących ludźmi ponad 45% masy przewodu pokarmowego stanowi jelito grube, a tylko 14 – 29% jelito cienkie, u ludzi ten stosunek jest odwrócony: jelito cienkie stanowi ponad 56%, a jelito grube tylko 17 – 25% masy przewodu pokarmowego, co wyraźnie świadczy o dostosowaniu się człowieka do spożywania wysokojakościowych produktów o dużej gęstości energii (mięsa, orzechów), które mogą być trawione w jelicie cienkim. Zwiększona konsumpcja mięsa pomaga również wyjaśnić przyrost masy ciała oraz większy wzrost człowieka, a także mniejsze szczęki i zęby [McHenry, Coffing 2000; Aiello, Wells 2002]. Jednak wzrost spożycia mięsa nie mógł zmienić podstaw energetycznych ewoluujących homininów: aby zdobyć dowolne pożywienie, musieli oni polegać wyłącznie na swoich mięśniach i stosowaniu prostych forteli podczas zbierania, wygrzebywania, polowania i łowienia.
(...)
Nigdy nie poznamy najwcześniejszych dat kontrolowanego używania ognia do ogrzewania się i gotowania: na otwartych przestrzeniach wszystkie znaczące dowody zostały usunięte przez sekwencję wielu wydarzeń, natomiast w jaskiniach zostały zatarte przez następne pokolenia, które również używały ognia. Najwcześniejsza data potwierdzonego użycia kontrolowanego ognia została ostatnio cofnięta: Goudsblom [1992] określił ją na około 250 000 lat temu, a 12 lat później Goren-Inbar ze współpracownikami [2004] cofnęli ją aż do 790 000 lat temu. Tymczasem informacje zawarte w skamielinach sugerują, że konsumowanie jedzenia poddanego obróbce cieplnej zaczęło się dużo dawniej — 1,9 miliona lat temu. Nie ma jednak żadnych wątpliwości co do tego, że w okresie paleolitu górnego (30 000 – 20 000 lat temu), w którym Homo sapiens sapiens wyparł europejskich neandertalczyków, używanie ognia było już powszechne [Bar-Yosef 2002; Karkanas i in. 2007].
Przyrządzanie mięsa na ogniu zawsze było postrzegane jako ważny element ewolucji człowieka; Wrangham [2009] uważa wręcz, że miało ono „gigantyczny” wpływ na naszych przodków, bo znacząco zwiększyło zakres i jakość dostępnego pożywienia, a także przyniosło wiele zmian fizycznych (włącznie z mniejszymi zębami i mniej pojemnym przewodem pokarmowym) i behawioralnych (takich jak potrzeba bronienia zapasów nagromadzonej żywności, która sprzyjała tworzeniu więzi opiekuńczych między kobietami a mężczyznami), które ostatecznie doprowadziły do kompleksowej socjalizacji, osiadłego trybu życia i „samoudomowienia”. Wszystkie prehistoryczne metody gotowania wykorzystywały otwarty ogień: mięso było zawieszane nad płomieniami, zakopywane w gorącym żarze, kładzione na gorących kamieniach, okrywane twardą skórą, pokrywane gliną albo wkładane razem z gorącymi kamieniami do skórzanych worków wypełnionych wodą.
(...)
Bailey i współpracownicy [1989] doszli do wniosku, że nie istnieją żadne jednoznaczne etnograficzne dowody na istnienie zbieraczy-łowców, którzy żyliby w tropikalnych lasach deszczowych i nie żywili się udomowionymi zwierzętami i roślinami hodowlanymi. Później Bailey i Headland [1991] zmienili ten wniosek, gdy dowody archeologiczne z Malezji pokazały, że duże zagęszczenie sagowca i świń pozwalało na wyjątki. Podobnie zbieractwo często przynosiło zaskakująco niezadowalające rezultaty w bogatych gatunkowo tropikach i lasach strefy umiarkowanej. Ekosystemy te obejmują większość masy roślinnej na naszej planecie, jednak ma ona głównie formę martwych tkanek pni wysokich drzew składających się z celulozy i ligniny, których ludzie nie potrafią strawić [Smil 2013a]. Bogate energetycznie owoce i nasiona stanowią bardzo niewielki odsetek ogólnej masy roślinnej i często nie są dostępne, bo rosną na wysokich koronach drzew; nasiona natomiast często są chronione przez twarde łupiny, które sprawiają, że ich spożycie musi być poprzedzone przez proces obróbki pochłaniający duże ilości energii. Zbieractwo w lasach tropikalnych wymagało również przeprowadzania większych poszukiwań; duża różnorodność gatunków jest bowiem przyczyną znaczących odległości między tymi drzewami lub pnączami, których części są gotowe do zbioru (...). Zbieranie orzechów brazylijskich jest doskonałym przykładem tych ograniczeń (...).
W przeciwieństwie do często frustrujących łowów w lasach tropikalnych i borealnych, łąki i otwarte tereny leśne oferowały dużo lepsze możliwości zbierania i łowienia. Wprawdzie charakteryzowały się one dużo mniejszą ilością energii na jednostkę powierzchni niż gęste lasy, ale większą część tej energii stanowiły łatwe do zbierania i wysoce odżywcze nasiona i owoce, a także skupiska korzeni i bulw bogatych w skrobię. Wysoka gęstość energetyczna orzechów (aż do 25 MJ/kg) przyczyniła się do wzrostu ich popularności, a niektóre z nich, takie jak żołędzie i kasztany, były również bardzo łatwe do zebrania. I w przeciwieństwie do terenów leśnych wiele zwierząt pasących się na terenach trawiastych mogło dorastać do bardzo dużych rozmiarów, często przemieszczało się w ogromnych stadach i przynosiło imponujący zysk energetyczny w przypadku zainwestowania energii w łowy.
Hominini mogli zdobywać mięso na terenach trawiastych i leśnych, nawet nie posiadając żadnej broni — jako padlinożercy, niezrównani biegacze albo sprytni kombinatorzy. Wobec skromnych fizycznych uzdolnień pierwszych ludzi i braku skutecznej broni najbardziej prawdopodobne jest, że nasi przodkowie początkowo byli lepszymi specjalistami od zdobywania padliny niż od łowów [Blumenschine, Cavallo 1992; Pobiner 2015]. Duzi drapieżcy — lwy, lamparty, koty szablozębne — często porzucali częściowo zjedzone roślinożerne ofiary. Ich mięso, albo przynajmniej odżywczy szpik kostny, mogli zjadać czujni ludzie pierwotni, zanim zdążyły je wyczuć sępy, hieny lub inni padlinożercy. Jednak Domínguez-Rodrigo [2002] twierdzi, że padlina zawierała niewystarczająco dużo mięsa i tylko polowania mogły zapewnić odpowiednią ilość białka zwierzęcego ludziom żyjącym na terenach trawiastych. Tak czy inaczej dwunożność i większa zdolność do pocenia się człowieka w porównaniu z dowolnym innym ssakiem umożliwiły ściganie nawet najszybszych roślinożerców aż do ich wyczerpania (...).
(...)
Niezwykła zdolność człowieka do termoregulacji wynika z jego zdolności do wydzielania dużych ilości potu. Konie tracą wodę w tempie 100 g na 1 m2 skóry na godzinę, wielbłądy tracą do 250 g/m2, tymczasem ludzie tracą ponad 500 g/m2, a maksymalne tempo wydzielania potu może u nich wynieść ponad 2 kg na godzinę [Torii 1995; Taylor, Machado-Moreira 2013]. Tempo pocenia się przekłada się na utratę ciepła na poziomie 550 – 625 W, co wystarczy do regulowania temperatury ciała nawet podczas wykonywania bardzo ciężkiej pracy. Ludzie mogą również pić mniej, niż wydalają pod postacią potu, a każde tymczasowe częściowe odwodnienie potrafią wyrównać kilka godzin później. Dzięki umiejętności biegania ludzie dołączyli do grupy drapieżników o wysokiej temperaturze ciała prowadzących dzienny tryb życia, które potrafią ścigać zwierzęta aż do ich wyczerpania [Heinrich 2001, Liebenberg 2006]. Przykładem takich udokumentowanych wyścigów są między innymi biegi Indian Tarahumara z północnego Meksyku ścigających jelenie oraz biegi Pajutów i Nawahów, którzy potrafią wyprzedzić antylopę widłorogą. Ludzie z plemienia Basarwa z Kalahari potrafili gonić dujkery, oryksy, a w porze suchej nawet zebry aż do wycieńczenia tych zwierząt, a niektórzy australijscy Aborygeni robili to samo z kangurami. Łowcy biegający boso zdołali zmniejszyć koszty energii o około 4% (i rzadziej doznawali ostrych urazów kostki i chronicznych urazów podudzia) w porównaniu ze współczesnymi biegaczami noszącymi sportowe buty [Warburton 2001].
Carrier [1984] uważa, że imponujące tempo odprowadzania ciepła przez człowieka stanowi ważną przewagę ewolucyjną, która pomogła naszym przodkom przejąć nową niszę zarezerwowaną dla drapieżników prowadzących dzienny tryb życia i mających wysoką temperaturę ciała. Zdolność do obfitego pocenia się, a co za tym idzie, do ciężkiej pracy w gorącym środowisku, charakteryzuje również te populacje, które wyemigrowały do chłodniejszych klimatów: nie obserwuje się znaczących różnic w gęstości rozmieszczenia gruczołów ekrynowych u ludzi zamieszkujących różne strefy klimatyczne [Taylor 2006]. Ludzie ze średnich i dużych szerokości geograficznych już po krótkim okresie aklimatyzacji zaczynają się pocić w takim tempie, jak osoby, które mieszkają w gorącym klimacie.
Kiedy wynaleziono odpowiednie narzędzia, szybko zaczęto masowo ich używać do ścigania ofiar. Faith [2007] po przebadaniu 51 znalezisk ze środkowego paleolitu i 98 znalezisk z późnego paleolitu potwierdził, że pradawni afrykańscy łowcy byli doskonale wyszkoleni w zabijaniu dużych ssaków kopytnych, w tym również bawołów. Wymagania dotyczące energii podczas polowania na duże zwierzęta również wniosły nieoceniony wkład w socjalizację gatunku ludzkiego. Trinkaus [1987, s. 131 – 132] doszedł do następującego wniosku: „większość cech wyróżniających człowieka, takich jak dwunożność, zręczność manualna, złożona technologia i wyraźna encefalizacja, może być postrzegana jako efekt wymagań stawianych przez oportunistyczny system zbieracko-łowiecki”.
Rola, jaką odegrały polowania w ewolucji społeczności ludzkich, jest oczywista. Indywidualne polowania na duże zwierzęta przy użyciu prymitywnych narzędzi niezwykle rzadko kończyły się sukcesem, a skuteczne grupy myśliwych musiały zachować minimalną wielkość umożliwiającą współpracę, żeby były w stanie śledzić zranione zwierzęta, zabić je, przetransportować ich mięso, a potem podzielić się łupem. Wspólne łowy z pewnością przynosiły najlepsze rezultaty dzięki dobrze zaplanowanemu i przeprowadzonemu zaganianiu zwierząt w ograniczone stada (przy pomocy zasieków zrobionych z krzewów i kamieni, drewnianych płotów albo ramp) i schwytaniu ich do wcześniej przygotowanych zagród lub naturalnych pułapek bądź też — i jest to być może najprostsze i najgenialniejsze rozwiązanie — wywołaniu wśród nich takiej paniki, że spadały z urwiska [Frison 1987]. W ten sposób zabijano wielu dużych roślinożerców — mamuty, bizony, jelenie, antylopy i dzikie owce — i pozyskiwano duże ilości mięsa, które następnie można było zamrozić albo przetworzyć (uwędzić lub wysuszyć na słońcu).
(...)
Przed nastaniem rolnictwa ludzie byli wszystkożercami, bo nie mogli sobie pozwolić na zignorowanie jakichkolwiek dostępnych zasobów żywności. Chociaż różnorodność gatunków i roślin spożywanych przez zbieraczy-łowców była duża, zazwyczaj w ich diecie dominowało tylko kilka podstawowych produktów. Wykształcenie się preferencji dla ziaren wśród zbieraczy było nieuniknione. Oprócz tego, że zbieranie i przechowywanie ziaren jest zazwyczaj proste, łączą one w sobie dużą wartość energetyczną ze stosunkowo dużą ilością białka. Ziarna dzikich traw są tak samo kaloryczne jak ziarna zbóż uprawnych (dla pszenicy jest to 15 MJ/kg), podczas gdy gęstość energetyczna orzechów jest aż do 80% większa (dla orzechów włoskich wynosi 27,4 MJ/kg).
(...)
Nasza niezdolność do zrekonstruowania prehistorycznych bilansów energetycznych sprawiła, że pewni naukowcy dokonali niedopuszczalnych generalizacji. W niektórych grupach ogólny wysiłek podejmowany w celu zdobycia pożywienia był stosunkowo niski i trwał zaledwie kilka godzin dziennie. To odkrycie sprawiło, że zbieracze-łowcy zaczęli być postrzegani jako „pierwotne zamożne społeczeństwo” cieszące się obfitością dóbr materialnych i spędzające czas na rozrywce i spaniu [Sahlins 1972]. Co istotne, uznano, że członkowie plemienia Dobe !Kung, żyjącego na pustyni Kalahari w Botswanie i żywiącego się dziką roślinnością i mięsem, stanowią doskonałe odzwierciedlenie prehistorycznych zbieraczyłowców, którzy żyli w zadowoleniu, ciesząc się siłą i zdrowiem [Lee i DeVore 1968]. Wniosek ten, oparty na bardzo ograniczonych i wątpliwych dowodach, musi zostać zakwestionowany — i tak właśnie się stało [Bird-Davin 1992; Kaplan 2000; Bogin 2011].
Uproszczone teorie na temat zamożnych społeczności zbierackołowieckich ignorują zarówno aspekt ciężkiej i często niebezpiecznej pracy związanej ze zdobywaniem pożywienia, jak i częstotliwość, z którą czynniki środowiskowe i choroby zakaźne dziesiątkowały większość tych społeczności. Sezonowe niedobory żywności zmuszały ludzi do zjadania niestrawnych tkanek roślin, co prowadziło do utraty wagi, a często też wywoływało niszczycielskie klęski głodu. Powodowały również wysoką śmiertelność niemowląt (której jedną z przyczyn było dzieciobójstwo) i obniżało dzietność. Nic więc dziwnego, że ponowna analiza kosztów energetycznych i danych demograficznych zebranych w latach 60. XX w. potwierdziła, iż stan odżywienia oraz zdrowie członków plemienia Dobe !Kung „były w najlepszym razie wątpliwe, a w najgorszym sugerowały, że społeczności tej grozi wyginięcie” [Bogin 2011, s. 349]. Froment [2001, s. 259] napisał: „Zbieracze-łowcy, którzy musieli stawiać czoło niebezpieczeństwom i zmagać się z groźnymi chorobami, nie żyją — i nigdy nie żyli — w rajskim ogrodzie; nie byli zamożni, lecz biedni; mieli ograniczone potrzeby i ograniczonypoziom zadowolenia”.
(...)
Najwyższą wydajność w złożonych społecznościach zbierackołowieckich przypisuje się wykorzystywaniu zasobów wodnych [Yesner 1980]. Wykopaliska z czasów mezolitu w południowej Skandynawii ujawniły, że kiedy łowcy z okresu polodowcowego doprowadzili do wyginięcia całych populacji dużych roślinożerców, zaczęli urządzać polowania na morświny i wieloryby, łowić ryby albo zbierać muszle (Price 1991]. Mieszkali w większych, często stałych osadach i budowali w nich cmentarze. Plemiona z rejonu Wybrzeża Północno-Zachodniego, uzależnione od połowów ryb, budowały osady dla kilkusetosobowych grup, które mieszkały w solidnych drewnianych domach. Regularne wędrówki gatunków łososia były gwarancją niezawodnego i łatwo dostępnego źródła odżywczego mięsa, które można było z łatwością przechowywać w postaci wędzonej. Dzięki dużej zawartości tłuszczu (około 15%) gęstość energetyczna łososia (wynosząca 9,1 MJ/kg) prawie 3-krotnie przewyższa gęstość energetyczną dorsza (3,2 MJ/kg). Imponującym przykładem wysokiej gęstości zaludnienia wynikającej z uzależnienia od połowów zwierząt morskich są Inuici z Alaski, których zwrot energii netto z zabijania migrujących fiszbinowców był ponad dwa tysiące razy większy niż poniesione nakłady [Sheehan 1985] (...).
Dostawy żywności uzależnione od kilku sezonowych przepływów energii wymagały stworzenia rozbudowanego i często skomplikowanego systemu magazynowania. Oto przykładowe sposoby przechowywania jedzenia: wkładanie go do wiecznej zmarzliny; suszenie i wędzenie owoców morza, jagód i mięsa; przechowywanie ziaren i korzeni; konserwowanie w oleju; wytwarzanie kiełbas; przygotowywanie ciast na bazie zmielonych orzechów oraz różnych rodzajów mąki. Przechowywanie żywności przez długie okresy i na dużą skalę zmieniło nastawienie zbieraczyłowców do takich kwestii jak czas, praca i natura, a także pomogło ustabilizować gęstość zaludnienia na wyższym poziomie [Hayden 1981; Testart 1982; Fitzhugh, Habu 2002]. Potrzeba planowania i budżetowania czasu była prawdopodobnie najważniejszą korzyścią ewolucyjną. Ten nowy tryb funkcjonowania uniemożliwił częste przemieszczanie się i wprowadził nową formę egzystencji opartą na gromadzeniu nadwyżek zapasów. Proces ten miał charakter samowzmacniający: konieczność zarządzania jeszcze większą ilością przepływów energii słonecznej zapoczątkowała drogę do jeszcze większej złożoności społecznej.
Vaclav Smil - Energia i cywilizacja