niedziela, 29 czerwca 2025



W momencie, w którym rosyjskie lotniska głęboko wewnątrz kraju zostały skutecznie zaatakowane przez ukraińskie drony, a ukraińskie działania uszkodziły most kolejowy na Krymie i kilka odcinków torów w obwodach briańskim i kurskim, komentatorzy zwrócili uwagę, że wojna znów przeniosła się na szyny – i to dosłownie.W ocenie „The Moscow Times” strategiczna infrastruktura kolejowa pełni dziś dla Kremla podobną rolę, jaką w latach 70. odgrywały rurociągi naftowe: jej sparaliżowanie sprawiłoby, że rosyjskie siły lądowe szybciej się zatrzymają, niż skończy im się amunicja. 

Ta wrażliwość wynika z systemowych decyzji państwa. Ustawa z 2014 r. wpisała transport – obok ropy, gazu i kompleksu zbrojeniowego – na listę „sektorów strategicznych”, co ograniczyło kapitał zagraniczny, a nadzór resortu obrony wzmocniła nominacja ministra Andrieja Biełousowa na przewodniczącego rady dyrektorów Rosyjskich Kolei (RŻD) Kolej liczy dziś ponad 85.000 km, ale to jedyny masowy środek przerzutu wojsk: samoloty są zbyt drogie, drogi – zbyt wolne, a żegluga śródlądowa sezonowa. Bogato ilustruje to opracowanie Center for Naval Analyses o Wojskach Kolejowych (Железнодорожные войска Российской Федерации) – formacji inżynieryjnej liczącej ~30.000 żołnierzy, założonej w 1851 r. i odgrywającej rolę „mobilnej służby drogowej” rosyjskiej armii.

Obecnie dowodzi nimi gen. porucznik Oleg Iwanowicz Kosenkow . Są one częścią logistyki Sił Zbrojnych Rosji i zasadniczym elementem w zapewnianiu zdolności obronnych. Do ich zadań należy nie tylko zaopatrywanie jednostek wojskowych w żywność, mundury, amunicję i inne zasoby materialne za pośrednictwem kolei. Wojska kolejowe zajmują się odbudową i budową torów kolejowych. Żołnierze jednostki stawiają bariery, aby uniemożliwić wrogowi korzystanie z kolei. Oczyszczają obiekty z min i przywracają je do stanu używalności w przypadku ich zniszczenia. W czasie pokoju zespoły zajmują się utrzymaniem w sprawności technicznej strategicznie ważnych obiektów kolejowych powierzonych opiece tej jednostki.

defence24.pl


Rosja przeprowadziła w nocy z soboty na niedzielę największy atak powietrzny na Ukrainę od początku wojny - podało w niedzielę wojsko ukraińskie. W ciągu tygodnia rosyjskie siły użyły przeciwko Ukrainie ponad 114 rakiet i 1270 dronów - przekazał prezydent Wołodymyr Zełenski.

Szef służby prasowej Sił Powietrznych płk Jurij Ihnat powiedział agencji Associated Press, że nocny atak był "najbardziej zmasowanym nalotem" na kraj. Był on wymierzony w regiony w całej Ukrainie, w tym w jej zachodnią część, z dala od linii frontu.

"Moskwa nie zatrzyma się, dopóki może przeprowadzać zmasowane ataki. Tylko w tym tygodniu wystrzelono ponad 114 pocisków rakietowych, ponad 1270 dronów i prawie 1100 bomb lotniczych KAB-500. (Przywódca Rosji Władimir) Putin już dawno zdecydował, że będzie kontynuował walkę mimo apeli świata o pokój" - napisał Zełenski w komunikatorze Telegram.

Prezydent wezwał międzynarodowych partnerów Ukrainy do zwiększenia pomocy, przede wszystkim w dziedzinie obrony powietrznej. "Musimy zakończyć wojnę, musimy wywrzeć presję na agresora, potrzebujemy ochrony. Przed pociskami balistycznymi, rakietami i dronami, przed terrorem. Ukraina musi wzmocnić swoją obronę powietrzną. To najlepszy sposób na ochronę życia. To są amerykańskie systemy, które jesteśmy gotowi kupić" - podkreślił.

Szef chersońskiej wojskowej administracji obwodowej Ołeksandr Prokudin powiedział, że jedna osoba zginęła w wyniku ataku drona w tym regionie położonym na południu kraju.

Z kolei w obwodzie czerkaskim w środkowej części Ukrainy rannych zostało sześć osób, w tym dziecko - powiadomił Ihor Taburec, szef wojskowych władz tego regionu.

W obwodzie lwowskim na zachodzie po ataku dronów wybuchł duży pożar w zakładzie przemysłowym w Drohobyczu. Nalot spowodował również utratę zasilania w części miasta.

Rosyjskie wojska zaatakowały Ukrainę w nocy z soboty na niedzielę 477 dronami oraz 60 rakietami - podały ukraińskie Siły Powietrzne. Minionej nocy Ukraina straciła też myśliwiec F-16 podczas odpierania rosyjskiego ataku; pilot maszyny zginął.

W związku z rosyjskim atakiem polskie Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało w niedzielę nad ranem, że poderwane zostały dyżurne polskie i sojusznicze pary myśliwskie, a naziemne systemy obrony powietrznej i rozpoznania radiolokacyjnego osiągnęły stan najwyższej gotowości. Wkrótce potem polskiego i sojuszniczego lotnictwa zakończono ze względu na zmniejszenie poziomu zagrożenia. Nie odnotowana przypadków naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej.

PAP


Od kwietnia w skład załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) wchodzi Ołeksij Zubrycki - były porucznik armii ukraińskiej, który podczas okupacji Krymu przeszedł na stronę Rosji i został w Ukrainie skazany za zdradę stanu - poinformował ukraiński portal Suspilne.

Ołeksij Zubrycki (Aleksiej Zubricki) urodził się w Zaporożu na Ukrainie i ukończył Uniwersytet Sił Powietrznych w Charkowie. W randze porucznika Sił Zbrojnych Ukrainy służył jako pilot klucza lotniczego w jednej z jednostek wojskowych stacjonujących na Krymie.

Kiedy Rosja rozpoczęła okupację ukraińskiego półwyspu, dowództwo wysłało Zubryckiego do innej jednostki na kontynencie ukraińskim. Miał się tam stawić 12 maja 2014 roku, ale nigdy nie zgłosił się do służby. 11 marca 2025 r. sąd miejski w Winnicy skazał go zaocznie na 15 lat więzienia za zdradę stanu.

Sąd w wyroku uznał, że Zubrycki w okresie od 22 marca do 13 maja 2014 r. przebywał w Sewastopolu, gdzie "działając umyślnie, z pobudek najemniczych, opowiedział się po stronie wroga, dopuszczając się tym samym zdrady stanu, czyli działania na szkodę suwerenności, integralności terytorialnej i nienaruszalności, zdolności obronnych, bezpieczeństwa państwowego, gospodarczego i informacyjnego Ukrainy".

Sąd w Winnicy dodał, że Zubrycki służył w rosyjskiej armii przez ponad 10 lat, w tym podczas pełnowymiarowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. W 2018 roku został wcielony do rosyjskiej eskadry kosmicznej. Na ISS został wysłany 8 kwietnia 2025 r. Według dziennikarzy śledczych jest pierwszym kosmonautą w historii, który został skazany za zdradę państwa.

W skład załogi ISS wchodzi siedem osób. Oprócz Zubryckiego są to: Japończyk Takuya Onishi, Amerykanie: Jonny Kim, Anne McClain i Nichole Ayers oraz Rosjanie: Kirył Pieskow i Siergiej Ryżykow. Ponadto od czwartku na stacji przebywa czteroosobowa załoga misji Axiom 4, w tym Sławosz Uznański-Wiśniewski - drugi Polak w kosmosie i pierwszy na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Uczestnicy misji mają tam spędzić około dwóch tygodni; w tym czasie przeprowadzą eksperymenty w warunkach mikrograwitacji oraz zaangażują się w działania edukacyjne.

PAP


Taniej pracy już w Polsce nie ma i nie będzie, chyba że dostarczą jej nam migranci, pracujący na peryferyjnych rynkach pracy lub po prostu w szarej strefie. Nie ma bowiem na horyzoncie nowych przewag konkurencyjnych, mimo że o potrzebie ich stworzenia mówi się od ponad dekady, a w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, w 2017 r. (sic!) jasno postawiono sprawę. Parafrazując stare hasło Clintona, brzmiałoby to tak: inwestycje, głupcze! Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić.

Mając niewiele nowoczesnych technologii, które pozwalałyby na produkcję gotowych dóbr – a nie tylko półfabrykatów i komponentów – nasze przedsiębiorstwa znajdują się stosunkowo nisko w globalnych łańcuchach wartości. Co za tym idzie, nie możemy skutecznie się wyrwać ze stadium "montowni", a jednocześnie, chcąc nie chcąc, przestajemy nią być, bo produkcja mebli, czy sprzętu AGD odpływa od nas do miejsc, gdzie koszty pracy są niższe, a kwalifikacje pracowników wystarczające.

Spory wokół tego, czy i na ile powinna rosnąć płaca minimalna, traktuję więc jak papierek lakmusowy pokazujący dylematy, z jakim mierzymy się w dyskusji nad tym, jak ma wyglądać nowy model rozwoju i czy w ogóle takowy się w najbliższym czasie wyłoni. To jest debata o dużej wadze, ale prowadzona bez głębokiego przekonania i zrytualizowana.

Na razie wydaje się, że improwizujemy i staramy się tchnąć jeszcze trochę życia w model pogrążony w agonii, traktując jak swoisty zastrzyk adrenaliny gastarbajterów. Temu terminowi nie nadaję pejoratywnego zabarwienia: dzięki badaniom, w jakie jestem aktualnie zaangażowany, dostrzegam po prostu postawy imigrantów, u których nie widać nadmiernego zainteresowania trwałym związaniem się z Polską. Dominuje podejście: przyjechać, zarobić, wrócić do domu. Nie miejmy więc złudzeń, że staną się oni panaceum na strukturalne problemy gospodarcze Polski.

money.pl