środa, 20 marca 2024



Kontrataki sił ukraińskich doprowadziły do wyparcia agresora z części pozycji na północny zachód od Awdijiwki i w Krasnohoriwce, niemniej nadal sytuację na froncie cechuje powolny postęp wojsk najeźdźczych. 12 marca Rosjanie poinformowali o zajęciu wsi Newelśke, stanowiącej dogodną platformę do działań oskrzydlających w kierunku południowym (Krasnohoriwka) i północnym (Perwomajśke), jednak w kolejnych dniach wstrzymali działania zaczepne na tym kierunku. Na zachód od Awdijiwki doprowadzili do względnego wyrównania frontu na linii Berdyczi–Orliwka–Toneńke. W obwodzie zaporoskim siły rosyjskie wyparły obrońców z kolejnych pozycji w rejonie Werbowego na południowy wschód od Orichiwa, zaktywizowały się także w rejonie Hulajpola, gdzie od lata ub.r. panował względny spokój.

Dowództwo ukraińskie zwraca uwagę na coraz większe dysproporcje w sile ognia pomiędzy obrońcami a agresorem. 18 marca wiceminister obrony generał Iwan Hawryluk poinformował, że od początku br. rosyjska przewaga w artylerii wynosi 7:1. W ciągu pierwszych 77 dni 2024 r. Rosjanie mieli zrzucić na pozycje ukraińskie ponad 3,5 tys. bomb lotniczych – 16 razy więcej niż w 2023 r. Tymczasem siły ukraińskie mają się borykać z coraz większym niedoborem pocisków artyleryjskich i rakiet. Doniesienia Hawryluka potwierdza przekaz ukraińskiego Sztabu Generalnego, według którego odnotowano kolejny rekord w dobowej liczbie ataków lotniczych na pozycje obrońców – 15 marca Rosjanie mieli ich przeprowadzić 130.

(...)

Ukraińskie drony kamikadze kontynuowały uderzenia na cele na terytorium Rosji, głównie infrastrukturę przemysłu naftowego. Nocą i rankiem 13 marca zaatakowano m.in. rafinerie w Riazaniu, Kstowie w obwodzie niżnonowogrodzkim oraz w rejonie miasta Kiriszy w obwodzie leningradzkim. W pierwszej z wymienionych wybuchł pożar, w pozostałych nie odnotowano zniszczeń. Był to najprawdopodobniej największy z dotychczasowych ukraińskich ataków – strona rosyjska informowała o zniszczeniu 58 bezzałogowców. Wieczorem 13 marca drony uderzyły w rafinerię w Nowoszachtyńsku w obwodzie rostowskim, gdzie w wyniku uszkodzeń wstrzymano produkcję. 16 marca celem ataków były rafinerie w Syzraniu i Nowokujbyszewsku w obwodzie samarskim, w obu wybuchł pożar. Dzień później ukraińskie bezzałogowce uderzyły w rafinerię w Słowiańsku na Kubaniu w Kraju Krasnodarskim, co również wywołało pożar (zginąć miał jeden z pracowników). 17 marca atakowane miały być także obiekty w obwodach biełgorodzkim, jarosławskim, kałużskim i rostowskim, nie ma jednak doniesień o trafieniach. Rosjanie deklarowali zniszczenie tego dnia 35 ukraińskich dronów.

Zgodnie z zachodnimi szacunkami prowadzone od stycznia ataki na rafinerie doprowadziły do okresowego zmniejszenia dziennych mocy przerobowych rosyjskiego przemysłu naftowego o 10–15% (600 tys. baryłek według Gunvor; 900 tys. według JP Morgan). W omawianym czasie celem ataków było 12 rafinerii. W części z nich doszło do uszkodzenia instalacji – czas ich naprawy szacuje się na kilka tygodni lub nawet miesięcy. Mimo powtarzających się uderzeń władze FR nie zapewniły obrony powietrznej obiektów należących do rosyjskich oligarchów. Prawdopodobnie rządzący chcą wymusić na właścicielach pokrycie jej kosztów, co byłoby z ich strony dodatkową daniną na zbrojenia.

Głównym celem rosyjskich ataków z wykorzystaniem rakiet i dronów kamikadze pozostaje zaplecze walczących wojsk ukraińskich w strefie przyfrontowej. Dwukrotnie (13 i 19 marca) wrogie pociski uderzyły w Sełydowe, będące ważnym węzłem logistycznym jednostek ukraińskich operujących na północny zachód od Doniecka (w rejonach Awdijiwki i Marjinki). Atakowano też inne lokalizacje w obwodach charkowskim i donieckim, m.in. Charków i Słowiańsk.

Strona ukraińska zwraca uwagę na nową taktykę wykorzystania przez Rosjan pocisków Iskander-M – uderzenie w krótkim odstępie czasu dwiema rakietami w to samo miejsce. 15 marca w Odessie dwa iskandery uderzyły w obiekt zajmowany przez ukraińskie MSW, według części źródeł dyslokowano tam pododdziały Brygady Szturmowej Policji „Gniew”. Strona ukraińska informowała o 21 zabitych oraz 73 rannych cywilach i funkcjonariuszach. Wśród poległych znalazł się dowódca Pułku Szturmowego Policji „Cunami” podpułkownik Ołeksandr Hostiszczew. 17 marca podobny atak przeprowadzono w Mikołajowie, gdzie celem były zakłady remontowe broni pancernej.

Rosjanie zintensyfikowali uderzenia na rejony graniczące z FR. 14 marca w wyniku serii ataków na infrastrukturę nadawczą doszło do czasowego zaniku sygnału radiowego i telewizyjnego w obwodach sumskim i charkowskim. Rakiety i drony kamikadze uderzyły m.in. w Konotop (trzykrotnie) oraz w Sumy. 18 marca „szahedy” zaatakowały cele w głębi terytorium Ukrainy. O trafieniach donoszono z obwodów połtawskiego (w rejonie Krzemieńczuka), kirowohradzkiego i chmielnickiego. O odparciu ataku bez strat poinformowały władze obwodu kijowskiego. Łącznie od 12 marca wieczorem do 19 marca rano w cele na Ukrainie miało uderzyć 60 rakiet (głównie z systemów S-300) i 105 „szahedów”. Obrońcy donosili o zestrzeleniu jednej rakiety i 82 dronów.

(...)

18 marca premier Denys Szmyhal oświadczył, że rząd przeznaczył dodatkowe 5 mld hrywien (ok. 128 mln dolarów) na zakup dronów. Szefowa ukraińskiego resortu gospodarki Julija Swyrydenko zauważyła, że do chwili obecnej z producentami bezzałogowców zawarto już umowy o wartości ok. 30 mld hrywien (ponad 760 mln dolarów), a w przygotowaniu są kontrakty opiewające na kwotę 14 mld hrywien (ponad 350 mln dolarów). Strona ukraińska twierdzi, że miejscowe przedsiębiorstwa są gotowe do wyprodukowania – w nieokreślonym terminie – przeszło miliona dronów.

12 marca Stany Zjednoczone ogłosiły przekazanie Ukrainie pierwszego od grudnia pakietu wsparcia wojskowego o wartości 300 mln dolarów. W 55. – licząc od sierpnia 2021 r. – amerykańskim pakiecie pomocy znalazły się m.in. rakiety do wyrzutni Stinger, pociski GMLRS do wyrzutni HIMARS, amunicja artyleryjska kalibru 155 mm i 105 mm, granatniki przeciwpancerne AT-4 oraz amunicja strzelecka. Zostaną one przekazane z zasobów armii amerykańskiej w ramach Presidential Drawdown Authority. Wcześniej media informowały, że do pakietu wejdą też pociski balistyczne ATACMS, co ostatecznie nie potwierdziło się. Dwa dni później rzecznik Pentagonu Sabrina Singh stwierdziła, że przekazany pakiet pomocy stanowi „przypadek wyjątkowy” i nie ma możliwości powtórzenia podobnego posunięcia bez zatwierdzenia przez Kongres USA nowych środków na pomoc Kijowowi.

Również 12 marca nowe pakiety wsparcia zapowiedziały Dania – ma ona przeznaczyć na ten cel 335 mln dolarów – i Francja. Szesnasty z kolei pakiet duński obejmuje armatohaubice CAESAR (nowej produkcji francuskiej), moździerze samobieżne 120 mm oraz amunicję do obydwu tych dział. Pociski kalibru 155 mm do armatohaubic mają zostać dostarczone we współpracy z Czechami i Estonią. W ramach nowego pakietu francuskiego, którego wartości nie ujawniono, „w najbliższych miesiącach” przekazanych zostanie sześć armatohaubic CAESAR i 150 dronów. Premier Gabriel Attal zapowiedział także dostarczenie w późniejszym terminie kolejnych 12 armatohaubic CAESAR, 40 pocisków manewrujących SCALP i ok. 600 lotniczych bomb kierowanych AASM – po 50 sztuk miesięcznie. 14 marca bułgarski resort obrony poinformował o zakończeniu przewozu na Ukrainę 100 transporterów opancerzonych BTR-60.

osw.waw.pl


18 marca Rada Unii Europejskiej przyjęła decyzję modyfikującą kształt Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju (EPF, zob. Wojenny fundusz UE: sukces i niepewna przyszłość Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju). Zapewnia ona zwiększenie refinansowania dostaw uzbrojenia i sprzętu wojskowego (UiSW) przekazanych przez państwa członkowskie Ukrainie w ramach tego instrumentu o 5 mld euro, co oznacza, że łączna wysokość budżetu EPF w latach 2021–2027 wyniesie 17 mld euro. Nowością jest przeznaczenie części środków na zakup nowego UiSW (prawdopodobnie 1 mld euro) niezależnie od dotychczasowych zwrotów za UiSW dostarczone Kijowowi z zasobów krajów UE (2,6 mld euro) i finansowania unijnej misji szkoleniowej EUMAM Ukraine (500 mln euro). Państwa, które przekazują Ukrainie UiSW bilateralnie, będą mogły odliczyć te koszty od wpłacanej do EPF składki.

Komentarz

Rada UE przyjęła decyzję po wielomiesięcznych negocjacjach. Wypracowany kompromis znacząco odbiega przy tym od pierwotnego projektu wysokiego przedstawiciela ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josepa Borrella, który chciał zabezpieczenia na potrzeby pomocy wojskowej dla Ukrainy kwoty do 20 mld euro w perspektywie czterech kolejnych lat. W ramach EPF miał w tym celu powstać odrębny mechanizm – Fundusz Pomocy Ukrainie (Ukraine Assistance Fund). Ostatecznie państwa członkowskie przychyliły się tylko do minimalnej modyfikacji pierwotnej decyzji o EPF – zasilono go kwotą wystarczającą, aby zapewnić wsparcie w 2024 r. Oznacza to, że kolejne podwyższenie pułapu pomocy będzie musiało stać się przedmiotem osobnego postanowienia Rady, ponownie wymagającego jednomyślności wszystkich członków Unii.

Osiągnięty kompromis bierze pod uwagę interesy największego płatnika EPF, czyli Niemiec, które przez dłuższy czas blokowały jego reformę, domagając się wprowadzenia mechanizmu potrącania wartości pomocy udzielonej bilateralnie od składki na rzecz Instrumentu. Ostatecznie Berlin zrezygnował z żądania, aby rabat obejmował także wsparcie udzielone w poprzednich latach. Przyjęta forma kompromisu przesądza jednak o tym, że najbogatsze kraje UE nie będą musiały łożyć równocześnie zarówno na EPF, jak i na swoją pomoc dwustronną, jeżeli jej wartość w konkretnym roku przewyższy spodziewany zwrot za nią z Instrumentu. Przykładowo przekazując UiSW o wartości 1 mld euro, donator przy założeniu, że zwrot wyniesie 45%, potrąca ze swej składki na EPF 450 mln euro). Dokumenty wykonawcze muszą doprecyzować funkcjonowanie mechanizmu potrącania w taki sposób, aby nie zagroziło to finansowaniu misji szkoleniowej EUMAM Ukraine.

Z części postulatów wycofała się Francja, która chciała szybszego wygaszenia refundacji za przekazywanie posiadanego UiSW Kijowowi. W zamyśle Paryża EPF powinien stać się mechanizmem opłacającym zakupy zbrojeniowe dla Ukrainy w zakładach przemysłowych w UE. Wprawdzie preambuła do decyzji Rady stawia sobie taki cel, lecz nie przewiduje daty granicznej, od której refundacja UiSW z zasobów państw członkowskich miałaby ustać – organ może to w przyszłości uczynić na wniosek Komitetu EPF. Decyzja umożliwia też krajom członkowskim nabywanie UiSW poza Unią, jeżeli europejski przemysł zbrojeniowy nie będzie w stanie wyprodukować go w tempie odpowiadającym ukraińskim potrzebom (pozwoli to m.in. wyłożyć fundusze na czeską inicjatywę amunicyjną).

O braku entuzjazmu części państw dla dalszego wykorzystywania EPF jako mechanizmu refundacji pomocy wojskowej dla Ukrainy świadczy przeniesienie największych wpłat na ostatnie lata jego obowiązywania (2025–2027). Wynika to z chęci uniknięcia konieczności nowelizacji budżetów krajowych w 2024 r. Wprowadzona na życzenie Budapesztu klauzula pozwalająca uchylić się od współfinansowania pomocy wojskowej dla Ukrainy w zamian za przekazywanie takowej innym państwom w ramach EPF może w przyszłości otwierać pole do naśladowania postawy Węgier przez kolejne kraje i generować problemy z refundacją dostaw dla tych wspierających militarnie Kijów. Budapeszt niezmiennie od wiosny 2023 r. blokuje też uruchomienie ósmej transzy wypłat z EPF w wysokości 500 mln euro. Pozytywnym sygnałem jest otwartość wysokiego przedstawiciela na ewentualne przeznaczenie na potrzeby Instrumentu części zysków ze skonfiskowanych rosyjskich aktywów – decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły.  

osw.waw.pl


Unia Europejska obiecała w zeszłym roku milion pocisków i dostarcza je z opóźnieniem. Jednak milionowy pocisk powinien wkrótce dotrzeć — o ile jeszcze nie dotarł. Ponadto administracja prezydenta USA Joe Bidena w zeszłym tygodniu zidentyfikowała 300 milionów dolarów oszczędności z wcześniej zatwierdzonego kontraktu na pomoc Ukrainie i wykorzystała je do opłacenia skromnej partii pocisków. Jednocześnie Ukraina otrzymuje niewielkie partie amunicji w ramach umów między krajami z niektórymi europejskimi sojusznikami. Wreszcie, Ukraina produkuje niektóre naboje artyleryjskie we własnych fabrykach.

W sumie możliwe jest, że Ukraina pozyska w tym roku ponad dwa miliony pocisków — wystarczająco dużo, aby jej baterie wystrzeliwały co najmniej 6 tys. pocisków dziennie każdego dnia aż do sylwestra.

To dużo pocisków, ale mniej niż Rosja może pozyskać. Rosyjskie fabryki produkują około dwóch milionów pocisków rocznie. A Rosja otrzymuje od Korei Północnej duże partie amunicji: być może dwa miliony pocisków w 2023 roku i potencjalnie kolejny milion w tym roku.

Wiele północnokoreańskich pocisków to niewypały, ale odejmując je, Rosjanie wciąż mają wystarczająco dużo pocisków, aby wystrzelić ich 10 tys. każdego dnia — tysiące więcej niż Ukraińcy mogą wystrzelić w swoim prawdopodobnym szczytowym tempie strzelania w 2024 roku.

Mimo to ukraiński oficer artylerii Green powiedział, że się nie martwi. — Jesteśmy bardziej kreatywni, mądrzejsi — powiedział o swoich strzelcach.

To oczywiste, do czego nawiązuje. Gdy kryzys artyleryjski pogłębił się pod koniec ubiegłego roku, sieć setek małych warsztatów w Ukrainie zwiększyła produkcję kilogramowych dronów FPV (z widokiem z pierwszej osoby), z których każdy może przenosić pół kilo materiałów wybuchowych na odległość 3 km.

Obecnie warsztaty te produkują ponad 50 tys. dronów miesięcznie, co znacznie przekracza — jak się wydaje — rosyjską produkcję skutecznych dronów. Celem ukraińskiego rządu jest dostarczenie w tym roku miliona dronów FPV.

FPV nie jest bezpośrednim zamiennikiem 50-kilogramowego pocisku, który może zawierać 12 kg materiałów wybuchowych na odległość 25 km. Ale drony mogą uzupełniać tradycyjną artylerię — i złagodzić zmniejszającą się, ale utrzymującą się niekorzystną sytuację Ukrainy w zakresie amunicji.

Jedną z ukraińskich taktyk, którą obserwujemy, jest dobrze wycelowany ostrzał artyleryjski, który trafia w zmasowaną rosyjską grupę szturmową i rozprasza jej żołnierzy oraz pojazdy. Zdezorganizowani ocalali, ukrywający się poza ochroną zagłuszaczy radiowych i obrony przeciwlotniczej, stają się łatwym celem dla dronów FPV, które atakują pojedynczych żołnierzy i pojazdy.

Tam, gdzie wcześniej ukraińska bateria mogła wystrzelić 10 pocisków, aby pokonać rosyjską grupę szturmową, teraz może wystrzelić tylko pięć — i skoordynować ostrzał z pobliskimi operatorami dronów, aby wykończyć Rosjan.

W ten sposób ukraińska artyleria — z kilkoma milionami pocisków dostarczonych za pośrednictwem Czech — powinna przejść długą drogę w kierunku zabicia lub okaleczenia 100 tys. Rosjan, co według estońskiego ministerstwa obrony miałyby wystarczyć do zniwelowania ofensywnego potencjały Rosji w 2024 roku.

onet.pl/Forbes


Podobnie jak w przypadku wszystkich poprzednich rosyjskich przywódców, którzy byli w stanie przez długi czas utrzymać się przy władzy, czas rządów Putina obejmuje kilka etapów: okres reform, szybkiego rozwoju, stagnacji — i wojny.

Tym, co z biegiem czasu czyni panowanie Putina coraz bardziej zagadkowym, jest brak jakichkolwiek cech, które odróżniałyby go od innych potencjalnych kandydatów na to stanowisko.

Nie sposób nie odnieść wrażenia, że osobowość rosyjskiego prezydenta jest dziełem przypadku. Władimir Putin nie ma żadnych cech, które odróżniałyby go od innych rosyjskich polityków. Nie jest elokwentny, nie potrafi zapamiętać zbyt wielu nazwisk i liczb, cały czas używa tych samych prymitywnych zwrotów i formuł, do tego ma przeciętne poczucie humoru i słabe wyczucie, jeśli chodzi o nastroje publiczności. To nie przypadek, że dopóki nie doszedł do władzy, nigdy nie zrobił na nikim wrażenia.

"Urok" pojawił się, gdy zaczął rządzić — albo nie był to urok jego, a władzy, którą objął. Szacunek i wszelkie pozytywne odczucia nie wynikają z jego osobowości, a wyłącznie ze stanowiska, które piastuje.

(...)

Jasne jest, co uczyniło go prezydentem. W swoich pierwszych — i ostatnich — uczciwie przeprowadzonych wyborach w marcu 2000 r. zdobył 53 proc. głosów, czyli prawie dwa razy więcej niż jego największy rywal. Choć nie miał własnego programu politycznego (początkowo kontynuował liberalne reformy Jelcyna, uzupełniając je wielkomocarstwową i militarystyczną retoryką), był postrzegany przez wielu jako "człowiek ludu".

W ciągu 25 lat władzy Putin zdecydowanie przestał jednak reprezentować "przeciętnego Rosjanina". Dziś jego poglądy na większość spraw są poglądami mniejszości, często nielicznej. Połączenie zaawansowanego wieku (w kraju o niskiej średniej długości życia) i braku elastyczności, który uniemożliwia dostosowanie się do zmieniającego się świata, sprawiło, że w wielu fundamentalnych kwestiach — zarówno gospodarczych, jak i społecznych — poglądy Putina są dalekie od poglądów większości Rosjan.

Gwałtowne nasilenie prześladowań i cenzury wypowiedzi — dotyczących nie tylko wojny i pokoju, ale i władzy, relacji między płciami itp. — jest bezpośrednim wynikiem tej rozbieżności. W 2024 r. Putin nie jest postrzegany przez obywateli jako osoba bliska społeczeństwu. W tym roku nie miał najmniejszych szans na uczciwe wygranie wyborów. "Zwycięstwo" zapewniły mu głównie aresztowania, wygnanie i zabójstwa przeciwników politycznych, zamknięcie gazet i delegalizacja organizacji publicznych, nominowanie kandydatów bez szans i jawne oszustwa.

(...)

Rezultat rządów Putina w Rosji jest tak smutny, że każdy komentator chciałby móc powiedzieć, że to celowe działanie. Miło i wygodnie jest wierzyć, że biliony rubli wydane na wojsko i bezpieczeństwo państwa są wynikiem sprytnego, choć nikczemnego spisku. Trudniej — i mniej przyjemnie — jest uświadomić sobie, że działania podejmowane rzekomo w celu zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom są najłatwiejszym sposobem na ukrycie licznych kradzieży i przekrętów.

Militaryzacja i korupcja państwa Putina nie tyle się uzupełniają — one nie mogłyby bez siebie istnieć.

(...)

"Fenomen Putina" polega na tym, że rosyjski system państwowy został zbudowany i ukształtowany wokół zasadniczo przypadkowej jednostki. Rezultat okazał się tragiczny. Lata stagnacji i pozostawania w tyle zakończyły się wojną, która pochłonęła już dziesiątki tysięcy istnień ludzkich, represjami, tysiącami ucieczek, zniszczeniem systemu nauki i edukacji oraz stworzeniem nowego modelu gospodarczego, który przygotowuje państwo do powojennego kryzysu.

onet.pl/The Moscow Times


— Zawsze mówimy o Ukrainie, ale w rzeczywistości nikt się nią nie przejmuje — powiedział na wizji Sytin. — Rosja realizuje ekspansjonistyczny kurs, to jest fakt. Nawiasem mówiąc, [robi to] nie tylko w Ukrainie — kontynuował.

— Kraje NATO i UE chcą położyć kres temu ekspansjonizmowi — dodał po chwili.

Wtedy nagle prowadzący Andriej Norkin przerwał mu w połowie zdania, wykrzykując:

— Wcale nie, to nie jest ekspansja, a obrona interesów narodowych i bezpieczeństwa!

Zanim rosyjski politolog zdążył na to odpowiedzieć, prowadzący ogłosił:

— Musimy przerwać. Wrócimy po przerwie.

(...)

Wielu polityków nadal utrzymuje, że wojnę w Ukrainie można zakończyć w drodze negocjacji. Ich ulubionym argumentem, który zresztą niedawno powtórzył sam papież Franciszek, jest to, że zamiast dostarczać Ukrainie broń, należy zacząć myśleć o negocjacjach z Rosją.

Sam Władimir Putin kategorycznie odrzucił jednak taką możliwość:

— Negocjować teraz tylko dlatego, że kończy się im (Ukrainie — przyp. red.) amunicja? To byłoby niedorzeczne z naszej strony — powiedział.

(...)

Co więcej, Putin kategorycznie wyklucza możliwość zawieszenia broni.

— Jeśli negocjacje miałyby się odbyć, dotyczyłyby gwarancji bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej — powiedział.

onet.pl/Bild


14 marca Bundestag po raz kolejny odrzucił wniosek frakcji CDU/CSU o wyrażenie zgody na dostawy pocisków manewrujących dalekiego zasięgu Taurus dla Kijowa. W trakcie dyskusji na ten temat przewodniczący klubu parlamentarnego SPD Rolf Mützenich skrytykował inicjatywę opozycji i wysunął propozycję debaty o „zamrożeniu i zakończeniu” wojny na Ukrainie. Wypowiedź została negatywnie oceniona zarówno przez chadeków, jak i partie koalicji, których przedstawiciele zarzucili SPD podważanie wiarygodności RFN jako kluczowego sojusznika Kijowa oraz zachęcanie Rosji do kontynuowania inwazji.

W odpowiedzi Mützenich oskarżył oponentów o wyrwanie zdań z kontekstu oraz zadeklarował jednoznaczne poparcie dla suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy w jej granicach sprzed 2014 r. Dodał przy tym, że jedynie Kijów może podjąć decyzję o zawieszeniu broni i zamrożeniu konfliktu. Taką linię interpretacji jego słów przyjmują obecnie pozostali politycy SPD, w tym współprzewodniczący Lars Klingbeil, który jednocześnie podkreślił zasadność rozmów o sposobach zakończenia wojny.

Komentarz

Wystąpienie Mützenicha jest precedensem w dyskusji o wojnie na Ukrainie – po raz pierwszy polityk wysokiego szczebla partii rządzącej wskazał zamrożenie konfliktu jako etap jego zakończenia. Przekaz ten zaczyna stopniowo dominować w narracji SPD – podkreśla się status RFN jako głównego europejskiego donatora pomocy wojskowej i otwarcie wyraża rozczarowanie skalą wsparcia udzielanego przez inne państwa. Jednocześnie stronnicy Mützenicha z lewicowego skrzydła SPD (a we frakcji stanowią oni większość), odwołując się do tradycji Ostpolitik, krytykują koncentrację na pomocy militarnej jako narzędziu zakończenia wojny. W tym przekazie wybrzmiewa wezwanie do podjęcia działań dyplomatycznych, gdyż dalsze zwiększanie wsparcia wojskowego jednoznacznie wiąże się z jej przedłużaniem i ryzykiem eskalacji, a także – niechęcią do jej zakończenia. Prominentnym oponentem takiego stanowiska jest socjaldemokratyczny minister obrony Boris Pistorius – najpopularniejszy aktualnie polityk w kraju, wprost mówiący o potrzebie zwycięstwa Ukrainy. W obliczu zbliżających się wyborów – wiosennych do Parlamentu Europejskiego i jesiennych w trzech wschodnich krajach związkowych – niechętne pseudopacyfistycznemu kursowi ugrupowania głosy innych deputowanych SPD, takich jak Michael Roth czy Nils Schmid, będą jednak jeszcze bardziej marginalizowane. W grudniu ubiegłego roku Rotha nie wybrano ponownie do zarządu partii, w którym zasiadał nieprzerwanie od 2017 r.

Stałe uwypuklanie takiej narracji wynika z wewnątrzpolitycznych kalkulacji i służy przede wszystkim poprawie niskich (15%) notowań przed wyborami. SPD kreuje się na odpowiedzialną partię pokoju, dbającą o bezpieczeństwo Niemiec w przeciwieństwie do pozostałych sił, a zwłaszcza CDU/CSU, prezentowanych niemal jako podżegacze wojenni. Celem jest zarówno przedstawienie w dobrym świetle sprzeciwu kanclerza Olafa Scholza wobec wysyłania taurusów na Ukrainę oraz zniwelowanie wrażenia jego politycznej izolacji, jak i zmobilizowanie własnych wyborców oraz pozyskanie elektoratu niechętnego militarnemu wspieraniu Kijowa. Prorosyjska i budująca kampanię na antyukraińskich hasłach AfD przoduje we wszystkich landach wschodnich, uzyskując powyżej 30% poparcia. Socjaldemokraci mogą liczyć na 6–7% głosów w Saksonii i Turyngii oraz 17% w Brandenburgii. Przekazaniu taurusów sprzeciwia się 61% badanych Niemców, w tym 58% sympatyków SPD oraz 84% zwolenników AfD i 85% popierających BSW Sahry Wagenknecht.

Pomoc dla Ukrainy, m.in. dla uchodźców z tego kraju, wywołuje coraz więcej sporów w koalicji rządzącej. Zieloni i FDP popierają zwiększenie dostaw broni dla Kijowa, oskarżając kanclerza o odejście od założeń Zeitenwende. Wprawdzie oba ugrupowania zachowują dyscyplinę koalicyjną w trakcie głosowań w Bundestagu i odrzucają kolejne wnioski chadeków o przekazanie Ukrainie taurusów, lecz ich przedstawiciele otwarcie opowiadają się za wysłaniem pocisków. Wraz z intensyfikacją kampanii przed wyborami do PE i w landach wschodnich napięcia wewnątrz koalicji będą rosły, usztywniając stanowisko Scholza w sprawie pomocy. Zarazem mało prawdopodobne wydaje się, aby na tym tle doszło do rozpadu koalicji – nie opłaca się to bowiem żadnej z partii ją tworzących.

osw.waw.pl


Na jednym z moskiewskich mostów z okazji Dnia Rosji w 2023 roku pojawiła się praca streetartowca Filipa Kozłowa, znanego jako Philippezno. Przedstawia rosyjski herb, czyli dwugłowego orła, pod którym artysta umieścił czarny napis: IZROSSILOVANIE. Ten neologizm gra na skojarzeniu słowa „Rosja” ze słowem oznaczającym gwałt (po rosyjsku Россия i изнасилование), co po polsku mogłoby brzmieć jako „zrosjenie”. I właśnie to odbyło się w Rosji w ostatni weekend zamiast wyborów.

Zrosjenie procesu wyborczego trwa od lat i wypracowało przez ten czas pewien schemat. Pierwszym elementem jest czas – gwałt musi trwać długo. Centralna Komisja Wyborcza Federacji Rosyjskiej pod koniec ubiegłego roku ogłosiła, że wybory prezydenckie zostaną przeprowadzone w ciągu trzech dni – od 15 do 17 marca 2024 roku. Nazywane jest to wielodniowym głosowaniem, stosuje się je w Rosji od 2020 roku. Rozciągnięte w czasie głosowanie to tryb wyborczy służący konsolidacji autorytarnego reżimu Putina, który wykorzystał pandemię do dopracowania maszyny fałszerstw. Według rosyjskiej CKW w kraju wciąż panuje pandemia COVID-19 i stąd zastosowanie tego trybu. Dzięki wydłużeniu czasu mało zwrotny system administracji reżimu nie musi fałszować wyborów na łapu-capu. Jest to szczególnie ważne w regionach, gdzie kontrola aparatu państwa jest utrudniona, na przykład w okupowanych częściach obwodów donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego i chersońskiego Ukrainy albo na terenach przyfrontowych Federacji. Dlatego tam zastosowano jeszcze bardziej wydłużony tryb głosowania przedterminowego, który zaczął się aż tydzień wcześniej. Faktycznie sprowadza się on do kolędowania członków komisji wyborczych z urną wraz z obstawą wojskową po domach i mieszkaniach opustoszałych miast i wsi. W ten sposób sytem uzasadnia absurdalne wyniki, które wbrew logice dowodzą, że im teren jest bardziej narażony na działania wojenne, tym naród chętniej głosuje na Putina. Tak na przykład w stale ostrzeliwanym rejonie szebiekińskim obwodu biełgorodzkiego już w sobotę frekwencja wynosiła ponad 80 proc. Im dłuższy czas, tym większa samokontrola gwałcącego systemu.

Drugim elementem schematu zrosjenia jest dewiacyjna procedura. Najlepszym przykładem jest upowszechnianie się praktyki ZGE (ros. ДЭГ), czyli zdalnego głosowania elektronicznego. System putinowski lokuje w nim ogromne nadzieje na przyszłość, stąd duże inwestycje w jego promocję. Zaraz po starcie wyborów Kreml opublikował krótki filmik z samym Putinem głosującym zdalnie. Widzimy, jak Putin wchodzi do pokoju, siada za biurkiem, na którym stoi ekran komputera, sięga po myszkę, klika raz, zwraca się do kamery i mechanicznie macha do widza łapką. Głos oddany! Rosyjski internet natychmiast zalały prześmiewcze memy i komentarze, że przecież procedura zdalnego głosowania zakłada kilkustopniową weryfikację danych i nie da się zagłosować jednym kliknięciem. Komentatorzy najwyraźniej zapomnieli, że w ZGE nie chodzi o oddanie głosu czy jego nieoddanie. Ta procedura służy za libretto w konstrukcji całych wyborów. Innymi słowy, publikując wyniki zdalnego głosowania, które dzięki mechanizacji liczenia mają jakoby spływać jako pierwsze, można streścić obywatelom przyszły wynik końcowy, niejako przygotować mentalnie do skali triumfu Putina. W tym roku system poszedł na całość. Czarna skrzynka moskiewskiego zdalnego głosowania zaraz po jego zakończeniu wypluła następujący wynik: w elektronicznych wyborach wzięło udział rekordowe 94 proc. zarejestrowanych wyborców, z których 89 proc. oddało swój głos na Putina. Czytając te statystyki, uzyskujemy natychmiastowy wgląd w skalę zrosjenia tegorocznych wyborów.

W sytuacji totalnej kontroli wyborów opozycja polityczna miała szczególnie trudne zdanie. Podzielone środowiska wypchniętych na emigrację polityków długo prowadziły dyskusje o najlepszej strategii. Z pomocą opozycji przyszedł Kreml, wystawiając Borysa Nadieżdina w roli opozycyjnego kandydata, który krytykuje wojnę i w ogóle kurs obecnego prezydenta. O dziwo, kontrolowany przez Kreml Nadieżdin skupił na sobie uwagę przeciwników Putina, którzy w pewnym momencie zaczęli masowo oddawać swój głos na jego kandydaturę. Wyniknęła absurdalna sytuacja, w której politycy emigracyjni na wyścigi zachęcali do głosowania na kontrolowanego przez Kreml kandydata, bo inaczej sami pozostaliby na marginesie polityki w Rosji. Ale nie zauważyli w czas, że w ten sposób Kreml nie tylko przejął kontrolę nad przestrzenią polityczną wewnątrz kraju, lecz także zdefiniował pole na emigracji, jednocześnie je wykoślawiając. W tych wypaczonych realiach poszukiwany przez prokuraturę opozycyjny polityk Maksim Kac zachęcał gorąco do głosowania na Nadieżdina, wiedząc przy tym, że jest to marionetka wystawiona przez Kreml, który chce go, Kaca, widzieć za kratami. Mimo że Nadieżdin jako jedyny kandydat był w stanie pokazać kadry wielogodzinnych kolejek ludzi zdeterminowanych, by oddać swój głos na niego, CKW nie zarejestrowała jego kandydatury. Opozycja mogła jeszcze desperacko twierdzić, że przynajmniej wyborcy się zobaczyli i że nie są sami w swoim sprzeciwie wobec Putina, ale faktycznie cała para poszła w gwizdek, opozycji nie przybyło poparcia, a aparat represji dostał od sztabu Nadieżdina listy z imionami, nazwiskami i adresami przeciwników Putina. A potem reżim zabił Aleksieja Nawalnego i sytuacja opozycji stała się beznadziejna.

Po pogrzebie Aleksieja Nawalnego, który stał się okazją do demonstracji, opozycja postanowiła kontynuować tę strategię w formie protestu „W południe przeciwko Putinowi”. Chodziło o to, by wyborcy stawili się masowo w samo południe w komisjach wyborczych, manifestując swój sprzeciw sobie nawzajem, ale też – za pośrednictwem mediów – światu. Znowu chodziło więc o widoczność, zajęcie miejsca w przestrzeni fizycznej miast i wsi. Można powiedzieć, że się udało, bo w niedzielę wyborczą po godzinie 12 świat obiegły obrazy długich protestacyjnych kolejek przed lokalami wyborczymi w Moskwie, Petersburgu i w wielu stolicach Europy i Azji. W Berlinie na przykład przed ambasadą Federacji Rosyjskiej w kolejce stała Julia Nawalna, wdowa po Aleksieju. Wraz z nią stał Michaił Chodorkowski, a ludzie chętnie się z nimi fotografowali.

Obrazek w opozycyjnych kanałach mediów społecznościowych jest optymistyczny. Ludzie stoją gęsiego kwartał za kwartałem, manifestując swój sprzeciw wobec Putina. Ale pamiętamy, że pole polityczne w Rosji definiuje Kreml, a Kreml od tygodni grał na zwiększenie frekwencji w tych wyborach. Reklamy w telewizji i internecie, sławni ludzie zachęcający do głosowania, groźby przełożonych w stosunku do ludzi pracujących w budżetówce, loterie fantowe, koncerty i nagrody w komisach wyborczych w dni głosowania – to wszystko miało napędzić wyborców przed kamery telewizji. Okazuje się więc, że Kreml i opozycja grała o te same kadry, ale opozycja nie zdała sobie sprawy z ważnej rzeczy. Od dawna wiemy, że nieważne jest, na kogo się głosuje, ważne jest to, kto liczy głosy. Tak samo nieważne jest to, kto i dlaczego stoi w kadrze, ale to, kto ten kadr podpisuje, kto jest paskowym. Po akcji „W południe przeciwko Putinowi” w propagandowych serwisach pojawiły się te same kadry, co w opozycyjnych kanałach, lecz okraszone suchą informacją, że np. w Berlinie przed konsulatem stoi bardzo długa kolejka obywateli chcących oddać głos w rosyjskich wyborach. Ełła Panfiłowa, przewodnicząca CKW: „chcę podziękować Zachodowi, że nas zjednoczył. W większym stopniu zrozumieliśmy, jak ważne jest, aby teraz być razem, wiadomo, im większa jest na nas presja, tym bardziej się bronimy”. W okienku telewizora lub smartfona prostego Rosjanina południe przeciwko Putinowi zmieniło się w trzydniówkę za Putinem w Berlinie, Rzymie i Wilnie, w towarzystwie stojących w wielogodzinnych kolejkach Rosjan, żeby zagrać na nosie Ameryce i Unii Europejskiej.

Rozpatrując to, komu udaje się lepiej kontrolować przekaz tegorocznych wyborów, opozycji czy Kremlowi, dyskusja o nich w kontekście efektywności politycznej może wydawać się przedmiotowa. Ale to tylko złudzenie. W miniony weekend nie odbyły się bowiem żadne wybory. I nie chodzi mi tylko o ich zrosjenie, o to, że nie było w nich realnej konkurencji, główny kontrkandydat został zamordowany w więzieniu, a wyniki są oszukane. Tak więc w weekend nie odbyła się żadna procedura wyborcza, nawet w formie parodii czy zwyrodnienia, bo nie chodziło w niej o żadną wyborczą legitymizację. Za to zostały przeprowadzone jak najbardziej poważne, wysoce zorganizowane, skrupulatne i dyscyplinujące działania systemu totalizującej się władzy. Trzydniowa procedura to stress test piramidy zarządzania totalitarnym systemem, który ujawnia słabe ogniwa, wskazuje na niedostatki procedury, pozwala ocenić efektywność reakcji w sytuacjach kryzysowych poszczególnych jego składowych. Ważne, że jest to procedura całościowa i jednocześnie samodiagnoza, aż po najmniejsze kapilary władzy na poziomie objazdowej komisji wyborczej w Baszkirii, pędzącej przez zaspy z urną do pustelnika, który żyje w samotni od 50 lat, ale w tych wyborach oddał głos na Putina.

Chwilę po północy polskiego czasu agencje informacyjne zacytowały słowa Putina, podsumowującego w swoim sztabie trzydniówkę: „myślę, że w naszym zwykłym, wewnętrznym życiu politycznym wszystko pozostanie mniej więcej takie samo, jak było”. (...)

new.org.pl