poniedziałek, 17 sierpnia 2020


Przez kolejne półtora stulecia (mniej więcej od lat pięćdziesiątych XIX wieku do dziewięćdziesiątych XX wieku) metamorfozy i przyspieszenia nieustannie globalizującego się kapitalizmu dość powoli i tylko w pewnej mierze wpływały na życie społeczne i los jednostek. Nowoczesność, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie oznacza życia w całkowicie przekształconej rzeczywistości. Jest ona raczej, jak dowodzą niektórzy krytycy, hybrydowym, niespójnym doświadczeniem nieregularnego życia w zmodernizowanych przestrzeniach i ze zwiększoną prędkością przy jednoczesnym zamieszkiwaniu w resztkach przedkapitalistycznych światów-żyć, czy to społecznych, czy naturalnych. Obraz Wrighta of Derby to wczesny przejaw koegzystencji i sąsiadowania niezgodnych systemów nowoczesności. Produkcja fabryczna na przykład nie doprowadziła do gwałtownego zatarcia dawmych rytmów dobowych czy więzi społecznych obecnych w rolniczych wspólnotach. Najpierw nastąpił długi okres współistnienia, podczas którego życie wiejskie było stopniowo rozmontowywane bądź włączane w nowe procesy. Można wskazać niezliczone przykłady ciągłego trwania - choćby i zaburzonego czy wykoślawionego - dawnych form, wartości, technik i hierarchii w ramach procesu modernizacji kapitalistycznej. Fredric Jameson twierdzi, że jeszcze na początku XX wieku „zaledwde znikomy procent społecznej i fizycznej przestrzeni Zachodu można było uznać za w pełni nowoczesny pod względem techniki lub produkcji, bądź też rzeczywiście mieszczański pod względem kultury klasowej. Oba te bliźniacze fenomeny zadomowiły się w większości krajów europejskich dopiero pod koniec drugiej wojny światowej”.

Choć można dyskutować o rozprzestrzenianiu się nowoczesności w różnych momentach historii, periodyzacja Jamesona przypomina, że wiek XIX i spora część XX wieku stanowtły zlepek niepowiązanych z sobą przestrzeni i czasów, z których część była zracjonalizowana i ukształtowana przez nowe rynkowo wymogi, w części zaś uparcie trwały jeszcze przednowoczesne wzorce i przekonania. Znaczące wydaje się zwłaszcza doraźne uznanie roku 1945 za dziejowy punkt zwrotny. Na prozaicznym poziomie zdarzeń historycznych można tu na przykład przypomnieć, że podczas prowadzenia badań nad rakietami V-2 naziści opierali swój transport wojskowy na sile półtora miliona koni. To tyle, jeśli chodzi o obiegowy opinię na temat dwudziestowiecznej „wojny zmechanizowanej”. Co jednak ważniejsze, jak wykazali liczni pisarze, od Ernesta Mandela po Thomasa Pynchona, druga wojna światowa, tak niszczycielska i zmieniająca oblicze świata, ujednoliciła globalną rzeczywistość w niespotykany dotychczas sposób - sprawiła, że przestarzałe terytoria, tożsamości i fragmenty tkanki społecznej przestały istnieć. Tam, gdzie było to możliwe, nastąpił powrót do tabula rasa, która stała się punktem wyjścia ostatniej fazy globalizacji kapitalizmu. Druga wojna światowa była kuźnią, w której wykuto nowe paradygmaty komunikacji, informacji i kontroli, a także skonsolidowano powiązania między badaniami naukowymi, ponadnarodowymi korporacjami a siłą wojska.

Jonathan Crary - 24/7. Późny kapitalizm i koniec snu

BiznesAlert.pl: Jakie działania podejmowała Rosja przez ostatnie lata, aby uniezależnić Krym od wody z Dniepru?

Rosjanie po zamknięciu Kanału Północnokrymskiego rozpoczęli realizacje federalnego programu celowego, który miał za zadanie znaleźć alternatywy do ukraińskich dostaw wody na Krym. Ramy czasowe tego programu przewidywały, że w okresie 2015 do 2020 roku na program ten zostanie wydane około 65,7 mld rubli (ok. 3,6 mld zł). W ramach tych funduszy na półwyspie miało powstać 69 obiektów hydrologicznych, takich jak zbiorniki retencyjne, wodociągi, kolektory czy studnie artezyjskie. Plan jednak nie przyniósł spodziewanych efektów. Pomimo wydania miliardów rubli problem z wodą cały czas postępuje. W tym roku zdecydowano się na zwiększenie finansowania programu do 87,5 mld rubli (ok 4,7 mld zł), przy jednoczesnym zapobiegliwym zmniejszeniu zakresu inwestycji do 21 obiektów oraz wydłużeniu czasu wykonania do końca 2022 roku.

W konsekwencji Rosjanie realizują najprostsze, najmniej kosztowne, ale i najmniej efektywne zadania, czyli budowę studni artezyjskich i napełnianie zbiorników wodą z nich pochodzącą. W krótkiej perspektywie czasu to działanie się sprawdza, ale w dłuższej przyniesie katastrofalne skutki dla całego ekosystemu Krymu. Masowe wiercenie studni artezyjskich doprowadza do obniżania poziomu wód gruntowych a przez to zasalanie gleby. W dłuższym okresie spowoduję to niezdatność do użytku tych ziem w celach rolniczych. Rosjanie też przez pięć lat nie zdołali określić podziemnych zapasów wody, którą mogliby wydobywać.

Różne pomysły i idee dotyczące wody na Krymie są kolportowane przez rosyjskie media z bardzo dużą częstotliwością. Co jakiś czas informuje się o znalezieniu złotego środka, który pozwoli na zaspokojenie potrzeb hydrologicznych półwyspu. Mówiło się już o instalacjach odsalania wody wzorem Izraela czy Arabii Saudyjskiej, o których mówił podczas swojej pierwszej wizyty na Krymie w 2014 roku premier Rosji Dimitrij Miedwiediew, mówiło się o budowie wodociągu przez cieśninę Kerczeńską z regionu Kubania, mówiło się nawet o podziemnym wodociągu czerpiącym wody z rzeki Don. Dodatkowo ostatnio mówi się o  wykorzystaniu samolotów i „bombardowaniu” nieba jodkiem srebra w celu wywołania deszczy. O tym się ciągle mówi, ale na mówieniu z reguły się kończy. To jest spowodowane bardzo dużymi kosztami tych projektów oraz trudnościami logistycznymi. Dodatkowo, przesył wody z Kubania, który sam cierpi na deficyt wody też nie wydaje się najlepszym pomysłem.

BiznesAlert.pl: Jak do problemu wody na Krymie odnosi się Ukraina? Na początku roku pojawiały się informację, że rozważane jest przywrócenie dostaw wody na okupowany półwysep na zasadach komercyjnych. Czy to realny plan?

Tak, po mianowaniu nowego premiera Ukrainy Denisa Szmychala mówił on publicznie o takiej możliwości, podobnie jak przewodniczący partii Sługa Narodu Dawid Arachamia. Była to forma sondowania opinii publicznej i jej reakcji na taki scenariusz. Te plany wynikały z rosyjskich prób połączenia kwestii uregulowania sytuacji na Donbasie z dostawami wody na Krym. Warto podkreślić, że zaprowadzenia pokoju na Donbasie było jednym z sztandarowych postulatów prezydenta Zełeńskiego. Te działania były próbą podjęcia ryzyka i sprawdzenia jak zareaguje społeczeństwo. Reakcja jednak była przewidywalna. Rozpoczęły się liczne demonstracje pod budynkiem ukraińskiego parlamentu i siedzibą prezydenta Ukrainy. To doprowadziło, że Zełeński poniekąd zmuszony, publicznie zadeklarował, że dostawy wody na Krym zostaną przywrócone dopiero po powrocie okupowanego Krymu do Ukrainy. W międzyczasie pojawiły się też pomysły np. prywatyzacji Kanału Północnokrymskiego, która otworzyła by możliwość przesyłu wody na Krym przez podmiot prywatny, poza kuratela ukraińskiego państwa. Jednak temat ucichł i na razie nie jest wcielany w życie.

BiznesAlert.pl: Czy wojna o wodę na Krymie to realny scenariusz?

Przede wszystkim Rosja zintensyfikowała starania o zmianę podejścia Ukrainy dotyczącego dostaw wody poprzez fora organizacji międzynarodowych, głównie ONZ. Takim działaniem było m.in wystosowanie na początku czerwca listu do sekretarza Generalnego ONZ przez była prokurator Krymu, a obecnie deputowaną do Dumy Natalię Pokłońską. Pokłońska w liście tym zarzucała ukraińskim władzom celowe doprowadzanie do kryzysu humanitarnego na Krymie i nazywała jej działania bezprawnymi. Jako argument podkreślała, że Dniepr jest rzeką międzynarodową, która zaczyna swój bieg w Rosji. Ten argument nie jest jej autorstwa, bo kilka lat temu Władimir Żyrinowski, kontrowersyjny szef partii Ludowo Demokratycznej, wzywał do przekierowania koryta rzeki Dniepr po rosyjskiej stronie tak, aby woda trafiała do Donu.

Rosyjskie próby zdobycia poparcia międzynarodowego na razie jednak nie osiągają skutku. Zachód nie wywiera póki co presji na Ukrainę w tej sprawie.

biznesalert.pl

Pierwsze roszczenia Chin do większości Morza Południowochińskiego zostały wysunięte przez rząd RCh w formie „linii dziewięciu kresek” (Nine-Dash Line) na wydanych w 1947 r. oficjalnych mapach akwenu, kiedy prowadzący wojnę domową rząd próbował zyskać poparcie społeczeństwa9. Linia wydziela wokół morza region, do którego Chiny miały zgłaszać nieokreślone dokładnie żądania terytorialne, a brak prawnomiędzynarodowego zdefiniowania tych pretensji znalazł swój wyraz w tym, że była ona przerywana. Nie stanowi ona ani granicy morskiej, ani nawet linii roszczeń, mimo że do dzisiaj media z ChRL i część tajwańskich przedstawiają ją w sposób sugerujący istnienie granicy lub jakiejś linii demarkacyjnej. Opanowanie akwenu oznaczałoby spełnienie części chińskich aspiracji terytorialnych (inne dotyczą m.in. regionu Aksai Chin i stanu Arunachal Pradesh, Morza Wschodniochińskiego oraz Tajwanu) sięgających jeszcze czasów cesarskich i jest elementem programu odzyskiwania chińskich terytoriów utraconych w XIX wieku. Program ten to jeden z filarów legitymizacji Komunistycznej Partii Chin (KPCh), która po zwycięstwie w wojnie domowej i ustanowieniu ChRL w 1949 r. podtrzymała roszczenia dotyczące Morza Południowochińskiego. Wydaje się, że obok aspektu strategicznego stanowi to główną motywację do wysuwania daleko idących żądań. Kwestie ekonomiczne są dla ChRL – w przeciwieństwie do pozostałych państw
regionu – drugorzędne, a przesadzone przez CNOOC szacunki dotyczące miejscowych zasobów węglowodorów służą tylko wzmocnieniu wewnętrznej narracji nacjonalistycznej.

W deklaracji z 1958 r. dotyczącej morza terytorialnego ChRL zgłosiła pretensje do części obszarów lądowych zwanych Nanhai Zhudao (ang. Nanhai Islands, dosł. „wyspy morza południowego”), lecz do lat siedemdziesiątych nie podejmowano aktywnych działań w regionie. Dopiero zakończenie amerykańskiego zaangażowania w wojnę wietnamską pozwoliło Chinom na zbrojne odebranie Republice Wietnamskiej (Wietnam Południowy) Wysp Paracelskich w 1974 r. Od 1987 r. prowadzi się na szeroką skalę prace polegające na odbieraniu morzu lądu i budowie sztucznych wysp. W 1988 r. w innym krótkim konflikcie zbrojnym ze zjednoczonym Wietnamem ChRL ustanowiła swoją kontrolę nad Północną i Południową Rafą Johnsona oraz rafą Fiery Cross10. W 1994 r. Pekin zajął Rafę Mischiefa, znajdującą się de iure wewnątrz filipińskiej wyłącznej strefy ekonomicznej. Od połowy lat dziewięćdziesiątych utrzymuje się terytorialne status quo. W 2012 r. Pekin ogłosił powstanie prefektury Sansha w ramach prowincji Hajnan ze stolicą w mieście Sansha na Wyspie Woody (ang. Woody Island, chiń. Yongxing Dao, największa wysepka wśród Wysp Paracelskich). Równocześnie w oparciu o administrowane obszary lądowe w archipelagach Paracelskim i Spratly ChRL wytyczyła obszary morza terytorialnego, obszary strefy przyległej oraz wyłącznej strefy ekonomicznej. W kwietniu 2020 r. w ramach prefektury Sansha wydzielono dwie jednostki miejskie. W tym samym czasie chińska Komisja Nazw Geograficznych „zlokalizowała 80 wysp” w regionie. Stały się one automatycznie częścią roszczeń ChRL.

Na Wyspach Paracelskich Pekin wzniósł ok. 20 instalacji wojskowych, a na Spratly umieścił je na siedmiu sztucznych wyspach. Powstały tam bazy Marynarki Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, a na obszarach zabranych morzu wybudowano porty i pasy startowe dla lotnictwa wojskowego. Instalacje są wyposażone w systemy antydostępowe obejmujące znaczną część Morza Południowochińskiego. Znajdują się tam też elementy systemów radiolokacyjnych i systemów wojny elektronicznej. Do specyfiki chińskich działań – nie tylko na tym akwenie – należy także wykorzystanie tzw. morskiej milicji ludowej, czyli kutrów rybackich prowadzących skoordynowane i agresywne działania na morzu, asekurowane przez chińskie jednostki straży wybrzeża. Ważnym elementem egzekwowania przez Chiny swoich praw jest także blokowanie połowów przez obcych rybaków w jednostronnie wyznaczonych wyłącznych strefach ekonomicznych wokół sztucznych wysp.

(...)

ChRL nie jest jedynym państwem wysuwającym roszczenia do obszarów morskich i lądowych Morza Południowochińskiego. Od lat siedemdziesiątych XX wieku uznania praw do poszczególnych obszarów lądowych akwenu domagają się Wietnam, Malezja, Indonezja, Brunei i Filipiny. Po wejściu w życie UNCLOS w 1994 r.14 kolejne państwa regionu zgłosiły roszczenia do utworzenia własnych wyłącznych stref ekonomicznych i granic szelfu kontynentalnego, które nie tylko nakładają się na roszczenia Chin zakreślone przez „linię dziewięciu kresek”, lecz także często wykluczają się wzajemnie. Mimo że w przeciwieństwie do roszczeń chińskich ich żądania są oparte na rozwiązaniach prawnych wynikających z UNCLOS, to kraje te nie potrafiły do tej pory rozwiązać wzajemnych sporów. Sytuację na Morzu Południowochińskim zaogniają daleko idące żądania różnych państw, które w wypadku niektórych z nich wydają się podyktowane chęcią przyjęcia silnej pozycji negocjacyjnej, ale raz zgłoszone są trudne do wycofania ze względu na rozbudzone
aspiracje opinii publicznej oraz duże znaczenie gospodarcze regionu. Także tutaj praktyka jednostronnej delimitacji wyłącznej strefy ekonomicznej utrudnia uregulowanie sporów na drodze negocjacji i wypracowanie wspólnego stanowiska wobec roszczeń Chin. Państwa regionu prezentują również różne formy odpowiedzi na żądania ChRL. Przykładem skrajnie odmiennego podejścia są Wietnam i Filipiny – Wietnam stawia na rozbudowę potencjału militarnego, a Filipiny najpierw wybrały drogę prawną, obecnie zaś próbują znaleźć porozumienie z Chinami dotyczące wspólnej eksploracji akwenu. Ponadto rozbudowa przez Pekin potencjału militarnego na Morzu Południowochińskim spotyka się z analogicznymi działaniami innych państw regionu. Powoduje to, że jest ono dzisiaj jednym z najbardziej zapalnych punktów stosunków międzynarodowych, a częste i mające konfrontacyjny charakter spotkania jednostek wszystkich stron sporu grożą szybką eskalacją i otwartym konfliktem. Na akwenie kwestie terytorialne przenikają się także z formalnymi i nieformalnymi sojuszami obronnymi, a dynamika sporu prowokuje redefinicję dotychczasowych relacji. Konflikt z ChRL doprowadził już do wyraźnego zbliżenia Wietnamu z USA. Także Indonezja i Malezja odpowiadają na działania ChRL zwiększeniem potencjału militarnego w regionie oraz regularnymi akcjami straży wybrzeża wymierzonymi w nielegalne połowy chińskich, ale także wietnamskich rybaków w ich wyłącznych strefach ekonomicznych. W tym samym czasie porażka drogi prawnej i poszukiwanie zbliżenia z Chinami doprowadziły do ochłodzenia relacji Filipin ze Stanami Zjednoczonymi i postawiły pod znakiem zapytania przyszłość układu o wzajemnej obronie tych państw.

OSW - Dziewięć kresek. Roszczenia Pekinu na Morzu Południowochińskim

Jak powszechnie wiadomo, Polska zmaga się z poważnym problemem gospodarowania śmieciami, a co za tym idzie – regularnymi podwyżkami cen za ich odbiór. Powstawanie, w ramach istniejących ciepłowni lub elektrociepłowni, jednostek RDF mogłoby w znaczącym stopniu rozwiązać trudności z tym związane. Instalacje RDF mogłyby zarówno eliminować kłopot związany z zagospodarowaniem odpadów komunalnych czy przemysłowych, jak i zapewnić stałą dostawę ciepła i prądu do odbiorców. Dla przykładu, w miejscowości Spittelau położonej nieopodal Wiednia od 1976 r. pracuje spalarnia odpadów. Tylko ta instalacja gwarantuje 25% ciepła rocznie zużywanego przez mieszkańców stolicy Austrii. Wzorem wiedeńczyków poszli Szwedzi. 1/6 energii zużywanej w Sztokholmie pochodzi ze spalania RDF-u.

Ilustracją polityki ukierunkowanej na wykorzystanie paliw alternatywnych w celu produkcji energii jest Szwajcaria. Helweci spalają 70% wszystkich gromadzonych odpadów komunalnych. Dzięki temu co roku do szwajcarskich gospodarstw domowych i przedsiębiorstw płynie prąd o sumarycznej mocy sięgającej 1050 GWh. Co ciekawe, Szwajcaria nie planuje odwrotu od spalania odpadów, wręcz przeciwnie. Pomimo, że w kraju działa 30 bloków, to z powodu coraz wyższego poziomu produkcji śmieci, władze zamierzają uruchamiać kolejne. W świecie pracuje obecnie 2450 jednostek tego typu, z czego prawie 50% w samej Japonii.

Badania przeprowadzone przez Fortum Power and Heat nakreślają potencjał jaki Polska posiada, gdyby zamieniła źródła energii w postaci węgla kamiennego na równowartość odbieranych aktualnie w kraju odpadów komunalnych. Zakłady termicznego przekształcania mogłyby dostarczyć nawet 6% rocznego zapotrzebowania na energię.

energetyka24.com