Grzegorz Sroczyński: Czego najgorszego możemy się spodziewać po Rosji?
Agnieszka Legucka: Tego nie wiemy. Rosjanie chcą wszystkich zaskakiwać, nieprzewidywalność to chyba najbardziej konsekwentny element polityki Federacji Rosyjskiej. "Zachód ma się nas bać, bo nigdy nie wiadomo, z czym wyskoczymy" - tak mniej więcej brzmi ten komunikat. Potrafią zmienić kurs o 180 stopni praktycznie z dnia na dzień, zastosować nowy scenariusz, zrobić coś totalnie dziwnego.
(...)
Powtórzę: nie wiemy, czego się spodziewać. Oni mają kilkanaście scenariuszy gotowych w szufladach, często kompletnie sprzecznych, co odróżnia Rosję od państw demokracji liberalnej - przewidywalnych do bólu. Żonglują sobie tymi scenariuszami i wybierają taki, który uważają za najbardziej korzystny. Niekoniecznie dla Rosjan.
A dla kogo?
Dla kremlowskiej elity władzy. Tak jest od kilkunastu lat. Polityka zagraniczna Rosji to przede wszystkim gra o bezpieczeństwo Putina i jego otoczenia. Decyzje są temu podporządkowane.
Kreml wykorzystuje dwie podstawowe narracje: Rosji jako uciśnionej ofiary i Rosji jako niezwyciężonego imperium. Serwują to światu równocześnie, chociaż jest w tym sprzeczność, bo jak można być jednocześnie światowym supermenem i zagonioną w róg ofiarą? Ale ten toksyczny miks jakoś działa, widać to dobrze w wystąpieniach rzeczniczki MSZ Marii Zacharowej, która w teatralny sposób potrafi oskarżać Zachód, że ciemięży Rosję niesprawiedliwymi sankcjami, bo to przecież bez sensu, żebyśmy truli Skripala i Nawalnego, poza tym Rosja jest wielka i wspaniała, zwyciężyła Hitlera i uratowała świat przed faszyzmem, a Zachód chce Rosję umniejszyć i ograbić z należnego jej miejsca, tak było przez wieki, tak jest też dziś. Polska też odgrywa tu swoją rolę.
Jaką?
Chcą z nas zrobić rusofobicznego prowincjusza. Im chodzi o przedstawienie polskiego stanowiska jako nieracjonalnego i przesiąkniętego mitami, żeby na arenie międzynarodowej głosy krytyczne wobec Kremla były utożsamiane z "polskim oszołomstwem".
Nie bądźcie jak Polacy, przecież oni mają obsesję na naszym punkcie i opowiadają bzdury?
Mniej więcej. Rosja przestawia nas dodatkowo jako wasala Stanów Zjednoczonych: nie słuchajcie Polski, bo oni mają w głowach antyrosyjskie szaleństwo, a poza tym mówią to, co im każą Amerykanie.
(...)
A jak Zachód powinien czytać Rosję? Jakie Rosja ma rzeczywiste interesy geopolityczne, o co jej tak naprawdę chodzi?
Myślenie geopolityczne jest tu trochę pułapką. Bo skoro Rosja jest tak wielkim państwem terytorialnie, to z punktu widzenia geopolityki - którą się trochę zajmowałam naukowo, a później mi na szczęście przeszło - będzie chciała dokonać dalszej ekspansji. Geopolityka zakłada rywalizację między państwami i konflikt. Tymczasem można podać wiele przykładów, że Rosja nie postępuje zgodnie z prawami geopolityki, czyli nie chce rozszerzać swojego terytorium. Na przykład władze rosyjskie wstrzymują referenda w separatystycznych częściach Gruzji, Abchazji, Osetii Południowej, lokalni przywódcy domagają się przyłączenia do Federacji Rosyjskiej, a Kreml mówi "nie". Tak samo nie chcą aneksji Donbasu, wolą trzymać to terytorium jako ziemię niczyją, teoretycznie pod władzą seperatystów, a w gruncie rzeczy pod protektoratem Rosji, ale nie chcą, żeby to po prostu była Rosja.
Dlaczego?
Taki chaos w sąsiedztwie nie jest dobry dla Rosji jako państwa, ale dla elity kremlowskiej - owszem. Bo zawsze można na tych "ziemiach niczyich" odmrozić konflikty zbrojne i tym szachować państwa sąsiednie – Ukrainę, Gruzję, a także sam Zachód.
Dajcie sobie spokój z nowymi sankcjami, odblokujcie nam konta, bo od jutra zdestabilizujemy Donbas i będziecie się musieli znowu zajmować problemem Ukrainy, tak?
Mniej więcej. Inny przykład to aneksja Krymu, która spowodowała, że Ukraina już nigdy nie będzie chciała mieć nic wspólnego z Rosją. Wcześniej prowadziła politykę wielowektorową, raz z Rosją, raz z Zachodem, a aneksja Krymu wepchnęła Ukraińców w ręce Zachodu już na zawsze. Z punktu widzenia interesów imperium - bez sensu.
To po co?
Bo interesy elity kremlowskiej są ważniejsze. Aneksja Krymu dała Putinowi to, na czym bardzo mu wtedy zależało - jego popularność w Rosji skoczyła na pewien czas do ponad 80 procent. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie miał takiego poparcia społecznego.
Ale po co komuś takiemu jak Putin popularność?
Teraz już po nic. Tak dokręcił śrubę własnemu społeczeństwu, że czuje się bezpieczny. Ale wtedy tak nie było. Putin miał kłopoty gospodarcze, na które nie był przygotowany, Rosjanie już się wcześniej buntowali. Dzięki aneksji Krymu dostał chwilę oddechu, co mu pozwoliło na utrzymanie się u władzy i rozprawę z opozycją. Przy okazji jego przyjaciel z dzieciństwa Arkady Rotenberg - oligarcha i właściciel największej rosyjskiej firmy budowlanej - dostał kontrakt na budowę mostu krymskiego, obaj zarobili na tym ogromne pieniądze.
Czy świadomość, że nie chodzi o geopolitykę i wielkie interesy imperialne, tylko o małe interesy wąskiej grupy na Kremlu, nie jest dla pani uspokajająca?
Nie jest.
Bo ja myślę: "Uff, oni tylko chcą utrzymać się u władzy, nie chodzi im o ideologię i podboje terytorialne". Z takimi ludźmi chyba łatwiej się dogadać?
Rozmawialiśmy o pułapce geopolitycznej, czyli analizowaniu poczynań Rosji z punktu widzenia interesów imperium, ale druga pułapka to sprowadzanie wszystkiego do wziątek i biznesików. Zachód przez dekady uważał, że ich da się przekupić. I się na tym sparzył, bo oni są już nieprzekupni.
Nieprzekupni?
Ja to nazywam "zbiorowym Putinem". Ten "zbiorowy Putin" potrafił się dostosować do sankcji zachodnich, na przykład w 2017 roku przyjęto "ustawę Timczenki", która gwarantowała, że wszystkie straty wynikające z zamrożenia majątków czy biznesów na Zachodzie będą rekompensowane z budżetu. Oligarchowie najwięcej zarabiają na kontraktach państwowych w Rosji. I błędem jest myśleć, że ta elita już się zwesternizowała, ma tu domy, dzieci na dobrych uniwersytetach i oszczędności w bankach, więc nie będą fikać. "My trzymamy ich majątki i możemy na nich wpływać" - mówił Zbigniew Brzeziński. Okazało się to pomyłką, bo oni potrafią zrekompensować sobie - kosztem własnych obywateli - to, co stracą na Zachodzie. Rosyjskiej elity władzy nie da się przekupić, bo nauczyli się omijać sankcje i wykorzystywać zasady poszanowania własności istniejące na Zachodzie.
No ale ktoś taki nie będzie rozpętywał dużej wojny, bo to oznacza koniec spokojnego rozkradania.
Nie wiem. Rosjanie często używają blefu, co zresztą jest zapisane w ich podręcznikach negocjacji: stawiają kontrahenta przed perspektywą totalnej porażki albo grożą użyciem wszelkich środków, również siły. Główną cnotą w tak rozumianych negocjacjach jest to, żeby nie okazać słabości. Pod żadnym pozorem. Kreml w wielu sytuacjach postępuje agresywnie tylko po to, żeby nie być utożsamiany z byciem słabą stroną. Ta władza zrobi wszystko, nawet kosztem własnych interesów ekonomicznych i kont bankowych, byleby nie być uznaną za grupę słabnącą, która jest nieskuteczna. Pokazanie słabości - również własnym obywatelom - byłoby czymś, co w rozumieniu elit prowadzi do utraty twarzy i delegitymizacji. Rosjanie mają specyficzne podejście do rządzących: Putin oczywiście masę rzeczy robi źle, ale pewnie są jakieś powody, że tak robi, natomiast jakby pokazał słabość, przyjął argumenty strony przeciwnej albo w sytuacji zaostrzenia konfliktu zrezygnował z działań militarnych, to Rosjanie zaczynaja wątpić, czy ta władza jest mocna i sobie radzi. W grupie rządzącej - mówię teraz o tym "zbiorowym Putinie" - często włącza się taka myśl: aha, musimy postawić wszystko na jedną kartę, bo okazanie słabości będzie oznaczać klęskę, która nas odsunie od władzy.
Jeśli ustąpisz pół kroku, to jesteś frajer?
Tak.
I jak Zachód ma to obsługiwać?
Nikt nie wie.
A gdyby ten "zbiorowy Putin" dostał gwarancje, że pieniądze wam zostawimy, nie będziecie ścigani również na emeryturze, tylko przestańcie robić wojny, grozić, eskalować?
No ale takie oferty były im składane wielokrotnie. Wszystkie zachodnie resety i próby związania ich korzyściami ekonomicznymi - na przykład przez Niemcy w ramach budowy Nord Stream 2, na którym rosyjscy oligarchowie zarobili kupę pieniędzy, bo ten projekt jest bardzo drogi - to wszystko były tego typu oferty. Miały ich przekonać, że jeżeli będą współpracować, to na tym skorzystają. To by się może sprawdziło, gdyby nie logika systemu autorytarnego w jego rosyjskiej wersji, która wymaga ciągłego napięcia i mobilizacji społecznej. Ten system jest przecież wydmuszką, żadna poważna idea go nie wypełnia, w dodatku wyczerpał się również jeśli chodzi o obietnice lepszego życia obywateli, wzrostu płac, przyzwoitego startu dla dzieci. 22 procent Rosjan chce wyemigrować, a wśród młodych to aż 48 procent. Od dekady dochody zwykłych Rosjan nie rosną, a wręcz spadają, bo gospodarka jest nastawiona wyłącznie na utrzymanie przy życiu obecnego reżimu politycznego: temu służy niski dług publiczny w wysokości 13 procent PKB i gigantyczne zapasy złota.
Niski dług publiczny służy utrzymaniu władzy Putina?
Oczywiście. Władza nieustannie zaciska pasa na brzuchach obywateli, oszczędza na usługach publicznych po to właśnie, żeby "zbiorowy Putin" mógł sobie gwizdać na naciski Zachodu. Jakby Rosja miała dług wyższy i w dodatku w dolarach, to musiałaby by się ze Stanami bardziej liczyć. Elity są dzięki temu bardziej niezależne od Zachodu i bezpieczne, ale obywatele mają przerąbane. W tych okolicznościach próby korumpowania elity władzy - czyli mówienie im: ale poczekajcie, wrzućcie na luz, przecież możemy współpracować - już nie mają sensu. Władze rosyjskie od trzech lat niesamowicie przykręcają śrubę obywatelom, sprawa Nawalnego jest tylko jedną z wielu. Są w tej chwili niezależni od nacisków Zachodu i zabezpieczają się intensywnie od nacisków własnego społeczeństwa. Na razie dość skutecznie. Pójście na układ z Zachodem nie jest w ich interesie. I tak mają ogromne majątki, rekompensują sobie straty, żerując na własnych obywatelach, my jako Zachód nie mamy im zbyt wiele do zaoferowania. Nie mamy czym ich "przekupić", to raczej oni korumpują skutecznie polityków zachodnich, czego przykładem jest Gerhard Schroeder we władzach Nord Stream 2, którego właścicielem jest Gazprom, czy była minister spraw zagranicznych Austrii, która pobiera ogromne pieniądze za lobbing na rzecz Rosji. Próbowaliśmy elitę polityczną Rosji przez lata westernizować, czytaj: przekupić, tymczasem mamy sytuację odwrotną, że to Rosjanie nas skuteczniej skorumpowali. Dziś moglibyśmy im jedynie powiedzieć: możecie zarobić trochę więcej. Ale im już nie zależy.
To co Zachód musiałby zrobić, żeby Putin się uspokoił?
Musi zająć się sobą.
gazeta.pl