W marcu Kamby-lama Tuwy Gelek Nacyk-Dorżu (najwyższą rangą duchowny buddyjski w Tuwie, gdzie buddyzm jest dominującą religią) odprawił modlitwę i buddyjski rytuał oczyszczenia dla Tuwańczyków walczących na Ukrainie. Od tego czasu buddyjscy duchowni w republice prawie nie wypowiadają się publicznie na temat wojny. Mnisi z klasztoru Cecenling w Kyzyle wyjaśniają nam niechęć do mówienia o tym: — Chłopcy idą tam i umierają. To smutne. Kiedy mówisz o nich, ranisz dusze ich bliskich.
(...)
Nad świeczkami w centrum szamańskim powiewają wstążki. Po jednej stronie są kolory biały, niebieski i czerwony, czyli kolory flagi rosyjskiej, po drugiej żółty i niebieski, czyli kolory flagi Tuwy. Obok sanktuarium na starym krześle siedzi najwyższy szaman Rosji, Kara-ool Dopczun-ool, który został wybrany na to stanowisko na Pierwszym Wszechrosyjskim Kongresie Szamanów w 2018 r.
Według jego własnych słów 99 proc. delegatów głosowało na niego, bo przeprowadził "masową hipnozę szamańską". Od tego czasu został wybrany jeszcze trzykrotnie. Ręce trzyma na piersi, jego palce zakończone są długimi, zakrzywionymi paznokciami. W rozmowie z korespondentem Meduza Dopczun-ool twierdzi, że "tymi szponami" "chwyta komórki rakowe, bakterie i wirusy — i wyrzuca je przez okno".
Do końca istnienia Związku Radzieckiego syberyjscy szamani żyli w izolacji, często walcząc ze sobą, dlatego nie istniały instytucje szamańskie. W końcu zaczęli przenosić się do większych miast, gdzie mieszkali zamożniejsi klienci, i się jednoczyć. Pierwsza oficjalna organizacja szamańska w Kyzyle, Dungur, powstała w 1992 r. Założył ją Mongusz Kenin-Lopsan, pisarz i folklorysta, który później obronił pracę doktorską na temat problemów badań etnograficznych nad tuwańskim szamanizmem w Radzie Dysertacji Muzeum Antropologii i Etnografii im. Piotra Wielkiego.
Kenin-Lopsan zaczął oferować usługi szamańskie klientom "zza Sajanów" i dzielić się swoim doświadczeniem z zagranicznymi kolegami i badaczami. Do Tuwy zjeżdżali ezoterycy z całego świata, często bardzo znani i bogaci. Sam Kenin-Lopsan gościł w swoim domku Borysa Jelcyna i Dalajlamę. W 2000 r. Dopczun-ool, trzeci dyrektor Dunguru, założył własne centrum Duch Niedźwiedzia.
Kara-ool Dopczun-ool z dumą opowiada, że podczas II wojny światowej Stalin umieścił trzech tuwańskich szamanów, z których jeden był jego dziadkiem, w samolotach, "aby czarować nad Stalingradem, pomagając wygrać bitwę". Opowieść kończy się hojną nagrodą: za półtoraroczną służbę generalissimus dał każdemu z nich walizkę pełną pieniędzy i konserw, a co najważniejsze, pozwolił im bez przeszkód uprawiać szamanizm w ich rodzinnej republice (Meduza nie znalazła potwierdzenia tej historii).
Po przejściu przez salę recepcyjną — z portretami Putina, Szojgu i Subedeja — Dopczun-ool prowadzi nas do swojego biura. Na ścianie naprzeciwko wejścia chaotycznie wiszą głowy zwierząt — niedźwiedzi, wilków i saren. W pobliżu znajdują się rozciągnięte skóry. Zanim został szamanem, Dopczun-ool zbierał futra, więc wybrał odpowiednie ereny, czyli pomocników ducha.
Wśród futer wisi wiele różnych przedmiotów: miecz, drewniana maska i trzystrunowa czanza. Pomiędzy nimi znajdują się dziesiątki współczesnych zdjęć młodych Tuwańczyków w mundurach. — Chłopaki walczą w Ukrainie od samego początku — wyjaśnia najwyższy szaman. — Niektórzy [już wrócili i] zrobili zdjęcia. Bardzo silna ochrona! Kula przechodzi obok.
Dopczun-ool zapala w misce kilka gałązek jałowca i najpierw otacza zdjęcia płomieniem, a następnie je pali. — Duchy przodków pomagają. Odprawiamy obrzędy w miejscach mocy. Dbamy, żeby nie działy się złe rzeczy, żeby byli nietykalni — uzasadnia szaman. — To Czyngis-chan i jego generał Subedej jako pierwsi zdobyli Kijów, spalili go i ruszyli na Zachód, do Europy.
W latach 40., jak mówi Dopczun-ool, brat jego ojca, kapitan Keczil-ool, wraz ze swoimi kawalerzystami wyzwolił Ukrainę — za co otrzymał tytuł Bohatera Związku Radzieckiego i "piękną szablę". Na potwierdzenie szaman wyjmuje szablę, która wisi między rogatą czaszką a wypchanym wężem, i groźnie nią potrząsa. Kiedy jednak rozmowa schodzi na temat tego, jak Siergiej Szojgu i inni rosyjscy przywódcy traktują szamanów, w głosie Dopczun-oola nagle pojawia się szczera uraza: — Szojgu został oszukany przez byłego szefa Tuwy, który ciągnie go w stronę buddystów.
Najwyższy szaman obwinia buddystów za wszystkie nieszczęścia. Nawet nacjonalizm w Ukrainie, jak uważa, rozprzestrzenił się po wizycie Dalajlamy w Kijowie, co spowodowało "natychmiastowe wykopanie Bandery i obalenie prezydenta" (Dalajlama nigdy nie był w Ukrainie).
— Ci, którzy przychodzą do mnie, walczą i żyją. A ci, którzy zwracają się do lamów, wracają jako trupy — mówi surowo Dopczun-ool. — Buddyzm jest filozofią, nie pomoże człowiekowi. Ale natura może pomóc. Szamanizm jest naturą.
Pokazuje rogaty totem ze skrzydłami i mówi, że to anioł stróż żołnierzy z Tuwy. Do czarnej piersi anioła przyczepionych jest osiem zdjęć tuwińskich żołnierzy. Dwa kolejne wiszą obok, na rogach martwej sarny.
onet.pl/meduza.io