niedziela, 13 kwietnia 2025



Rafała Trzaskowskiego jako zwycięzcę piątkowej debaty wskazało 32,4 proc. ankietowanych. Za plecami kandydata Koalicji Obywatelskiej z wynikiem 28 proc. uplasował się Karol Nawrocki. Podium zamyka Szymon Hołownia, którego wskazało 11,8 proc. respondentów.

10,6 proc. badanych uważa, że debatę wygrała Magdalena Biejat, z kolei 5,3 proc. za zwycięzcę uważa Krzysztofa Stanowskiego. Marka Jakubiaka wskazało 4,2 proc. badanych, a Joannę Senyszyn zaledwie 0,2 proc. uczestników sondażu.

/Wyniki pokrywają się z sondazowym poparciem - debata musiała byc nijaka - red./


(...)

W piątkowej debacie przeprowadzonej przez TVP, TVN i Polsat udział wzięło ośmioro kandydatów: prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski (KO), popierany przez PiS prezes IPN Karol Nawrocki, Magdalena Biejat (Nowa Lewica), Maciej Maciak (lider Ruchu Dobrobytu i Pokoju), Szymon Hołownia (Trzecia Droga), Marek Jakubiak (Wolni Republikanie), Krzysztof Stanowski (przedsiębiorca, właściciel Kanału Zero) oraz Joanna Senyszyn (była posłanka SLD).

onet.pl


Według doniesień rosyjskie siły dostosowały w ostatnich tygodniach swoją taktykę uderzeń dalekiego zasięgu, prawdopodobnie w ramach wysiłków zmierzających do zadania znacznych szkód za pomocą pakietów uderzeniowych o rozmiarach podobnych do tych, których używały wcześniej w tym roku, oraz w celu zastraszenia ukraińskich cywilów. Ukraińskie źródła i niemieckie media BILD poinformowały pod koniec marca i na początku kwietnia 2025 r., że rosyjskie siły krążą z dronami dalekiego zasięgu na dużych wysokościach, kilka kilometrów od dużych ukraińskich miast i innych celów, zanim przeprowadzą zsynchronizowane uderzenia wieloma dronami. Ukraińskie źródła poinformowały, że rosyjskie siły latają dronami Shahed w możliwie najgęstszych formacjach, aby przytłoczyć ukraińskie systemy obrony powietrznej, a rosyjskie siły koncentrują grupę od 10 do 15 dronów Shahed poza miastem przed uderzeniem w miasto. Rzecznik ukraińskich sił powietrznych, pułkownik Jurij Ihnat, poinformował 6 kwietnia, że ​​rosyjskie siły stale modernizują swoje drony Shahed, rakiety balistyczne i taktykę uderzeniową, co utrudnia ukraińskim siłom ich zestrzelenie. Wcześniej rosyjskie siły wystrzeliwały drony dalekiego zasięgu Shahed w serii fal przeciwko różnym celom każdej nocy, a doniesienia o próbach wykorzystania dronów w gęstszych formacjach wskazują, że siły rosyjskie wierzą, że ta nowa taktyka pozwoli skuteczniej pokonać ukraińską obronę przeciwlotniczą.

understandingwar.org


Spośród 43.526 statków wysłanych w 953 konwojach przez Atlantyk przez aliantów w drugiej połowie wojny, Kriegsmarine zdołała zatopić zaledwie 272 statki. Tymczasem podczas wojny na morzu zatopiono aż 648 z 757 sprawnych okrętów podwodnych. Zginęło 30.000 niemieckich żołnierzy, co daje aż 60-procentowe straty wśród marynarzy.

komputerswiat.pl


Jeśli w tej chwili masz na sobie buty Nike, to prawdopodobieństwo, że zostały wyprodukowane w Wietnamie, wynosi 50 procent. Nosisz Adidasy? Szanse wynoszą 40 procent. A może Pumy? Jeden do czterech.  

Samo Nike współpracuje w Wietnamie z około 155 fabrykami, w których łącznie pracuje ponad pół miliona osób.

Choć same liczby mogą szokować, to wyłaniający się z nich szerszy obraz już mniej. Większość konsumentów ma świadomość, że wszechobecne jeszcze 10-15 lat temu na ubraniach dużych sieci odzieżowych metki z napisem "Made in China" zostały w dużej mierze zastąpione przez oznaczenia "Made in Vietnam", "Made in Cambodia", "Made in Laos" i "Made in Bangladesh". To właśnie tekstylia są pierwszym, co przychodzi nam do głowy w odpowiedzi na pytanie "jakie produkty eksportują kraje Azji Południowo-Wschodniej?". Niskie płace sprawiają, że region jest niezwykle konkurencyjny, jeśli chodzi o wytwarzanie mało technologicznie rozwiniętych produktów, którymi są ubrania.

To, o czym mówi się znacznie mniej, to ogromny wzrost roli Wietnamu w przemyśle high-tech. Około połowy z 280 milionów smartfonów i tabletów produkowanych rocznie przez Samsunga powstaje w Wietnamie. Łączna wartość produktów Samsunga eksportowanych z kraju wyniosła w 2023 roku 56 miliardów dolarów - to 16 procent całego wietnamskiego eksportu. LG - kolejny koreański gigant technologiczny z istotną bazą produkcyjną w Wietnamie - sprzedaje za granicę produkty o wartości 10 miliardów dolarów. Lokalni podwykonawcy Apple odpowiadają za światowe dostawy 20 procent iPadów.  

Władze w Hanoi kładą też ogromny nacisk na rozwój sektora procesorów. W tej chwili Wietnam ma 1 procent udziału w światowym rynku, ale według analizy firmy konsultingowej Boston Consulting Group i amerykańskiego stowarzyszenia sektorowego Semiconductor Industry Association ma wzrosnąć do 8-9 procent w 2032 roku.  

Łącznie sektor high-tech eksportuje produkty za 175 miliardów dolarów rocznie, co odpowiada za 43 procent wartości całego wietnamskiego eksportu. Dla porównania - przemysł high-tech stanowi 26 procent eksportu z Chin, 22 procent eksportu z USA, 19 procent eksportu z Unii Europejskiej i 15 procent eksportu z Indii. (...)

Istotną rolę w rozwoju wietnamskiego przemysłu high-tech odegrały rosnące geopolityczne napięcia na linii Pekin-Waszyngton. W obawie przed potencjalnymi cłami, a następnie faktycznie wojnie celnej rozpoczętej przez Donalda Trumpa w czasie jego pierwszej kadencji, firmy zależne w ogromnym stopniu od eksportu z Chin do USA postawiły na inwestycje w nowe fabryki w Wietnamie /doszła także pandemia - red./.

W rezultacie wymiana handlowa ze Stanami Zjednoczonymi wystrzeliła w kosmos. W 2016 roku eksport wietnamskich dóbr do USA wyniósł 38 miliardów dolarów. W 2024 roku był ponad trzykrotnie wyższy - 134 miliardy - i odpowiadał za 30 procent całego eksportu kraju. Wraz z tym pojawiła się ogromna nadwyżka handlowa; w 2024 roku osiągnęła 124 miliardy dolarów. Większy deficyt handlowy Stany Zjednoczone mają tylko z Chinami (295 miliardów) i z Meksykiem (172 miliardy).  

Wietnamscy decydenci wierzyli, że agresywna retoryka Trumpa w zakresie ceł nie przełoży się na bolesne czyny wobec Hanoi. "Gwarantem bezpieczeństwa" miały być z jednej strony interesy potężnych amerykańskich korporacji inwestujących w Wietnamie, takich jak Intel, Boeing i wspomniane już Nike i Apple, a z drugiej - geopolityczna racja stanu. Od lat Waszyngton szukał zbliżenia z władzami kraju w ramach tworzenia przeciwwagi dla Chin, czego kulminacją było podpisanie przez oba państwa paktu o "wszechstronnym partnerstwie strategicznym" w 2023 roku.  

Okazało się, że ani interesy amerykańskich firm, ani geopolityczna racja stanu nie mają żadnych szans w starciu z brutalnie prostą regułą przyjętą przez ekipę Trumpa przy ustalaniu wysokości ceł. Liczy się tylko stosunek deficytu handlowego w relacji do wartości importu, a ten w wypadku Wietnamu i Stanów Zjednoczonych wynosi 91 procent. A jako że prezydent USA litościwie obwieścił, że "cła odwetowe" będą dwukrotnie niższe, niż wychodzi z obliczeń, to dla Wietnamu magiczna liczba wyniosła 46 procent. Napędzające od lat wietnamską gospodarkę amerykańskie inwestycje nagle okazały się ciężarem.  

Dla Hanoi wprowadzenie ceł w tej wysokości na towary eksportowane do USA byłoby gospodarczą katastrofą. Choć zimna arytmetyka absurdalnego wzoru używanego przez administrację Trumpa nie bierze pod uwagę żadnych innych aspektów niż sam bilans handlowy, to władze Wietnamu ruszyły na poszukiwanie rozwiązań, które mogą udobruchać Biały Dom.  

Pierwszym ruchem była deklaracja gotowości do zniesienia wszystkich ceł na produkty importowane z USA. Rzecz w tym, że ich uśredniona wartość wynosi w tej chwili 8-9 procent i w żaden sposób nie odpowiada za to, że Wietnam o wiele więcej do Stanów Zjednoczonych eksportuje, niż z nich importuje. Bardzo duża część wietnamskiego importu to komponenty wykorzystywane przez lokalne firmy w produkcji dóbr finalnych przeznaczonych na eksport. Największym eksporterem są Chiny (34 procent), a drugim - Korea Południowa (16 procent).  

Znaczący wzrost dóbr importowanych z Chin do Wietnamu w ostatnich latach to główny element narracji Białego Domu o tym, jak Hanoi oszukuje swoich amerykańskich partnerów. Zgodnie z tą opowieścią wietnamskie produkty eksportowane do USA to w rzeczywistości po prostu chińskie produkty z wietnamską etykietką - po to, by chińscy producenci mogli obchodzić cła nałożone na Pekin. Stąd bierze się drugi ruch władz Wietnamu, czyli obietnica zwalczania "reroutingu", a więc przekierowywania chińskich towarów przez Wietnam dla celów czysto celnych.  

Jeśli jednak spojrzymy na statystyki serwisu CEIC data, to: ponad 70 procent wartości wietnamskich dóbr importowanych do Stanów Zjednoczonych została wytworzona bez jakiegokolwiek udziału chińskich firm i produktów.

Nie oznacza to jednak, że pozostałe 30 procent to po prostu artykuły Made in China z wietnamskim paszportem. Według analizy naukowców z uniwersytetów Harvarda, Duke i Nottingham wskaźniki wskazują, że faktyczny udział chińskich produktów nielegalnie oznaczanych jako pochodzące z Wietnamu w wietnamskim eksporcie do Stanów Zjednoczonych wynosi od około 1,5 procent do 16,5 procent, a najbardziej realistyczne szacunki mieszczą się w przedziale 6-7 procent. Nawet jeśli zredukować by je do zera, to wpływ na zbilansowanie wymiany handlowej pomiędzy USA a Wietnamem byłby znikomy.

Trzecią inicjatywą Hanoi jest zapewnienie, że amerykańskie firmy będą miały większy dostęp do wietnamskich zamówień publicznych. Suma inwestycji publicznych sfinansowanych przez rząd w 2024 roku wyniosła 27 miliardów dolarów. Nawet jeśli amerykańskie firmy miałyby odpowiadać za wszystkie inwestycje publiczne i korzystałyby w ich realizacji tylko z dóbr importowanych z USA - co jest absolutnie absurdalnym założeniem - to deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych z Wietnamem wciąż wynosiłby niemal 100 miliardów dolarów.  

Żadna z propozycji władz Wietnamu nie ma zatem szans zbliżyć wymiany handlowej ze Stanami Zjednoczonymi dla wymarzonego przez Trumpa stanu "równowagi". Każda z nich może jednak sama w sobie okazać się wystarczająca, by amerykański prezydent ogłosił wielki negocjacyjny sukces i zdjął ostatecznie, docelowo i raz na zawsze wiszącą nad wietnamską gospodarką groźbę niemal 50-procentowych ceł. A przynajmniej do kolejnego amerykańskiego  "dnia wyzwolenia".

gazeta.pl