czwartek, 22 czerwca 2023


Komentatorzy ekonomicznego przemówienia Putina, wygłoszonego jak zwykle na Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w Petersburgu, dzielą się na dwie grupy. Jedni uważają, że było warte przeczytania, inni — że nie. Podtrzymując opinię tych drugich, powiedziałbym, że takie przemówienia nigdy nie miały żadnej treści.

— Zasadnicze znaczenie miało nadanie biznesowi oparcia, podkreślenie nienaruszalności podstawowych instytucji rynkowych, swobody przedsiębiorczości i gwarancji ochrony własności — powiedział Putin. Po tym nie było już potrzeby słuchać dalej.

Od 24 lat mówi w ten sam sposób.

Ekonomiczne zainteresowania Władimira Putina, czy też doktryny, zmieniają się od czasu do czasu. W ostatnich tygodniach narodziła się trzecia.

Rozwinęła się cała mitologia, która utrudnia zrozumienie polityki gospodarczej w erze Putina. Uważa się, że przez te wszystkie dziesięciolecia była ona zabarwiona walką między działaczami "rynkowymi" a działaczami "antyrynkowymi", którzy byli albo komunistami, albo bliskimi Putinowi czekistami, albo alternatywnymi ekonomistami kierowanymi przez doradcę prezydenta ds. gospodarczych — Siergieja Głazjewa.

"Pokusa kierowania restrukturyzacją gospodarki może doprowadzić do tego, że zdusimy prywatną inicjatywę. Nie mówię o ryzyku przywrócenia gospodarki planowej". Te słowa, wypowiedziane niedawno przez Elwirę Nabiullinę były przez nią recytowane pięć, dziesięć i dwadzieścia lat temu.

Ale ani Ziuganow, ani Sieczin nigdy nie mieli zamiaru budować gospodarki planowej. Jeśli chodzi o przepisy Głazjewa, są one utopijne tylko w swoim brzmieniu. Lobbyści, którzy żonglują hasłami Głazjewa, są przyziemnymi ludźmi i nie przypominają marzycieli. Potrzebują publicznych pieniędzy i skutecznie je zdobywają. Tak zwane siły antyrynkowe to albo skuteczni wyłudzacze środków publicznych, którzy nie mają nic przeciwko "rynkowi", albo ideologiczne pustaki, których Putin nie dopuszcza do niczego realnego z powodu ich bezwartościowości.

Od dawna zauważył, że lizusy i technokraci robią wszystko, co im każe, i ani razu nie planował ich rozwiązania. Tym bardziej teraz.

Polityka gospodarcza w Federacji Rosyjskiej realizowana jest na trzech poziomach.

Pierwszy poziom jest retoryczny. To tutaj pojawiają się "dekrety majowe", "Strategia 2020" i inne zapomniane pisma i obietnice. One nigdy nikogo nie wiązały.

Drugi poziom jest praktyczny. Tutaj znajdują się technokraci. Ich zadaniem jest pilnowanie inflacji i ogólnie porządku gospodarczego. Ich uprawnienia są dość szerokie, w ich szeregach tolerowana jest nawet pewna heterogeniczność. Są wśród nich byli "syslibowie" (tak w Rosji określa się tzw. systemowych liberałów – red.), tacy jak szefowa Banku Centralnego Elwira Nabiullina.

Są też młodzi karierowicze, jak doradca prezydenta Maksym Oreszkin czy minister rozwoju gospodarczego Maksym Reszetnikow i starsi — jak premier Michaił Miszustin. A także pretendenci do transponowania idei państwowych na język "rynkowy", jak bracia Biełousow — pierwszy wicepremier Andriej i analityk gospodarczy Dmitrij.

Ideologiczne wyposażenie technokratów podlega jednak oczywiście przemianom, a z każdą pojawiają się kolejne aspiracje. Przykładowo zaledwie dwa lata temu Dmitrij Biełousow, przy okazji pierwszorzędny prognostyk rosyjskiej gospodarki, zalecał, aby nie dać się ponieść substytucji importu i utrzymywać gospodarkę otwartą, zachęcając zarówno do eksportu, jak i importu. Obiecał też "osiągnąć tempo wzrostu PKB na poziomie 3-3,5 proc. rocznie, co wydaje się maksymalnym możliwym dla Rosji".

A teraz, w swoim raporcie na temat technologicznej przyszłości Federacji Rosyjskiej i ludzkości, zastanawia się nad nieuchronnością zamykania gospodarek i żongluje wyrażeniami "nowe konflikty", "15 kryzysowych lat" i "erozja hegemonii USA", podczas gdy w swojej prognozie na lata 2023-2026 obiecuje roczny wzrost rosyjskiego PKB o zaledwie 1-2 proc.

Technokraci mogą dokonywać poważnych improwizacji. Nad nimi jest jednak trzeci i główny poziom — polityczny. To tam jest szef i tylko on tam jest. Putin nie zastanawia się, czy jest "marketingowcem" czy "antyrynkowcem". Cóż, oczywiście gospodarka musi być "rynkowa" — to zrozumiałe i wygodne — i oczywiście musi być całkowicie podporządkowana jego woli. To znaczy — musi dawać mu pieniądze na to, co w danej chwili uważa za najważniejsze. Zmiana doktryny gospodarczej Putina była po prostu zmianą priorytetów wydatków.

Jego pierwsza doktryna została wdrożona w 2000 r. i wyczerpała się do roku 2010. Był to czas niemal nieprzerwanego wzrostu dochodów z ropy naftowej — prezydent łaskawie podzielił je między wszystkich. Innymi słowy — brał je nie tylko dla siebie i swoich przyjaciół i pozwalał bogacić się nie tylko klasom wyższym, ale także hojnie nagradzał ludzi. Płace i emerytury poszybowały w górę. Konsumpcja wzrosła niemal dwukrotnie, prawdopodobnie ustanawiając rekord wszech czasów w historii Rosji.

Druga doktryna upadła w drugiej dekadzie rządów Putina. Przywódca zaczął przekazywać znacznie więcej pieniędzy lobby wojskowemu, co przejawiło się w wartym 20 bln dol. programie zbrojeniowym (2011-2020). Dużo dostali też strażnicy. Ale Putin nie ograniczał hojności do rodziny swojej, swoich przyjaciół czy cywilnych potentatów. Najpierw rozdawał pieniądze od ręki, potem usprawnił rozdawnictwo w formie "projektów narodowych" (2019-2024).

W rezultacie musiał zacząć oszczędzać na ludziach. W końcu "syslibowie" stojący na straży równowagi budżetowej nie pozwolili mu na rozrzucanie pieniędzy. Wzrost spożycia publicznego najpierw się zatrzymał, a potem cofnął, a głównym osiągnięciem intelektualnym tego okresu była reforma emerytalna (2019-2028).

Narzekając na rosnącą liczbę emerytów, reżim wprowadził plan zmniejszenia udziału PKB przeznaczanego na emerytury o półtora raza i już zrealizował ten plan o połowę. Reforma nie dotknęła wojskowych, urzędników państwowych i innych uprzywilejowanych osób. Tylko na zwykłych ludziach.

Dziwne czy nie, zeszłoroczna inwazja na Ukrainę nie doprowadziła do natychmiastowej zmiany doktryny. Bojkoty handlowe, zajęcie międzynarodowych rezerw, przekierowanie więzi na Wschód — uporządkowanie tego wszystkiego spadło na technokratów. Przywódca nakazał, aby wszystko pozostało jak zwykle na froncie domowym i unosił się gdzieś na swoich wysokościach, rozważając strategię wojskową i geopolitykę. Dopiero teraz zwrócił oczy na gospodarkę, bo jego podwładni podnieśli wrzawę.

Wszystkie frakcje i odłamy technokratów najwyraźniej zmówiły się i nagle zaczęły sugerować, że nadszedł czas, aby zmniejszyć wydatki rządowe.

Maksym Reszetnikow: "Pracujemy w warunkach ograniczeń budżetowych i najwyraźniej będą one trudne... Będziemy musieli ustalić priorytety wydatków budżetowych... To kwestia najbliższych miesięcy i być może powinniśmy przestać coś subsydiować...".

Anton Siłuanow: "Konieczne jest cięcie dotacji... Zwiększanie wydatków budżetowych jest jak dolewanie oliwy do ognia... To jest inflacja, nie można na to pozwolić. Mamy wiele wydatków, które nie były weryfikowane od 100 lat. To bardzo trudne, ale trzeba do tego podejść...".

Elwira Nabiullina: "Jeśli nie podniesiemy podatków, to musimy ciąć wydatki. Musimy zdecydować się albo na jedno, albo na drugie, nie ma innego wyjścia...".

Deficyt budżetowy w wysokości 3,4 bln rubli w pierwszych pięciu miesiącach 2023 r. jest zbyt duży, aby gorliwi podwładni mogli o nim milczeć. Technokraci mają za zadanie utrzymać stabilność finansową i zaczęli krzyczeć na gubernatora, że nie da się poradzić sobie z takimi wydatkami. Taki argument jest z pewnością silny dla Putina. Ale co to za "priorytetyzacja" wydatków i co to za "wydatki, które nie były weryfikowane od 100 lat"?

Pierwszy wicepremier Andriej Biełousow rozszyfrował to następująco: "fachowo, to 10-15 proc. (kwota cięć wydatków — red.). Jeśli trzeba będzie ciąć, będzie to kosztem tego rodzaju optymalizacji... Tak czy inaczej, priorytetyzacja wydatków budżetowych jest konieczna. Należy zrozumieć, że rok 2024 jest ostatnim rokiem, w którym finansowanie projektów krajowych będzie otwarte... Wszystko to musi zostać ponownie skonfigurowane już teraz...".

Innymi słowy, mówimy o sekwestracji budżetu (przemianowanej na "priorytetyzację"), a nie o wydatkach sprzed stu lat, ale o ograniczeniu rozdawnictwa gotówki potentatom obywatelskim na "projekty narodowe". Biełousow sugeruje zrobienie tego w ciągu półtora roku, podczas gdy Reszetnikow i Siłuanow, którzy są bliżej praktyki, sugerują "w ciągu najbliższych kilku miesięcy".

W 2022 r. na "projekty krajowe" wydano 3,3 bln rubli. W 2023 r. planowane są 3 biliony rubli. Tak skromne tempo cięć w ujęciu nominalnym, nawet po uwzględnieniu inflacji, wyraźnie nie jest w harmonii z wojną, która wydaje się nie mieć końca.

Putin zmierza do odcięcia cywilnych lobbystów od swojej hojności. Teraz ma tylko jeden "projekt narodowy": wojnę.

I będzie to jego trzecia doktryna gospodarcza w ciągu ćwierćwiecza rządów. Jej dalszy rozwój prowadzi również do nowego ograniczenia dochodów zwykłych ludzi. Przez półtora roku reżim próbował połączyć inwazję na sąsiedni kraj z "normalnym" życiem w domu.

Ta dziwna normalność się wyczerpała.

onet.pl/The Moscow Times

Minister obrony Siergiej Szojgu, informując Putina o sytuacji na froncie, powiedział, że tempo ukraińskiej kontrofensywy spadło w ostatnich dniach po tym, jak wróg poniósł znaczne straty. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew wyjaśnił: - Informacje na temat personelu są fragmentaryczne, ale mogę powiedzieć, że jest to ponad 13 tys. osób. Ponadto, w okresie od 4 do 21 czerwca rosyjskie siły zbrojne zniszczyły 246 ukraińskich czołgów, w tym 13 czołgów zachodniego typu.

- Zachodni sprzęt otrzymany przez Siły Zbrojne Ukrainy nie wpłynie znacząco na przebieg operacji bojowych - zapewniał Szojgu. - Nie widzimy żadnych zagrożeń, ponadto aktywnie formujemy rezerwy - podkreślił.

Według ministra, każdego dnia do służby kontraktowej zapisuje się niemal tysiąc pięćset osób - co wystarczyłoby do tworzenia nowego pułku co 24 godziny. Armia łącznie powiększyła się o 114 tys. nowych żołnierzy kontraktowych i 50 tys. ochotników. - Do końca czerwca zakończymy formowanie rezerwy armii, a w najbliższej przyszłości zakończymy również formowanie korpusu armii - powiedział Szojgu. Dodał również, że pięć pułków zostało już sformowanych na poziomie 60 proc. W najbliższej przyszłości otrzymają ponad trzy tysiące sztuk sprzętu bojowego.

onet.pl


Pomimo utajnienia w kwietniu danych dotyczących produkcji węglowodorów w Federacji Rosyjskiej informacje o wydobyciu sektora gazowego znalazły się w publikowanych przez rosyjski urząd statystyczny wskaźnikach produkcji przemysłowej. Według statystyki krajowy sektor gazowy wciąż notuje znaczne spadki wydobycia, które występują od II kwartału ub.r.

Produkcja gazu ziemnego – suchego oraz mokrego (tj. kondensatowego, wydobywanego razem z ropą naftową) – wyniosła w I kwartale ok. 175 mld m3, czyli mniej o 12% niż w analogicznym okresie w 2022 r. Jeśli chodzi o sam gaz suchy, wydobyto w tym czasie 149 mld m3 surowca (spadek o 14% r/r). Obniżenie produkcji nastąpiło także w kwietniu br. – z 53 mld w ub.r. do 44 mld m3. W skali całego poprzedniego roku wydobycie gazu ziemnego (suchego i mokrego) wyniosło 672 mld m3 (spadek o 12% r/r).

Produkcja gazu ziemnego w I kwartale br. została obniżona głównie przez Gazprom (spadek o 18 mld m3 r/r). W przypadku pozostałych podmiotów redukcje w tym samym okresie były nieznaczne, zaś niektóre koncerny zanotowały wzrost wydobycia. Główny producent rosyjskiego LNG Novatek wyprodukował w I kwartale br. o 1% więcej gazu niż rok temu, zaś Rosnieft’ zwiększył produkcję surowca o 70% (głównie ze względu na rozpoczęcie eksploatacji nowego projektu Rospan).

Komentarz

Obniżenie produkcji gazu w I kwartale br. jest w głównej mierze konsekwencją politycznej decyzji Kremla, która doprowadziła do cięć dostaw rurociągowych do UE. Spadek rosyjskiego wydobycia gazu ziemnego o 24 mld m3 względem analogicznego okresu w ub.r. znajduje swoje odzwierciedlenie w danych dotyczących eksportu z FR do odbiorców unijnych. Według Bruegla w porównaniu z I kwartałem 2022 r. w trzech pierwszych miesiącach tego roku dostarczono ok. 22 mld m3 surowca mniej. Podobną dynamikę wykazywała relacja pomiędzy rosyjskim wydobyciem Gazpromu a realizowanym eksportem gazu przez cały 2022 r. – wówczas koncern sprzedał do „dalekiej zagranicy” blisko 85 mld m3 mniej niż w 2021 r., zaś całościowe wydobycie tego podmiotu zmniejszyło się o ponad 100 mld m3.

Znaczna skala spadku wydobycia gazu ziemnego w Rosji notowana od II kwartału ub.r. bierze się z wysokich poziomów produkcji przed tym okresem (tzw. efekt bazy) – Rosjanie zintensyfikowali rozpoczętą już w 2021 r. politykę ograniczania dostaw surowca do UE właśnie w kwietniu 2022 r., dwa miesiące po pełnoskalowym wtargnięciu na Ukrainę. Najdrastyczniejsza redukcja eksportu do UE nastąpiła między II a III kwartałem ub.r. (spadek o ok. 12 mld m3), co zostało odzwierciedlone w obniżeniu produkcji. Sugeruje to, że od lata br. poziom rosyjskiego wydobycia zaadaptuje się do nowej rzeczywistości. Osiągnie wówczas relatywnie stabilny, niski poziom, analogiczny do tego w letnich miesiącach 2022 r. (ok. 37–38 mld m3 miesięcznie), który będzie wzrastać wraz ze zbliżającym się okresem grzewczym. Całościowe wydobycie gazu ziemnego w 2023 r. – suchego i mokrego – może zmieścić się w przedziale 630–640 mld m3, notując spadek o 30–40 mld m3 względem ub.r.

Instrumentalizacja dostaw przez Kreml negatywnie wpływa głównie na wydobycie Gazpromu, co wynika z roli tego podmiotu jako jedynego realizującego eksport surowca drogą rurociągową. Obecna sytuacja zmusza więc koncern do poszukiwania innych rynków zbytu, mogących zastąpić odbiorców unijnych. To zadanie pozostaje jednak trudne do zrealizowania w krótkookresowej perspektywie ze względu na wielkość „utraconego” wolumenu (nawet do 120 mld m3 w skali rocznej w br. w porównaniu z eksportem sprzed inwazji w 2021 r.), ograniczenia infrastrukturalne, a także niepewny popyt na gaz wśród potencjalnych nabywców. Zakładając niezmieniony poziom dostaw do Europy, na tę chwilę wiadomo o wzroście eksportu rurociągowego na kierunku chińskim (o ok. 7 mld m3 za pośrednictwem Siły Syberii-1 – dzięki zwiększeniu przepustowości rurociągu do 22 mld m3) oraz centralnoazjatyckim (umowa z Uzbekistanem na dostawy blisko 3 mld m3 rocznie, realizowane od IV kwartału br. przez okres dwóch lat). Dotychczasowy kontrakt na dostawy do Azerbejdżanu wygasł w marcu br. i nie został przedłużony, choć obie strony prowadzą na ten temat negocjacje. Zwiększenie sprzedaży na pozostałych kierunkach zagranicznych pozostaje zaś niepewne – Rosjanie do tej pory nie skonkretyzowali koncepcji zwiększenia dostaw do Turcji, nie wiadomo także, na ile możliwe jest urzeczywistnienie się nowych połączeń na wschodzie kraju (...).

Cięcia eksportu do UE odbijają się na dochodach zarówno Gazpromu, jak i Federacji Rosyjskiej. Zysk netto koncernu za 2022 r. wyniósł jedynie 750 mld rubli (ponad trzykrotny spadek względem ub.r.), co wynika m.in. z dodatkowych obciążeń podatkowych. Gazprom ponosi również koszty związane z konserwacją pól wydobywczych, zaś długotrwałe wstrzymanie produkcji na tych obiektach rodzi ryzyko zniszczenia złóż i późniejsze trudności przy odbudowie mocy wydobywczych. Redukcja dostaw do UE wpłynęła także na wielkość regularnych gazowych dochodów do budżetu FR, które uległy znacznemu obniżeniu w II połowie ub.r. Dla porównania, w kwietniu z tego tytułu wpłynęło do niego ok. 101 mld rubli, czyli trzykrotnie mniej niż w analogicznym okresie ub.r. (zob. Rosja: finansowanie wojny łagodzi konsekwencje sankcji).

Przedstawiciele rosyjskiego sektora gazowego dyskutują nad innymi niż rozwijanie przez Gazprom alternatywnych kierunków eksportowych rozwiązaniami, które mogłyby złagodzić utratę europejskiego rynku i umożliwiłyby zwiększenie wydobycia. W tym kontekście powraca temat liberalizacji rynku wewnętrznego, tj. stworzenie możliwości sprzedaży gazu przez Gazprom po rynkowych cenach do odbiorców krajowych. Warto zaznaczyć jednak, że pomysł reformy rynku forsowany jest przez koncern od co najmniej dwóch dekad, zaś władze wciąż wykazują dużą rezerwę co do jej realizacji. Kolejna z omawianych możliwości to częściowe „uwolnienie” eksportu surowca – obecnie to Gazprom dysponuje monopolem na jego sprzedaż za pośrednictwem rurociągów. Dyskusji podlega wariant umożliwienia szerszego „podłączenia” sieci rurociągowej do zakładów LNG, gdzie dostarczany gaz miałby być skraplany, a następnie eksportowany drogą morską. Koncepcja ta pozostaje jednak perspektywą niepewną ze względu na m.in. wysokie koszty infrastrukturalne, a także trudności technologiczne. Projektem tego rodzaju ma być zasygnalizowany pod koniec maja Murmański LNG o mocy produkcyjnej w wysokości 20,4 mln ton LNG rocznie. Instalacja ma ruszyć w 2027 r., jednak sama inwestycja znajduje się obecnie w bardzo wczesnej fazie projektowej.

osw.waw.pl