poniedziałek, 9 czerwca 2025



Zgodnie z informacjami opublikowanymi przez stronę ukraińską Rosjanie mieli w nocy z 8 na 9 czerwca wystrzelić 499 środków napadu powietrznego. Lwią część stanowiły Gieranie-2 (licencyjne irańskie Szahidy) i drony imitatory. Łącznie było ich 479. Oprócz tego w Ukrainę wystrzelono 20 bardziej zaawansowanych technicznie pocisków: 4 hipersoniczne Ch-47M2 Kindżał, 10 lotniczych pocisków manewrujących Ch-101, 3 lotnicze pociski manewrujące Ch-22, 3 pociski przeciwradiolokacyjne Ch-31P i pocisk manewrujący Ch-35.

Jak zwykle dużą rolę w odpieraniu ataku odegrało wykorzystanie emiterów elektromagnetycznych. Przy ich pomocy udało się zneutralizować 183 drony i cztery pociski. Dwoma z tych ostatnich były prawdopodobnie Ch-22, które – zgodnie z ukraińskim komunikatem – „nie dotarły do celu”. Kolejnych 277 dronów zostało zestrzelonych różnego rodzaju środkami defensywnymi.

Za wielki sukces można uznać zwalczanie Kindżałów. Spośród 4 egzemplarzy tej „superbroni” zestrzelone zostały wszystkie. Trafiono też wszystkie 10 pocisków Ch-101, jedyny pocisk Ch-35 i obydwa przeciwradiolokacyjne Ch-31P.

defence24.pl


A co zmienia wejście do gry Trumpa?

– Stany Zjednoczone stanowiły fundament wszystkich instytucji międzynarodowych, które powstały po II wojnie światowej. Cały system międzynarodowy, od finansowego po międzynarodową pomoc humanitarną, Organizacja Narodów Zjednoczonych, każda inna organizacja – stanowiły element Pax Americana. Wszystkie ich działania były wspierane przez USA. Prezydent Trump nie chce już za to płacić ani tego wspierać. Na dodatek tradycyjni sojusznicy USA w Europie lub Azji są zdani na siebie, więc jest to również koniec systemu sojuszy.

Trump chce, aby Amerykanie wrócili do domu i odcięli się od świata. Mamy wycofać się do "twierdzy Ameryka" i trzymać resztę świata na dystans.

Przez kilka lat była pani głównym doradcą Trumpa ds. Rosji za jego pierwszej prezydentury. Jaki jest jego stosunek do Putina?

– Jest nim zauroczony. Kiedy mówi, że Putin jest geniuszem, ma to naprawdę na myśli. Fakt, że Europejczycy są tak zszokowani jego uległością wobec Putina, pokazuje, że nie odrobili pracy domowej. Podziw dla Rosjanina wynika z kilku rzeczy. Putina się boją, co się Trumpowi bardzo podoba. Imponuje mu też fakt, że Putin może robić, co tylko zechce. Chce bardzo bliskich relacji z Putinem, mówił o nim jako o swoim przyjacielu, opowiadał o rozmowach telefonicznych, których nie odbył. To prawie tak, jakby mówił: "Zadzwoń do mnie". Jest zakochany w Putinie niemal jak nastolatek, którego wszyscy próbują oddzielić od ukochanej, a on robi wszystko, aby znowu się z nią spotkać.

Poza tym boi się Putina, ponieważ jego wielkim lękiem jest wojna nuklearna. Uważa ją za największą katastrofę dla ludzkości, a nie na przykład zmianę klimatu. Jego celem jest usiąść z Władimirem Putinem i negocjować ograniczenie zbrojeń nuklearnych. Chce być uznany za osobę, która odegrała kluczową rolę w ratowaniu świata przed nuklearnym armagedonem. I że uczynił to ze względu na siłę swojej charyzmy, swoje ogromne osiągnięcia, sławę i zdolność do zawierania umów. I to, jak bardzo ludzie go szanują.

Wreszcie Trump ma bardzo podobne spojrzenie na świat – uważa, że silniejszy ma wszelkie prawa i świat powinien być podzielony między potęgi na strefy interesów. Myślę, że przecenia siłę Rosji i jej zdolność do realizacji tego planu podziału świata. A także, że Putin nie postrzega Trumpa w podobny sposób. Trudno się więc dziwić, że to Putin ma wszystkie atuty.

Jak rozgrywa Trumpa?

– Wie, że Trump jest niebywale zepsutą jednostką i że należy mu schlebiać. Powiedział nawet, że się za niego modli.

Trump chce być w centrum uwagi w każdym momencie, a Putin jest arcymistrzem w takich zagrywkach, w pompowaniu ego drugiej osoby. Ćwiczył pracę z ludźmi przez całą swoją karierę. I potem Trump mówi: "Po prostu pogadam z Władimirem i zakończę wojnę w Ukrainie w 24 godziny". Podobnie Putin rozmawiał z Muskiem, wmawiając mu, że mogą rozwiązać wszystkie problemy świata.

Jest prezydentem Rosji od 25 lat. Zna ważne dla niego kwestie od podszewki. Wie, co chce osiągnąć, i od lat pracuje z zespołem, który też to wie. Jest bardzo dobrze przygotowany na każde spotkanie. Popełnia błędy, ale zawsze odrabia pracę domową. I niewątpliwie ma mnóstwo informacji o ludziach po stronie USA.

Amerykanie są znacznie gorzej przygotowani?

– Trump wysyła jako swoich emisariuszy ludzi bez doświadczenia. Zachowuje się, jakby był królem, a oni dworzanami. Zawsze robi wszystko dla siebie, nie dla Ameryki. Obchodzi go tylko własny interes. W rezultacie Rosjanie, którzy są naprawdę wytrawnymi dyplomatami, potrafią przegadać każdego i mają gotową odpowiedź na wszystko, zjadają tych świeżaków na śniadanie.

(...)

Jest jakakolwiek szansa, aby wojna na Ukrainie w miarę szybko się skończyła?

– Jedyny sposób polega na tym, aby wszystkie strony tego chciały. Ukraina oczywiście chce, ale nie kosztem utraty swojego terytorium. Putin nie chce, żeby wojna się skończyła. Trzeba by go do tego zachęcić. A to będzie niezwykle trudne. Nie sądzę, aby choć trochę odszedł od swoich maksymalistycznych żądań dotyczących pełnej kontroli nad Ukrainą – czy to bezpośrednio nad terytorium, czy kontroli politycznej. Co jest oczywiście bardzo groźne również z perspektywy Polski. W pewnym sensie byłby to kolejny rozbiór Polski, ponieważ Rosja chce dokonać rozbioru Ukrainy i oczywiście ponownie zdominować Europę Wschodnią, wywrzeć presję na kraje bałtyckie i Polskę. A także np. na Finlandię. Nie jestem też pewna, czy Putin może sobie pozwolić na zakończenie wojny, ponieważ wojna jest dziś tym, co utrzymuje gospodarkę, i okazała się niezwykle pomocna w zapewnieniu regionalnego dobrobytu w miejscach, w których bez wojny by go nie było. Putin stał się prezydentem wojny, więc po co miałby ją kończyć?

Jaka jest jego największa słabość?

– Pełne zaangażowanie w wojnę. Stała się ona naczelną zasadą organizacyjną państwa rosyjskiego. Bardzo trudno się z tego wycofać. Wystarczy sobie przypomnieć Winstona Churchilla i wielu innych przywódców wojennych, którym naprawdę trudno zaadaptować się do pokoju.

Należy również obserwować to, co dzieje się na północnym Kaukazie. Ramzan Kadyrow pytał już kilka razy, czy może podać się do dymisji. Najwyraźniej jest w bardzo złym stanie zdrowia. Jeśli przestanie rządzić Czeczenią i nie dojdzie do przekazania władzy w należytej formie, możemy znów zobaczyć problemy w tamtym regionie. Putin bardzo się tego boi. Między innymi dlatego próbował przekierować Czeczenów do walki w Ukrainie – żeby uniknąć zamętu.

Poza tym, nawet jeśli wojna z Ukrainą zakończy się w zadowalający sposób dla Rosji, może to być absolutną katastrofą dla Putina, gdyby wszyscy ci niezadowoleni, wściekli ludzie, którzy zostali przeszkoleni do walki na froncie, wrócili do Rosji i nie mieli nic do roboty. Wojna stanowi nie tylko ćwiczenie w zakresie tworzenia miejsc pracy, ale także w zakresie bezpieczeństwa dla Rosji.

A jaka jest dziś największa słabość Europy?

– Fakt, że tak długo zwlekała z zaspokojeniem swoich potrzeb obronnych. Była zbyt długo zależna od Stanów Zjednoczonych, co oznaczało, że to one decydowały o polityce zagranicznej Europy. To ma ogromną wagę również dlatego, że Putin nie chce Europy, która byłaby samodzielna. Chce Europy zależnej od Stanów Zjednoczonych, ponieważ wtedy wszystko, co musi w takiej sytuacji zrobić, to negocjować ze Stanami Zjednoczonymi. Zarówno Putin, jak i Trump postrzegają Europę jako państwa wasalne Stanów Zjednoczonych. Choć Trump wydaje się być nawet skłonny pozwolić na to, by część Europy znalazła się pod politycznym wpływem Rosji. Jesteśmy świadkami końca ośmiu dekad silnego zaangażowania USA jako gwaranta bezpieczeństwa w Europie. I to jest kolejna słabość Europy. Musi się bronić, a nie może bronić jednocześnie siebie i Ukrainy w obecnych warunkach.

Oczywiście Polska zrobiła bardzo dużo dla Ukrainy na samym początku. Ale teraz większość polskich planistów zdała sobie sprawę, że muszą też zbudować silne własne wojsko. I to kłóci się z pomocą dla Ukrainy. Nie jest to dobre, ponieważ Putin może oczywiście wywierać presję zarówno na Polskę, jak i na Ukrainę. To oczywista niewydolność krajów europejskich. Muszą pomagać Ukrainie i muszą także być w stanie chronić swoją krytyczną infrastrukturę krajową, w szczególności radzić sobie z rosyjską dezinformacją i operacjami sabotażowymi. A nie są w stanie robić obu tych rzeczy naraz.

(...)

Jakie jest pani najważniejsze spostrzeżenie, jeśli chodzi o sposób myślenia Trumpa? Czego się pani o nim dowiedziała, pracując z nim?

– Jest naprawdę nieprzewidywalny. Czasami nawet on sam nie wie, co zrobi. Nieraz zdecyduje w ostatnim momencie, bo coś właśnie od kogoś usłyszał, coś przeczytał lub zobaczył. Inną ważną sprawą jest to, że wszystko traktuje niezwykle transakcyjnie i dlatego ma taką obsesję na punkcie handlu i ceł. Ale chodzi tylko o biznesy, nie ma żadnych jasnych zasad, otwarcie mówi, że nie ma czegoś takiego jak stali wrogowie czy przyjaciele. Nie chodzi o długoterminowe relacje między Polską a Stanami Zjednoczonymi czy Stanami Zjednoczonymi a Wielką Brytanią. I wszystko zależy od niego. To jest zresztą to, czego nie zrozumiał Zełenski w czasie słynnej awantury w Gabinecie Owalnym, gdy powoływał się na zobowiązania, które poprzedni prezydenci podjęli wobec Ukrainy. Wtedy Trump stracił panowanie nad sobą i powiedział coś w rodzaju: "Ci ludzie się nie liczą. Ludzie szanują mnie. To jest umowa ze mną". On jest ostatecznym decydentem i nie ma nikogo innego ważnego w systemie. I nikt inny nie ma żadnej władzy poza Trumpem. Dlatego jest tak trudny do powstrzymania, bo nie liczy się z nikim i z niczym. Tańczy tylko do własnej melodii.

onet.pl/Newsweek


Jak wskazuje Jeremy Shapiro z Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych w swoim najnowszym artykule, Trump lubi grozić użyciem siły, ale bardzo rzadko dotrzymuje słowa.

Podczas pierwszej kadencji zasłynął z grożenia Korei Północnej "ogniem i furią". Mówił też o zmieceniu Afganistanu "z powierzchni ziemi" w ciągu 10 dni. Co się stało? Niedługo po tych słowach Trump rozpoczął negocjacje z Koreą Północną w sprawie jej programu jądrowego. Kiedy rozmowy ostatecznie zakończyły się fiaskiem, nie było żadnego ognia i furii, a amnezja. W ciągu ostatnich pięciu lat Korea Północna przyspieszyła realizację programu jądrowego. Zdaje się, że Trump o tym kompletnie zapomniał.

W przypadku Afganistanu Trump ostatecznie zgodził się wycofać wojska amerykańskie z kraju bez uzyskania żadnych realnych ustępstw ze strony talibów, co utorowało drogę do upadku Kabulu za rządów Joego Bidena.

Najbardziej uderzającym przykładem użycia siły przez Trumpa podczas jego pierwszej kadencji było zabicie w styczniu 2020 r. Kasema Sulejmaniego, dowódcy jednostki Al-Kuds, sił ekspedycyjnych Iranu. Trump zezwolił jednak na ten atak dronów dopiero po otrzymaniu zapewnień, że ryzyko irańskiego odwetu jest niskie.

Analizując dwie kadencje Trumpa, Shapiro znalazł dotychczas 22 przypadki, w których prezydent USA groził on użyciem siły — tylko w dwóch sytuacjach faktycznie spełnił swoje groźby. Owszem, w czasie jego prezydentury doszło do 25 przypadków użycia siły – głównie w postaci ograniczonych ataków na grupy terrorystyczne, takie jak ISIS czy Al-Kaida — ale tylko w dwóch sytuacjach poprzedziła je groźba prezydenta.

Analizując jego dotychczasowe działania, Shapiro doszedł do jasnego wniosku. "Trump używa gróźb i siły podobnie jak łobuz na placu zabaw: choć jest duży i na pozór silny, w rzeczywistości boi się użycia siły w każdej sytuacji, która choćby w najmniejszym stopniu przypomina uczciwą walkę. Przemoc stosuje wyłącznie wobec znacznie słabszych przeciwników, którzy nie mają szans na odwet" — napisał w swojej analizie.

Zastosowanie zasady taco /po angielsku: Trump always chickens out - red./ do dzisiejszych kryzysów w polityce zagranicznej dostarcza wielu cennych wniosków. Trump zagroził, że zezwoli na ataki na Iran, jeśli rozmowy w sprawie ograniczenia programu jądrowego zakończą się niepowodzeniem. Dotychczasowe doświadczenia sugerują jednak, że niezależnie od wyniku negocjacji Trump będzie unikał rzeczywistego ataku na Iran.

W przypadku Ukrainy prawdopodobnie będzie jeszcze bardziej ostrożny niż administracja Bidena — i będzie unikał wszystkiego, co mogłoby grozić eskalacją konfliktu z Rosją. Pomimo ostrzeżenia sekretarza obrony USA Pete'a Hegsetha z zeszłego tygodnia, że chiński atak na Tajwan może być "nieuchronny", wydaje się też mało prawdopodobne, by Trump zaryzykował wojnę o Tajwan, niezależnie od działań Chin.

onet.pl/The Financial Times