sobota, 27 maja 2023


Przez wiele lat pracowałeś blisko rosyjskich decydentów. Jaka będzie reakcja propagandystów na wydarzenia w obwodzie biełgorodzkim?

Już widać, że na początku starali się milczeć i nie poruszać tego tematu. Kiedy zdali sobie sprawę, że to nie zadziała, zaczęli próbować bagatelizować znaczenie tego, co działo się wokół Biełgorodu. Teraz próbują pokazać to jako próbę odwrócenia uwagi zszokowanych Ukraińców od Bachmutu, gdzie wojska rosyjskie odnoszą "niesamowite sukcesy". To jest narracja. Nie mogli ukryć tej historii. Teraz próbują ją rozmyć, żeby starcia nie wyglądały na znaczące.

Jakie jest zagrożenie dla Putina z powodu takiego osłabienia reżimu?

Potencjalnie grozi to rewolucją lub zamachem stanu. Reżim bez stabilnej bazy społecznej nie może być trwały. Teoretycznie moim zdaniem może dojść zarówno do powstania ludowego, jak i buntu elit. Ogólnie rzecz biorąc, obie te opcje nie wykluczają się wzajemnie i nie są ze sobą sprzeczne. W procesie tym mogą brać udział niektóre grupy ludności i niektóre grupy elit. Ostatecznie więc wszystko to grozi Putinowi utratą władzy. A jego reżim jest już na skraju upadku.

Jak daleko od tego jesteśmy? Mam wrażenie, że mówimy o perspektywie wielu lat.

Niezadowolenie z wojny wśród elit jest duże nawet teraz. Myślę, że takich osób może być nawet 90 proc. A im dłużej trwa, tym niezadowolenie jest większe. Pojawia się jednak inne pytanie. Rosyjskie elity są przestraszone i słabe. Selekcję negatywną prowadzono przez 20 lat. Dlatego w kręgu Putina prawie nie ma ludzi, którzy mają własne zdanie i są zdolni do samodzielnego działania. Dlatego ich niezadowolenia nie da się teraz przekuć w działanie. Jednak może to nastąpić w momencie, gdy ostatecznie przekonają się, że Putin osłabł i stracił kontrolę nad sytuacją. I oni też są już mocno dotknięci procesem utraty popularności wśród ludzi.

Co masz na myśli?

Przez prawie ćwierć wieku Putin był magikiem wszystkich elit. Potrafił coś, co elitom wydawało się magią: wyborcy lubili Putina w każdej sytuacji. W ten sposób zapewnił stabilność polityczną reżimu. A teraz traci tę umiejętność i coraz bardziej panuje nad Rosjanami przy pomocy represji.

Poczucie jego magii zanika wśród elit. I widzą, że Putin nie jest magikiem. Rośnie rozczarowanie. Prędzej czy później osiągnie punkt, w którym stanie się znienawidzonym tyranem. A potem można spodziewać się jakiejś próby zamachu stanu

Armia jest teraz zdezorientowana i pozbawiona podmiotowości. Okazało się, że nie jest w stanie pokonać Ukraińców, których nawet nie uważano za naród. I teraz rozumieją, że Ukraińcy ich pokonują. To demoralizuje wojsko. Dlatego mogą wziąć udział w próbie zamachu stanu. Aby odzyskać szacunek do siebie.

W jakiej perspektywie ten scenariusz może się zrealizować?

Temat wyborów prezydenckich w marcu 2024 r. może tu zadziałać. Jeśli Putin je odwoła i będzie próbował dalej rządzić krajem w stanie wojennym, proces delegitymizacji przyspieszy. W ciągu sześciu miesięcy do roku, nic nie pozostanie z jego legitymacji. I w tym momencie wzrasta prawdopodobieństwo zamachu pałacowego z udziałem sił bezpieczeństwa. To samo, jeśli wybory zostaną sfałszowane. Teraz Putin, przegrywając wojnę, nie pozostawia wyborcom żadnych argumentów, dlaczego powinni go poprzeć.

Gospodarka jest złym stanie, sankcje, izolacja, poziom życia spada, a on wciąż nie może wygrać wojny, którą rozpoczął. A jego sytuacja pogorszy się, jeśli sprawy na froncie będą się dalej tak układać

Dla elit, jeśli odważą się na zamach stanu, odpowiedni moment i powód jest bardzo ważny. Jeśli zostaną dobrze wybrane, nie będzie to wyglądać na pucz, ale na próbę przywrócenia legalności. A jeśli można to pokazać w ten sposób, to niektórzy ludzie, którzy się wahają, zaczną ją wspierać. A zbliżające się wybory — ich sfałszowanie lub unieważnienie — mogą stać się taką okazją i nadać rozmach temu, o czym mówię.

I czy na ten proces może mieć wpływ znaczna porażka na froncie?

Może się też to zdarzyć po jakiejś bardzo dotkliwej klęsce na froncie. Jednak w tym przypadku ten sam zamach będzie miał łagodną formę. Jeśli mówimy o klęsce militarnej, która nie pozbawia Putina prawowitego statusu prezydenckiego, to stworzy to poczucie impasu. A elity będą próbowały znaleźć wyjście. Przyjdą do Putina ze słowami "Władimirze Władimirowiczu, więc co zrobimy? Wojna została przegrana, Haga jest niedaleko. Jaki jest plan?".

Jeśli nie zaproponuje im rozsądnego planu, a najwyraźniej jeszcze go nie ma, to zaczną się rozmowy o następcy. Będą próbowali z tego wszystkiego wyjść, żeby nie skończyć jak Ceausescu czy Milosevic. A elity mogą przekonać Putina o potrzebie pokojowego przekazania władzy. Sam Putin będzie mógł wybrać następcę, który z jednej strony będzie dążył do pokoju, a z drugiej będzie starał się płacić za niego mniejsze reparacje. A Putin może się na to zgodzić. W końcu w pewnym momencie będzie zdezorientowany.

A czy na 100 proc. przewidujesz zwycięstwo Ukrainy i upadek reżimu w Rosji?

W końcu do tego dojdzie, oczywiście. W tej kwestii wiele zależy od Zachodu: jak szybko i zdecydowanie poprą Ukrainę. Ale Ukraina wygrała już w momencie, gdy Rosjanie nie zdobyli Kijowa w ciągu trzech dni i nie osadzili tam Wiktora Janukowycza na fotelu prezydenckim. Wszystko inne jest już porażką Rosji.

W każdym scenariuszu, nawet jeśli reżim się utrzyma, gospodarka kraju będzie nadal słabnąć. Agenda informacyjna zacznie się zmieniać: bez wojny wewnętrzne problemy powrócą do ludzkich umysłów. A Putin nie ma tam żadnej karty przetargowej. Jego ocena spada od 2015 r. A po 2020 r. Rosjanie w ogóle przestali publikować rankingi wyborcze. Bez wojny wszystkie problemy wewnętrzne wysuną się na pierwszy plan.

Tylko całkowite zwycięstwo mogło uratować Putina: dotarcie do Kijowa, obalenie Zełenskiego, zainstalowanie tam własnego człowieka, aresztowanie wszystkich ukraińskich "faszystów". I tylko w ten sposób ludzie, myśląc o swoich kosztach ekonomicznych, uznaliby, że było warto. A jeśli nie ma zwycięstwa, to nie jest jasne, dlaczego to wszystko się wydarzyło. Dlaczego poświęcono tyle pieniędzy i wysiłku, aby przejąć Bachmut. Tak więc na dłuższą metę Putin wyraźnie przegrał.

Może nie wypada tak powiedzieć, bo tylu ludzi ginie na froncie, ale Ukraińcy już zasmakowali sukcesu. Czują, że tworzą się jako naród. Są na scenie, a cały świat bije im brawo na stojąco. Wcześniej w skali światowej polityki byli dość daleko. Nie każde pokolenie dostaje taką rolę. Powiedziałbym, że może się to zdarzyć raz w historii narodu. A Ukraińcy mają takie poczucie, że wytrwają do końca.

onet.pl