wtorek, 9 czerwca 2020


BiznesAlert.pl: Jaką rolę w Rosji odegrała pandemia koronawirusa?

Pandemia w Rosji od samego początku była bardzo upolityczniona. Widać to teraz, kiedy pomimo stałego przyrostu zarażonych i trzeciego miejsca na podium pod względem liczby zarażonych na świecie, podejmowane są decyzje o znoszeniu obostrzeń oraz odmrożeniu gospodarki. Obecnie w Rosji choruje ponad 230 tys. ludzi. Od początku pandemii zaraziło się przeszło 430 tys. ludzi. Nie przeszkadza to władzy w głoszeniu sukcesu w walce z pandemią.

Czemu ma służyć taka polityka?

Tak jak wspomniałam na początku, władza wykorzystuje pandemię do celów politycznych. Z jednej strony, kiedy w połowie marca zaczynała się w Rosji pandemia i pojawiali się pierwsi rosyjscy zakażeni głoszono, że atutem Rosji na tle reszty państw europejskich, takich jak Włochy, Hiszpania czy Francja, jest dobre przygotowanie do sprawnego poradzenia sobie z pandemią. Mówiono, że jest gotowa i nic jej nie zagraża. Czas jednak brutalnie zweryfikował tę gotowość.

Trzeba pamiętać, że pandemia pojawiła się w najgorszym z możliwych momentów dla Putina. Od początku roku byliśmy świadkami wydarzeń, które zmierzały do realizacji projektu, który nazywa się „Putin Forever”, czyli dania Władimirowi Putinowi prawnej możliwości rządzenia praktycznie dożywotnio. Zmieniono premiera w technokratę, który nie jest ani charyzmatyczny ani specjalnie samodzielny, natomiast jest gwarantem posłuszeństwa wobec Kremla. Wprowadzono pod obrady Dumy kwestie zmiany w konstytucji, mimo że Putin zapewniał, iż żadnych zmian nie wprowadzi. Na końcu miało odbyć się ogólnonarodowe głosowanie. Z tym, że to głosowanie miało mieć charakter jedynie niewiążącego plebiscytu. Z punktu widzenia prawa, poprawki wprowadzone przez Dumę, zostały zaakceptowane przez rosyjski Sąd Konstytucyjny, który uznał, że są one zgodne z ustawą zasadniczą.

Głosowanie było jednak potrzebne, aby pokazać, że Putin wciąż ma zaufanie i poparcie Rosjan.

Wtedy jednak przyszła pandemia i zmieniła plany.

Tak, pandemia wywróciła plany Putina. Chociaż bardziej zaszkodziło mu jego zachowanie w czasie jej trwania. Na początku tej kampanii propagandowej były głosy, że Rosja potrzebuje silnego przywódcy, który poprowadzi kraj przez złe czasy. Wytykano słabość zachodnim przywódcom, pokazując Putina jako człowieka, który niczego się nie lęka i nie dopuści do pojawienia się takiego problemu w Rosji.

Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna. Kiedy wirus szalał w Rosji, zakażeń przybywało w zastraszającym tempie i trzeba było szybkich i stanowczych decyzji, Putin ukrył się w swojej podmoskiewskiej daczy w Nowo Ogariowie, skąd „dowodził” walką z pandemią. A dowodził w taki sposób, że przerzucił odpowiedzialność na władze regionalne. To władze regionalne miały podejmować decyzje w sprawie obostrzeń i zarządzania kryzysowego i brać ryzyko na siebie. Putin w tym czasie, obawiając się o swoje zdrowie, siedział w „bunkrze”, jak jego daczę zaczęli nazywać Rosjanie. To zachowanie doprowadziło do rekordowo niskich wskaźników zarówno poparcia, jak i zaufania do Putina. Nawet podczas podnoszenia wieku emerytalnego w 2018, te wskaźniki nie były tak niskie jak teraz. To wynika również z faktu, że w rosyjskiej kulturze politycznej od wieków szanowana jest siła i zdecydowanie. Putin, mimo że zawsze propagandowo był kreowany na takiego polityka, w dobie kryzysu i duchowej potrzeby społeczeństwa ukrył się i zrzucił z siebie odpowiedzialność.

Nie działa również teraz metoda stosowana w kryzysach w latach 2008-2009 i 2014-2015. Wtedy machina propagandowa skierowała całą winę na Zachód, promując w społeczeństwie poczucie oblężonej twierdzy. Wtedy to faktycznie działało, dziś jednak ta formuła całkowicie się wyczerpała. Rosjanie widzą, że Zachód sam ma problemy (nagłaśniane w początkowej fazie pandemii przez rządowe rosyjskie media), ale widzą też, że skala pomocy państwa jest tam znacznie większa. W krajach zachodnich na różnoraką pomoc dla ludności w wyjściu z kryzysu przeznacza się od kilkunastu do kilkudziesięciu procent PKB. W Rosji ma w dotychczasowych pakietach pomocowych dla gospodarki i obywateli przeznaczono ledwie 2,8 procent PKB.

biznesalert.pl

Jakub Wiech: Czy uważa Pan, że Rosja może upaść ze względu na problemy gospodarcze wywołane pandemią koronawirusa?

Edward Lucas: Ludzie przewidują upadek Federacji Rosyjskiej od 1991 roku. Ostatecznie mogą mieć rację, ale uważałbym z tworzeniem dramatycznych prognoz akurat teraz. Reżim Władimira Putina jest w poważnych tarapatach gospodarczych, ale jest też całkiem odporny. Ale przeszłości był już w stanie sprostać wielu poważnym przeciwnościom. Wpływ niskich cen ropy na rosyjski budżet jest tu bardzo ważny, innym problemem są kłopoty projektu Nord Stream 2, oczywiście sam przebieg pandemii nie sprzyja Putinowi. Więc tak, można powiedzieć, że Rosja ma ból głowy, ale nie jest to jeszcze atak serca.

A czy ten „ból głowy” może sprawić, że kraje takie jak Białoruś będą w stanie uciec z rosyjskiej orbity wpływów?

Myślę, że Białoruś ma obecnie znacznie więcej pola do manewru, niż miała w przeszłości. Szalenie interesujący jest fakt, że Białoruś sprowadza obecnie ropę z Zachodu. To problem dla Putina – kiedy naciska na Mińsk, wzmacnia tam opozycję polityczną. Istnieje zatem ryzyko, że jego polityka jest przeciwskuteczna. Oczywiście równolegle istnieje też ryzyko polegające na tym, że gdy Putinowi nie układa się w kraju, to znajduje on sobie jakąś zagraniczną przygodę polityczną w stylu Gruzji, Syrii czy Ukrainy. Zawsze musimy mieć to na uwadze. Ale w tym momencie nie widzę znacznie zwiększonej szansy na działania tego rodzaju. Myślę, że Putin ma już dość spraw na swoim domowym podwórku, jeśli zaś stanie się coś niespodziewanego – to w drugiej połowie roku.

Istnieje szansa, że Putin użyje agresji, by ukryć problemy swojego kraju?

Robił to już wcześniej, ale istnieje bardzo dużo rozmaitych form agresji. Jeśli obejrzy pan teraz rosyjskie media, to dojdzie pan do wniosku, że bardzo dużo uwagi poświęcają atakowi na pomniki wojenne w Pradze, a burmistrz tego miasta został przez nie okrzyknięty międzynarodowym symbolem nienawiści, ze względu na jego decyzję o usunięciu pomnika marszałka Koniewa. To w Rosji bardzo duży temat, przykład na niewdzięczne zachowanie kraju, który został oswobodzony przez Sowietów. Niemniej, to bardzo niskobudżetowa taktyka dla Kremla: wystarczy tylko mówić niemiłe rzeczy na jakichś czeskich polityków. To dobrze działa jako środek odwrócenia uwagi, ale nie musimy się tym specjalnie przejmować. No, może z wyjątkiem burmistrza – on jest pod ochroną policji.

A czy Chiny mogą wykorzystać osłabioną Rosję i uczynić z niej prywatny rezerwuar surowców?

Przesunięcie się w czasie pandemii Rosji na pozycje chińskie to naprawdę bardzo ważne wydarzenie. Myślę, że jest to sprawa o ogromnym znaczeniu – widzimy bowiem rosyjską machinę propagandową zajmującą stanowisko podobne do chińskiego, oskarżającą Amerykę, broniącą Chin na arenie międzynarodowej. Myślę, że jesteśmy świadkami budowy rosyjsko-chińskiego antyzachodniego, antyamerykańskiego wspólnego frontu. Nie wiem, czy jest to polityka długoterminowa – w gruncie rzeczy Rosjanie bardzo obawiają się Chińczyków.

Wspomniał Pan o propagandzie – czy niektóre kraje mogły tworzyć fake newsy dotyczące koronawirusa na własny użytek?

Jestem bardzo ostrożny przy używaniu terminu „fake news”. Nie sądzę, żeby było to pomocne. Myślę, że mamy do czynienia z operacjami informacyjnymi, które są częścią znacznie większych operacji prowadzonych przez wrogie państwa. Rosja, Chiny i Iran to trzy najważniejsze z nich. Moim zdaniem to błąd, że skupiamy się tylko na stronie informacyjnej. Niemniej, uważam też, że sfera ta to większość aktywności Rosji i Chin od początku pandemii – kraje te połączyły taktyki dyplomatyczne w ramach WHO i innych organizacji międzynarodowych, wykorzystały dostawy pomocy raczej wyolbrzymiając ich znaczenie, stosowały antyzachodnią propagandę mówiącą, że Unia Europejska, NATO czy Stany Zjednoczone są bezużyteczne, promowały też teorie spiskowe i nakręcały spiralę strachu. Ale trzeba na te rzeczy patrzeć jako na pewną całość, nie zaś na pojedynczy element.

Czy zatem Rosja lub Chiny mogą wykorzystać koronawirusa do osłabienia NATO albo UE?

To się oczywiście dzieje. Byliśmy wszyscy świadkami pokazu chińskich sił w Serbii, gdzie prezydent Vučić stwierdził, że Unia Europejska jest bezużyteczna, a jedynym przyjacielem jego kraju są Chiny. To najnowsza demonstracja chińskiego programu budowy wpływów w zachodniej części Półwyspu Bałkańskiego. Powinna to być dla nas pobudka, ostrzeżenie. Widzieliśmy też duże operacje Chin i Rosji we Włoszech. Dzieje się bardzo dużo, a pandemia stworzyła ogromne szanse zarówno dla Pekinu, jak i dla Moskwy.

energetyka24.com

Dolina Krzemowa to słynne kalifornijskie zagłębie firm z sektora nowych technologii kojarzące się z dobrze płatnymi i pożądanymi na rynku miejscami pracy dla wykwalifikowanych informatyków. Ale ma ono także drugą twarz. Oto algorytmy pisane przez tychże dobrze opłacanych pracowników umożliwiają zlecanie prac, które nie są trudne, ale których z różnych powodów nie są w stanie wykonać komputery, nisko opłacanym pracownikom z całego świata. To tzw. ghost work, czyli praca widmo (nawiązanie do pojęcia „ghostwriter”, czyli „pisarz widmo” określający osoby, które piszą książki w imieniu znanych osób i zwykle nie podpisują się pod swoją pracą). Jak to wygląda w praktyce?

Oto autorzy publikacji (jej polski tytuł to „Praca widmo: Jak powstrzymać Dolinę Krzemową przed tworzeniem nowego, globalnego marginesu społecznego”) podają przykład takiej giełdy prostych prac organizowanej przez Amazon i nazywanej MTurk (skrót od Amazon Mechanical Turk, czyli Mechaniczny Indyk Amazon-u – nawiązanie do XVII w. historii o rzekomej maszynie do grania w szachy, która okazała się być przebranym człowiekiem).

Gray i Suri opisują mechanizm działania tej strony internetowej przez historię jednej z osób, która za jej pośrednictwem zarabia pieniądze, niejakiej Joan z Houston w stanie Texas. Joan od 2012 r. pracuje w domu, ponieważ musi się opiekować 81-letnią matką. Nie mogąc wychodzić na dłużej z domu, ma ograniczone możliwości zarobkowania. Dlatego zdecydowała się na ofertę MTurka.

Jej praca polega na ocenianiu czy zdjęcia wrzucane przez użytkowników platform takich jak Twitter czy Match.com są obraźliwe, czy zawierają na przykład wulgarne albo obsceniczne obrazy (algorytmy częściowo mogą tę pracę wykonać, ale potrzebują wiele przykładów ludzkiej pracy, by się „nauczyć” jak rozpoznawać co jest na zdjęciu).

Mając lata praktyki w takiej pracy, Joan jest w stanie zarobić w ten sposób ok. 40 dol. za dziesięciogodzinny dzień pracy, czyli ok. 4 dol. – 16 zł za godzinę. To mniej więcej tyle, ile wynosi minimalna stawka godzinowa za pracę w Polsce. Jak na standardy jednego z najbogatszych krajów świata nie jest to wysoka płaca. Dlatego wiele tego typu prac wykonują osoby z biedniejszych krajów, na przykład Indii.

Amerykańscy klienci i kierowcy Uber-a mogą sobie nie zdawać sprawy z tego, że ich kurs zależy od pracy wykonanej przez internet przez osobę znajdującą się na innym kontynencie. Autorzy podają hipotetyczny przykład kierowcy Uber-a, który zgolił brodę. Uber wymaga przed rozpoczęciem pracy zrobienia sobie „selfie” przez kierowców, aby potwierdzić ich tożsamość (to tzw. Uber’s Real-Time ID Check).

Po zgoleniu brody przez taksówkarza system komputerowy nie będzie już w stanie ocenić, czy na obu fotografiach będzie ta sama osoba. Dlatego do takiej szybkiej oceny zatrudnia się osoby przez internet za pomocą na przykład oprogramowania zwanego CrowdFlower. Od oceny takiej osoby zależy czy kierowca Uber-a otrzyma kolejny kurs.

obserwatorfinansowy.pl

Produkcja mięsa jest bardzo nieefektywna, zważywszy, że prawie 50 proc. światowych zbiorów zbóż czy soi przeznaczana jest na produkcję pasz. Bezpośrednia konsumpcja roślin uprawnych to zaledwie 37 proc. uzyskiwanych zbiorów. Jak podaje FAO (Food and Agriculture Organization of the United Nations) do otrzymania jednego kilograma żywej wagi wołowiny potrzeba aż siedmiu kilogramów ziarna, a w przypadku trzody chlewnej czterech kilogramów. Jeśli ma to być mięso wołowe gotowe do spożycia to potrzebne jest aż 25 kg ziarna i nawet 15 tys. litrów wody.

Z punktu widzenia dostarczanych kalorii produkcję mięsa można uznać za marnotrawstwo, bo zwiększa liczbę dostępnych kalorii zaledwie o 7 proc. Co więcej, mięso w krajach rozwiniętych konsumowane jest w nadmiarze – między 200 a 250 g dziennie, podczas gdy rekomendacje żywieniowe ONZ mówią o 80-90 gramach. Można więc powiedzieć, że bez produkcji mięsa można wykarmić z upraw roślin prawie dwa razy większą populację ludzi niż obecnie.

Produkcja mięsa to też znaczne szkody dla środowiska. Około 30 proc. ziemi jest związane z produkcją mięsną. Tymczasem globalny areał ziemi kurczy się wskutek zmian klimatycznych i urbanizacji. W roku 1970 na jednego mieszkańca świata przypadało średnio 0,38 ha, w połowie obecnego wieku będzie to tylko 0,15 hektara. Rolnictwo zużywa aż 70 proc. dostępnych źródeł wody (poza deszczówką). Intensyfikacja upraw powoli osiąga swoje granice, choć zastosowanie technologii cyfrowych może zmniejszyć zużycie pasz w hodowli zwierząt o około 10 proc. Rośnie natomiast odporność chwastów na środki chemiczne, a stosowane antybiotyki w hodowli powodują odporność na nie coraz większych populacji ludzkich. Warto zauważyć, że 80 proc. antybiotyków „konsumuje” inwentarz żywy (dane z USA). W dodatku jego hodowla odpowiada za 18 proc. emitowanych gazów cieplarnianych – to więcej niż transport morski, lotniczy i lądowy razem wzięte.

Produkcja mięsa to ogromny biznes należący do globalnego łańcucha produkcji żywności o równowartości 10 proc. światowego PKB. W rozwiniętym rolnictwie pracuje 30 mln osób, które w 2018 roku wyprodukowały paszę o wartości około 600 mld dolarów w 2018 roku. Wg firmy konsultingowej Kearney (...) wartość całego rynku mięsa wyniosła w przybliżeniu bilion dolarów. To ponad 50 mld zabijanych zwierząt lądowych rocznie, co przekłada się na 327 mln ton mięsa.

obserwatorfinansowy.pl

Raporty służb sanitarnych na temat używania metamfetaminy podczas ataku na Polskę, który zaczął się 1 września i wywołał drugą wojnę światową, wypełniają we fryburskim Archiwum Wojskowym cały segregator. Są to swobodnie przemieszane relacje i opisy, o których absolutnie nie można powiedzieć, by były wyczerpujące czy też reprezentatywne. Jednak niczym więcej nie dysponował też Ranke, który na początku wojny został mianowany doradzającym fizjologiem wojskowym w Nadzorze Sanitarnym Armii. Planowych badań nie było – bowiem środek nie został zastosowany planowo, lecz samowolnie, na podstawie decyzji danego dowódcy, oficera sanitarnego lub pojedynczego żołnierza.

Na przykład z 3 Dywizji Pancernej, która przekroczyła Wisłę koło Grudziądza, skręciła w kierunku Prus Wschodnich, a stamtąd uderzyła na Brześć, napłynął opis: „Często euforia, poprawienie uwagi, wyraźne zwiększenie wydolności. Robota pali się w rękach, niesamowite działanie pobudzające i poczucie świeżości. Po przepracowaniu całego dnia zlikwidowanie przygnębienia, powrót do normalnego nastroju”. Wojna jako zadanie do wykonania – narkotyk wydawał się pomagać pancerniakom. Nie zastanawiali się zanadto nad kwestią, czego w ogóle szukają w obcym kraju, lecz po prostu sumiennie wykonywali swoją robotę, nawet jeśli realizacja zadania oznaczała zabijanie ludzi. „Wszyscy rześcy i żwawi, znakomita dyscyplina. Lekki stan euforii i podwyższony zapał do działania. Intelektualne ożywienie, stan pobudzenia. Żadnych wypadków. Długi okres działania. Po zażyciu czwartej tabletki podwójne i kolorowe widzenie” – donoszono. W ich łamiącym prawo międzynarodowe ataku, który w rezultacie umożliwił późniejsze zbrodnie nazistowskie, już wkrótce upojonym zwycięstwem mężczyznom towarzyszyły nawet lekkie, najwyraźniej odbierane jako przyjemne halucynacje. „Uczucie głodu ustępuje. Szczególnie korzystne jest także występowanie ożywionego zapału do pracy. Efekt jest tak jednoznaczny, że nie może być tylko przywidzeniem” .

Norman Ohler - Trzecia Rzesza na haju