czwartek, 20 czerwca 2024



Dania i Szwecja poszukują możliwości ograniczenia aktywności „floty cienia” na swoich morzach terytorialnych i w wyłącznych strefach ekonomicznych (WSE). Problem dotyczy głównie Danii, gdyż żegluga odbywa się przez Cieśniny Duńskie. Tamtejsze media za ośrodkiem badawczym CREA podają, że od początku 2023 r. do maja br. przez Wielki Bełt przepłynęło 2,5 tys. tankowców z rosyjską ropą, z czego połowa należała do „floty cienia” (obecnie jest to już 61%). Z kolei Szwecja zaobserwowała ich obecność w swojej WSE przy Gotlandii, gdzie cumują one, by przeładować surowiec. Sztokholm obawia się wykorzystania statków do rozpoznania radioelektronicznego. Oba państwa dostrzegają ryzyko katastrofy ekologicznej wskutek sprowokowanego lub przypadkowego wycieku ropy czy kolizji (załogi tankowców są niedoświadczone), tym bardziej że w marcu br. doszło do takiego incydentu z udziałem nieubezpieczonej jednostki w Cieśninach Duńskich (globalnie odnotowano już kilkadziesiąt podobnych zdarzeń). Zwracają uwagę, że w razie katastrofy z udziałem tankowca „floty cienia” prawne możliwości przypisania odpowiedzialności czy uzyskania odszkodowania są ograniczone ze względu na niejasną strukturę właścicielską oraz wadliwe lub fałszywe ubezpieczenia tych jednostek. Siły zbrojne Danii i Szwecji podwyższyły w związku z tym gotowość do reagowania na potencjalny incydent oraz wzmocniły monitoring żeglugi.

Duńskie dyskusje na temat powstrzymania „floty cienia” trwają od jesieni 2023 r. Pole manewru tego państwa ograniczają Konwencja kopenhaska (1857) dotycząca swobody żeglugi w Cieśninach Duńskich i Konwencja o prawie morza (UNCLOS, 1982), gwarantujące swobodę przepływu przez Sund, Wielki Bełt i Mały Bełt. Debatuje się jednak nad opcjami wykorzystania UNCLOS, np. art. 220(2). Stwierdza on, iż w wypadku uzasadnionych przypuszczeń, że statek płynący po morzu terytorialnym naruszył ustawy i inne przepisy prawne danego państwa lub normy międzynarodowe i standardy środowiskowe, kraj ten może przeprowadzić fizyczną inspekcję statku i wszcząć postępowanie, łącznie z zatrzymaniem jednostki. Oznacza to, że Dania i Szwecja mogłyby dokonać takowej inspekcji tankowców „floty cienia” pod kątem przestrzegania przez nie norm środowiskowych czy sankcji UE oraz weryfikacji ubezpieczenia. Otwartą kwestią pozostaje wola polityczna obu państw do poczynienia takiego kroku i ewentualnego zatrzymania statków, co mogłoby wywołać wrogą reakcję Moskwy. Dlatego Kopenhaga i Sztokholm zabiegają przede wszystkim o objęcie floty skutecznymi restrykcjami unijnymi w ramach 14. pakietu. Inspiracją mogą być obostrzenia nałożone 13 czerwca br. przez Wielką Brytanię na cztery jednostki „floty cienia” i ich ubezpieczyciela.

Wdrożenie systemowego rozwiązania ograniczającego działalność „floty cienia” – a tym samym wpływy do rosyjskiego budżetu – jest trudne ze względu na obawy Zachodu przed wzrostem światowych cen ropy i paliw, a także na niechęć Węgier i unijnych armatorów (Cypru, Malty, Grecji) do nakładania stosownych restrykcji. Dotychczas ta ostatnia grupa państw doprowadzała do znacznego łagodzenia części zapisów sankcyjnych, m.in. tych dotyczących odsprzedaży tankowców. Brak determinacji ze strony UE unaocznia nieefektywność ustanowionego przez kraje G7 mechanizmu limitu cenowego (zob. Konieczność rewizji sankcji na rosyjską ropę), którego egzekucja jest fragmentaryczna. Do tej pory najskuteczniejszą – choć o ograniczonym czasie działania – metodę walki z łamaniem obostrzeń stanowi wpisywanie konkretnych armatorów i statków na listy sankcyjne USA ze względu na naruszenie price cap, co utrudnia Rosjanom eksport.

Ograniczenie bałtyckiej żeglugi tankowców przewożących rosyjską ropę i paliwa skutkowałoby poważną redukcją dochodów Kremla. Rosyjskie porty na Morzu Bałtyckim odpowiadają za od 30% do nawet 50% eksportu surowca drogą morską oraz za znaczną część sprzedaży produktów ropopochodnych. Ze względu na bariery infrastrukturalne przekierowanie tych wolumenów do innych portów jest obecnie niemożliwe. Dlatego należy się spodziewać zdecydowanej próby przeciwstawienia się przez Rosję ewentualnym ograniczeniom – zarówno na polu dyplomatycznym (dalsze groźby i zarzuty o eskalację), jak i sądowym (np. w marcu br. po objęciu sankcjami jednego z rosyjskich ubezpieczycieli – AlfaStrachowanie – firma zaskarżyła tę decyzję do unijnych sądów). W przypadku faktycznego zamiaru blokowania żeglugi floty poprzez regularne inspekcje i zatrzymania statków nie można wykluczyć rosyjskiego „testu” determinacji Szwecji i Danii – eskortowania tankowca przez okręty Floty Bałtyckiej. Takie posunięcie miałoby jednak charakter przede wszystkim demonstracyjny – zapewnienie eskorty wszystkim lub chociażby większości tankowców wiozących rosyjską ropę i paliwa jest nierealne ze względu na skalę zjawiska.

osw.waw.pl


Oleg Pszeniczny: Według pana w 1917 r. Rosjanie mieli wybór między lewicową a prawicową dyktaturą. Okazuje się, że wtedy wybrali lewicę. Czy teraz wybrali prawicę?

Borys Akunin: Cały okres Putina to nie zwrot, ale stopniowy powrót do pierwotnego modelu państwa, w którym nie może być ani federacji, ani podziału władzy, ani wolnej prasy, ani niezależnego sądu. To powrót do 1985 r. Pozostaje tylko przywrócić republiki związkowe — w rzeczywistości istnieje taka próba. Prowadzona ukradkiem, lecz wytrwale.

Czy Rosję Putina można uznać za kontynuację Rosji Lenina?

Nie Lenina. Lenin nie chciał przywrócić imperium, ale zorganizować światową rewolucję. Putin jest kontynuatorem nie tylko polityki Breżniewa i Stalina, ale także polityki państwowej Romanowów. Znowu "prawosławie — autokracja — narodowość", znowu "Trzeci Rzym", który jest teraz rozumiany jako światowa twierdza reakcyjno-konserwatywnych wartości.

Istnieje opinia, że zarówno Stalin, jak i Putin to "szarzy, mali ludzie". Na ile ten pogląd jest uzasadniony?

Nie wydaje mi się, by Stalin i Putin byli szarymi ludźmi. Są dla mnie bardzo niesympatycznymi, ale niewątpliwie utalentowanymi postaciami politycznymi. Są podobni w swojej megalomanii i łatwości, z jaką niszczą ludzi (choć Putinowi wciąż daleko do Stalina pod tym względem). Jest jednak między nimi — jako władcami — jedna zasadnicza różnica, o której piszę w książce.

Stalin był silnym strategiem i słabym taktykiem. Oznacza to, że był w stanie opracować wielkie cele (w tym zbrodnicze), ale często potykał się na drodze do ich osiągnięcia, co kosztowało kraj ogromne ofiary.

Z drugiej strony Putin jest dość zręcznym taktykiem, ale strategiczne cele, do których dąży, są samobójcze lub nieosiągalne.

Nie stanie się światowej klasy przywódcą politycznym ani władcą supermocarstwa. Jedyne, co może osiągnąć, to to, że zamiast być młodszym partnerem Zachodu, stanie się młodszym partnerem Chin.

onet.pl/The Insider