sobota, 9 marca 2024


Historyk prof. A. Roger Ekirch z Virginia Tech (wcześniej Virginia Polytechnic Institute and State University) – jeden z nielicznych ekspertów od historii nocy i snu – na określenie „pierwszy sen” po raz pierwszy natknął się w zeznaniach sądownych pewnej dziewczynki z XVII w. Nie znał go, tymczasem zostało użyte w taki sposób, jakby była mowa o czymś oczywistym. Potem natrafił na kolejne wzmianki. W pamiętnikach, tekstach medycznych, dziełach literatury i modlitewnikach w wielu językach (np. „first sleep” po angielsku, „premier sommeil” po francusku, „primo sonno” po włosku). Niekiedy zwany był także „pierwszą drzemką” lub „martwym snem”. W tekstach pojawiał się też i „drugi sen”, określany również jako „poranny sen”.

Ekirch do dziś znalazł na ten temat ponad 2 tys. odniesień z różnych epok, poczynając od starożytności. W źródłach zjawisko zaczyna się przerzedzać dopiero w późnym wieku XVII, a znika zupełnie w latach 20. XX w. Zebrany materiał uzmysłowił Ekirchowi, że nasze wyobrażenie o tym, jak sypiali nasi przodkowie, było dotychczas błędne. Otóż przed nadejściem wieku pary i elektryczności normą był sen dwufazowy.

Ludzie chodzili spać niedługo po zmroku, spali kilka godzin, mniej więcej do północy (ale mogła to być też np. godzina pierwsza czy druga), po czym robili przerwę i ponownie udawali się na spoczynek, który kończył się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Taki schemat pojawia się m.in. w „Odysei” Homera, „Eneidzie” Wergiliusza, dziełach pisarzy nowożytnych, w tym np. Charlesa Dickensa, wspomina go John Locke (filozof stwierdza, że fakt, że „wszyscy ludzie śpią z przerwami”, jest normalną cechą życia), a jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych Benjamin Franklin radzi nawet, co warto robić pomiędzy pierwszym a drugim snem (proponuje tzw. kąpiele powietrzne, w czasie których on sam nago czytał lub pisał – następujący po nich drugi sen jest ponoć „najprzyjemniejszy, jaki można sobie wyobrazić”).

Co ciekawe, ten dziwny i – jak za chwilę zobaczymy – nasączony ezoteryką czas pomiędzy pierwszym a drugim snem nie ma swojej nazwy. W języku angielskim był określany po prostu jako „watch” lub „watching” (czyli czuwanie), z kolei Francuzi używali słowa „dorveille”, natomiast określenie to odnosi się do stanu oznaczającego pół jawę, pół sen.

Wzmiankom o pierwszym i drugim śnie nie towarzyszą zwykle żadne wyjaśnienia, co pokazuje, jak powszechne było to zjawisko. Natomiast nie oznacza to, że wszyscy i wszędzie w ten sposób sypiali, co lubią podkreślać badacze, którzy polemizują z Ekirchem. Na przykład wzmianki o śnie dwufazowym są o wiele rzadsze w kontekście klas wyższych, szczególnie od początku XVII w., gdy późne chodzenie spać wśród elit zaczynało stawać się modne.

Od statusu społecznego zależało też to, czym na śródnocnej jawie się zajmowano. Na tych na dole drabiny społecznej czekał znój. Pracującym na roli zdarzało się przeganiać wędrujące bydło, a służące wykonywały obowiązki domowe. Myśliciele i mężowie stanu ślęczeli nad papierami. Złodzieje wychodzili na łowy. „Wiedźmy” po kryjomu praktykowały czary. Uaktywniali się nawet mordercy.

Większość osób się jednak modliła – istniały specjalne modlitwy na tę okazję – i kontemplowała, nie wstając nawet z łóżka, a jeśli już, to na chwilę. Dla tych, którzy mieszkali w przepełnionych izbach, to był jedyny moment w ciągu całej doby, kiedy mieli chwilę spokoju. Rozmyślano o wydarzeniach minionego dnia i o tym, co nastąpi kolejnego. Rozmawiano też ze swoimi nocnymi towarzyszami o doświadczonych właśnie marzeniach sennych.

Niektórzy twierdzili, że podczas „dorveille” doznawali olśnień i wpadali na genialne pomysły, część trzymała nawet przybory do pisania przy łóżku. Nie wszyscy jednak cenili sobie moment pauzy pomiędzy pierwszym i drugim snem – niekiedy jest on opisywany jako pełen dezorientacji i zagubienia.

Seks jest osobnym zagadnieniem – można postawić pozornie tylko śmiałą hipotezę, że zbliżenia w środku nocy skutkowały wyższym wskaźnikiem urodzeń, niż gdyby stosowano sen jednofazowy. W okresie przedindustrialnym chłopi i rzemieślnicy byli po całym dniu tak zmęczeni, że seks wieczorem był dużym wyzwaniem. Stąd np. w XVI-wiecznym francuskim podręczniku medycznym znajdziemy wskazówkę, że do zapłodnienia powinno dochodzić po pierwszym śnie.

onet.pl/Forbes