środa, 28 lutego 2024


Który z polskich polityków byłby w stanie w weekend podbić internet, punktując ambasadora Rosji przy ONZ na forum Rady Bezpieczeństwa w Nowym Jorku, udzielić świetnego wywiadu Fareedowi Zakarii na antenie jednej najbardziej znanych amerykańskich telewizji CNN i wraz z szefem brytyjskiej dyplomacji (i byłym premierem) Davidem Cameronem opublikować wspólny artykuł w poczytnej bulwarówce "The Sun", której wydanie w papierze i internecie czyta ponad 8 mln ludzi dziennie?

Andrzej Duda?

Szczytem możliwości prezydenta jest wywiad dla zagranicznej stacji telewizyjnej z tłumaczeniem symultanicznym...

Donald Tusk?

Jego gwiazda znów mocno błyszczy w UE, ale siłą rzeczy musi skupić się na polskim podwórku...

Jarosław Kaczyński?

Prezes PiS stał się owszem sławny w Europie, ale jako "boogeyman" czyli straszydło dla wyborców w krajach, gdzie liberalna demokracja jeszcze się trzyma...

W kategorii komunikatywność i medialność na szerokim świecie obecny szef polskiej dyplomacji bije całą trójkę na głowę. Stał się bowiem politycznym showmanem klasy światowej.

Sikorski zawsze w Polsce nieco uwierał, wyrastał ponad przeciętną, z trudem mieścił się w ciasnym światku polskiej polityki. Nie został kandydatem na prezydenta, bo PO wolała "spokojniejszego" Komorowskiego. Bardzo chciał być szefem NATO, ale znaleźli się bardziej akceptowalni dla wszystkich członków sojuszu kandydaci na sekretarza generalnego. Kiedy w 2014 r. rząd Tuska starał się o stanowisko wysokiego przedstawiciela Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, z Sikorskim wygrała Włoszka Federica Mogherini, wcale nie dlatego, że była od niego lepsza czy bardziej błyskotliwa.

Już wtedy okazało się, że głównym problemem Sikorskiego jest to, że jest za "dobry" jak na posadę szefa unijnej dyplomacji. To musi być ktoś, kto z zasady nie zagraża tuzom polityki zagranicznej Niemiec, Francji czy Hiszpanii. Mogherini była jedną z najsłabszych szefów unijnej dyplomacji, ale najprawdopodobniej o to właśnie chodziło tym, którzy ją na to stanowisko wybrali. Sikorskiego nie dałoby się łatwo utemperować, wcześniej czy później zacząłby prowadzić zbyt ambitną i niezależną od stolic europejską politykę zagraniczną. 10 lat temu w UE nie było na to ani przestrzeni, ani zgody. Pytanie, czy dzisiejsza Wspólnota, która stoi w obliczu śmiertelnego zagrożenia ze strony Rosji dojrzała do tego, by mieć na swym dyplomatycznym froncie bardziej nieokiełznanego gracza, kogoś z pierwszej światowej ligi?

onet.pl/Newsweek

Na marszu rolników w Warszawie pojawił się Sławomir Zakrzewski, którego trudno powiązać ze środowiskiem rolniczym. W rzeczywistości to przewodniczący Ruchu Suwerenność Narodu Polskiego. Znany jest ze swoich prorosyjskich, a także probiałoruskich poglądów. Mężczyzna przyniósł na marsz w Warszawie antyukraiński transparent z hasłem "Ukropolin Stop". 

W 2022 r. "Gazeta Wyborcza" pisała o Zakrzewskim wprost, że "nie ukrywa swojej sympatii do Rosji". "W internecie można znaleźć nagrania, w których jeszcze przed napaścią na Ukrainę gloryfikował Putina i jego politykę międzynarodową" - wskazywała Agnieszka Dobkiewicz. Z kolei portal niezalezna.pl już w 2014 r. opisywał protest przed ukraińską ambasadą, w którym uczestniczył działacz. Miał wówczas ubolewać nad tym, że "Polska nie ma swojego Putina", a wydarzenia w Ukrainie określać jako "faszystowską rewolucję banderowską".

Od lat Sławomir Zakrzewski pojawia się na uroczystościach upamiętniających m.in. żołnierzy Armii Czerwonej. Wielokrotnie był fotografowany tuż obok ambasadora Rosji Siergieja Andriejewa. Zaledwie w sobotę Zakrzewski brał udział w składaniu kwiatów na Cmentarzu Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich wraz z Andriejewem i charge d'affaires ambasady Białorusi Aleksiejem Ponkratenką.

Z kolei kilka dni wcześniej w Pieniężnie, również w towarzystwie ambasadora Rosji, Zakrzewski kolejny już raz uczestniczył w składaniu kwiatów m.in. w miejscu po pomniku gen. Iwana Daniłowicza Czerniachowskiego i miejscu po głazie upamiętniającym Piotra Diernowa, żołnierza 3. Korpusu Kawalerii Gwardii Armii Czerwonej.

Marcin Rey, analityk zajmujący się rosyjską propagandą, pisał przed kilkoma dniami we wpisie na Facebooku, że Sławomir Zakrzewski to "chyba najbardziej znany polski antysemita, który jest też radykalnie prorosyjski". "Zakrzewski prowadził opłacane z Moskwy pikiety poparcia dla tzw. separatystów z Donbasu pod ambasadą ukraińską, a ambasadorowi towarzyszy tak systematycznie przy takich uroczystościach, że aż się może wydawać, że to Andriejew mu towarzyszy. Ta komitywa jest żywym dowodem na to, że Rosja próbuje rozpalać w Polsce patologię antysemityzmu, by kompromitować nasz kraj" - podkreślał. W innym wpisie analityk określał Zakrzewskiego "wielkim admiratorem Władimira Putina".

W październiku białoruska państwowa agencja informacyjna BiełTA opublikowała wywiad ze Sławomirem Zakrzewskim. Przekonywał, że po przekroczeniu granicy polsko-białoruskiej "nie widać tego, o czym mówią nam zachodnie i polskie media". - Mówi się nam, że krajem rządzi dyktator, a ludzie są biedni, głodni i bezdomni. Na białoruskiej ziemi nic takiego nie ma. Wręcz przeciwnie, widzimy dobrobyt, wszystko jest robione i zarabiane rękami Białorusinów. I bardzo proszę, nie pozwólcie tego odebrać. My, Polacy, zrobiliśmy to nie celowo, ale z głupoty, bo Zachód wabił nas lepszymi standardami życia - pięknymi samochodami i domami. Mówiono, że w zjednoczonej Europie będziemy mieli raj. To był fałsz, zostaliśmy rozłączeni i wszystko zostało zrujnowane - mówił działacz.

- A wasze przywództwo, na czele z prezydentem, zachowuje to wszystko. I osobiście chciałbym takiego prezydenta dla naszego kraju, takiego "dyktatora", jak nam się mówi, żeby chronił moją ojczyznę, Polskę. Nie mamy takiego prezydenta, ale może będziemy go mieli i razem pokonamy wroga - dodał.

Zakrzewski podkreślał również, że "zagraża nam nie Rosja czy Białoruś, ale Zachód, który jest prawdziwym agresorem, wrogiem zewnętrznym". - To on prowokuje naszych przyjaciół i prowadzi do konfliktów milionów ludzi, którzy następnie stają się biedni, bezdomni i cierpią na depresję - mówił.

gazeta.pl