piątek, 24 listopada 2017
Kiedy Jarosław Kaczyński, będąc jeszcze przewodniczącym małej chrześcijańsko-demokratycznej partii we wrześniu 1991 w Bonn spotkał się z kanclerzem Helmutem Kohlem, domagał się od niego deklaracji uznania granicy na Odrze i Nysie. Działo się to w rok po tym, jak Niemcy formalnie uznały tę granicę w traktacie i trzy miesiące po podpisaniu polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie.
Dziennikarz FAZ przypomina, że polski dziennikarz Michał Krzymowski cytuje w wydanej przed dwoma laty biografii Kaczyńskiego jego ówczesnego doradcę w sprawach polityki zagranicznej, który twierdził, że dzisiejszy prezes PiS zawsze obserwował niemiecką politykę z nieufnością, przypominającą zachowanie komunistycznej kadry lat 60-tych, czyli ludzi, którzy wtedy organizowali nagonkę na polskich biskupów. "Dla głównego nurtu polskiej opozycji przeciwko komunistycznej dyktaturze postawa taka nie była jednak typowa. Po pierwsze, niektórzy z jej liderów, jak pierwszy niekomunistyczny premier Polski Tadeusz Mazowiecki należeli do kręgów zbliżonych do Kościoła, które od początku lat 70-tych utrzymywały intensywne kontakty z Republiką Federalną. Po drugie, czołowi działacze tego ruchu już wcześnie zorientowali się, że podtrzymywanie strachu przed Niemcami jest jedynym narzędziem komunistycznej propagandy, który faktycznie ma skuteczne działanie na dużą część narodu. Tylko Związek Radziecki mógł zagwarantować bezpieczeństwo Polski przed Niemcami, twierdziło wtedy kierownictwo partii. Twierdzeniu temu próbowali zaprzeczać krytycy reżimu w latach 80-tych, wskazując np. na europejskie powiązania Republiki Federalnej i zmiany, jakie zaszły w zachodnioniemieckim społeczeństwie.
dw.com
Subskrybuj:
Posty (Atom)