poniedziałek, 4 lipca 2022


W dniach 1–2 lipca w Nukusie, stolicy autonomicznej Republiki Karakałpackiej, doszło do masowych protestów przeciwko zmianom w konstytucji Uzbekistanu, które zakładają m.in. znaczące ograniczenie prawnej odrębności tej republiki. Władze w Taszkencie podjęły wprawdzie próbę politycznego rozładowania sytuacji (prezydent Szawkat Mirzijojew przyjechał do Nukusu i przed lokalnym parlamentem ogłosił wycofanie tych propozycji), ale zarazem przystąpiły do siłowej pacyfikacji demonstracji. Według oficjalnych komunikatów z 4 lipca 18 osób zginęło, 243 zostały ranne (w tym 38 po stronie tłumiących protesty), a 516 uczestników aresztowano, jednak rzeczywiste liczby mogą być kilkukrotnie wyższe. W regionie na 30 dni wprowadzono stan wyjątkowy, a obszar objęto blokadą informacyjną. Decyzję o rezygnacji ze zmian w statusie Karakałpacji potwierdził 4 lipca parlament Uzbekistanu.

Komentarz

Republika Karakałpacka jako autonomiczny podmiot Uzbekistanu ma w świetle konstytucji z 1993 r. prawo do secesji. Region zamieszkuje ok. 2 mln ludzi (cały Uzbekistan – 35 mln), z czego dwie trzecie stanowią Karakałpacy i spokrewnieni z nimi Kazachowie. Jest on słabo rozwinięty i oddalony od głównych centrów miejskich, a skala problemów społecznych uchodzi tam za najwyższą w kraju. Republika boryka się też z szeregiem problemów ekologicznych (m.in. związanych z zanikiem Jeziora Aralskiego). W warunkach autorytarnego systemu politycznego, który od 2016 r. jest jedynie punktowo liberalizowany przez prezydenta Mirzijojewa, autonomiczny status republiki miał charakter wyłącznie formalny.

Zapalnikiem protestów stał się proces nowelizacji konstytucji, którego główny punkt to wydłużenie kadencji prezydenckiej z pięciu do siedmiu lat. Mirzijojew miałby otrzymać prawo ponownego startu w wyborach, co w rezultacie dawałoby mu możliwość sprawowania urzędu do 2040 r. Władze zlekceważyły opór wobec ograniczania odrębności Karakałpacji. Podjęta przez nie decyzja, w połączeniu z poczuciem, że w kraju postępuje liberalizacja (względem czasów prezydentury Isloma Karimowa), oraz w warunkach problemów socjalnych, stała się katalizatorem protestów, w czasie których sporadycznie pojawiały się postulaty secesji. Brutalne stłumienie demonstracji to sygnał dla wszystkich mieszkańców kraju, że liberalizacja systemu nie oznacza przyzwolenia na manifestowanie. Zarazem jednak wycofanie się ze zmian prawnych, pokazujące gotowość do dialogu, nie było dla Taszkentu kosztowne, gdyż i tak kontroluje on ten autonomiczny region.

Napięcia w Karakałpacji to szczególny przejaw procesów dotykających cały kraj. Ostrożna liberalizacja systemu pod rządami Mirzijojewa odmroziła szereg problemów społecznych i politycznych nagromadzonych przez lata, gdy u władzy był Karimow, obudziła też nadzieje oraz aspiracje społeczne i elit lokalnych. Nie bez znaczenia jest też poczucie narastającej niestabilności w regionie (np. w styczniu – protesty w Kazachstanie, które doprowadziły do interwencji sił rosyjskich i gruntownych przetasowań w elicie; w maju – krwawo stłumione manifestacje w badachszańskiej autonomii w Tadżykistanie). Z kolei inwazja Rosji na Ukrainę zwiększyła u elit rządzących w Azji Centralnej poczucie zagrożenia separatyzmami i ewentualnym podsycaniem takich ruchów przez sąsiadów.

osw.waw.pl

5 czerwca w Kazachstanie odbyło się referendum konstytucyjne. Niemal 80% głosujących (przy frekwencji wynoszącej 68%) poparło przyjęcie pakietu zmian obejmującego ponad jedną trzecią artykułów ustawy zasadniczej (łącznie wprowadzono 56 poprawek). Deklarowany cel reformy to przejście od systemu „superprezydenckiego” do republiki prezydenckiej, w której dominującą pozycję głowy państwa ogranicza silny parlament. Ma to usprawnić zarządzanie krajem, a w perspektywie strategicznej – wzmocnić kazaską państwowość. Fakt, że nie uchwalono nowej konstytucji, tylko zmodyfikowano dotychczasową, wskazuje, iż mimo dość szerokiego zakresu zmian intencją ich twórcy – prezydenta Kasyma-Żomarta Tokajewa – nie jest budowa nowego systemu, ale kolejna próba przebudowy („pierestrojka”) istniejącego.

Impulsem do reformy stał się głęboki kryzys – najpoważniejszy w historii Kazachstanu – do którego doszło na początku 2022 r. Protesty społeczne, które przerodziły się w zamieszki na dużą skalę, ujawniły słabość struktur państwowych, niezdolnych do skanalizowania napięć w elitach, siłę nieformalnych układów paraliżujących procesy decyzyjne, a także destrukcyjny potencjał obowiązującej de facto dwuwładzy (kompetencje przywódcy były ograniczone prerogatywami byłego – „pierwszego” – prezydenta Nursułtana Nazarbajewa, dającymi mu, a w praktyce jego otoczeniu, mandat do wpływania na bieżącą politykę). Tokajew zdołał ustabilizować sytuację, korzystając z pomocy Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ) – która przysłała kontyngent wojskowy – oraz dokonując czystek wśród najbardziej nielojalnych kadr. W konsekwencji udało mu się ograniczyć wpływy grupy najsilniej powiązanej z byłym szefem państwa i tworzącej w rzeczywistości konkurencyjny ośrodek władzy oraz wzmocnić własną pozycję. Aby zapobiec podobnym kryzysom w przyszłości, opracował reformę konstytucyjną, której założenia przedstawił w połowie marca. Istotnym kontekstem jej wprowadzania stała się wojna na Ukrainie. Wprawdzie Kazachstan łączą z Rosją więzy sojusznicze, ale nie chce on angażować się w konflikt i deklaruje wsparcie dla integralności terytorialnej Ukrainy. W tym wymiarze formalna likwidacja „dwuwładzy” (m.in. przez wykreślenie z ustawy zasadniczej odwołań do pierwszego prezydenta) może utrudnić Moskwie rozgrywanie wewnątrzkazaskich napięć.

(...)

Działania prezydenta poszły w trzech kierunkach. Po pierwsze spełnił on żądania protestujących, zlecając rewizję cen LPG (zostały zamrożone) oraz dymisjonując rząd i pozbawiając Nazarbajewa przewodnictwa w Radzie Bezpieczeństwa[3]. Po drugie rozpoczął proces wymiany wyższych kadr w KNB. Po trzecie w związku z brakiem zaufania do własnych struktur siłowych poprosił o pomoc OUBZ, która podjęła decyzję o przeprowadzeniu tzw. operacji antyterrorystycznej. Pierwsze oddziały (w kontyngencie zdecydowanie dominowali Rosjanie) przybyły do Kazachstanu już 6 stycznia, co wpłynęło na natychmiastowe uspokojenie sytuacji: pokazało elitom, że Tokajew cieszy się wsparciem Moskwy, i zastraszyło społeczeństwo (choć zadaniem misji, która zakończyła się 19 stycznia, była ochrona obiektów strategicznych, a nie wypełnianie funkcji policyjnych). Pozwoliło to przeprowadzić akcję pacyfikacyjną. Zgodnie z oficjalnymi danymi w zamieszkach zginęło łącznie 227 osób, w tym 19 funkcjonariuszy struktur siłowych.

Te bardzo szybko podjęte i skuteczne działania odsunęły groźbę większej destabilizacji kraju i wzmocniły pozycję Tokajewa na arenie wewnętrznej. Prezydent okazał się zręcznym taktykiem, który nie tylko zdołał utrzymać się przy władzy, lecz także znacząco osłabił konkurencyjną wobec niego grupę w ramach szerokiego obozu rządzącego. Jednocześnie kryzys ujawnił skalę dysfunkcjonalności układu i wiążącą się z nią potrzebę zmian – istotą „dwuwładzy” była pozycja Nazarbajewa jako najwyższego arbitra, dbającego o równowagę w elicie, lecz okazało się, że nie jest on już w stanie odgrywać roli zwornika systemu. Do pewnego stopnia przypominało to sytuację, w jakiej były szef państwa sam znalazł się dekadę wcześniej. W grudniu 2011 r. doszło do pacyfikacji trwającego kilka miesięcy strajku robotników w Żangaözen, w której zginęło 15 osób (pamiętając o tym, Tokajew zdecydował się na ustępstwa wobec protestujących). Ówczesne władze z Nazarbajewem na czele doszły do wniosku, że stabilność społeczną można zapewnić poprzez zaspokajanie potrzeb materialnych ludności, co też starały się czynić (wzrost cen LPG dziesięć lat później oznaczał w istocie złamanie przez rządzących tamtej niepisanej umowy). Jednocześnie zajścia w Żangaözen stały się wtedy impulsem do ograniczonych reform, mających na celu usprawnienie, wzmocnienie i modernizację państwa – „pierestrojki” Nazarbajewa. Programu tego – dalekiego zresztą od spójności i konsekwencji – nie zrealizowano.

Stabilizując sytuację po styczniowym kryzysie, Tokajew wprawdzie nie unikał represji, lecz stosował je w ograniczonym zakresie i raczej wobec nielojalnych przedstawicieli elit niż społeczeństwa (poza samym tłumieniem zamieszek). Z wielu relacji wynika, że w kolejnych tygodniach znacząco poprawiły się np. warunki prowadzenia małych i średnich firm i w sposób zauważalny spadły korupcja i samowola urzędników. Sygnalizowało to wolę wdrożenia reform instytucjonalnych.

Pierwsza fala czystek, obejmujących osoby związane politycznie, biznesowo i rodzinnie z byłym prezydentem, rozpoczęła się już 5 stycznia. W pierwszej kolejności odwołano, a następnie aresztowano szefa KNB i byłego premiera Karima Masimowa oraz zwolniono jego zastępcę Samata Abisza (bratanka Nazarbajewa). Tokajew zdymisjonował też ministra obrony Murata Bektanowa, który sprawował urząd kilka miesięcy (potem zatrzymano go pod zarzutem niedopełnienia obowiązków służbowych). W ciągu kolejnych tygodni odwołani bądź zmuszeni do odejścia zostali m.in.: Kajrat Szaripbajew, prezes zarządu kompanii QazaqGaz i – według doniesień medialnych – partner najstarszej córki Nazarbajewa Darigi (ona sama złożyła mandat deputowanej, a teść jej syna opuścił fotel szefa Centralnej Komisji Wyborczej); Dimasz Dosanow, prezes zarządu kompanii KazTransOil i mąż Alii, najmłodszej córki byłego prezydenta; miliarder Timur Kulibajew, szef Narodowej Izby Przedsiębiorców Atameken i mąż środkowej córki Nazarbajewa Dinary (zrezygnował on także z członkostwa w radzie dyrektorów rosyjskiego Gazpromu). Wreszcie pod zarzutem malwersacji aresztowani zostali Kajrat Satybałdy (bratanek byłego prezydenta i rodzony brat Abisza) oraz jego była żona.

Niezależnie od winy zatrzymanych – która będzie musiała zostać udowodniona w sądzie – rozliczenia miały na celu neutralizację opozycyjnej grupy wewnątrz elity poprzez pozbawienie jej wpływów politycznych oraz ograniczenie aktywów finansowych. Temu drugiemu służyło powołanie funduszu Qazaqstan Halqyna (pol. Dla narodu Kazachstanu), na który łożą zwłaszcza firmy i osoby prywatne związane z Nazarbajewem[8]. Należy domniemywać, że – podobnie jak w Gruzji po rewolucji róż – odpowiednio wysoka wpłata może się stać warunkiem odstąpienia od wszczęcia postępowania, udzielenia zgody na wyjazd z kraju wraz z częścią aktywów itp.

Proces osobistych rozliczeń nie objął samego Nazarbajewa (formalnie – nawet nie mógł, bowiem chroniło go, jako pierwszego prezydenta, ustawodawstwo). Tokajew pozostawał z poprzednikiem – a zarazem mentorem – w kontakcie. Przykładowo Nazarbajew poleciał jego samolotem na Forum Dyplomatyczne w Antalyi (11–13 marca), demonstrując, że wizyta ta nie miała charakteru prywatnego. Nie podjęto też próby pozbawienia byłego szefa państwa osobistego majątku, co świadczy o roztoczonym nad nim parasolu ochronnym. Jednocześnie jego następca konsekwentnie odbierał mu kolejne prerogatywy: po zdymisjonowaniu go ze stanowiska szefa Rady Bezpieczeństwa pozbawił go również przewodnictwa w Zgromadzeniu Narodów Kazachstanu, a wcześniej – w partii rządzącej (gestem o znaczeniu symbolicznym była zmiana jej nazwy z Nur Otan na Amanat). „Denazarbajewizację” symbolicznie zakończy nowelizacja ustawy o pierwszym prezydencie oraz usunięcie wzmianek o nim z konstytucji.

(...)

Wybuch wojny rosyjsko-ukraińskiej był dla Kazachstanu wstrząsem i kolejnym, po styczniowych niepokojach, egzystencjalnym wyzwaniem, stawiającym kraj w trudnej sytuacji (zwłaszcza po tym, jak Moskwa, używając mechanizmu OUBZ, pomogła Tokajewowi ustabilizować sytuację, czyniąc go symbolicznym dłużnikiem i okazując swoją siłę sprawczą). Z jednej strony oba państwa łączą bliskie, sojusznicze więzy, co przekłada się na znaczącą wymianę handlową (szczególnie na kazaski import). Kazachstan należy też do wszystkich poradzieckich formatów integracyjnych: Wspólnoty Niepodległych Państw, OUBZ oraz Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej. Ponadto jego drugim pod względem powierzchni sąsiadem są prezentujące prorosyjskie stanowisko Chiny. Z drugiej strony od dawna pozycjonuje się jako promotor dialogu i porozumienia (format astański, przewodnictwo w OBWE w 2010 r.) oraz jest silnie zintegrowany ze światową gospodarką – największym partnerem handlowym kraju pozostaje Unia Europejska jako całość (decydującą rolę odgrywa tu kazaski eksport, obejmujący zwłaszcza surowce energetyczne). Władze mogły się w związku z tym obawiać sankcji pochodnych wobec tych nałożonych przez UE i USA na Rosję i podjęły działania mające im zapobiec.

Ze względu na wymienione uwarunkowania Kazachstan pozostaje otwarty na rosyjski biznes, widząc we współpracy z nim szansę na wymierny zysk (np. możliwość zakładania firm przez obywateli FR). Ostatnio zaczęto jednak np. wymagać, aby osoba, która chce otworzyć rachunek w kazaskim banku i uzyskać kartę kredytową Mastercard lub Visa, posiadała zezwolenie na pracę lub pobyt stały[11]. W działaniach Tokajewa widać starania, aby nie naruszyć żywotnych interesów żadnego z największych graczy (Zachodu, Chin i Rosji). Szybka reakcja następuje jedynie wówczas, gdy zagrożony jest sam Kazachstan – przykładowo w dzień po objęciu restrykcjami rosyjskiej ropy eksportowanej tankowcami poinformowano o zmianie nazwy marki surowca kazaskiego przesyłanego tą drogą na światowe rynki z rosyjskich portów (aby zapobiec myleniu ich).

Postawę państwa wobec sytuacji wywołanej wojną na Ukrainie należałoby określić jako ostrożną i wyczekującą, co zwraca uwagę szczególnie ze względu na skalę powiązań kazasko-rosyjskich oraz interwencję OUBZ w styczniu br. Tokajew dystansuje się od Moskwy, co było widoczne już w jego orędziu z 16 marca, dba jednak przy tym, aby jej realnie nie zaszkodzić – Kazachstan uznał co prawda integralność terytorialną Ukrainy (co tłumaczono faktem, że takie stanowisko zajmuje społeczność międzynarodowa), ale 7 kwietnia zagłosował w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ przeciwko zawieszeniu członkostwa Rosji w Radzie Praw Człowieka. Taka ostrożność podyktowana jest troską nie tylko o równowagę w relacjach z głównymi stolicami świata, lecz także o stabilność wewnętrzną – szacuje się, że około jednej trzeciej obywateli podziela rosyjski punkt widzenia na wojnę. Dlatego też zgody na demonstracje poparcia dla Ukrainy wydaje się wybiórczo, a zatrzymywanie osób z symbolem „Z” ma charakter akcyjny. Wydaje się, że suma działań „antyrosyjskich” w rodzaju odwołania defilady 9 maja 2022 r. (pod pretekstem trudności budżetowych) wykracza już jednak poza tradycyjne lawirowanie pomiędzy Rosją, Chinami a Zachodem, tworząc nową jakość, a Kazachstan znajduje się dziś dalej od Moskwy niż cztery miesiące wcześniej. Nie jest to jednak proces nieodwracalny.

osw.waw.pl

Pod koniec czerwca Moskwa zwiększyła mobilizację żołnierzy z terenów Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Urządzono łapanki na ulicach, młodzi mężczyźni są zmuszani do rejestracji w wojskowych biurach poboru. Równolegle w sieciach społecznościowych pojawiły się liczne nagrania z apelami żołnierzy do prezydenta Rosji Władimira Putina i władz nieuznawanych na arenie międzynarodowej republik. Poborowi oskarżają dowódców o oszustwa.

"Wbrew oświadczeniu, że rezerwiści nie będą brali udziału w operacjach bojowych, tylko zajmą się pilnowaniem porządku na kontrolowanych przez Rosję terenach Donieckiej Republiki Ludowej i zajmą trzecią linię obrony, niewyszkolony i niedoświadczony w działaniach bojowych personel, bez obowiązkowych badań lekarskich, od 13 marca przebywa na wysuniętych pozycjach w Mariupolu" – czytamy w jednym z takich komunikatów.

Redakcja "The Moscow Times" znalazła co najmniej pięć podobnych apeli od żołnierzy ze 105, 107, 113 i 127 pułku strzelców Donieckiej Republiki Ludowej, a także od członków 206 pułku Ługańskiej Republiki Ludowej.

Na początku marca przywódca samozwańczej republiki Denis Puszylin wprawdzie obiecywał, że zmobilizowani żołnierze nie trafią na "pierwszą linię", ale wojskowi z Donbasu, z którymi rozmawiali redaktorzy "The Moscow Times", twierdzili, że jest wręcz przeciwnie: na linii frontu znaleźli się ludzie, którzy nigdy wcześniej nie mieli w ręku broni.

– Widziałem rezerwistów idących do Azowstalu bez kamizelek przeciwodłamkowych i w sowieckich hełmach: żeby im się mózg nie rozprysnął dookoła. Z przerażeniem rozpoznawałem wśród nich swoich znajomych – mówił Kirył, 19-letni poborowy.

Wdowa po 30-letnim Olegu, poległym żołnierzu z Donieckiej Republiki Ludowej, powiedziała, że oddział jej męża oddelegowano, aby przyciągnąć uwagę artylerii wroga w pobliżu Mariupola.

– Mąż napisał mi, że byli używani jako przynęta, do lokalizacji ukraińskiej artylerii – powiedziała kobieta.

Jej mąż Oleg przez ponad miesiąc prowadził pamiętnik, w którym opisywał, co działo się na wojnie. Mężczyzna brał udział w walkach o Mariupol i zginął, szturmując port.

9 marca, kiedy ogłoszono, że firma Olega zostanie wysłana do oczyszczenia strefy przemysłowej w pobliżu Mariupola, mężczyzna napisał: "Puszylin powiedział, że nie będziemy na froncie, nasze miejsce było na trzeciej linii (choć tam też nie mieliśmy ni ch**a do roboty). Wszyscy panikowali, mówiąc, że nie mamy sprzętu, nie byliśmy przeszkoleni, nie mieliśmy jedzenia, byliśmy głodni itd. Byliśmy w zasadzie cywilami przebranymi za wojskowych."

Konstantin Skorkin, były analityk think-tanku Carnegie Moscow Center i ekspert od polityki Donbasu, mówi, że oddziały z samozwańczych republik są zwykle wykorzystywane "do brudnej roboty".

– Donbas ma elitarne jednostki wojskowe, takie jak oddział Chodakowskiego. Są dobrze wyposażeni i pewnie przyzwoicie opłacani. I mają masy zmobilizowanych mężczyzn. To są zwykli ludzie, na co dzień wykonujący spokojne zawody, którzy są wrzucani na front, aby załatać dziury. Dzieje się tak, mimo że dowódcy obiecują, że nie będą ich wysyłać poza granice republik – mówi.

Wśród przymusowo zmobilizowanych jest wielu, którzy nie chcą walczyć i próbują sabotować rozkazy. Takie osoby są surowo karane. Jeden z bojowników Donieckiej Republiki Ludowej, który przyjechał jako ochotnik z Rosji, mówi, że ci, którzy nie chcą walczyć, są wysyłani na rzeź.

– Mamy rezerwistów, którzy odmówili przejścia do ofensywy, jest ich 70 – wsadzono ich na czołgi i wysłano do walki, to była zbiorowa kara. Wszyscy zostali zabici lub wzięci do niewoli, krótko mówiąc: zaginęli – opowiada mężczyzna.

– Do walki rzuca się starców, inwalidów, byłych więźniów i osoby ewidentnie niezdolne do służby wojskowej – te słowa powtarzały się w relacji kilku donbaskich żołnierzy, do których dotarła redakcja "The Moscow Times".

– Mieliśmy w swoim gronie epileptyka, człowieka z poważnymi problemami z nogami, kilku narkomanów i starca po siedemdziesiątce, który przerażał wszystkich swoim wyglądem – powiedział jeden z żołnierzy armii z Donbasu.

Konstantin Skorkin zna kilka podobnych przypadków: – Mąż mojej znajomej został zmobilizowany, mimo że ma bardzo słaby wzrok i brakuje mu palca u ręki. Był nauczycielem. Zginął pod Popasną podczas ataku moździerzowego.

Wśród zmobilizowanych są byli więźniowie. Jeden z mężczyzn odbywających karę w więzieniu na terenie Donieckiej Republice Ludowej, powiedział "The Moscow Times", że skazańcy są wysyłani na front bezpośrednio zza krat.

– Oferują wcześniejsze zwolnienie, jeśli zgodzisz się iść na front. Najczęściej, oczywiście, werbują tych, którzy mają już jakieś doświadczenie: byłych milicjantów, żołnierzy czy funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa. Jest ich tu wielu – opowiedział mężczyzna w rozmowie z "The Moscow Times". – Niektórzy zgadzają się iść na wojnę, nie ciągną nikogo na siłę. Odmówiłem, mam braci i siostrę w Ukrainie, jak mogę z nimi walczyć?

Matka innego więźnia potwierdziła, że jej synowi proponowano wyjazd na front, ale ten odmówił. Kobieta uważa, że w kolonii karnej jest znacznie bezpieczniejszy niż na wolności.

– Nie sądziłam, że to powiem, ale cieszę się, że mój syn jest w więzieniu: przynajmniej w ten sposób nie zostanie wysłany na wojnę. Kilka razy zostałam zatrzymana na ulicy przez wojskowych z pytaniem, czy w domu są jacyś mężczyźni: mogli go po prostu złapać i zabrać. W więzieniu przynajmniej pozostanie przy życiu.

Matki i żony żołnierzy z Donbasu wielokrotnie próbowały też zwrócić uwagę lokalnych władz na problem. W marcu protestowały w Ługańsku, domagając się powrotu porzuconych w Charkowie mężów i synów.

Kobiety zostały wkrótce zatrzymane przez pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego Ługańskiej Republiki Ludowej. Jednej z nich, jak podała telewizja NTV, grozi do 20 lat więzienia za organizowanie zamieszek i zdradę.

W marcu w Doniecku na pół godziny przed rozpoczęciem manifestacji Związku Matek Donbasu na miejsce wiecu wjechała zestaw rakietowy Toczka-U. Lokalne władze oskarżyły o zorganizowanie wiecu "ukraińskich bojowników". Podobno celowo chcieli zgromadzić na placu jak najwięcej osób.

Wiele wdów nie może otrzymać odszkodowania, nie dostały też ciał swoich mężów. Oldze udało się odnaleźć ciało małżonka dwa miesiące później, dzięki pomocy znanych jej wolontariuszy.

– Zadzwoniłam do jednego z żołnierzy. Wyjątkowy skur***yn. Powiedział mi, że zabroniono im jechać w okolice Mariupola po ciała poległych, bo tam jest zbyt niebezpiecznie. Czyli nie było niebezpiecznie, by wysłać ich tam żywych, ale by zabrać ich zwłoki z powrotem, było zbyt niebezpiecznie – wspominała poruszona wdowa.

Olga uważa się za szczęściarę. Wiele innych kobiet musi szukać swoich mężów zdecydowanie dłużej. Trzy wdowy opowiedziały, że krewni zmarłych często nie są nawet informowani o śmierci żołnierzy. – Nasi mężczyźni są wysyłani na front bez paszportów, co utrudnia identyfikację – powiedziała żona kolejnego zmarłego wojskowego. Wielu poległych jest anonimowych. W tym przypadku rodzina nie może liczyć na odszkodowanie.

– Pułkownik z jednostki powiedział mężowi: "Idziesz do morza, do morza krwi". Myśleli, że to żart. Skończyło się na tym, że zabrali ich w okolicach Zaporoża. Wysłali do ataku, niektórzy poszli nawet bez hełmów. Nie byli nawet mięsem armatnim, tylko odpadem do przemielenia. Z ośmiu mężczyzn z ich grupy wróciło trzech. Nie mogli zabrać ich ciał: powiedzieli, że cały teren został zaminowany – opowiada Taisia, mieszkanka Doniecka.

Mąż Taisii odmówił wykonania rozkazu. Przeżył cudem.

Kobiety z czatu "Matki Donbasu" w aplikacji Telegram mówią, że piszą listy do biur Putina, Puszylina, pierwszego zastępcy szefa administracji prezydenckiej Siergieja Kirijenki i rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ale większość apeli jest ignorowana. Rosyjskie MSZ odpowiedziało jednej z wdów, że nie wtrąca się w sprawy innych, suwerennych państw.

– Puszylin ma się dobrze i nikt go nie ukarze. Oczywiście teraz zmienia się podejście ludzi do wszystkiego. Wielu, którzy wierzyli w Doniecką Republikę Ludową, już nienawidzi skrótu DRL. Ktoś teraz nienawidzi Federacji Rosyjskiej. Sami widzicie, kto to wszystko zaczął – skarżyła się jedna z kobiet, której mąż nigdy nie wrócił do domu.

Prawnik Siergiej Kriwenko, dyrektor organizacji "Obywatel i Armia", zdaje sobie sprawę z licznych naruszeń praw osób zmobilizowanych w Ługańskiej Republice Ludowej, ale twierdzi, że obrońcy praw człowieka są bezsilni w nieuznawanych na arenie międynarodowej samozwańczych quasi-państwach.

– To jest szara strefa, tam nie działają żadne przepisy. Jedyne, co mogą zrobić ci, którzy nie chcą walczyć, to podjąć decyzję na własną rękę i opuścić teren republiki – podsumowuje.

Prawnie mieszkańcy obu samozwańczych republik są uważani za obywateli Ukrainy, ale w rzeczywistości nie mogą otrzymać ochrony ze strony państwa, wyjaśnia prawniczka Anastazja Burakowa. Zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym tacy obywatele należą do kategorii "osób chronionych" przez ONZ i zachowują wszystkie podstawowe prawa, ale w praktyce ich ochrona przed arbitralnością nowych władz jest problematyczna. W efekcie ludzie ci są zakładnikami lokalnych władz.

Cóż, tutaj fizycznie nie da się nic zrobić, zazwyczaj w sprawie łamania praw człowieka na terytoriach okupowanych Biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców rejestruje fakty, apeluje, negocjuje warunki ugody, ale ONZ nie jest w stanie zorganizować konkretnej szybkiej pomoc w każdym przypadku – wyjaśnia Burakova.

onet.pl/The Moscow Times