SEN. LINDSEY GRAHAM: Właśnie o tym wszyscy mówili [w Monachium]. Mieliśmy spotkania dwustronne z różnymi osobami, spotkaliśmy się z burmistrzem Kijowa. Byli oni zdania, że zostaną zaatakowani. Prosili o więcej sankcji, o broń, "Pomóżcie nam odepchnąć Rosjan, nie prosimy o żołnierzy". To był bardzo, bardzo gorący apel. Powiedziałem: "Słuchaj, nie wiem, czy będziemy działać w taki sposób, o jaki prosisz, w czasie, który pozwoli nam coś zmienić. Ale jeśli uda się panu przeciwstawić narracji, że sprawa jest przegrana, wtedy o wiele łatwiej będzie zebrać Kongres po waszej stronie".
Powiedziałem burmistrzowi: "Jeśli wytrzymacie i dwa tygodnie po inwazji nadal będziecie stać, nadal będziecie walczyć — to będziecie jak Rocky. Proszę nam pokazać, że jest pan Rocky". [Burmistrz Kijowa Witalij Kliczko był zawodowym bokserem].
LIZ TRUSS: Zełenski wygłosił na konferencji wspaniałe przemówienie.
AMANDA SLOAT: Wiele osób kwestionowało mądrość tego, czy powinien jechać do Niemiec. Ludzie, którzy spotkali się z nim w Monachium, zastanawiali się, czy kiedykolwiek jeszcze go zobaczą. Z jego perspektywy była to ostatnia okazja, aby pojechać i porozmawiać twarzą w twarz z przywódcami i zebrać poparcie.
DAMA KAREN PIERCE: Martwiłam się, że gdy Zełenski będzie poza granicami kraju, Rosjanie mogą czegoś spróbować.
AMB. JOHN SULLIVAN: W sobotę 19 lutego sekretarz Blinken był na konferencji bezpieczeństwa w Monachium i zadzwonił do mnie. Zapytał mnie o nastroje w ambasadzie. Odpowiedziałem: "Czuję się jak 31 sierpnia 1939 r., w noc przed inwazją Niemiec na Polskę. Rosjanie zamierzają to zrobić — rozpoczną wielką wojnę lądową na kontynencie europejskim, pierwszy raz od 1945 r. Putin naprawdę to zrobi".
(...)
LIZ TRUSS: Zimowe Igrzyska Olimpijskie kończyły się 20 lutego, więc cały ten tydzień był bardzo napięty.
MATTHEW MILLER: Dzień później, 21 lutego, Putin wygłasza przemówienie i oświadcza, że uznaje Republikę Doniecką i Republikę Ługańską.
AMB. JOHN SULLIVAN: To długie, dziwne przemówienie. Wyciąga wszystkich swoich najważniejszych doradców, w tym szefa Służby Wywiadu Zagranicznego Siergieja Naryszkina, którego zawstydził, naprawdę upokorzył, i pyta każdego z nich: "Czy zgadzacie się, że powinniśmy uznać te republiki?". Naryszkin — wyraźnie zdenerwowany i speszony — odpowiedział coś w rodzaju: "Tak, powinniśmy je wchłonąć do Federacji Rosyjskiej". Putin tylko potrząsnął głową, przewrócił oczami: "Ja pana o to nie pytałem. Pytałem tylko o uznanie ich niepodległości. Tak czy nie?"
(...)
JAKE SULLIVAN: Trudne do przetworzenia było to, że dowody w przeważającej mierze wskazywały na to, że to się stanie, a jednocześnie wywiad w przeważającej mierze wskazywał na to, że jest to — myślę, że to techniczny termin — "kompletnie szalona rzecz". Dziwnie jest przetwarzać obie te informacje jednocześnie: OK, to się stanie, i jest to naprawdę strategicznie, moralnie zbankrutowane i pozbawione zdrowego rozsądku — a jednak oni tam byli, szli, żeby to zrobić. Był w tym element "Co wy sobie do cholery myślicie?".
(...)
DEREK CHOLLET: To tylko kolejne przypomnienie, że Stany Zjednoczone nie mogą dyktować wydarzeń. Mamy większy wpływ niż ktokolwiek inny, ale ostatecznie nie możemy kontrolować innych, jeśli zdecydują się robić niewiarygodnie głupie rzeczy.
MATTHEW MILLER: Czasami istnieje takie nierealistyczne poczucie, że Ameryka może machnąć magiczną różdżką i kontrolować świat. To nie jest prawda. Nie mamy magicznych różdżek.
(...)
JON FINER: Byliśmy w pokoju operacyjnym w Białym Domu, a prezydent wrócił do swojej rezydencji. Rozmawialiśmy z nim bardzo regularnie przez bezpieczny telefon, a [szef sztabu Białego domu] Ron Klain wchodził i wychodził do prezydenta w jego rezydencji. Prezydent poprosił o rozmowę z prezydentem Zełenskim, co uznaliśmy za dobry i ważny pomysł. Udało nam się ich połączyć dość szybko. Biorąc pod uwagę, jak wiele rozmów odbyli przedtem i jak wiele odbyli od tamtej pory, ta rozmowa była prowadzona na bardzo ludzkim i osobistym poziomie.
Była to rozmowa pomiędzy dwiema osobami, które przygotowywały się i miały rozpocząć ogromny projekt zmieniający świat. Zełenski powiedział coś w rodzaju: "Nie wiem, kiedy będę mógł znowu z panem porozmawiać" — i to wisiało w powietrzu, ponieważ w tym momencie nie wiedzieliśmy, czy ma na myśli to, że coś się może wydarzyć, czy tylko to, że łączność telefoniczna może się skończyć. To uświadomiło nam, jak bardzo to wszystko jest realne, tak dla nas, ale przede wszystkim dla ludzi, którzy będą musieli stawić czoła tej napaści Rosjan. Prezydent odpowiedział: "Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał ze mną porozmawiać, jestem tutaj".
(...)
LIZ TRUSS: Nie jest tajemnicą, że wszyscy sojusznicy nie byli w tym samym miejscu. Ale poruszaliśmy się razem.
DALEEP SINGH: Europejczycy w pełni uczestniczyli w projektowaniu sankcji, ale kiedy prowadziłem rozmowy z moimi odpowiednikami — Björnem Seibertem w Komisji Europejskiej, ale także Jonathanem Blackiem z Wielkiej Brytanii — Europejczycy wielokrotnie podkreślali, że wizualizacja będzie miała znaczenie. Innymi słowy, ta inwazja musiała być rzeczywiście czymś, co przywódcy polityczni mogliby zobaczyć na ekranie — to właśnie stworzyłoby emocjonalną wartość potrzebną do wdrożenia tak ambitnych pakietów, jak ten, który przygotowywaliśmy.
Pamiętam, że wstałam o godz. 3 rano i skontaktowałam się z Björnem. Od razu powiedział: "Tak, OK, widzę". To była brutalna inwazja na granicy oczekiwań, a europejscy przywódcy widzieli bombardowane szkoły, sierocińce i oddziały położnicze. A ja powiedziałem: "OK, czas na mnie" i wszystko się zmieniło. Po wielomiesięcznym pchaniu tego głazu pod górę zaczął się on staczać w dół, jeśli chodzi o tempo wprowadzania tych sankcji. To był prawdziwy punkt zwrotny, bo widoki z Ukrainy podbiły serca przywódców w Europie.
(...)
GEN. MARK MILLEY: Musieliśmy się upewnić, że Rosja nie zaatakuje ani nie dokona inwazji na kraj objęty Artykułem 5 NATO, dlatego pod kierunkiem prezydenta i sekretarza obrony przygotowaliśmy plany szybkiego rozmieszczenia sił amerykańskich we wszystkich krajach frontowych NATO — w Estonii, na Łotwie, Litwie, w Polsce itd. W dniu inwazji rozmieściliśmy amerykańskie wojskowe siły lądowe w każdym z tych krajów. Było to bardzo szybkie, w ciągu 24 godzin od inwazji.
Celem było wysłanie jasnego, jednoznacznego komunikatu do Putina, aby nie atakował kraju objętego artykułem piątym NATO. Prezydent Biden powiedział, że będziemy bronić każdego cala terytorium NATO; mówił to poważnie i poparł to siłami USA. Podwoiliśmy liczbę okrętów w Europie, a jeśli chodzi o siły powietrzne, to zwiększyliśmy je o może jedną trzecią tego, co mieliśmy przed tymi wszystkimi działaniami. Jeśli chodzi o siły lądowe, wysłaliśmy kilka dodatkowych brygad i sztab dywizji.
Dokonaliśmy znacznego zwiększenia: 1 września, myślę, że liczba ta wynosi około 75 tys. sił amerykańskich w Europie — wszystkie rodzaje, armia, marynarka, siły powietrzne, marines. W chwili inwazji mieliśmy chyba nieco ponad 100 tys.
DALEEP SINGH: Nie było jeszcze całkowicie jasne, że chodzi o inwazję na pełną skalę, dlatego pierwszego dnia wprowadziliśmy pakiet [sankcji], który był najostrzejszym pakietem, jaki kiedykolwiek wprowadziliśmy, ale nie był to ekonomiczny szok i przerażenie, jakie przygotowaliśmy. Całkowicie zablokowaliśmy, zamroziliśmy aktywa VTB, drugiego co do wielkości banku rosyjskiego. Coś podobnego zrobiliśmy z największym bankiem, Sbierbankiem. Wprowadziliśmy kontrolę eksportu i objęliśmy sankcjami około 13 przedsiębiorstw państwowych. W moim odczuciu była to reakcja nieadekwatna do brutalności inwazji.
Moje rozmowy tego dnia z moimi szefami, Jakiem, Big Bossem i innymi, brzmiały: "Jeśli nie teraz, to kiedy zamierzamy dostarczyć pełną skalę naszego arsenału sankcji?". Do wieczora 25 lutego — był to piątek — przygotowałem oświadczenie G7, w którym na jednej stronie, bardzo prostym językiem, nakreśliłem szok i respekt. To był pakiet, który de-SWIFT-ował największe rosyjskie banki [usunął banki z międzynarodowej bankowej izby rozrachunkowej znanej jako SWIFT].
Najważniejszą częścią pakietu był atak na bank centralny Rosji. W ciągu poprzednich ośmiu lat Rosja zbudowała rezerwę wojenną, więc jedynym sposobem na zadanie jej prawdziwie nokautującego ciosu, jeśli chodzi o gospodarkę, byłoby podważenie tej twierdzy. To wymagałoby, aby wszystkie główne banki centralne świata zgodziły się nie przeprowadzać transakcji z bankiem centralnym Rosji.
(...)
DALEEP SINGH: W sobotę prezydent był w Wilmington, więc część z nas zebrała się w biurze Jake'a. Jake przedstawił sytuację, a następnie poprosił mnie o przedstawienie Prezydentowi pakietu [sankcji]. Opisałem to, co było na tej kartce, czyli odcięcie największych rosyjskich instytucji finansowych od Gmaila światowego systemu bankowego — SWIFT — a następnie rozbrojenie rosyjskiej armii i dlaczego to jest ważne. W sali było wiele kiwania głową. Prezydent chciał wiedzieć więcej, dlaczego chcemy przyspieszyć działania banku centralnego. Moja odpowiedź brzmiała: bo on się tego nie spodziewa. A jeśli nie pozwolimy bankowi centralnemu Rosji na zakup rubli w celu obrony wartości rubla, to w ten sposób wywołamy szok gospodarczy.
Yellen nie czuła, że ma wystarczająco dużo czasu, aby się nad tym zastanowić i nad potencjalnymi skutkami, więc zakończyli bez decyzji, ale po kolejnych rozmowach, w tym z premierem [Włoch] Draghim, przekonaliśmy sekretarz Yellen, że to słuszna decyzja. Nie było czasu do stracenia. Wtedy zaczęliśmy mówić: "Chodźmy po Wielką Brytanię, Kanadę, Japonię i każdego innego, kogo uda nam się pozyskać przed godz. 17". Dla Europy to już późna pora, ale Japonia spała, więc musiałem obudzić ludzi, który próbowali połączyć się z premierem przez telefon. To było naprawdę za mało czasu. Musiałem obficie przeprosić i wyjaśnić, że można do tego dołączyć rano, co też zrobiono.
(...)
DALEEP SINGH: Pamiętam, że Jake pytał: "Czy to się uda?". Odpowiedziałem: "Cóż, poczekajmy na Nową Zelandię". Nowa Zelandia jest pierwszym rynkiem walutowym w niedzielę — to początek weekendowych rynków światowych. Spodziewałem się katastrofalnego otwarcia dla rosyjskiego rubla, ponieważ żaden duży bank centralny nigdy nie został ukarany w ten sposób. Wszyscy, którzy mają ruble, będą próbowali się z nich wydostać. Zacząłem się trochę martwić o to, czy nie za dużo sukcesu — czy to może być zbyt wiele złego?
(...)
AMB. JOHN SULLIVAN: Kiedy zobaczyliśmy ten ciąg na południe od Białorusi, ilość sprzętu i liczbę personelu, który zmierza na południe — do Kijowa nie jest tak daleko — pomyślałem: "Kurczę, to blitzkrieg. Będą w Kijowie".
LAURA COOPER: Obserwowaliśmy z uwagą, jakie będą oznaki zniszczeń. Jedną z naszych największych obaw było to, że Rosja mogła zniszczyć ukraińską obronę przeciwlotniczą w tych pierwszych chwilach wojny i mogła uzyskać przewagę powietrzną. Z pewnością tego dnia uświadomiono sobie, że rosyjskie ataki nie były tak skuteczne — z pewnością doszło do zniszczeń, ale nie na taką skalę, jakiej można było się spodziewać. To była duża świadomość, że Ukraińcy będą w stanie wytrzymać wiele, właściwie od razu.
VICTORIA NULAND: Było wiele rzeczy, których się spodziewaliśmy, a które się nie wydarzyły: masowy cyberatak na całą Ukrainę, który osłabi ich zdolność do reagowania; o wiele bardziej efektywny ruch Rosjan z lotniska pod Kijowem do miasta. Nikt z nas nie spodziewał się, że Ukraińcy będą w stanie wytrzymać tak dużo, jak w ciągu tych pierwszych czterech czy pięciu dni.
(...)
GEN. MARK MILLEY: Zełenski był mistrzem — i nadal jest mistrzem — w tworzeniu narracji, utrzymywaniu spójności społecznej, motywowaniu i inspirowaniu nie tylko swojego społeczeństwa, ale i całego świata.
ADAM SCHIFF: To był kolejny błąd w obliczeniach ze strony Putina — myślał, że Żeleński będzie słabym przywódcą lub ucieknie z kraju. Nie wiem, czy mogliśmy przewidzieć, jakie nadzwyczajne przywództwo zapewni w czasie wojny. Nie wiem, czy ktokolwiek, kto nie stanął w takiej sytuacji, wie dokładnie, jak się zachowa, ale on jest genialny.
JAMES HOPE: Najbardziej wyjątkowe w tej całej reakcji i doświadczeniu jest to, że rząd Ukrainy i pozarządowa część Ukrainy — sektor prywatny, społeczeństwo obywatelskie — nigdy nie straciły odporności, nigdy nie straciły zdolności, nigdy nie straciły pasji do angażowania się i reagowania na wojnę.
(...)
ADAM SCHIFF: Z całą pewnością można powiedzieć, że USA źle oceniły możliwości militarne Rosjan — być może tylko trochę mniej, niż Putin źle ocenił swoje własne możliwości militarne.
CELESTE WALLANDER: Byli o wiele mniej zdolni, plan był o wiele mniej spójny, w rosyjskiej armii było o wiele więcej dysfunkcji niż wynikało to z ich ćwiczeń. Rosjanie byli nadmiernie pewni siebie na podstawie tego, jak łatwo przyszło im interweniować w Syrii, a w rzeczywistości nie był to dobry test ich możliwości.
GEN. MARK MILLEY: Rosjanie myśleli, że mają skuteczną, kompetentną armię do wykonywania manewrów z użyciem broni połączonej, co jest bardzo specyficzną rzeczą. Armia Stanów Zjednoczonych robi to bardzo dobrze, kilka innych armii też. Oznacza to, że mogą skoordynować i zsynchronizować piechotę z piechotą zmechanizowaną, piechotę zmechanizowaną z czołgami pancernymi, z moździerzami, artylerią, bliskim wsparciem lotniczym, inżynierami od wojny elektronicznej, opieką medyczną — łączą to wszystko w czasie i przestrzeni, by osiągnąć pożądany efekt. Jak się okazało, Rosjanie nie potrafili tego zrobić.
(...)
GEN. MARK MILLEY: Rosjanie nigdy nie osiągnęli przewagi powietrznej. Ponieważ nie osiągnęli przewagi powietrznej, nie mieli bliskiego wsparcia powietrznego dla sił lądowych. Kolejną rzeczą, której nie zrobili — a wszyscy myśleli, że zrobią — jest skuteczne wykorzystanie wojny elektronicznej, zagłuszanie, wyłączanie spektrum elektronicznego. Nie wiemy jeszcze, dlaczego tak się stało. Jednym z powodów może być to, że radia rosyjskie i ukraińskie to w zasadzie te same stare radia z czasów sowieckich, wykorzystujące to samo widmo, to samo pasmo częstotliwości. Więc jeśli wyłączy się radia ukraińskie, to może wyłączy się własne radio?
(...)
BILL BURNS: Byli dość wysocy rangą rosyjscy dowódcy wojskowi, których widzieliśmy w wywiadzie, którzy próbowali dogonić decyzję o inwazji, nawet gdy ta już trwała. Dowódcy jednostek nie bardzo rozumieli, jakie są ich cele.
GEN. MARK MILLEY: W systemie rosyjskim jest bardzo odgórne, scentralizowane dowodzenie i kontrola. Ukraińcy zostali wychowani w systemie sowieckim, więc mieli ten sam system, ale w 2014 r. wchodzimy tam i zaczynamy ich szkolić po inwazji na Krym. Metoda zachodnia — to, co Ameryka nazywa mission command — mówi zasadniczo, że upoważnia się i przekazuje uprawnienia do prowadzenia działań lub operacji wojskowych na najniższy poziom, na którym można je skutecznie wykonać. Upoważnia pan młodszych oficerów i młodszych podoficerów do prowadzenia operacji taktycznych.
Pole walki jest bardzo dynamiczne, a oni będą reagować na potrzeby pola walki w danym momencie. Trzeba dać im uprawnienia do podejmowania właściwych decyzji. To zdecentralizowana metoda dowodzenia, która jest bardzo skuteczna w walce, ponieważ działania wojenne to bardzo dynamiczne środowisko pełne chaosu, zamieszania i strachu.
GEN. SCOTT BERRIER: Nie mają tak wspaniałego korpusu podoficerskiego, jak my — to jest trzon, nasi podoficerowie — i nie prowadzą ćwiczeń typu free play, które pozwalają im się uczyć i rozwijać. Są bardzo oskryptowani.
GEN. MARK MILLEY: Jaki jest rezultat na rzeczywistym polu walki tutaj, na Ukrainie? Rezultat jest taki, że rosyjski batalion z kilkoma kompaniami i plutonami jedzie drogą w jednej kolumnie, zostaje zaatakowany i powiedzmy, że dowódca batalionu zostaje zabity lub ranny. Pozostali nie będą wiedzieli, co robić w tym momencie. Są sparaliżowani. Są po prostu siedzącymi celami. Widział pan to na filmach, jak siedzieli na drogach i byli po prostu atakowani przez Ukraińców.
AVRIL HAINES: Zabrakło im gazu i na jednej z osi wjazdowych na Ukrainę mieli korek i pamiętam, jak Lloyd [Austin] powiedział: "To jest taki problem logistyczny, którego nie da się rozwiązać w ciągu godzin czy dni".
AMANDA SLOAT: Jeżeli potrzebuje pan namacalnego obrazu, że sprawy nie idą dobrze, to wtedy, gdy czołgi, które miały wjechać do Kijowa w ciągu trzech dni i przejąć miasto, utykają w korku na autostradzie i nie poruszają się.
JOHN KIRBY: Zaczęliśmy zbierać sygnały, że żołnierze skarżą się na brak jedzenia, na to, że nie mogą jeść, że kończy się amunicja.
GEN. MARK MILLEY: Wiedzieliśmy, że będą mieli problemy z [logistyką], ponieważ mają bardzo słabe wyniki w tym zakresie. Nie ewakuowali ofiar — mieli bardzo wysoki współczynnik umarłych z ran. Nie ewakuowali skutecznie uszkodzonych pojazdów w celu ich naprawy, po prostu zostawiali je na polu walki. Nie uzupełniali odpowiednio swoich sił w amunicję, wodę i żywność. Ich system logistyczny okazał się bardzo słaby, a oni nigdy go nie naprawili.
AMB. JOHN SULLIVAN: O niektórych nieszczęściach, które spotkały rosyjskich wojskowych, ludzie już zapomnieli — ich żołnierze kopali okopy w strefie zamkniętej w Czarnobylu, wykopywali napromieniowaną ziemię i truli własnych ludzi; ich okręt flagowy na Morzu Czarnym, Moskwa, został zatopiony przez ukraińskie pociski; liczba oficerów generalnych korzystających z telefonów komórkowych i wysadzających się w powietrze... To była katastrofa i chaos.
(...)
COLIN KAHL: Czasami ludzie mówią: "Skoro zamierzaliście dać im te rzeczy, dlaczego nie daliście im wszystkiego na początku?". A rzeczywistość jest taka, że ze względu na pieniądze i logistykę nie mogliśmy. Przekazaliśmy 27 mld dol. na pomoc w zakresie bezpieczeństwa. Na początku wojny nie mieliśmy 27 mld dol.
Z punktu widzenia fizyki rzeczywistej i biurokratycznej, trzeba ustalić priorytety. Sekretarz był bezwzględny w kwestii: "Czego Ukraina potrzebuje teraz do walki?". W początkowych fazach konfliktu były to systemy obrony przeciwpancernej, systemy obrony przeciwlotniczej przenośne i krótkiego zasięgu, a także artyleria i amunicja do ich radzieckich systemów i więcej radzieckich systemów obrony przeciwlotniczej. Wprowadziliśmy Javeliny i Stingery i przeszukaliśmy nasze własne zapasy z czasów zimnej wojny pod kątem amunicji z czasów sowieckich i rzeczy, które zrabowaliśmy na całym świecie.
GEN. MARK MILLEY: Ze względu na charakter rosyjskiego ataku, potrzebowali oni natychmiast trzech kategorii broni. Pierwszą była amunicja przeciwpancerna, systemy przeciwpancerne, ponieważ 200 tys. Rosjan atakuje w mobilnych, połączonych siłach — zmechanizowana piechota i jednostki czołgów. Druga rzecz, którą trzeba zrobić, to trzymać rosyjskie lotnictwo na dystans — stąd obrona powietrzna — i trzecia rzecz, którą trzeba zrobić, to ostrzał artyleryjski — podstawowa artyleria i moździerze, nic wymyślnego. Zaczęliśmy dostarczać ogromne ilości broni przeciwpancernej, przeciwlotniczej, MANPADów, Stingerów i innych. To jest to, o co prosili. Tego chcieli od razu. I to im daliśmy.
onet.pl/Politico