niedziela, 10 marca 2024



Z wyłączeniem okresu pandemii COVID-19 wzrost PKB Chin był w ubiegłym roku najniższy od 1990 r. Wskazuje to na strukturalne spowolnienie gospodarcze pogłębione przez bieżące problemy[1], ale świadczy też o akceptacji Pekinu dla niższego tempa ekspansji. Głównym priorytetem władz ChRL jest bowiem obecnie wzmacnianie bezpieczeństwa ekonomicznego państwa – m.in. poprzez promowanie przemysłu i eksportu.

Ogłoszony przez premiera Li Qianga w Davos wzrost PKB w 2023 r. na poziomie 5,2% podawany jest w wątpliwość, choć dynamika gospodarcza w istocie zwiększyła się po porzuceniu przez władze strategii „zero COVID” pod koniec 2022 r. Według urzędu statystycznego wzrost PKB w 2022 r. osiągnął 3%. Wiarygodność tych wyliczeń jest jednak niska, a faktyczna dynamika – nieznana. Analitycy wyraźnie różnią się w ocenie. Szacunki zebrane przez agencję Bloomberg dotyczące wzrostu PKB w 2023 r. oscylują w przedziale od 1,5% do 7,2%.

Podstawowym problemem w ocenie odczytu wskaźnika za 2023 r. jest podstawa porównań – wyniki z pandemicznego roku 2022. Oficjalne statystyki zapewne wówczas zawyżono w obliczu gwałtownego spowolnienia w drugim i czwartym kwartale z powodu kolejnych fal COVID-19. Jest mało prawdopodobne, aby wzrost PKB wyniósł 3% w 2022 r. i 5,2% rok później. Przynajmniej jedna z tych dwóch liczb musi mijać się z prawdą. Wbrew oficjalnym danym wzrost gospodarczy w 2022 r. najpewniej oscylował w pobliżu 0, a w 2023 r. również był niższy niż przed pandemią, gdy miał regularnie przekraczać 6%.

Wskaźnik PKB od lat pozostaje narzędziem wewnętrznej i zewnętrznej propagandy Pekinu. Jako podstawowy wyznacznik kondycji gospodarczej ma świadczyć o sukcesach Chin pod rządami partii komunistycznej. Badania ekonomiczne dowodzą, że chińscy statystycy manipulują wielkością deflatora PKB (miarą zmiany cen w gospodarce) i dostosowują w ten sposób wartość nominalną do pożądanej wartości realnej, która jest powszechnie porównywana międzynarodowo[2]. W przeszłości wprost wskazywano na fałszowanie wskaźnika[3]. Ponadto raportowany wzrost PKB jest nie tyle skutkiem aktywności gospodarczej, ile jej przyczyną – władze wyznaczają bowiem co roku oczekiwaną dynamikę na kolejny okres. W efekcie część aktywności nie jest motywowana ekonomiczne i nie ma produktywnego charakteru.

(...)

Tymczasem zadłużenie i tak wzrosło najmocniej w historii ChRL. Zobowiązania z tytułu zagregowanego finansowania realnej gospodarki zwiększyły się w ubiegłym roku o rekordowe 33,9 bln juanów, czyli o niemal 27% PKB. Jak wynika z oficjalnych danych, na koniec 2023 r. sięgnęły 299,9% PKB. Aby wygenerować jednego juana wzrostu PKB, potrzebowano 6,7 juana nowego długu. W ostatnich dwóch dekadach tylko w 2020 r. bilans był gorszy. W chińskich realiach, w których władze państwowe mają niebagatelny wpływ na wielkość i kierunek akcji kredytowej, istotny wzrost zadłużenia oznacza stymulację gospodarki przez Pekin.

Szybko rosnące i wysokie zadłużenie stanowi zagrożenie dla stabilności finansowej państwa oraz świadczy o nieefektywnym ekonomicznie wydawaniu pieniędzy. Inne miary zjawiska wskazują, że w ciągu ostatnich 15 lat chińskie zobowiązania w stosunku do PKB podwoiły się: z ok. 140% wzrosły do przeszło 300%. To bardzo wysoki poziom zadłużenia jak na relatywnie niski poziom rozwoju gospodarki (zob. wykres 4). Szeroki strumień pieniądza napędzał inwestycje i pompował PKB. Ten model gospodarczy stawał się jednak coraz mniej skuteczny – potrzeba coraz więcej środków, by osiągnąć podobne efekty. Historia pokazuje, że po okresie gwałtownego wzrostu zadłużenia nadchodzi moment korekty – w formie kryzysu, jak w USA, albo wieloletniej stagnacji, jaką znamy z Japonii. Tymczasem dla Xi Jinpinga fundamentalne znaczenie ma kwestia stabilności, będąca podstawą bezpieczeństwa i uodpornienia na zewnętrzne wpływy.

(...)

Niska konsumpcja od lat jest problemem ChRL, świadczy bowiem o wyjątkowym niezbalansowaniu gospodarki, w której wyjątkowo znaczącą rolę odgrywają inwestycje. W efekcie Chińczycy w ograniczonym zakresie korzystają z owoców wzrostu PKB. Konsumpcja w chińskich gospodarstwach domowych utrzymuje się na poziomie poniżej 40% PKB, podczas gdy w Polsce jest to ok. 60%, a w USA – ponad 70%. Władze ChRL od lat deklarują potrzebę wspierania konsumpcji, ale za słowami nie idą czyny[6]. Obecnie główny priorytet Pekinu to wzmacnianie bezpieczeństwa ekonomicznego. Cel ten zamierza on osiągnąć poprzez inwestycje oraz produkcję przemysłową. De facto władze wracają więc częściowo do starego modelu gospodarczego, tyle że zamiast inwestycji w nieruchomości znacznie zwiększają nakłady w sektorze energetycznym. Eksport jest efektem ubocznym rozbudowy mocy produkcyjnych, umożliwiającym osiągnięcie zysku przez przedsiębiorstwa prywatne.

osw.waw.pl


Kilka tygodni po odbiciu Awdijiwki wiele wskazuje na to, że Rosjanie posuwają się naprzód. Priorytetem ukraińskiej armii jest teraz zapobieganie poważnemu przełomowi. — Pociski artyleryjskie są walutą tej wojny — twierdzi Gustav Gressel, ekspert wojskowy z Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych.

Ogromne braki amunicji w Ukrainie są również porażką europejskiej polityki. UE złamała swoją najważniejszą obietnicę z wiosny 2023 r., kiedy zobowiązała się do dostarczenia do marca 2024 r. 1 mln sztuk pocisków dla sił Kijowa. Do stycznia do kraju dotarła tylko jedna trzecia wsparcia. Według szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella do końca marca liczba może wzrosnąć do pół miliona.

Dochodzenie, które zostało przeprowadzone przez "Welt am Sonntag", ukazuje, dlaczego projekt musiał zakończyć się niepowodzeniem: najpierw sojusz na wiele miesięcy zagubił się w dyskusjach, a następnie państwa ponownie poszły własną drogą. Fakt, że na przestrzeni wielu lat moce produkcyjne Europy zostały zmniejszone, a działania USA są obecnie ograniczone z powodu wewnętrznych politycznych sporów, zbiera swoje żniwo.

W tej sytuacji pomysł prezydenta Czech Petra Pavla może być ratunkiem dla Ukrainy. Jak powiedział czeski przywódca, jego kraj zgromadził środki na zakup poza UE 800 tys. sztuk pocisków artyleryjskich dla Ukrainy (większość to standardowy kaliber NATO 155 mm). Zapasy mają zostać dostarczone w najbliższych miesiącach.

(...)

Jednym z powodów niepowodzenia jest inercja UE. W marcu 2023 r. cel został uzgodniony przez Radę Europejską. W maju Josep Borrell zaprosił do Brukseli przedstawicieli największych europejskich firm zbrojeniowych. Jednak gdy jesienią umowy ramowe zostały ostatecznie uzgodnione, państwa UE nagle się zawahały.

Według informacji "Welt am Sonntag" jeden z głównych europejskich producentów zaoferował Brukseli około 400 tys. sztuk pocisków artyleryjskich. Oferta obowiązywała do końca 2023 r., a EDA miała zająć się transakcją. Jednak tylko siedem krajów było gotowych zamówić łącznie 50 tys. pocisków — a jedno z zamówień obejmowało 80 sztuk. Ostatecznie producent sprzedał amunicję krajom trzecim, które natychmiast skorzystały z oferty.

Za wahaniami stały również osobiste interesy. Zamówienia na amunicję w ramach inicjatywy trafiły w całości do Ukrainy. Jednak niektórzy szefowie rządów chcieli również uzupełnić braki we własnych zapasach.

Viola von Cramon, niemiecka posłanka do Parlamentu Europejskiego z ramienia Zielonych, oskarża o to m.in. decydentów w Niemczech. — Z moich informacji od kolegów wynika, że decydujący organ w federalnym ministerstwie obrony przez długi czas nie chciał składać zamówień na niezbędną broń i amunicję, aby nie musiały one być natychmiast przekazywane do Ukrainy zamiast do własnych zapasów — tłumaczy polityczka.

Gustav Gressel zakłada również, że Berlin zahamował zamówienia "ponieważ przez długi czas pojawiały się tylko skargi, że umowy ramowe są zbyt drogie i że wolą oni kupować granaty na własną rękę". Od czasu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji ceny ciężkich i szczególnie pożądanych granatów kalibru 155 mln wzrosły wielokrotnie, a jedna sztuka kosztuje od 4 tys. do 8 tys. euro (17 tys. do 34 tys. zł). Przed wojną było to ok. 1 tys. euro (4 tys. zł).

Jednak Francja również odegrała tu niechlubną rolę. Przez długi czas Paryż nalegał, aby amunicja była zamawiana wyłącznie w UE — także, aby wzmocnić własny przemysł obronny. Od tego czasu prezydent Emmanuel Macron porzucił to stanowisko i popiera plan Czech.

Jasne jest jednak to, że o ile obecnie Emmanuel Macron przedstawia się jako bojownik o Ukrainę, działania Francji nie idą w parze ze słowami. Pod względem całkowitej wartości dostaw wojskowych Paryż od 2022 r. jest daleko w tyle za liderami wśród ukraińskich sojuszników: USA i Niemcami.

onet.pl/Die Welt