63-letni Leonid Bezkrowny, ortopeda i traumatolog dziecięcy, nie chciał opuszczać rodzinnego Mariupola, gdy przybyły wojska rosyjskie. Jak wspomina, rannych było bardzo wielu, a personelu medycznego zdecydowanie zbyt mało.
- Operacje musiały być prowadzone nawet w korytarzach. Brakowało nam aparatów do znieczulenia. Pielęgniarki i lekarze z odległych obszarów nie mogli dostać się do szpitala. Nie mieliśmy czasu usiąść. Prawie nie spaliśmy - wspomina mężczyzna. - A po tym, jak okupanci uderzyli rakietami w miejski szpital położniczy, mieliśmy jeszcze więcej pacjentek z poważnymi obrażeniami - dodaje.
Leonid Bezkrowny mówi, że z jego rodzinnego miasta prawie nic nie zostało. Z powodu ciągłego ostrzału cała infrastruktura została poważnie uszkodzona. - Szedłem do pracy i widziałem wypalone wieżowce, na które w nocy spadały bomby fosforowe. Obecnie w mieście nie ma prądu, gazu ani wody. To stworzona przez Rosję katastrofa - opisuje.
Medyk został ranny na podwórku swojego domu. - Wyszedłem na zewnątrz i nagle poczułem ostry ból w udzie. Nie było eksplozji, słychać było tylko gwizd. Moja noga została przeszyta odłamkiem z pocisku lub kulą z karabinu maszynowego dużego kalibru. Nadal nie wiem na pewno, co to było - mówi mieszkaniec Mariupola.
W pierwszych minutach po kontuzji Leonid nie mógł się ruszyć, ale nie zemdlał. - Noga była pokryta krwią. Miałem szczęście, że w tym momencie przechodził mężczyzna - opowiada Leonid Bezkrowny. - Na jego wezwanie przybiegli sąsiedzi i przynieśli wszystko, co potrzebne, by zatamować krwawienie. Resztę pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam tylko, jak wsadzili mnie do samochodu i zawieźli do szpitala - wspomina.
Odłamek zmiażdżył kość nogi. Lekarze musieli ją amputować.
Leonid i jego żona zostali ewakuowani z Mariupola pod koniec kwietnia. Ochotnicy zabrali ich i kilka innych osób do jednej z sąsiadujących z miastem wsi. Przebywali tam przez dwa tygodnie.
- Mieliśmy jechać do Zaporoża, ale ochotnikom nie pozwolono dotrzeć do nas przez punkty kontrolne. "Zielone korytarze" były cały czas pod ostrzałem, więc poszliśmy na własne ryzyko - mówi ortopeda. Dopiero 9 maja dotarł do Krzemieńczuka, potem do Czerkasu, a stamtąd na rehabilitację i leczenie we Lwowie.
Mężczyzna jak koszmarny sen wspomina życie w okupowanym Mariupolu. - Przez cały ten czas tylko wiara w żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy podnosiła mnie na duchu - wyznaje Bezkrowny. - Wierzę, że odbiją miasto od najeźdźców - podsumowuje.
Niedawno lekarz trafił do norweskiej kliniki na rehabilitację i stworzenie protezy nogi. Marzy o powrocie do pracy w rodzinnym mieście, aby znów pomóc małym pacjentom.
ukrayina.pl