poniedziałek, 2 grudnia 2024



Analityk wojskowy Nico Lange, badacz uczestniczący m.in. w Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, mówi: "Po raz pierwszy od zamachu stanu Prigożyna Putin wydaje się wściekły i wykonuje przesadnie groźne gesty. Jeśli ludzie nie pozwolą się dłużej zastraszać, straci władzę".

Jak poważnie powinniśmy traktować nową groźbę wojny ze strony Putina? Lange nie dostrzega obecnie bezpośredniego zagrożenia wojną między Rosją a Zachodem.

Mattia Nelles, dyrektor zarządzający agencji konsultingowej Biuro Niemiecko-Ukraińskie (Deutsch-Ukrainisches Buero, DUB), uważa, że "coraz bardziej teatralne groźby Putina mają na celu zastraszenie Zachodu i podważenie poparcia dla Ukrainy w zachodnich demokracjach".

Groźby przywódcy Kremla, według eksperta, są "w rzeczywistości oznaką rosyjskiej słabości i pokazują, że Putin nie ma prawie żadnych innych środków wywierania wpływu".

Benjamin Tallis, dyrektor berlińskiego think tanku "Democratic Strategy Initiative" (DSI), jest podobnego zdania. W wywiadzie dla "Bilda" powiedział, że groźby Putina są "elementem wojny psychologicznej, mającej na celu wykorzystanie europejskiej — a zwłaszcza niemieckiej — słabości".

Ekspertowi, jak wyjaśnił, chodzi o "nasz brak zdecydowania i determinacji, by stanąć w obronie siebie, gdy jesteśmy zagrożeni".

W rzeczywistości, zdaniem Tallisa, sytuacja wygląda zupełnie inaczej: "Możemy zniszczyć Rosję i Putin o tym wie. Ale odstraszanie wymaga również woli — a on jej w nas nie widzi i próbuje ją jeszcze bardziej osłabić".

Rada eksperta dla zjednoczonego Zachodu jest następująca: "Najlepszą drogą jest uzbrojenie Ukrainy, aby zwyciężyła, wykorzystanie zamrożonych rosyjskich funduszy, aby za to zapłacić i włączenie Ukrainy [do NATO], gdy obecne walki ustaną".

Jak piszą z kolei Klemens Wergin i Paweł Łoszkin z "Die Welt", to sam Putin umiędzynarodowił wojnę, prosząc o żołnierzy z Korei Północnej do walki przeciwko Ukrainie.

Wcześniej USA pilnie ostrzegały Putina przed konsekwencjami takiej eskalacji. Moskwa najwyraźniej nie potraktowała tych ostrzeżeń poważnie.

onet.pl/Bild


"Dopilnujemy, aby ogarnął ich niepokój i konsternacja. Trzeba ich przywołać do porządku, a to, co jest teraz robione z naszej strony, ma właśnie to na celu" — mówi wprost wiceminister spraw zagranicznych Rosji, cytowany przez RIA Novosti.

"Wcześniej Amerykanie mieli wątpliwości, czy eskalować, czy nie. Teraz tak nie jest" — ocenia Riabkow. "Zadrżą i wpadną w osłupienie" — dodaje.

Amerykańska społeczność wywiadowcza jest przekonana, że użycie broni jądrowej przez Moskwę jest mało prawdopodobne, ponieważ "nie zapewnia wyraźnej przewagi militarnej". Do takiego wniosku doszedł wywiad USA, mówi Agencji Reutera pięć dobrze poinformowanych źródeł.

Ich zdaniem środowisko wywiadowcze analizowało sytuację przez ostatnie siedem miesięcy i w kilku raportach przed decyzją prezydenta Joego Bidena o zezwoleniu Kijowowi na uderzenie na terytorium Rosji argumentowało, że nie zwiększy to ryzyka konfliktu nuklearnego. "Oceny były spójne. ATACMS nie zmieni kalkulacji nuklearnych Rosji" – ocenia jeden z rozmówców.

Stany Zjednoczone obawiają się jednak innych możliwych reakcji na rosyjskie ataki w głąb ich terytorium. W szczególności chodzi o potencjalny sabotaż obiektów wojskowych i innych obiektów w Europie. Moskwa zaprzeczyła oskarżeniom o przygotowywanie takich działań.

Jednak z informacji "The Economist" wynika, że Putin już dał zielone światło, by wprowadzić w życie rewolucyjny plan sabotażu, podpaleń i zabójstw. — Niebezpieczne działania prowadzone są z coraz większą lekkomyślnością — ostrzega Ken McCallum, szef MI5, brytyjskiej agencji bezpieczeństwa wewnętrznego i kontrwywiadu.

onet.pl


W połowie listopada administracja Joego Bidena ostatecznie zatwierdziła użycie przez Ukrainę ATACMS przeciwko celom wewnątrz Rosji. Wkrótce potem Wielka Brytania wyraziła zgodę na podobne użycie pocisków Storm Shadow. Prezydent Władimir Putin zareagował szybko i dramatycznie.

Najpierw ogłosił zrewidowaną doktrynę nuklearną Rosji. Następnie Moskwa użyła zdolnego do ataku jądrowego hipersonicznego pocisku Oresznik przeciwko Ukrainie, a następnie wydała oświadczenie, w którym zapewniła o swoim prawie do uderzenia w instalacje wojskowe tych państw, które pozwoliły Ukrainie na użycie broni do ataku na Rosję.

Świat zareagował alarmem. W wiadomościach dominowały nagłówki o atakach nuklearnych i zdjęcia rakiet ICBM. Wielu ludzi na Zachodzie było, co zrozumiałe, przerażonych. Rosyjska telewizja relacjonowała to wszystko z rozkoszą.

Ale groźby Putina i użycie najwyraźniej nowego pocisku nie sugerują, że eskalacja do użycia broni jądrowej jest prawdopodobna. Wręcz przeciwnie, wyraźnie wskazują, że jest to mało prawdopodobne. Rosyjska reakcja wydaje się pokazywać, że Biden w końcu powiedział "sprawdzam" nuklearny blef Putina w związku z kolejną tak zwaną czerwoną linią.

(...)

Odpowiedzią Putina w tym tygodniu na większą determinację USA było wykorzystanie doktryn, pocisków i mediów, aby zasygnalizować swój gniew, że jego blef został sprawdzony. Ten gniew jest sam w sobie niebezpieczny i powinien być traktowany poważnie, ale nie wskazuje na to, że ryzyko nuklearne wzrosło.

Wygląda nato, że właśnie dlatego rosyjskie media są tak zainteresowane zachodnimi doniesieniami o ostatnich działaniach Putina. Ponieważ groźby nuklearne okazują się obecnie mniej skuteczne w odstraszaniu Białego Domu, Rosja próbuje odzyskać władzę umożliwiającą wpływanie na USA, Wielką Brytanię i inne państwa zachodnie poprzez wywołanie w nich publicznej paniki, która wywrze presję na rządy.

Wreszcie, część niepokoju z ostatnich dwóch tygodni wydaje się związana z ideą widoczną w niektórych kręgach, że zagrożenie ze strony Rosji jest związane wyłącznie z pomocą Zachodu dla Ukrainy. Błędem Zachodu byłoby przekonanie, że wrogość Rosji zmniejszy się lub zniknie, jeśli Zachód ograniczy albo wycofa swoje wsparcie dla Ukrainy.

onet.pl