piątek, 6 września 2024


Amerykański resort sprawiedliwości ogłosił w czwartek zarzuty dotyczące łamania sankcji wobec Dimitriego Simesa, Amerykanina rosyjskiego pochodzenia - etatowego pracownika rosyjskiej TV.

Simes, mieszkający w USA emigrant z ZSRR, jest oskarżony o łamanie sankcji i pranie brudnych pieniędzy w związku m. in. z prowadzeniem politycznego talk-show "Wielka Gra" w rosyjskim, państwowym Pierwym Kanale TV. Występował w nim razem z Wiaczesławem Nikonowem - wnukiem Wiaczesława Mołotowa, ministra spraw zagranicznych ZSRR, który zawarł min tajny pakt z III Rzeszą dotyczący podziału Polski. Był też regularnym gościem w programach jednego z najbardziej agresywnych rosyjskich propagandystów Władimira Sołowjowa.

Według prokuratury, od czasu nałożenia sankcji na ten kanał, Amerykanin otrzymał łącznie ponad 1 mln dolarów i przekazał część tej sumy do USA za pośrednictwem armeńskiego banku. Jak wynika z aktu oskarżenia, Simes pracował dla kremlowskiej telewizji od 2018 roku, otrzymując 67 tys. dolarów miesięcznie, darmowe pobyty w luksusowych moskiewskich hotelach i bilety lotnicze w klasie biznes na linii Moskwa-Waszyngton. Posiadłość kremlowskiego propagandysty w Wirginii została w sierpniu przeszukana przez FBI.

Simes to znany publicysta, analityk i działacz polityczny, który wyemigrował z ZSRR w 1973 roku. Był m. in. nieformalnym doradcą Richarda Nixona i stał na czele stworzonego przez niego ośrodka Center for the National Interest. Ośrodek wydawał też konserwatywny magazyn "The National Interest", w którym pojawiało się wiele tekstów wzywających do zrozumienia polityki Rosji.

Pochodził z rodziny znanych rosyjskich dysydentów o żydowskich korzeniach, jednak jak podaje Nowaja Gazieta, po nawiązaniu współpracy z rosyjską TV, zaczął twierdzić, że jego ojciec był etnicznym Rosjaninem, a matka - prostą traktorzystką.

W 2016 roku został doradcą sztabu wyborczego Donalda Trumpa. Zorganizował wówczas występ ówczesnego kandydata Republikanów w hotelu Mayflower w Waszyngtonie, podczas którego Trump opowiedział się za poprawą stosunków z Rosją. W 2023 r. politolog moderował sesję plenarną Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Petersburgu z udziałem samego Władimira Putina. Propagandysta nie krył wcześniej zachwytów nad działaniami rosyjskiego prezydenta, nazywając np. jego orędzie poświęcone rozpoczęciu wojny z Ukrainą „godnym Churchilla”. Za to prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego nazywał w rosyjskiej TV “skorumpowanym kłamcą”, który otoczył się “nazistami”.

Simes był też jedną z czołowych postaci w śledztwie prowadzonym przez specjalnego prokuratora Roberta Muellera i dotyczącym kontaktów ludzi Trumpa z przedstawicielami Kremla podczas kampanii wyborczej 2016 roku. Obok rosyjsko-amerykańskiego działacza prokuratura oskarżyła też jego żonę Anastasiję za pranie brudnych pieniędzy i zakup dzieł sztuki dla objętego sankcjami rosyjskiego oligarchy Aleksandra Udodowa. W przypadku każdego z zarzutów maksymalną karą jest 20 lat więzienia. Małżeństwo pozostaje jednak na wolności w Rosji.

PAP/Nowaja Gazieta

Na najgorętszym odcinku w rejonie Pokrowska dotychczasowe szybkie postępy Rosjan z początkiem września gwałtownie wyhamowały. Po szokująco gwałtownym zajęciu miasta Nowohrodiwka pod koniec minionego miesiąca stanęli na jego północnych obrzeżach i nie posunęli się już naprzód. Nie zdołali wejść do położonego kilka kilometrów dalej Sełydowa, przed którym Ukraińcom udało się stworzyć linię obrony częściowo opartą o nasyp kolejowy i wiadukt. W ciągu tygodnia pojawiła się cała seria nagrań, na którym widać starcia pod nim na minimalnych odległościach. Na jednym ukraiński czołg rozstrzeliwuje rosyjski transporter, na innym widać jeszcze jeden, ale też porzucony ukraiński czołg, a na kolejnym rosyjska załoga porzuca swój, który potem jest odholowywany przez następny ukraiński i okazuje się sprawny.

To, co się Rosjanom na tym odcinku w ostatnim tygodniu udało, to pójść kilka kilometrów na południe w rejonie miejscowości Hirnyk. To południowe skrzydło całego uderzenia na Pokrowsk. Stwarza to coraz większe zagrożenie dla ukraińskich oddziałów ciągle trzymających długi na około 15 kilometrów dalej na wschód klin, teraz już otoczony przez Rosjan z trzech stron. Kolejne dynamiczne postępy rosyjskie na tym kierunku mogą się skończyć zagrożeniem okrążenia Ukraińców.

Poza tym przez ostatni tydzień na tym priorytetowym kierunku nie zadziało się wiele więcej. Trudno ocenić, co spowodowało takie nagłe wyhamowanie rosyjskich postępów. Czy pojawienie się ukraińskich posiłków, czy wyczerpanie samych Rosjan stratami oraz problemami logistycznymi. Na obszarze zajętym przez nich są tylko kiepskie wiejskie drogi, a cała okolica jest nieustannie nękana przez ukraińskie drony. Może zagrały po prostu wszystkie czynniki naraz i Rosjanie potrzebują pauzy na zebranie sił, przed kolejną próbą szerszego uderzenia. Choć nawet w tym tygodniu Ukraińcy raportowali ciągle wysoką liczbę starć w tym rejonie - donosili o 50-60 rosyjskich atakach na dobę. Choć w zdecydowanej większości mają to być działania niewielkich grup piechoty, liczącej mniej niż 10 żołnierzy, przy ścisłej współpracy z dronami. Pojazdy opancerzone mają być używane bardzo sporadycznie.

Podobnie bez większych sukcesów upłynął Rosjanom tydzień w rejonie Torecka. Bilans może być wręcz ujemny, ponieważ według twierdzeń Ukraińców ich oddziały (wspomniani "Azowcy") zdołały odzyskać sporo pozycji na północ od miejscowości Nju-Jork, a nawet jej północny skraj.

Jednak 20 kilometrów dalej na północy w rejonie miasta Czasiw Jar Rosjanom po dwóch miesiącach uporczywych prób mogło się udać przełamać ukraińską obronę na linii kanału Doniec-Donbas i uchwycić pozycje na jego zachodnim brzegu w rejonie wsi Kalinine. Tak twierdzi przynajmniej kanał Deep State, choć równie popularny analityk Andrew Perpetua jest zdania, że owszem, Rosjanie często tam są, ale po to, by zginąć lub się wycofać, bo tego miejsca nie sposób utrzymać z uwagi na zniszczenia, brak osłony przed dronami i brak możliwości zaopatrywania, przez co jest to raczej ziemia niczyja.

Nowym punktem zapalnym jest obszar pól na zachód od Wuhłedaru, na samym południowo-zachodnim skraju Donbasu. Rosjanie od tygodni intensywnie atakowali na wschód i północ od tego miasta, w kierunku na kopalnię i wieś Wodziane. Ciągle mają tam postępy - na przestrzeni ostatniego tygodnia zbliżali się do nich i działali piechotą w ich obrębie. Jednak jednocześnie przypuścili serię silnych ataków kilkanaście kilometrów dalej na wspomniane tereny na zachód od Wuhłedaru. Zaangażowali do nich znaczne siły, w tym kilkadziesiąt pojazdów opancerzonych. Choć Ukraińcy zadali im znaczne straty udokumentowane na filmach, to ugięli się pod presją i utracili wieś Preczistiwka oraz kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych okolicznych pól. Większość z nich opanowali w ubiegłym roku podczas kontrofensywy na Zaporożu. Rosjanie mieli szykować ten atak już od tygodni, intensywnie bombardując ukraińskie pozycje w rejonie wsi. Ewidentnie ich zamiarem jest próba oskrzydlenia twardo bronionego Wuhłedaru. Od wschodu przez Wodziane i od zachodu przez Preczistiwkę. Ich postępy są na tym kierunku powolne i okupione sporymi stratami podczas ponawianych dużych ataków zmechanizowanych, ale nieprzerwane.

Jest jeszcze jeden punkt na całym długim froncie na terytorium Ukrainy, gdzie są zauważalne jakieś istotniejsze zmiany w kontroli terenu. To daleko na północ w rejonie Kupiańska. Kierunek aktualnie drugo- albo i trzeciorzędny dla obu stron. Pomimo tego Rosjanie powoli, ale metodycznie rozwijają natarcie w rejonie wsi Piszczane. Zajęli ją dość niespodziewanie w połowie lipca i od tego czasu posunęli się polami kilka kilometrów na zachód i południowy zachód. Jednocześnie próbują atakować, z drobnymi sukcesami, w położonej 10 kilometrów na południe wsi Stelmachiwka. Tak jakby ich zamiarem było stworzenie zagrożenia okrążeniem ukraińskich pozycji pomiędzy i zmuszeniem Ukraińców do cofnięcia się. To bardzo lokalne działania, ale największe zmiany w kontroli terenu w tym regionie od miesięcy.

gazeta.pl