Jakub Biernat, Bielat: - Czy Rosja idzie chińską drogą w blokowaniu niewygodnych treści w internecie i czy można już mówić o stworzeniu czegoś na kształt Great Russian Firewall?
Ksenia Jermoszyna, badaczka francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych (CNRS), rosyjska opozycjonistka i cyberaktywistka: - Od czasów wprowadzenia w Rosji tzw. ustawy Jarowej (zainicjowanej przez rosyjską deputowaną Irinę Jarową - belsat.eu) znanej jako ustawa o „suwerennym internecie”, Rosja jest porównywana z Chinami w tym względzie. Częściowo się z tym zgadzam, a częściowo nie.
- Dlaczego?
- W Chinach internet był zaprojektowany w inny sposób i zbudowany wokół niego sektor gospodarczy i infrastruktura bardzo różniła się od rosyjskiej. Tam od razu państwo miało kontrolę nad węzłami Sieci łączącymi ją ze światem. W Rosji internet rozwijał się spontanicznie, panował pozytywny chaos. Z miejsca pojawiło się wielu dostawców, powstał konkurencyjny rynek, który zapewnił dobrą jakość usług. I gdy państwo zabrało się za próby kontroli, zderzyło się z decentralizowaną siecią, dużą ilością połączeń transgranicznych. W 2018 r. było wiadomo o 60 takich punktach, a było ich znacznie więcej. Teraz ich liczba maleje, rosyjskie władze na taki chaotyczny system starały się “naciągnąć” system kontroli. I by zbliżyć się do chińskiego modelu, musiały wiele się natrudzić. Trzeba było zmusić tych licznych dostawców do wdrożenia nowych praw.
- Jak prawnie i technicznie wyglądał ten proces?
- W 2012 r. gdy pojawiły się pierwsze czarne listy stron zakazanych, dostawcy wykonywali nowe prawo po swojemu. Blokada stron była bardzo nieharmoniczna: niektórzy w ogóle nie blokowali, inni używali rozmaitych sposobów blokady czy to za pomocą dodatkowych urządzeń, czy na poziomie skryptu. W 2019 r. państwo zderzyło się w czasie pierwszych blokad Telegramu z oporem ze strony dostawców, zresztą zupełnie apolitycznych. Okazało się, że funkcjonuje mnóstwo sposobów na obejście blokad. Władze więc nałożyły na nich obowiązek instalowania urządzeń dla DPI (głębokiej inspekcji pakietów - służących do analizowania przesyłanych treści internetowych - belsat.eu).
Władze zrozumiały także, że by zbliżyć się do chińskiego modelu, muszą zająć się także transgranicznymi punktami dostępu i dowiedzieć się, jacy dostawcy z nich korzystają. W tych punktach także ustanowiono urządzenia DPI, podobnie jak na głównych węzłach sieci tzw. IX (Internet Exchange) wewnątrz kraju. W efekcie tych działań osiągnięto podobny poziom filtrowania przesyłanych danych jak w Chinach, choć w inny sposób.
- A co ten system odróżnia od chińskiego?
- Różnica jest zasadnicza. Przepływ informacji wewnątrz Chin nie jest szczególnie kontrolowany. Tam blokada następuje głównie według listy słów kluczowych. Badałam, jak wygląda to w przypadku Wechat – czyli tzw. superaplikacji (superapp), która łączy komunikator ze sklepem internetowym i wieloma innymi usługami. W Chinach, inaczej niż w Rosji, prawie wszyscy używają rodzimych aplikacji i jest łatwiej kontrolować ich zawartość. Rosja obecnie dąży do czegoś podobnego, zastępując zagraniczne serwisy krajowymi. Trwa więc faktyczny proces sinoizacji internetu w Rosji.
(...)
- A czy Putin ma jakieś pojęcie na temat technologii, czy w ogóle korzysta z internetu?
- Z tego co widzę w mediach i słyszałam od dostawców, Putin jest technosceptykiem, Nie ufa technologiom internetu i się ich boi. Uważa, że są niebezpieczne i sam się stara powstrzymywać od internetowej aktywności. Jest wyznawcą tej kagiebowskiej narracji, że internetowi nie można ufać, bo dookoła są wrogowie i stąd się biorą prawa do zwiększania kontroli. Rosyjskie władze dążą więc do stworzenia swojej Sieci, w której będą mieli swoje treści i będzie się ona opierała na innych wartościach niż sieć stworzona przez Amerykanów.
- Tylko jak to wykonać praktycznie?
- Badam teraz kwestię państwowego standardu szyfrowania GOST-Szyfr, który obecnie wprowadzany jest w Rosji. Różni się on znacznie od standardów międzynarodowych. Władze chcąc się odciąć od świata, zaczynają posługiwać się swoimi certyfikatami szyfrowania. Tych szyfrów używa się na Gosusługach (odp. E-obywatela - belsat.eu), w przeglądarce Yandex, na stronach instytucji państwowych. Powstał więc już cały równoległy internet oparty na tym standardzie.
(...)
- Telegram jest anonimowy, jak określić w ogóle, które kanały są niezależne, a które zależne od Kremla?
- Telegram jest medium, gdzie toczy się wiele operacji psychologicznych tzw. PsyOps. Od kilku lat jest aktualny temat dekolonizacji wewnątrz Rosji. Lokalne narody i grupy etniczne np. Baszkirzy, Buriaci, widząc, co się stało z Ukrainą, również domagają się odłączenia od Rosji. Razem z kolegami zrobiliśmy olbrzymią analizę kilkudziesięciu tysięcy kanałów poświęconych tej tematyce. I wśród nich są i oryginalne kanały, a są kremlowskie, które tylko podszywają się pod ten ruch. I widać całą ich sieć. Ktoś we władzach zauważył problem i postanowił zareagować. Powstają nawet fejkowe-fejkowe kanały - imitacje już nie tylko oryginalnych kanałów, ale także tych kremlowskich.
- Przypomina to nieco działania carskiej Ochrany, które tworzyły kontrolowane przez siebie rewolucyjne komórki…
- To dobre porównanie. Pojawiają się różne dziwne i kontrowersyjne inicjatywy, które mają za zadanie przyciągnąć do siebie ludzi. Jest np. coś takiego, jak „Państwo mężczyzn”, taka antyfeministyczna subkultura. Przyciąga ona młodzież – wykorzystując emocje i tworząc wielkie audytorium. A jej celem jest głośny w Rosji feministyczny ruch antywojenny. Powstaje więc kontrprojekt, niby niepolityczny, a będący instrumentem propagandy.
belsat.eu