piątek, 21 października 2022


Potrzeba opracowania strategii pojawia się zawsze, gdy droga do celu nie jest prosta i oczywista. Ogólne definicje strategii zazwyczaj zasadzają się na konieczności uzyskania balansu między trzema elementami: celami, środkami i metodami. Strategia zakłada więc identyfikację celów, poszukiwanie dostępnych zasobów, wreszcie wypracowanie adekwatnych metod efektywnego spożytkowania zasobów dla uzyskania założonych celów. W tym duchu strategię definiował Basil Henry Liddell Hart. Strategia, postrzegana z wąskiego, wojskowego punktu widzenia, była dla niego „sztuką rozdziału i użycia środków militarnych w taki sposób, by osiągnąć cel polityczny”.

Strategia jest jednak czymś więcej. To nie tylko założona sekwencja wydarzeń pozwalająca przechodzić od jednego stanu rzeczy do kolejnego w sposób oczywisty i z góry ustalony. Strategia nigdy nie jest oczywista, bo realizowana ma być w nieprzyjaznym środowisku. Jeśli funkcjonujemy w realiach, które generalnie sprzyjają naszym zamierzeniom, nie potrzebujemy strategii. Wtedy wystarczy plan. Strategie znajdują zatem zastosowanie w warunkach realnego lub potencjalnego konfliktu, starcia sprzecznych interesów. W sposób obrazowy różnicę między planem a strategią nakreślił Lawrence Freedman, przytaczając słowa bokserskiego mistrza świata wagi ciężkiej Mike’a Tysona. Amerykański champion, znany z wyjątkowo agresywnego stylu walki, mawiał o swoich przeciwnikach: „Każdy z nich ma plan, dopóki nie dostanie pięścią w twarz”. Strategia jest więc czymś więcej niż planem, musi ona bowiem uwzględniać wysiłki oponenta. Jej potrzeba pojawia się wtedy, gdy inny podmiot może zechcieć, i zazwyczaj będzie próbował to zrobić, zniweczyć nasze zamierzenia. Na ten aspekt zwracał uwagę generał André Beaufre definiując strategię jako „sztukę opierającą się na dialektyce pomiędzy dwiema przeciwstawnymi ośrodkami woli, używającymi siły do rozstrzygnięcia sporu”.

Strategia nie jest więc nauką, w odróżnieniu od analizy strategicznej i studiów strategicznych. Jest sztuką, z przynależnym do świata sztuki brakiem ściśle zdefiniowanych reguł, z nieprzewidywalnością i zależnością od niemożliwego do racjonalnego „ujęcia w ramy” pierwiastka ludzkiego. Przedmiotem owej sztuki jest kreacja potęgi (siły), a najwyższym osiągnięciem uzyskanie takiego wymiaru potęgi, który jest znacznie bardziej korzystny dla podejmującego ten wysiłek podmiotu niż wskazywałaby na to sytuacja wyjściowa. Tak jak w sporcie często kibicujemy stronie pozornie słabszej, skazanej na porażkę, tak i najbardziej interesujące dla badacza są strategie „psa do bicia”. Sytuacja, gdy wyjściowa relacja potęgi sugeruje porażkę danej strony wymaga sięgnięcia po rozwiązania nieoczywiste. To właśnie takie sytuacje są prawdziwym testem kreatywności. To one w największym stopniu przyczyniają się do rozwoju myśli strategicznej.

Rafał Kopeć - Przemysław Mazur - Odstraszanie militarne w XXI wieku. Polska-NATO-Rosja

Obecna dyplomacja irańska (po wymianie niemal całego MSZ po wygranej Raisiego) zachowuje się zresztą mało profesjonalnie i nie ma żadnych sukcesów. Nieudolna próba lawirowania w odniesieniu do wojny rosyjsko-ukraińskiej jest tego najlepszym przykładem. Dostarczenie dronów jest więc logiczną konsekwencją obranej drogi, przy czym motywowane jest to zacietrzewieniem ideologicznym Ebrahima Raisiego oraz jego obozu, a nie interesem Iranu. W interesie Iranu, i to zarówno państwa jako takiego, narodu, jak i obecnej władzy, byłoby szybkie doprowadzenie do reaktywacji porozumienia w sprawie irańskiego programu nuklearnego i wykorzystanie derusyfikacji europejskiej energetyki do zdecydowanego i zmasowanego wejścia na rynek ze swoją ropą oraz gazem. Potencjalna zdolność Iranu do ograniczenia negatywnych skutków kryzysu energetycznego w Europie jest zresztą nawet poważniejsza, gdyż zdaniem ekspertów import produktów petrochemicznych z Iranu do Europy zmniejszyłby zapotrzebowanie na gaz.

Kontynuowanie przez ekipę Raisiego negocjacji w sprawie reaktywacji JCPOA stwarzało wrażenie, że nowy prezydent rozumie jakie może z tego odnieść korzyści, zwłaszcza po wybuchu wojny na Ukrainie i nagłym wzroście zapotrzebowania na alternatywne źródła dostaw surowców energetycznych do Europy. Władze Iranu powinny też być świadome pogarszających się nastrojów społecznych, które ostatecznie doprowadziły do trwających wciąż protestów, a także tego, że reaktywacja JCPOA uspokoiłaby te nastroje, gdyż poziom życia podniósłby się dzięki zniesieniu sankcji. W tym kontekście jeszcze raz warto podkreślić, że wojna na Ukrainie i sankcje nałożone na Rosję sprzyjałyby Iranowi.

Raisi jednak postanowił nie wykorzystywać sprzyjających okoliczności, a zamiast tego całkowicie przeorientować Iran na Wschód, w tym współpracę z Rosją. Warto przy tym podkreślić, że Rosja nie jest bynajmniej tradycyjnym sojusznikiem Iranu, a historycznie była raczej jego geopolitycznym przeciwnikiem. Nie jest to też element tradycyjnej polityki Republiki Islamskiej, gdyż jej twórca ajatollah Ruhollah Chomeini promował wizję równego dystansu do dwóch wrogów: Wschodu i Zachodu. Zbliżenie rosyjsko-irańskie nastąpiło dopiero ok. 20 lat temu, a lansowana obecnie przez Teheran wizja strategicznego partnerstwa handlowego z Moskwą jest ideą kuriozalną, zważywszy na to, że kraje te są konkurentami na rynku energetycznym. Poprzednik Raisiego, Hasan Rowhani, lepiej to rozumiał i za jego czasów Iran dawał do zrozumienia, że chętnie zastąpi Rosję jako dostawca. Gospodarcze partnerstwo Iranu i Rosji najlepiej sprawdziłoby się w przemyśle lotniczym, gdzie oba kraje są odcięte od części zamiennych i mogłoby przebiegać pod hasłem „wspomagał ślepy kulawego". Poza tym udział Iranu w rosyjskim bilansie handlowym to raptem 1%, a mimo znacznego wzrostu handlu rosyjsko-irańskiego w 2021 r. według deklaracji rosyjskich wyniósł on 4 mld USD.

(...)

Zaangażowanie irańskie w wojnę na Ukrainie po stronie rosyjskiej oddala perspektywę reaktywacji JCPOA, a co za tym idzie zwiększa prawdopodobieństwo pogłębienia się kryzysu wewnętrznego w Iranie. Co prawda, trwające od ponad miesiąca protesty wciąż nie stanowią realnego zagrożenia dla systemu (głównie z braku przywództwa i spójnego programu zmian) ale pojawia się coraz więcej sygnałów, które powinny niepokoić władze Iranu. Po pierwsze, sam fakt, że demonstracje nie wygasają, a władze nie są w stanie ich skutecznie spacyfikować, pokazuje słabość władzy. Po drugie, niezdecydowanie władz może wynikać ze świadomości braku wsparcia ze strony religijnego ośrodka w Kom. Choć Iran często postrzegany jest jako państwo rządzone przez ajatollahów to jest to daleko idące uproszczenie. Niektórzy ajatollahowie, tacy jak Assadollah Bajat Zandżani i Mohammad Dżawad Alawi Borudżerdi, skrytykowali represyjną politykę władz. Większość zachowuje milczenie, niemniej przez ostatnie kilkanaście lat wsparcie w Kom dla polityki wewnętrznej władz Iranu drastycznie spadło.

Po tym jak Iran rozpoczął dozbrajanie Rosji, USA i UE zapowiedziały, że JCPOA przestało być priorytetem w ich polityce wobec Iranu, a stały się nim protesty. Zapowiedziano też nowe sankcje. Iran strzela sobie zatem w stopę. Tymczasem zamierza iść dalej w tym kierunku i planuje dostarczenie Rosji rakiet balistycznych. Jeśli nastąpi użycie irańskich rakiet w atakach na Ukrainie, zapewne na obiekty cywilne, to nie będzie najmniejszych wątpliwości co do współodpowiedzialności Iranu, bez względu na to jak bardzo by temu zaprzeczał. Spowoduje to również to, że jakiekolwiek porozumienie w sprawie irańskiego programu nuklearnego, które pomijałoby kwestię irańskiego programu balistycznego, stanie się w zasadzie niemożliwe i wzmocni głos Izraela w kwestii zastosowania rozwiązania siłowego wobec Iranu. Choć obecnie można wykluczyć, by administracja Bidena na to poszła, to takie działania władz Iranu sprzyjają perspektywie wygranej Republikanów w listopadowych wyborach do Kongresu i ewentualnego powrotu Trumpa do władzy w 2025 r. A to nie są dobre wiadomości dla Iranu, gdyż wzmocni się wówczas wsparcie USA nie tylko dla Izraela, ale również dla sunnickich rywali Iranu, takich jak Arabia Saudyjska.

defence24.pl

Olesia Szyszkanowa nagrała swoją rozmowę telefoniczną z bratem Władimirem, który niedawno został zmobilizowany. "Armia nie ma nic. Musieliśmy sami kupić cały sprzęt" — skarżył się siostrze 23-letni Władimir. "Musiałem nawet pomalować swoją broń, aby zakryć rdzę. To jest koszmar... Wkrótce każą nam kupić własne granaty" — dodał. Jak podkreśla "The Guardian", historii jak ta jest wiele. W całym kraju nowo zmobilizowani mężczyźni kupują wszystko, od bielizny termicznej po kamizelki kuloodporne.

Na Telegramie żony i siostry zmobilizowanych mężczyzn dzielą się radami, gdzie najlepiej kupić kamizelki kuloodporne i inne rzeczy niezbędne walczącym na froncie.

Anastazja jest członkinią grupy "Pomoc dla żołnierzy", która ma siedzibę w rosyjskim obwodzie swierdłowskim w pobliżu gór Ural. W rozmowie z "The Guardian" mówi, że biuro rekrutacyjne w Jekaterynburgu doradziło nowo zmobilizowanym żołnierzom, aby przynieśli swój własny sprzęt, pomimo zapewnień Ministerstwa Obrony, że wszyscy będą ubrani i wyposażeni.

Zdaniem Anastazji to żenujące, że musieli wydać miesięczną pensję na sprzęt dla zmobilizowanego męża. Ze względu na duże zainteresowanie w sklepach z odzieżą outdoorową i w internecie nastąpił gwałtowny wzrost cen sprzętu wojskowego. Właściciel sklepu turystycznego w Jekaterynburgu Aleksiej mówi, że śpiwory wyprzedały się w dwa dni po ogłoszeniu mobilizacji. Jak podaje dziennik "Kommersant", ceny kamizelek kuloodpornych wzrosły o 500 proc. i obecnie są sprzedawane nawet za 50 tys. rubli (ok. 3,9 tys. zł).

W środę 19 października przewodnicząca Rady Federacji Rosyjskiej Walentina Matwijenko nakazała agencjom antymonopolowym kraju uregulować ceny rynkowe sprzętu wojskowego. Później premier Rosji Michaił Miszustin wezwał przedsiębiorstwa do "szybkiego zwiększenia produkcji sprzętu".

(...)

onet.pl/The Guardian/Kommersant/BBC