sobota, 24 maja 2025



Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow zażądał, aby wszelkie przyszłe porozumienie pokojowe na Ukrainie zawierało warunki zapobiegające wyborom i ustanowieniu przyszłych prozachodnich rządów na Ukrainie. Ławrow nalegał 23 maja, że ​​wszelkie porozumienie pokojowe musi zawierać warunki zapobiegające „powtórce tego, co doprowadziło puczystów do władzy poprzez krwawą rewolucję”, odnosząc się do protestów Euromajdanu na Ukrainie w 2014 r. i rewolucji godności, która wygnała byłego prorosyjskiego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Ławrow powtórzył również powtarzane przez prezydenta Rosji Władimira Putina twierdzenie, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nie jest prawowitym przywódcą Ukrainy i stwierdził, że Rosja może negocjować z kierownictwem Rady Najwyższej Ukrainy (parlamentu) zamiast z Zełenskim.

(...)

Rosyjscy urzędnicy prawdopodobnie fałszywie przedstawią każdy przyszły prozachodni rząd na Ukrainie jako dziedziczący nielegalność wszystkich ukraińskich rządów od 2014 r. i ustalą warunki, aby twierdzić, że jakiekolwiek porozumienie, jakie Rosja zawrze z Ukrainą, jest niewiążące.

Ławrow odrzucił również niedawną sugestię prezydenta USA Donalda Trumpa, że ​​Watykan mógłby gościć negocjacje dotyczące wojny Rosji z Ukrainą. Ławrow stwierdził, że negocjacje w Watykanie byłyby „nierealne” i że dla przedstawicieli „dwóch prawosławnych krajów” spotkanie się w Watykanie byłoby „niekomfortowe”.

understandingwar.org


Inwazja Rosji na Ukrainę zamroziła dyskusje o możliwości transferu władzy w Federacji Rosyjskiej. Wielu, słusznie uznało, że konflikt z Zachodem i nowa faza wojny na Ukrainie (która trwa przecież od 10 lat, czyli od 2014 r.), o ile nie „wymsknie się spod kontroli”, to dla Putina będzie stanowić kolejne narzędzie do utrzymania władzy. I w ciągu 2024 r. Putin dał kilkakrotnie do zrozumienia, że nie zamierza odchodzić. Należy zgodzić się z Konstantinem Riemczukowem (redaktor naczelny „Niezawisimej Gaziety”), że Putin nie jest gotowy do przekazania władzy dla swojego potencjalnego następcy, gdyż wojna na Ukrainie i związany z nią konflikt z Zachodem nie jest rozwiązany. W tym sensie Putin dąży do uzyskania określonych gwarancji, które zabezpieczyłyby kremlowską perspektywę strategiczną w Europie Środkowo-Wschodniej. Czyli co najmniej rosyjskie interesy geostrategiczne na Ukrainie. Oznacza to, że najprawdopodobniej nie chce on przekazywać nierozwiązanych problemów, tylko realną władzę, która będzie w stanie rozwijać państwo rosyjskie. Logicznie wpisuje się to w państwowocentryczny światopogląd Putina. Do tego dochodzi przekonanie rosyjskiego prezydenta, że aktualnie tylko on jest w stanie efektywnie, skutecznie wyprowadzić Rosję z tego wielkiego kryzysu międzynarodowego. Swoją politykę mocarstwową oraz imperialną już dawno traktuje on przecież jako realizację własnej misji dziejowej, poświęcając jej coraz więcej sił, środków i uwagi. Mówiąc o tzw. SWO, nie bez przyczyny, Putin wskazał, że Piotr Wielki swoją wielką wojną prowadził blisko 20 lat. Dlatego 2024 r. w Rosji był znów rokiem Putina i na razie (podkreślam, na razie), nie zanosi się na zmianę w tym zakresie w 2025 r.

(...)

Natomiast w dniu 29 lutego br. Prezydent Rosji Władimir W. Putin wystąpił przed Zgromadzeniem Federalnym Rosji, w którym zarysował wizję swojej przyszłej prezydentury. Z jednej strony, wskazywał on, że prowadząc wojnę i zwiększając wydatki na zbrojenia, Rosja nie powtórzy błędów ZSRR, czyli nie zaniedba produkcji cywilnej oraz nie zredukuje lub zlikwiduje programów socjalnych. Dwa lata przebiegu pełnoskalowej inwazji pokazały bowiem, że utrzymanie podstawowych funkcji gospodarki w sferze cywilnej, a przede wszystkim w zakresie konsumpcji, uspokoiły nastroje społeczne (w porównaniu do końca lutego i marca 2022 r.) oraz zaangażowały znaczną część ludności w gospodarce. Z drugiej strony, Putin wysłał sygnał do Zachodu oraz swojej ludności, że Rosja jest gotowa na długi konflikt. W tym zakresie, podkreślił on, że Zachód winny jest eskalacji wojny ukraińsko-rosyjskiej, co tworzy ryzyko konfliktu nuklearnego. To ostatnie wpisało się w ciąg rosyjskich komunikatów i narracji, że świat zbliża się do ponownego użycia broni jądrowej w konflikcie zbrojnym. Dlatego wystrzelenie rosyjskiej rakiety „Oriesznik” należy rozpatrywać jako „naturalną” konsekwencję, czyli reakcję Rosji na próby lub intensyfikację pomocy dla Ukrainy. Chodzi bowiem nie tylko o zamanifestowanie wobec swojej ludności, że Rosja odpowiada na wrogie działania Zachodu. W tym działaniu chodziło również o zastraszenie elit i ludności starego Zachodu.

Z kolei w dniach 15-17 marca 2024 r. odbyły się wybory prezydenckie w Federacji Rosyjskiej. Na ich podstawie Władimir W. Putin (ur. 7 października 1952 r.) został ponownie prezydentem Rosji. Natomiast jego inauguracja odbyła się w dniu 7 maja 2024 r., co było powiązane z obchodami rocznicy zwycięskiego zakończenia 2 wojny światowej (w narracji rosyjskich władz – tzw. Wielkiej Wojny Ojczyźnianej). Prezydent Rosji został wybrany na 6 lat, więc zgodnie z Konstytucją Federacji Rosyjskiej będzie on pełnił swoją funkcję do 7 maja 2030 r. Oficjalnie W. Putin otrzymał 87,28 % głosów przy frekwencji 77,49 % (w 2018 r. frekwencja na wyborach prezydenckich wyniosła 67,54 %, a w 1991 r. 74,66 %, więc jest to oficjalnie największa frekwencja w historii wyborów prezydenckich w Rosji), co oznacza, że na W. Putina miało głosować mniej więcej 76 milionów obywateli Rosji (dokładnie, na podstawie oficjalnych danych: 76 277 708 obywateli FR). Była to manifestacja Kremla, że obecny prezydent cieszy się nadal wysokim poparciem oraz zaufaniem ludności Rosji. Jednocześnie był to sygnał do Zachodu oraz rosyjskiej opozycji pozasystemowej, że W. Putin w pełni kontroluje sytuację ustrojową, polityczną, gospodarczą, społeczną i wojenną w państwie.

Niemniej, jak pokazał przykład Syrii i upadek Asada, pozycja dyktatora i jego oficjalne poparcie to zupełnie dwie różne sprawy. Dlatego Putin nie tylko zwiększa represje, ale i wzmacnia ideologiczne podstawy swojego reżimu. To ostatnie wyraża się w konsekwentnym wdrażaniu następującego założenia: uznaniu, że liberalny Zachód nigdy nie uzna cywilizacyjnej, kulturowej, gospodarczej i ustrojowej odrębności oraz suwerenności Rosji. Stąd rodzi się konieczność zbudowania narodowo i tradycjonalistycznie ukierunkowanych elit (renacjonalizacja), gospodarki (w kierunku reindustrializacji), kultury, edukacji (wprowadzenie polityki militaryzacji do szkół, a nawet przedszkoli) a także sportu czy rozrywki. Z kolei to wszystko wyrasta na politycznym micie odbudowy suwerennej państwowości rosyjskiej, której dzieje w szerokim sensie liczą sobie ponad tysiąc lat. (...)

W związku z tym od 2022 r. obserwujemy intensywne próby petryfikacji różnych postaw imperialnych, mocarstwowych, antyzachodnich oraz ukraińskich zarówno wśród ludności jak i elit. Z tym, że ta ostatnia odczuwa coraz więcej problemów. Z jednej bowiem strony, reakcja i skala sankcji Zachodu wpłynęły na podporządkowanie się elity Kremlowi. Co wynika nie tylko z postaw lojalistycznych czy patriotycznych, ale przede wszystkim pragmatycznych, czyli chęci przeżycia i zachowania majtku. Z drugiej strony, obawy o prawny status majątku, groźby wprowadzenia przez Putina nowej elity, a bardziej obawy przed pojawieniem się kontrelity z jakiegoś ludowego buntu i rewolucji (wynikającej np. z klęski wojennej lub załamania się gospodarki), wywołują wśród części elit obawy, czy W. Putin „da radę”. Takie zjawisko można określić jako rosnące poczucie nieokreśloności, czyli niepokoju w kontekście przyszłości, bo oczywistym jest, że Putin nie jest już młody. Takie zjawisko dało podstawę dla rosyjskiej analityk Tatiany Stanowej do konstatacji, że późny putinizm wkroczył w fazę dzikiego, gdyż elita, widząc skupienie się Putina na sprawach wojny i polityki zagranicznej, dostrzega coraz większe zaniedbania na gruncie wewnętrznym. W praktyce przejawiać ma się to w coraz mniejszej liczbie dyrektyw Putina w kontekście konkretnych spraw polityki wewnętrznej, co stwarza pole do „dzikiej” rywalizacji dla elit o wpływy polityczne i majątek.

Natomiast co do groźby pojawienia się elity z tzw. SWO, to rok 2024 był tutaj istotny, bo Kreml uruchomił specjalny program pt. „Czas Bohaterów”, który polega na przygotowaniu weteranów SWO do podejmowania średnich i wyższych stanowisk w administracji. Patrząc jednak na kryteria naboru oraz przebieg pierwszej edycji tego programu (około 80 absolwentów), dało się zauważyć, że z jednej strony Putin straszy starą elitę głębszymi zmianami, ale z drugiej, ostrożnie, stopniowo i ewolucyjnie, stara się wprowadzać w system nowe twarze, nie dokonując w nim kadrowej rewolucji. (...)

Dla rosyjskiej gospodarki rok 2024 oznaczał kontynuację procesów adaptacji do warunków wojny i sankcji. Jednym z głównych przejawów tego procesu była kontynuacja polityki reorientacji łańcuchów dostaw (wraz z dostosowaniem logistyki morskiej, drogowej i kolejowej). Jak wskazuje Instytut Gajdara (dysponujący w miarę wiarygodnymi danymi), w ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy 2024 r. rosyjski eksport wyniósł 354,4 miliardów dolarów (+0,9% w stosunku do analogicznego okresu z 2023 r.), z czego 61% stanowiły towary paliwowo-energetyczne. Do końca roku szacowany jest on do 430 mld dolarów. Natomiast import wyniósł 229,8 mld dolarów (spadek o -2,7% w stosunku do 2023). Wszystko to było możliwe dzięki reorientacji szlaków i kontaktów handlowych, realizowanych również przez państwa Kaukazu Południowego oraz Azji Centralnej. Np. import środków łączności przez Armenię wyniósł w 2023 r. 500 milionów dolarów, podczas gdy w 2021 r. były to śladowe ilości tego typu towarami w handlu między Armenią a Rosją. Niemniej, taka reorientacja, w związku ze zmianą logistyki, generuje koszty (w zależności od grup towarów, wzrost cen importu wyniósł od 3.6% do 8.4%). Według Aleksandra Firanczuka tylko w 2023 r. oznaczało to straty dla importerów w wysokości 20 mld dolarów. W pierwszych trzech kwartałach 2024 r. tylko 18% importu miało napłynąć z tzw. państw nieprzyjaznych. Natomiast pewnym symbolem tej reorientacji stał się zauważalny na ulicach rosyjskich miast napływ środków transportu z Chin. W związku z powyższymi procesami, sankcje wpływają też na kurczenie się gospodarki w wybranych sferach, zwłaszcza w obszarze technologicznym. Rosyjskiego rządowi oraz Bankowi Centralnemu nie udało się także pokonać wysokiej inflacji. Niemniej, rząd rosyjski, aktywizując zwłaszcza dyplomacje handlową, poczynił wiele starań, żeby konsumpcyjnie zabezpieczyć Rosję, a zwłaszcza największe miasta w podstawowe produkty. (...)

centrumrosja.com


Już teraz eksperci i media krytykują opracowaną przez Izbę Reprezentantów, wedle życzeń Trumpa, ustawę; odbiera ona wiele osłon socjalnych biedniejszym Amerykanom, podnosi podatki tym, których prezydent nie lubi, zmniejsza jednak podatki dla najbogatszych płatników, a ostatecznie doprowadzi zapewne do zwiększenia zadłużenia Ameryki.

Według obliczeń Biura Budżetowego Kongresu, które przytacza CNN, cięcia podatkowe przewidziane w ustawie "Big, beautiful bill" (wielki, piękny projekt ustawy) zwiększą zadłużenie państwa o 3,8 trylionów dol. w ciągu dekady.

Ustawa ograniczyłaby zarazem o 700 mld dol. subwencje federalne dla programu Medicaid, gwarantującego świadczenia medyczne dla osób ubogich i o 267 mld dol. środki na bony żywnościowe. 

(...)

To "okrutny, skrajnie nieodpowiedzialny budżet" - pisze na swym blogu prof. Krugman, laureat ekonomicznego Nobla. Republikanie wykorzystują podatki, "by ukarać politycznych przeciwników Trumpa", w tym uniwersytety, imigrantów czy zagraniczne firmy - ocenia w piątek "New York Times".

Nowa ustawa podnosi np. podatki Uniwersytetu Harvarda, choć zarazem nie pozbawia go statusu uczelni zwolnionej w dużej mierze z takich opłat. Zamiast 1,4 proc. podatku od zysków z inwestowania środków z dotacji, uniwersytet miałby zostać objęty stawką 21 proc.

Dzień wcześniej nowojorski dziennik zwrócił uwagę, że ustawa, jeśli wejdzie w życie, doprowadzi zadłużenie USA do rekordowego poziomu, nienotowanego od 1790 roku; dług federalny wyniesie ponad 113 proc. PKB.

Dług USA, najbardziej zadłużonego kraju świata, sięga 36 trylionów dolarów, a co trzy miesiące rośnie o kolejny trylion - podaje na swym portalu telewizja Al-Dżazira.

(...)

Na ośrodki zatrzymań, które mają pomieścić 100 tys. osób dziennie, ustawa przewiduje 45 mld dol., a na zatrudnienie sędziów do rozpraw migracyjnych - 1,3 mld.

W ubiegłym tygodniu agencja ratingowa Moody’s obniżyła rządowi USA najwyższą ocenę kredytową, powołując się na skalę zadłużenia. "Technicznie oznacza to, że wzrosło ryzyko, iż USA mogą nie zdołać spłacić w przyszłości swego zadłużenia" - przypomina dziennik.

Forsowanie przez Trumpa "wielkiej, pięknej ustawy" (big, beautiful bill), wraz z obniżeniem ratingu USA, doprowadziło do tego, że na rynki wrócił trend, który nazwano "Sell America". Pojawił się on po raz pierwszy w kwietniu, gdy wojna handlowa Trumpa, jego chaotyczne decyzje i próby zwolnienia szefa Fed sprawiły, że inwestorzy zaczęli pozbywać się obligacji i akcji USA oraz uciekać od dolara. Wyprzedaż obligacji USA powoduje, że rośnie ich oprocentowanie, a zatem drożeje obsługa zadłużenia państwa.

W czwartek były amerykański minister pracy prof. Robert Reich zwrócił uwagę, że "wielka, piękna ustawa" pozbawi sądy środków nacisku na rząd, odbierając im środki na wdrożenie sankcji za obrazę sądu

PAP


Czy dostrzega pan jakąś strategię w działaniach USA?

Z Trumpem jest tak, że powtarza to, co powiedział mu ostatni rozmówca. Jeśli jest to Putin, to jest całkowicie po stronie Rosji. Jeśli jest to Emmanuel Macron lub Keir Starmer, to znów się opamiętuje. Ale to trwa tylko do momentu, gdy porozmawia z kimś innym.

W ostatnich tygodniach wszyscy mówią o pokoju — nawet Rosja. Ale w rzeczywistości wygląda na to, że pokój jest bardziej odległy niż kiedykolwiek. Jak pan to ocenia?

Tak, jesteśmy bardzo daleko od pokoju. Poważne negocjacje będą możliwe dopiero wtedy, gdy Putin nie będzie już widział szansy na wygranie wojny i osiągnięcie swojego celu, jakim jest podporządkowanie Ukrainy siłą militarną. Obecnie jest to mało prawdopodobne ze względu na duży czynnik niepewności, jakim są Stany Zjednoczone. Oznacza to, że obecne działania USA znacznie przedłużają wojnę. Jest to dokładnie przeciwieństwo tego, co prowadzi do pokoju.

(...)

Argumentem przeciwko bezpośredniemu zagrożeniu dla Europy jest często to, że Rosja jest już przeciążona sytuacją w Ukrainie.

Zatem niech ktoś wyjaśni mi, gdzie Europejczycy mają 800 tys. ludzi w mundurach — i to gotowych do działania. Na papierze Europa ma więcej czołgów i ciężkiego sprzętu niż Ukraina, ale nie są one gotowe do użycia. W 2022 r. armia rosyjska wkroczyła przez granicę z 190 tys. żołnierzy. Teraz jest ich 650 tys. Ukraińcy mieli ok. 250 tys., teraz to 880 tys. Jeśli natomiast spojrzę na Siły Reagowania NATO, to jedna dywizja, a wraz z logistyką daje to 15 tys. żołnierzy. Mobilizacja to proces, który nie następuje z dnia na dzień. Po drugie: Rosjanie przeszli rewolucję dronową, a Europejczycy nie. Po zakończeniu tej wojny Rosjanie mieliby znaczną przewagę. Wtedy pojawiłoby się pytanie: czy Amerykanie nadal stanęliby po stronie Europejczyków? Patrząc na Trumpa, mam co do tego duże wątpliwości. Rosja nie będzie bezczynnie czekać, aż nadrobimy zaległości.

(...)

W ostatnich dniach często mówi się o tym, że należy teraz podjąć zdecydowane działania i nałożyć sankcje, które naprawdę będą bolały. Nasuwa się zatem pytanie: co działo się do tej pory?

Sankcje, które zostały dotychczas przyjęte, są dość skuteczne, jeśli chodzi o ich łączną liczbę. Problem polega na tym, że zostały wprowadzone stopniowo. Nigdy nie postawiono przed władzami w Moskwie zbyt wysokich wymagań dotyczących rozwiązania tego problemu. Drugą kwestią jest to, że egzekwowanie sankcji spoczywa na Stanach Zjednoczonych. W USA kary za naruszenie sankcji są znacznie wyższe niż w Europie. Ponadto nadzór jest dokładniejszy, a sankcje mają również skutki eksterytorialne — nawet europejska firma, która dostarcza towary z Europy do Rosji, może zostać pociągnięta do odpowiedzialności w Stanach Zjednoczonych. W przypadku sankcji europejskich tak nie jest. Ponadto, gdyby nie było odpowiednich sankcji amerykańskich dla nowych pakietów UE, ich egzekwowanie leżałoby wyłącznie w gestii europejskich organów bezpieczeństwa i sądów. A te nie są zbyt skuteczne. Prawdopodobnie wiele przedsiębiorstw powie: "podejmujemy to ryzyko".

onet.pl/Die Welt


Kiedy kwestionuję sens pracy zawodowych prognostów, zazwyczaj słyszę w odpowiedzi: „To co mamy zrobić? Znasz jakiś lepszy sposób prognozowania?” albo „Skoro jesteś taki mądry, to pokaż własne przewidywania”. To drugie zdanie, zwykle wygłoszone z przekąsem, ma pokazać wyższość praktyka, „człowieka czynu”, nad filozofem. Najczęściej wypowiadają je ludzie, którzy nie wiedzą o mojej traderskiej przyszłości. Doświadczenie codziennych zmagań z niepewnością dało mi przynajmniej tyle, że nie muszę już wierzyć w brednie biurokratów.

Jeden z klientów zapytał mnie kiedyś, jak przewiduję rozwój sytuacji na rynku. Kiedy odpowiedziałem mu, że nie mam pojęcia, jak przewiduję, poczuł się urażony i postanowił przestać korzystać z moich usług. Firmy są nieustannie proszone o wypełnianie rozmaitych kwestionariuszy i opisywanie swoich „widoków na przyszłość”. Nigdy nie miałem widoków na przyszłość i nigdy nie postawiłem profesjonalnej prognozy – ale przynajmniej wiem o tym, że nie potrafię przewidzieć przyszłości, i istnieje nieliczna grupa ludzi (tych, na których mi zależy), którzy traktują to jako zaletę.

Istnieją ludzie, którzy bezmyślnie produkują kolejne prognozy. Zapytani, dlaczego to robią, odpowiadają: „No cóż, za to mi płacą”.

Mam dla nich sugestię: znajdźcie sobie inną pracę.

Nassim Nicholas Taleb - Czarny łabędź