poniedziałek, 21 marca 2022


Dmitrij Pieskow skomentował też możliwość rozszerzenia prawa, które pozwala na karanie osób, które krytykują rosyjską agresję. Miałoby ono także obejmować krytykę pod adresem innych rosyjskich ugrupowań zbrojnych, a nie tylko armii.

– Sytuacja, z którą się zetknęliśmy jest bezprecedensowa, narzucanie nienawiści do wszystkiego rosyjskiego – mówił.

Tymczasem sąd w Karsnodarze skazał na karę 30 tysięcy rubli, czyli 990 złotych, mężczyznę za to, że napluł na banner z literą Z. W ten sposób miał się dopuścić „dyskredytacji wykorzystania Sił Zbrojnych RF na terytorium Ukrainy”. Adwokat mężczyzny Michaił Bieniasz powiedział, że jego klient Aleksandr Kondratiew wyrażał swój brak zgody na przeprowadzenbie „operacji wojskowej”. Takie prawo gwarantuje mu konstytucja.

Jak zauważa serwis Sota, sędzia przed wydaniem wyroku powiedziała, że „nikt w naszym kraju nie cieszy się z tego, że na Ukrainie umierają ludzie”. Mimo to skazała mężczyznę na karę grzywny.

belsat.eu

"Żal mi siebie, rodziny, męża, sąsiadów, przyjaciół. Wracam do piwnicy i słucham tam ohydnego żelaznego grzechotu. Minęły dwa tygodnie i już nie wierzę, że było kiedyś inne życie" - pisze.

"Żelazny grzechot" to odgłos bombardowania, który słychać niemalże bez przerwy.

"W Mariupolu ludzie nadal siedzą w piwnicy. Każdego dnia jest im coraz trudniej przeżyć. Nie mają wody, jedzenia, światła, nie mogą nawet wyjść na zewnątrz z powodu ciągłego ostrzału. Mieszkańcy Mariupola muszą żyć. Pomóż im. Opowiedz o tym. Niech wszyscy wiedzą, że nadal giną cywile" - prosi.

W ostrzeliwanym przez Rosjan mieście nadal pozostają tysiące cywilów. Ale po dawnym mieście nie ma już śladu. "Wychodzę na zewnątrz pomiędzy bombardowaniami. Muszę wyprowadzić psa. Ciągle jęczy, drży i chowa się za moimi nogami. Cały czas chcę spać. Moje podwórko, otoczone wieżowcami, jest ciche i martwe. Już nie boję się rozglądać. Naprzeciw płonie wejście do domu. Płomienie pochłonęły pięć pięter, a szóste powoli przeżuwają. W pokoju ogień pali się delikatnie, jak w kominku. Czarne zwęglone okna stoją bez szkła. Z nich, jak języki, wypadają nadgryzione przez płomienie zasłony".

Trudno uwierzyć, że takie historie dzieją się w Europie, w 2022 r. "Trzy dni temu przyszedł do nas znajomy mojego starszego siostrzeńca i powiedział, że doszło do bezpośredniego trafienia w straż pożarną. Ratownicy zginęli. Jedna kobieta miała oderwaną rękę, nogę i głowę. Marzę, żeby moje części ciała pozostały na miejscu, nawet po wybuchu bomby lotniczej" - pisze Nadia.

Mieszkanka Mariupola opisuje historii, jak zginęła babcia jej koleżanki. I jak nie ma czasu i możliwości, by w ciągle ostrzeliwanym mieście ją pochować. Ukraińscy policjanci chcieli pomóc, ale przyznali, że są bezsilni. Że jedynie co można teraz zrobić, to umieścić martwą kobietę na balkonie. "Zastanawiam się, ile trupów jest na balkonach?"

W Mariupolu co rusz słychać odgłosy spadających bomb, ale gdy na moment kanonada przestaje, w mieście robi się upiornie cicho. "Mój pies zaczyna wyć i rozumiem, że teraz znów będą strzelać. Stoję w dzień na ulicy, a wokół cmentarza cisza. Nie ma samochodów, głosów, dzieci, babć na ławkach. Nawet wiatr ucichł. Wciąż jest tu kilka osób. Leżą z boku domu i na parkingu, przykryte odzieżą wierzchnią. Nie chcę na nich patrzeć. Boję się, że zobaczę kogoś, kogo znam".

W Mariupolu śmierć jest teraz wszędzie. "11 marca zginął mąż mojej koleżanki. Dzień wcześniej przyszli do nas i marzyli, że spotkają się po wojnie. Wiktor, mąż mojej koleżanki stanowczo obiecał, że na pewno spotkamy się po zwycięstwie. A potem nie dotrzymał słowa".

Dzień później Nadia opisuje kolejne bombardowanie. Pisze, jak dorośli i dzieci, wszyscy kulą się w piwnicy. W pewnym momencie do piwnicy wpada 13-letni Sasza. Krzyczy, że bomba wpadła do ich domu. "Zapytaliśmy: »Gdzie jest mama, czy wszyscy żyją?« Odpowiedział, że wszyscy, tylko tata zasnął, a mama go odkopuje. Potem okazało się, że tata zasnął na zawsze.

onet.pl

Jak informuje "The Times of Israel", niedzielne przemówienie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w Knesecie spotkało się z mieszanymi odczuciami. Niektórzy izraelscy politycy nazywali je "oburzającym", a z kolei inni popierali "przygnębionego" prezydenta.

Chodzi o słowa Zełenskiego, który porównał inwazję Rosji na Ukrainę do Holokaustu.

"Podziwiam prezydenta Ukrainy i wspieram naród ukraiński sercem i czynem, ale straszliwej historii Holokaustu nie da się napisać na nowo" – napisał na Twitterze minister komunikacji Yoaz Hendel. Jednocześnie zauważył, że część ludobójstwa Żydów w nazistowskich Niemczech "dokonano także na ziemi ukraińskiej".

Dodał, że chociaż "wojna jest straszna, porównanie do okropności Holokaustu i Ostatecznego Rozwiązania jest oburzające".

Jeszcze ostrzej zareagował izraelski minister energii. W specjalnym oświadczeniu Yuval Steinitz stwierdził, że słowa Zełenskiego "graniczą z negowaniem Holokaustu".

Z kolei w "Haaretz" czytamy, że tylko jeden kraj zachodni ma potencjał, zarówno wojskowy, jak i cywilny, aby pomóc Ukrainie ochronić ludność cywilną. Oczywiście chodzi o Izrael, który nie chce tego robić.

— Izraelskie zdolności wojskowe są dobrze znane. Izrael słynie ze swojej zdolności do ataku, ale kraj ten ma również głębokie doświadczenie w ochronie ludności cywilnej przed zagrożeniami rakietowymi i artyleryjskimi. To dlatego USA próbowały — jak dotąd bezskutecznie — przekonać Izrael do sprzedaży Ukrainie systemu obrony powietrznej Iron Dome, który Izrael opracował dzięki amerykańskim funduszom — pisze "Haaretz".

Dziennikarze przypominają, że Izrael sprzedał już Żelazną Kopułę kilku krajom, w tym Azerbejdżanowi, który wykorzystuje ją do ochrony przed rosyjskimi rakietami. Izrael jest nawet gotów dostarczyć Żelazną Kopułę Zjednoczonym Emiratom Arabskim.

W niedzielę prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w krótkim, lecz dosadnym przemówieniu starał się przekonać izraelskich parlamentarzystów do udzielenia zdecydowanego poparcia Ukrainie.

– Rosjanie posługują się terminologią partii nazistowskiej, chcą wszystko zniszczyć. Naziści nazwali to "ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej". Teraz na Kremlu otwarcie mówią o ostatecznym rozwiązaniu kwestii ukraińskiej – powiedział Zełenski.

– Izraelski system obrony antyrakietowej jest najlepszy na świecie. Mógłby chronić Ukraińców, a także Żydów na Ukrainie. (...) Możemy pytać, czemu nie sprzedacie nam broni, czemu nie nałożycie sankcji na Rosję, ale odpowiedź obciąża wasze sumienia. I to wy musicie z nią żyć – podkreślił Zełenski.

– Mediować można między państwami, a nie między dobrem a złem. Izrael musi dokonać wyboru, czy popiera Ukrainę, czy Rosję – oświadczył prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w wystąpieniu wideo skierowanym do członków izraelskiego parlamentu, Knesetu.

onet.pl

W sumie 27 pojawiło się na pogrzebie, by oddać hołd swojemu towarzyszowi. Wszyscy są w mundurach i większość z nich jest uzbrojona. Trzech ma przy sobie karabiny z tłumikami i twarde plastikowe ochraniacze na kolana i łokcie. To daje wyobrażenie o tym, jak niebezpieczna jest ich misja.

— Tłumik jest bardzo przydatny w walce ulicznej — mówi jeden z żołnierzy, nie rozwijając tematu.

Batalion Gonczarenki walczy z rosyjskimi siłami inwazyjnymi w Irpieniu. To północno-zachodnie przedmieście Kijowa od dwóch tygodni jest sceną zaciętych walk. Rosjanie od kilku dni nie poczynili żadnych postępów na północ od ukraińskiej stolicy. Tak samo jest na wschodzie. Kilkukilometrowa kolumna pancerna musiała się tam wycofać w połowie zeszłego tygodnia. Drony i ostrzał artyleryjski Ukraińców spowodowały rozległe zniszczenia wśród atakujących.

— Kroimy ich jak salami, plasterek po plasterku — mówi Taras Topolia, wokalista Antytili, jednego z najbardziej znanych ukraińskich zespołów popowych, który przed wojną wypełniał całe stadiony piłkarskie. Od początku wojny 34-letni muzyk pracuje w Kijowie jako ratownik medyczny.

Taras zabiera rannych żołnierzy z pola walki do szpitala polowego, gdzie ich stan jest stabilizowany tak, by mogli zostać przetransportowani do szpitala. — Nie walczymy jak konwencjonalna armia — wyjaśnia, stojąc obok stołu medycznego i noszy zabiegowych. — Pozwalamy im podejść, potem atakujemy od tyłu, z prawej lub lewej strony, znowu się wycofujemy i nagle uderzamy w ich odwody.

W pierwszych dniach wojny rosyjskie czołgi były już w drodze do centrum Kijowa, metropolii liczącej 3 mln ludzi, a ich kierowcy prawdopodobnie myśleli już, że są zwycięzcami. Chwilę później wszyscy byli martwi. Pierwsza ofensywa blitzkriegu tak dobiegła końca.

Jest to rodzaj taktyki partyzanckiej, którą ukraińska armia stosowała do tej pory z dużym powodzeniem. Pentagon szacuje, że po trzech tygodniach wojny armia rosyjska straciła w sumie 7 tys. żołnierzy i do 21 tys. rannych. To więcej zabitych żołnierzy niż USA odnotowały w Afganistanie i Iraku w ciągu dwóch dekad razem wziętych. Władze ukraińskie mówią nawet o 14 tys. zabitych rosyjskich żołnierzy.

(...)

— Jeśli wojska ukraińskie zdołają utrzymać obecne tempo, potrzeba będzie jeszcze tygodnia lub dwóch, by osiągnąć wynegocjowane porozumienie — uważa Maksym Jali, profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Kijowskim — Rosja nie może utrzymać tego tempa działań długo.

Jego zdaniem istnieje granica liczby zabitych żołnierzy, którą Kreml może zaakceptować. — W Rosji jest coraz więcej pogrzebów. Pojmani żołnierze dzwonią do domu — mówi 42-letni pracownik naukowy. — Słowo szybko się rozchodzi i wpływa na opinię publiczną.

Prezydentowi Putinowi nie zostało wiele czasu, uważa Jali, który kiedyś był bokserem, zdobywał tytuły mistrzowskie w kraju, a także startował w zawodach międzynarodowych. Na swoim telefonie komórkowym pokazuje nam klip z bójki, którą stoczył, gdy miał jeszcze 30 lat. Jali prawie nie wierzy, że rozwiązanie konfliktu można znaleźć przy stole negocjacyjnym. — Decyzja zapadnie na polu bitwy — podkreśla stanowczo. — Oczywiście, Rosjanie spróbują po raz drugi zdobyć Kijów — mówi z przekonaniem. — Ale jeśli Ukraina zabije 20-30 tys. rosyjskich żołnierzy, wtedy nastąpi zawieszenie broni".

Profesor celowo wybiera sformułowanie "zawieszenie broni" i nie mówi o traktacie pokojowym. — Nie będzie oficjalnego końca wojny, Rosja będzie miała otwartą możliwość przeprowadzenia kolejnej kampanii — mówi. — Tak jak to miało miejsce w Czeczenii - wyjaśnia. — Po pierwszej wojnie w latach 1994-1996, trzy lata później wybuchła druga, nie inaczej będzie na Ukrainie — dodaje.

onet.pl

"Niektóre zakłady rosyjskiego przemysłu motoryzacyjnego są zamykane z powodu braku części zagranicznych. Sztandarowy odrzutowiec pasażerski produkcji rosyjskiej otrzymuje silnik i inne kluczowe części od zagranicznych dostawców. Zagraniczna karma dla zwierząt i leki znikają z półek sklepowych" - wylicza "Wall Street Journal", opisując jak bardzo rosyjska gospodarka wciąż musi polegać na imporcie. Problemem są nawet dostawy cukru. To porażka Putina, który przez lata kładł nacisk na samowystarczalną gospodarkę - przekonuje gazeta.

- Zastępowanie importu nie spełniło swojego celu, jakim było uczynienie Rosji mniej podatną na zachodnie sankcje – mówi "WSJ" Janis Kluge, specjalista ds. gospodarki rosyjskiej w Niemieckim Instytucie Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa.

- Rosyjskie ambicje były od samego początku nierealne, ponieważ tak mała gospodarka jak rosyjska, nie jest w stanie samodzielnie wytwarzać złożonych i zaawansowanych technologicznie towarów. To po prostu niemożliwe - przekonuje ekspert. Dodaje, że wymiana produktów zagranicznych na krajowe może trwać latami.

Choć większość ekonomistów uważa, że produkcja wszystkiego w ramach własnej gospodarki jest kosztowna i nieefektywna, Kreml przyjął taką strategię w celu zwalczania sankcji po przejęciu Krymu w 2014 roku. Była to część wieloletniego planu ochrony gospodarki, określanego przez komentatorów jako "twierdza Rosja".

"Jednak zależność Rosji od importu w rzeczywistości się tylko pogłębiała. W 2021 r. około 81 proc. producentów stwierdziło, że nie może znaleźć żadnych rosyjskich wersji importowanych produktów, których potrzebowali. Ponad połowa była niezadowolona z jakości własnych produktów" - pisze amerykański dziennik.

"WSJ" przytacza badanie Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Moskwie z 2020 r. Według niego import zagranicznych towarów odpowiadał za aż 75 proc. sprzedaży produktów na rosyjskim rynku, nie wliczając w to żywności. Badanie wykazało również, że w niektórych sektorach udział ten był nawet wyższy - do 86 proc. w przypadku sprzętu telekomunikacyjnego.

Najlepszym przykładem porażki Kremla i projektu "twierdza Rosja" jest sektor motoryzacyjny, który nie jest sobie w stanie poradzić z brakiem importowanych chipów. W środę prezydent rosyjskiej republiki Tatarstanu ostrzegł, że producent ciężarówek Kamaz stoi w obliczu spadku produkcji nawet o 40 proc., a około 15 tys. pracowników firmy może nie mieć zajęcia do czasu rozwiązania problemów związanych z łańcuchem dostaw. Później samo przedsiębiorstwo wysłało sygnał, że przestawia się na produkcję ciężarówek w oparciu tylko o rosyjskie części.

money.pl