czwartek, 16 maja 2024


Jakie konkretne cele mogą być postawione przed Biełousowem?

Po pierwsze audyt finansów, inwestycji oraz form współpracy Ministerstwa Obrony z innymi resortami. Podsumowując to krótko: Putin chce, żeby amunicja była nie tylko produkowana, co zawsze można poświadczyć na papierze, ale przede wszystkim amunicja musi dotrzeć na linię frontu. W istocie to chęć kontynuowania polityki zbrojnego imperializmu, tylko z próbą jej uskutecznienia.

Poza tym musimy pamiętać, że wojna trwa tak naprawdę nie od 2022, ale od 2014 r. (nie mówiąc o innych kierunkach rosyjskiej aktywności militarnej na świecie). Aktualnie jest ona z jednej strony wielkim problemem i wyzwaniem dla Kremla, ale z drugiej, stanowi też skuteczne narzędzie do utrzymania władzy. I na chwilę obecną W. Putin, żeby ją utrzymać musi wojnę kontynuować i osiągnąć w niej taki sukces (przede wszystkim terytorialny, a najlepiej jeszcze traktatowy), który w sferze wewnętrznej zagwarantowałby mu dalsze ustrojowe, polityczne oraz ideologiczne trwanie. W takim układzie obecne roszady kadrowe to też sygnał do elit państw Zachodnich: my jesteśmy gotowi na długą wojną, więc wasza pomoc dla Ukrainy jest już niewystarczająca. Ergo: lepiej się porozumiejmy, co do Ukrainy. 

Zachodząca zmiana to pewnego rodzaju symboliczna finalizacja przekształcania rosyjskiej gospodarki w gospodarkę wojenną?

(...)

W rosyjskich elitach istnieje przekonanie, że I wojna światowa została przegrana przez Rosję nie tylko z powodu klęsk militarnych, ale przede wszystkim załamaniu się tyłów, zwłaszcza w sferze logistyki i zaopatrzenia. Z kolei II wojna światowa jest uznawana jako efektywny i nawet efektowny przykład mobilizacji wojenno-przemysłowej. Daje się też zauważyć, że W. Putin i jego najbliższy krąg, na podstawie doświadczeń z pierestrojki i upadku ZSRR, wyciągają wniosek następujący: nawet przy obiektywnie trudnych warunkach, obranie twardego, zdecydowanego kursu politycznego (z centralizacją i mobilizacją ideologiczną na czele) może uratować sytuację, czyli władzę i państwo. W tej konstelacji ważna jest rola specjalistów-technokratów (biurokratów), czyli głównie ekonomistów, którzy pod ścisłą kontrolą polityczną doprowadzą do stabilizacji sytuacji w państwie.

Wracając jeszcze do dotychczasowego ministra obrony Federacji Rosyjskiej, Siergieja Szojgu. Wiemy o tym, że zastapić on Nikołaja Patruszewa na stanowisku sekretarza Rady Bezpieczeństwa. Czy tę zmianę możemy postrzegać jako polityczną degradację dla Szojgu?

Trudno to jednoznacznie określić. Z jednej strony odchodzi z Ministerstwa Obrony, ale z drugiej zostaje sekretarzem Rady Bezpieczeństwa (RB), która w ostatnim czasie była ważnym organem w ustroju Rosji. Odbywały się tam między innymi dyskusje o kluczowych strategicznych oraz ideowych decyzjach polityki Federacji Rosyjskiej. Np. po naradzie z liderem CHRL W. Putin przedstawiał informacje o tym spotkaniu właśnie w Radzie Bezpieczeństwa. Podobno też W. Putin kazał każdemu z członków RB wypowiedzieć się przed inwazją na Ukrainie.

Obok tego Szojgu będzie wiceszefem Wojenno-Przemysłowej Komisji, która pełni ważną rolę w koordynacji współpracy głównych resortów w celu zwalczania sankcji i zwiększeniu wysiłku wojennego. A także będzie szefem Federalnej Służby ds. Wojenno-Przemysłowej Współpracy. Wszystko to świadczy, że W. Putin nie utracił politycznego zaufania do S. Szojgu, ale stwierdził, że pod względem profesjonalnym, biurokratycznym S. Szojgu nie jest już w stanie efektywnie wykonywać swoich zadań. Prezydent Rosji w sposób wyraźny potrafi oddzielić te sfery działalności. Na tym tle widać też wyraźnie, że wprowadza do elity władzy młodsze pokolenie, czyli ludzi urodzonych w latach 60. i 70. XX w. 

Wracając do nominacji Biełousowa i wpisu na X, napisał Pan, że „Putin chce powtórzyć manewr z 2020”. O co miałoby konkretnie chodzić?

W styczniu 2020 r. premierem Rosji został Michaił Miszustin. Dmitrija Miedwiediewa na stanowisku szefa administracji centralnej zastąpił nie polityk tej rangi, ale przede wszystkim urzędnik, biurokrata, technokrata, specjalista ds. cyfryzacji administracji, a zwłaszcza modernizacji funkcjonowania sfery podatkowej. A na podstawie dziejów Rosji wiemy, że już carowie doskonale rozumieli tę zależność, że skuteczne wyznaczanie i ściąganie podatków to jeden z podstawowych narzędzi rozbudowy Imperium. Bez tego nie istnieje możliwości prowadzenia wojen.

Manewr z Miszustinem się udał. Tzw. blok ekonomiczny jest z punktu widzenia interesów Kremla efektywny. Ważne jest również to, że ten krąg technokratów, nacechowanych propaństwowo, ma, jak na razie, ograniczone ambicje polityczne i dość słabe zaplecze w innych strukturach władzy i przestrzeni publicznej, więc Putin czuje się przy nich bezpieczniejszy. Na razie nie traktuje ich jako poważne zagrożenie dla siebie.

defence24.pl

Marcin Kędryna: Kiedy Ukraińcy powiedzieli, że dostali propozycję układu pokojowego?

Jakub Kumoch: W okolicach połowy marca. Potem dali nam draft do oceny. Ten, który mam, datowany jest na 17 marca. Była nawet wideokonferencja między nami i ukraińskimi negocjatorami. Uczestniczyłem w niej m.in. z Marcinem Łapczyńskim, jednym z moich najbliższych współpracowników, wicedyrektorem, a potem dyrektorem w KPRP odpowiadającym za Wschód, swoją drogą postacią bardzo zasłużoną. Znaczna część polityki wschodniej prezydenta Dudy to efekt m.in. pracy jego i naszych podwładnych.

Jak wyglądał ten dokument?

Nazwijmy to łagodnie: osobliwie. To był draft z uwagami obu stron. Dokument ewidentnie przygotowany został jeszcze przed rosyjską inwazją i to przez Rosjan. Przewidywał między innymi uznanie aneksji Krymu, tak zwanej niepodległości wschodnich obwodów Ukrainy, ograniczenie liczebności armii ukraińskiej, dwujęzyczność, zakaz wstępowania do NATO, wieczystą neutralność itd. Były też elementy czysto poniżające, takie jak zobowiązanie do przeprowadzenia denazyfikacji albo wprowadzenia kultu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, jak Rosjanie nazywają swój wkład w II wojnę światową. Rzeczy, których państwo A nigdy nie narzuca państwu B. Rosja tymczasem przywiozła cały spis ustaw, które Ukraina ma zmienić. Zaczynał się od konstytucji.

Interesują mnie uwagi i komentarze Ukraińców.

Muszę przyznać że Ołeksandr Czałyj i Mykoła Toczycki (oni mi referowali ten draft, był chyba też Dawyd Arachamia) mi zaimponowali. Nie wiem, czy w warunkach wojennych miałbym na tyle profesjonalizmu, żeby po prostu nie wstać od stołu albo wybuchnąć. Oni jednak grzecznie krok po kroku pisali, dlaczego dany punkt porozumienia powinien zostać usunięty. Ale nie zrywali negocjacji! Było to trochę działanie z premedytacją - czekanie aż Rosjanie się odsłonią. I istotnie Rosjanie okazywali zniecierpliwienie, a w pewnym momencie się mocno zdemaskowali.

?

Ukraińcy wpędzili ich w pułapkę, dopisując fragment o memorandum budapeszteńskim z 1994 roku, bądź co bądź dokumencie, który Rosja podpisała.

… które gwarantowało integralność terytorialną Ukrainy?

Dokładnie. A rosyjski negocjator na piśmie odpowiedział, że to jest nie do zaakceptowania, ponieważ… granice się zmieniły. I tyle. Rosja przyznała się tym samym do tego, że prowadzi próbę podboju ukraińskiego terytorium. Oczywiście, że my o tym wiedzieliśmy, ale co innego są fakty, a co innego oficjalne przyznanie się do tego, że próbuje się wyrzucić zasadę nienaruszalności granic do kosza. Jeżeli tymczasem naruszy się granicę jakiegokolwiek państwa europejskiego, to zacznie się pożar kontynentu. Jest to powszechnie przyjmowane. Nie ma na to zgody. Takie rzeczy o kompromisie to mogą sobie media wypisywać, ale żaden polityk takiej decyzji nie podejmie. Chyba, że chce być odpowiedzialny za miliony trupów, za nowe wojny na Bałkanach, w Europie Wschodniej, a może również na Zachodzie. Niezmienianie granic co 20 lat, jak to miało miejsce w XIX wieku to fundament bezpieczeństwa naszych dzieci i wnuków.

Czy Rosjanie mogli postawić inne warunki?

Jeżeli dziś pomyślę o tym i przypomnę sobie dokładnie wszystkie ówczesne rozmowy, to odnoszę wrażenie, że gdyby wówczas Rosjanie postawili na stole zamrożenie kwestii Krymu oraz wycofanie się na linię 23 lutego, to być może ze względu na interes własnej ludności, Ukraina zgodziłaby się na zawieszenie broni. Podkreślam: być może. Ale podstawowe pytanie pozostawałoby wciąż otwarte: jeżeli Ukraina nie wejdzie do NATO, to kto zagwarantuje, że Rosja nie zaatakuje Ukrainy ponownie. Skoro memorandum z 1994 zawiodło i skoro Rosja domaga się redukcji armii ukraińskiej. Kto da Ukrainie podstawowe gwarancje?

Słowo honoru Putina?

No i tu się całe te rozmowy załamywały.

To, w jaki sposób Ukraina ma się bronić, gdyby Rosja znów zaatakowała?

Ukraińcy mieli na to odpowiedź: gwarancje takie same jak artykuł piąty NATO, czytaj zatem: wejście do NATO tylnymi drzwiami. Mało realne w tamtych warunkach. Ale realny był inny pomysł: neutralność, ale zbrojna. Ukraina poza NATO, ale z potężną armią, gwardią narodową, obroną totalną itd. Taka Finlandia, ale znacznie większa i na sterydach.

i.pl

Ember szacuje, że na całym świecie energetyka wodna odpowiadała za ok. 14,3 proc. wyprodukowanej energii elektrycznej, fotowoltaika i wiatr – za 13,3 proc., a inne odnawialne źródła – ok. 2,6 proc. Razem – i to po raz pierwszy w historii – odnawialne źródła wytwórcze dostarczyły ponad 30 proc. energii elektrycznej w 2023 roku w skali globu. Gdyby doliczyć generację z elektrowni jądrowych (stanowiła 9,1 proc. całości), to zeroemisyjne źródła stanowiły w „światowym miksie energetycznym” niemal 40 proc.

Wynik odnawialnej energetyki mógłby być jeszcze lepszy, ale w roku 2023 - m.in. z powodu susz w Chinach – generacja z hydroenergetyki była najniższa w ciągu ostatnich pięciu lat. Gdyby nie to – dowodzą analitycy – niektóre państwa nie musiałyby zwiększać produkcji energii elektrycznej z paliw kopalnych, w tym węgla. „Wzrost generacji ze źródeł węglowych zaobserwowano w czterech państwach szczególnie dotkniętych suszami: Chinach, Indiach, Wietnamie i Meksyku” – czytamy.

Zdaniem autorów raportu, choć w roku 2023 emisje z sektora elektroenergetycznego wzrosły o 1 proc., to biorąc pod uwagę okoliczności, rok kolejny będzie o wiele lepszy. Oczekiwany przyrost czystych źródeł energii elektrycznej ma niemal dawać pewność, że wkrótce wkroczymy na drogę malejących emisji z sektora elektroenergetycznego. Poczynając właśnie od 2024 r., kiedy produkcja energii elektrycznej z paliw kopalnych powinna spaść o 2 proc. w skali światowej.

energetyka24.com