wtorek, 30 lipca 2024



Od 23 do 30 lipca Rosjanie przedłużyli klin wbity w ugrupowanie przeciwnika na zachód od Oczeretynego o ok. 5 km. Tempo ich natarcia w minionym tygodniu było największe od połowy kwietnia. Udało im się je osiągnąć za pomocą ciągłych szturmów piechoty wspieranych zmasowanym ogniem artylerii i bombardowaniami lotniczymi, skoncentrowanymi na wąskim odcinku frontu położonym przy linii kolejowej w kierunku Pokrowska. Ten taktyczny sukces okupiono znacznymi stratami. Po stronie ukraińskiej widać poważne problemy w dowodzeniu na tym odcinku. W przestrzeni publicznej powtarzają się również narzekania na brak wystarczających uzupełnień dla walczących brygad i niski poziom ich wyszkolenia oraz na źle przygotowane fortyfikacje.

Trwają intensywne walki na pozostałych odcinkach frontu w Donbasie i w obwodzie charkowskim. W pasie obrony 79 Brygady Desantowo-Szturmowej w rejonie Marjinki najeźdźcy dwukrotnie zaatakowali pozycje ukraińskie siłami batalionowej grupy taktycznej z zastosowaniem ponad 50 bojowych wozów piechoty i czołgów w każdej z nich. Nie udało im się doprowadzić do przełamania obrony, a znaczna część użytego w szturmach sprzętu pancernego została zniszczona.

W ciągu ostatniego tygodnia intensywność uderzeń rakietowych agresora była relatywnie niska – zastosował on zaledwie kilka rakiet różnych typów. Prawie codziennie atakował Ukrainę za pomocą dronów Shahed 136/131. W ciągu trzech kolejnych nocy 24–26 lipca miały miejsce największe naloty, w których łącznie użyto 83 bezzałogowców. Obrona powietrzna unieszkodliwiła 62 z nich, a trzy wleciały w przestrzeń powietrzną Rumunii. Drony trafiły m.in. w zabudowania mieszkalne i infrastrukturę portową na południu Ukrainy oraz w obiekty energetyczne w różnych częściach kraju. Rosjanie cały czas wykorzystują też bomby kierowane do atakowania celów położonych w strefie przyfrontowej, w tym w Charkowie.

W nocy z 25 na 26 lipca Ukraińcy przeprowadzili atak rakietowy na lotnisko wojskowe Saki na Krymie. Opublikowane zdjęcia satelitarne potwierdzają trafienia, lecz nie ma dokładnych danych na temat rosyjskich strat w ludziach i sprzęcie. Kilkakrotnie doszło również do nalotów dronów na obiekty wojskowe i infrastruktury krytycznej położone na obszarach okupowanych i w granicach Rosji. Zniszczono bądź poważnie uszkodzono kilka podstacji energetycznych oraz magazyny paliwa w obwodach biełgorodzkim, kurskim i orłowskim. Ukraińskie bezzałogowce zaatakowały lotniska wojskowe: Engels (obwód saratowski), Diagilewo (obwód riazański) i Olenia (obwód murmański, ok. 1800 km od granicy z Ukrainą). Brak potwierdzonych informacji o skutkach tych nalotów; według nieoficjalnych doniesień ukraińskich mediów w ostatnim z tych obiektów miał zostać uszkodzony bombowiec strategiczny Tu-22M3.

23 lipca ukraiński wywiad wojskowy rozpoczął zakrojony na szeroką skalę cyberatak, który sparaliżował pracę kluczowych instytucji bankowych i systemów płatniczych w całej Rosji. Klienci największych banków, takich jak Centralny Bank Rosji (CBR), Sbierbank, Alfa Bank, Raiffeisen Bank czy Wniesztorgbank nie mogli korzystać z usług bankowości internetowej lub mieli z tym problemy. Uderzenie dotknęło także operatorów telefonii komórkowej, co doprowadziło do przerw w działaniu komunikacji mobilnej i internetu m.in. w sieciach Rostelekom i MegaFon. Władze potwierdziły, że cyberataki miały miejsce, oraz określiły je „dziełem hakerów motywowanych politycznie”. 29 lipca CBR przyznał, że ich intensywność wzrasta.

25 lipca w ramach wspólnej operacji kontrwywiadu Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i organów policji zatrzymano 19-osobową grupę agentów Federalnej Służby Bezpieczeństwa FR, która planowała podpalenia centrów handlowych i stacji benzynowych na Ukrainie, w Polsce i w państwach bałtyckich. Z ustaleń śledczych wynika, że podejrzani werbowali na Ukrainie kolejne osoby, w tym kryminalistów. Po otrzymaniu fałszywych dokumentów (paszportów, praw jazdy, dyplomów ukończenia studiów) mieli oni legalizować swój pobyt w państwach UE.

24 lipca niemiecka spółka zbrojeniowa Rheinmetall AG poinformowała, że Kijów zakontraktował dostawę kompletnej linii produkcyjnej amunicji. Wartości kontraktu nie ujawniono – podano jedynie, że wynosi ona setki milionów euro. Nie wiadomo też, jakie kalibry może wytwarzać linia. Dostawa ma się odbyć w ciągu 24 miesięcy. To kolejny krok na drodze do budowy na Ukrainie fabryki amunicji, którą Rheinmetall ogłosił w lutym.

(...)

23 lipca sekretarz parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa narodowego, obrony i wywiadu Roman Kostenko podał, że w ukraińskiej armii służy 3,8 tys. więźniów. Według niego zapotrzebowanie na nich zmalało, ponieważ wzrosła liczba mężczyzn podlegających bieżącej mobilizacji. Dodał, że planuje się wcielenie do ok. 5 tys. osadzonych oraz że należy rozważyć mobilizację mężczyzn przebywających w aresztach śledczych.

25 lipca dowódca Gwardii Narodowej generał Ołeksandr Piwnenko stwierdził, że kwestia rotacji na froncie zostanie rozwiązana później, bo pomimo wzrostu liczby zmobilizowanych konieczne jest ich przeszkolenie. Wykluczył przeprowadzenie rotacji na szczeblu brygad, lecz dopuścił ograniczoną w poszczególnych batalionach lub kompaniach. Z kolei przewodniczący Rady Najwyższej Rusłan Stefanczuk oświadczył, że nie przewiduje się ogłoszenia demobilizacji w czasie trwania stanu wojennego.

Tego samego dnia premier Denys Szmyhal potwierdził, że prace przy budowie fortyfikacji w obwodzie chersońskim ukończono w 97%, a rząd przeznaczył na ten cel ponad 2 mld hrywien (ponad 48 mln dolarów). 26 lipca przewodnicząca parlamentarnego komitetu ds. budżetu Roksołana Pidłasa przekazała, że w funduszu rezerwowym, z którego rząd przeznacza środki na pilne potrzeby związane ze stawianiem i modernizacją umocnień, z 56 mld hrywien (ponad 1,36 mld dolarów) przewidzianych na rok 2024 pozostało zaledwie 592 mln (ok. 14,4 mln dolarów). Wskazała, że uzupełnienie luki budżetowej, również na wydatki wojskowe, będzie wymagało podwyższenia podatków.

29 lipca dowódcy pododdziałów wchodzących w skład 80 Brygady Desantowo-Szturmowej wezwali prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i naczelnego dowódcę SZU generała Ołeksandra Syrskiego do pozostawienia na stanowisku dowódcy brygady pułkownika Emila Iszkułowa. Zgodnie z nieoficjalnymi informacjami miał on zostać zwolniony ze względu na odmowę wykonania rozkazu, który w jego ocenie mógł doprowadzić do nieuzasadnionych wysokich strat wśród podległych żołnierzy. Podobny przypadek miał miejsce 15 lipca, kiedy w obronie swojego dowódcy wystąpili żołnierze 24 Brygady Zmechanizowanej. Równolegle część żołnierzy i wolontariuszy domaga się odwołania dowódców innych brygad, oskarżając ich o ślepe wykonywanie idących z góry rozkazów skutkujących znacznymi stratami i chaosem w dowodzeniu. Wspólnym mianownikiem tych wystąpień są postulaty zwiększenia potencjału bojowego armii i usprawnienia dowodzenia, przy czym nie towarzyszą im hasła o charakterze kapitulanckim. Wszystko to świadczy o istnieniu dużego napięcia w armii ukraińskiej, którego rozładowanie wymaga stanowczych, ale taktownych kroków ze strony generała Syrskiego oraz prezydenta Zełenskiego i ministra obrony Rustema Umierowa.

Według opublikowanego 30 lipca sondażu Centrum Razumkowa 59,8% respondentów uznaje mobilizację za konieczną, gdyż bez niej Ukraina będzie okupowana przez Rosję, 21,9% wyraziło opinię przeciwną, a 18,3% nie zajęło stanowiska. Zarazem 40% pytanych stwierdziło, że mobilizacja zwiększy liczbę ofiar i nie przybliży zwycięstwa czy zawarcia pokoju, 32% nie zgodziło się z tym poglądem, a 28% nie stanęło po żadnej ze stron.

osw.waw.pl


Przywróceniu niepodległości Polski po zniknięciu Imperium Rosyjskiego towarzyszyło pojawienie się koncepcji zjednoczenia regionu bałtycko-czarnomorskiego w silną unię pod auspicjami Warszawy. Józef Piłsudski, który położył podwaliny pod nową państwowość polską, widział federację i system związków narodów europejskiej części dawnego imperium (oczywiście z wyjątkiem terenów zamieszkałych przez Wielkorusów) z centralną rolą Polski. Niektórzy zwolennicy tej idei formułowali cel idealny, jak uczynił to polski polityk Roman Knoll w 1918 r.: „Nasze /cele/ optymalne to Rosja blisko etnograficznych granic wielkoruskich, wyrzucona z pozycji wielkiego mocarstwa, objęta patronatem międzynarodowym i poddana zagranicznej penetracji gospodarczej, ale jednocześnie jest to dość niebezpieczne dla narodów fińskiego, estońskiego, łotewskiego, litewskiego, białoruskiego i ukraińskiego - tak, że szukają one ochrony i patronatu u Polski”. Później myśl polska wypracowała podobną koncepcję stworzenia unii państw środkowoeuropejskich i bałkańskich, mającej przede wszystkim na celu powstrzymanie Niemiec, co miało zostać osiągnięte przy pomocy Wielkiej Brytanii. Tak czy inaczej Polska wyraziła zainteresowanie utworzeniem unii państw Europy Środkowo-Wschodniej, której narody powinny uzyskać niezależność od imperiów, których były lub były częścią. Sojusz taki miał uczynić region niezależnym podmiotem, interesującym jako zbiorowy sojusznik wszelkich mocarstw przeciwstawnych Rosji czy Niemcom. Polska potrafiła określić „twarz” podmiotu.

Koncepcja ta w dużej mierze pokrywa się z myślami ważnego powojennego myśliciela politycznego-emigranta, wieloletniego redaktora paryskiego pisma „Kultura” Jerzego Giedroycia, a także bliskich mu intelektualistów. Gwarancją niepodległości Polski i jej dodatkową ochroną przed imperializmem rosyjskim powinno być pojednanie i rozwiązanie sporów historycznych między narodami polskim, białoruskim, ukraińskim i litewskim, a także pełne poparcie dla powstania ich niepodległych państw.

To między innymi przesądziło i przesądza, że ​​Polska popiera osłabienie więzi z Rosją byłych republik ZSRR (przynajmniej w jej europejskiej części).

Niemal wszystkie siły polityczne w kraju uważają taki proeuropejski (z cudzysłowem lub bez) kurs państw poradzieckich za zgodny z interesami narodowymi Polski.

Teraz Polska realizuje podobne plany przy wsparciu silnych sojuszników lub dużych stowarzyszeń międzypaństwowych. W szczególności przez wiele lat za jedno z osiągnięć polityki zagranicznej Warszawy uważano możliwość wpływania na politykę UE wobec państw poradzieckich. Utworzenie Partnerstwa Wschodniego i przekonanie partnerów o konieczności wspierania „europejskich aspiracji” Mołdawii, Ukrainy i Gruzji jest w dużej mierze owocem działalności polskiej dyplomacji. Jeden z zarzutów stawianych partii PiS wynika z faktu, że ze względu na swoje eurosceptyczne stanowisko PiS, UE przestała słuchać Warszawy przy kształtowaniu polityki wobec krajów poradzieckich, a także szybko wykluczyła Polskę z wszelkich negocjacji mających na celu rozwiązanie ukraińskiego kryzysu 2014-2015. 

(...)

Innymi słowy, Polska stara się (w miarę swoich możliwości) zorganizować przyjazną przestrzeń w Europie Środkowo-Wschodniej, w której będzie mogła zdobyć rolę nie dominującą, ale wiodącą. De facto oznacza to, że państwa regionu nie powinny być nadmiernie uzależnione (w kwestiach współpracy gospodarczej, dostaw energii itp.) od sąsiednich dużych państw i mocarstw (przede wszystkim Niemiec i Rosji). Polska rozumie, że sama nie osiągnie takich celów, dlatego szuka wpływowego sojusznika.

Trwający konflikt na Ukrainie stworzył korzystne warunki dla realizacji opisanych celów. Uwaga struktur polityczno-wojskowych Zachodu jest rzeczywiście skupiona na Europie Wschodniej, NATO jest gotowe wzmocnić wschodnią flankę organizacji do przeciwstawienia się Rosji – wszystko to zwiększa strategiczne znaczenie Europy Środkowo-Wschodniej i odpowiada polskim wyobrażeniom o rosnącej podmiotowości regionu. Zachód generalnie postrzega wpływy rosyjskie jako palący problem i podejmuje wysiłki, aby je ograniczyć. 

(...)

Tak czy inaczej, potencjalne wejście polskich sił zbrojnych na zachodnią Ukrainę w przypadku porażki Kijowa w konflikcie z Moskwą byłoby zgodne z interesami Rosji. Ten krok Warszawy nie zostanie jednoznacznie zaakceptowany ani przez wpływowe państwa europejskie, ani przez sąsiadów Polski. Warszawa znów dałaby powód, by mówić o sobie jako o „hienie” wynoszącej do swego legowiska kawałki terytorium. Tworząc taki „bufor” pomiędzy terytoriami, które znalazły się w strefie wpływów Rosji a Unią Europejską/NATO, Polska byłaby skazana na skomplikowane i najprawdopodobniej konfliktowe relacje z miejscową ludnością, a tym bardziej z siły polityczne skupione na państwowości ukraińskiej. Mogłoby to hipotetycznie zmusić Warszawę do zawarcia jawnych lub poufnych porozumień z Moskwą w celu uregulowania kwestii kontaktów i przemieszczania się ludności oraz w ogóle organizacji życia w różnych fragmentach terytorium Ukrainy. Innymi słowy, Polska przekreśliłaby dotychczasową politykę tworzenia korzystnego dla siebie otoczenia w Europie Środkowo-Wschodniej i specjalnych stosunków z wpływowymi państwami zachodnimi.

Dlatego Polska nie wykazuje obecnie oznak zainteresowania jakąkolwiek kontrolą nad poszczególnymi terytoriami Ukrainy i jak najdobitniej to podkreśla.

globalaffairs.ru


Ponad półtora roku temu napisałem wiele postów i wątków na temat trwałości dowodzenia w stylu sowieckim w armii ukraińskiej. Wielu wówczas odrzucało moje obawy, argumentując, że wojna to nie czas na zmiany, lub wręcz atakowało mnie za krytykę. Niestety od tego czasu sytuacja tylko się pogorszyła, a problem pozostaje systemowy. Problem ten istniał jeszcze przed generałem Załużnym, trwał także podczas jego kadencji, a za czasów generała Syrskiego uległ dalszemu pogorszeniu. Pomimo obietnic poprawy sytuacji Syrski zwiększył autorytatywną presję na dowódców, aby utrzymali pozycję przy tak samo ograniczonych zasobach, a rezultaty są widoczne.

Na początku tego roku słusznie zauważyłem wraz z moim zespołem, że operacja w Charkowie prawdopodobnie miała na celu odwrócenie uwagi i że główny nacisk pozostanie na Donbasie. Podczas gdy nasi żołnierze próbowali odbić Głyboke i spędzili miesiące utrzymując przyczółek w Krynkach (mimo niejasnych celów, biorąc pod uwagę nasze ograniczone zasoby), Rosjanie systematycznie wyczerpują nasze brygady w Donbasie. Rosyjskie podejście nie jest szczególnie innowacyjne: codziennie wysyłają małe jednostki taktyczne przeciwko ukraińskiej obronie, aż do upadku jednej pozycji, a następnie wykorzystują ten sukces. Wyżsi ukraińscy dowódcy próbowali przyjąć podobną taktykę, zapominając, że mamy znacznie mniej ludzi i niewiarygodne wsparcie Zachodu, które może, ale nie musi, dotrzeć na czas, jeśli w ogóle.

Czy po rosyjskiej stronie jest lepiej? Absolutnie nie. Mój zespół ma nagrania licznych rozmów radiowych ze strony rosyjskiej, ujawniających groźby egzekucji lub odmowę ewakuacji medycznej, jeśli ich żołnierze odmówią natarcia. Dużo gorzej jest z Rosjanami, ale oni mają znaczną przewagę w personelu, sprzęcie, pojazdach, artylerii i lotnictwie. Ich stać na taką taktykę – nas nie. Co więcej, armia rosyjska w 2024 r. jest znacznie mądrzejsza i bardziej doświadczona niż zdezorganizowane oddziały, które widzieliśmy w lutym 2022 r. Jedynym sposobem na powstrzymanie ich natarcia jest przechytrzenie ich poprzez większą zaradność i ostrożność, mając na celu zachowanie naszego personelu, gdy sytuacja tego wymaga.

Nadal możliwe jest złamanie kręgosłupa armii rosyjskiej, która ma poważne problemy logistyczne, malejącą dostępność zachowanych pojazdów, zależność od nieopancerzonego transportu, brak motywacji personelu i wąskie gardła związane z wymianą luf artyleryjskich. Ponadto wiele wewnętrznych problemów gospodarczych ujawnia się po pewnym czasie.

Jednak okno możliwości staje się coraz mniejsze. Jeżeli nie zostaną wprowadzone radykalne zmiany, zmierzamy w stronę najbardziej niekorzystnego scenariusza ze wszystkich: wymuszonych negocjacji, impasu, minimalizacji pomocy zachodniej, przezbrojenia armii rosyjskiej i nowej rundy wojny ze znacznie bardziej niekorzystnymi skutkami dla Ukrainy, co doprowadziło do okupacji i przymusowej asymilacji.

x.com/Tatarigami_UA


Przypadki kremlowskiego nihilizmu prawnego i niewypełniania przez Rosję podpisanych porozumień są znane od 35 lat. Liczne umowy zawierane między Moskwą a Kijowem, które były fundamentalne dla stosunków międzynarodowych w przestrzeni poradzieckiej, zostały zerwane.

Najbardziej brzemiennym w skutkach było porozumienie białowieskie z grudnia 1991 r. pomiędzy Rosją, Białorusią i Ukrainą, które rozwiązało Związek Radziecki, wydarzenie, które Putin opisał w 2005 r. jako „największą katastrofę geopolityczną XX wieku”. W tym historycznym i w pełni ratyfikowanym traktacie trzy kraje utworzyły Wspólnotę Niepodległych Państw, zgodnie ustaliły i zobowiązały się przestrzegać swoich nowych granic państwowych – w tym, że Krym, Sewastopol i Donbas należą do Ukrainy. Artykuł 5 umowy białowieskiej stanowi, że: „Wysokie Umawiające się Strony uznają i szanują wzajemną integralność terytorialną i nienaruszalność istniejących granic w ramach Wspólnoty Narodów”.

Kolejny historyczny dokument pojawił się niemal dokładnie trzy lata później – niesławne już memorandum budapesztańskie w sprawie gwarancji bezpieczeństwa. W tym załączniku do układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT) z 1968 r. Moskwa, Waszyngton i Londyn, podczas ostatniego i fatalnego w skutkach szczytu KBWE na Węgrzech w grudniu 1994 r., zobowiązały się, że w zamian za przekazanie przez Ukrainę głowic nuklearnych Rosji będą respektować granice państwowe Ukrainy oraz jej integralność terytorialną i suwerenność polityczną. Przez krótki czas po rozpadzie ZSRR Kijów posiadał trzeci co do wielkości arsenał broni jądrowej na świecie. W 1994 r. zobowiązał się nie tylko do zdemontowania bezużytecznych rakiet strategicznych, ale także do przekazania Rosji wszelkiej innej broni masowego rażenia i materiałów, które mogłyby zostać wykorzystane do jej budowy. To samo dotyczyło odziedziczonych przez Ukrainę systemów przenoszenia, takich jak bombowce czy pociski rakietowe.

Trzy państwa-depozytariusze układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, w tym Rosja, stwierdzają w pierwszych dwóch artykułach memorandum z 1994 r.: „1. Stany Zjednoczone Ameryki, Federacja Rosyjska oraz Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej potwierdzają swoje zobowiązanie wobec Ukrainy, zgodnie z zasadami aktu końcowego KBWE, do poszanowania niepodległości i suwerenności oraz istniejących granic Ukrainy; 2. Stany Zjednoczone Ameryki, Federacja Rosyjska oraz Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej potwierdzają swoje zobowiązanie do powstrzymania się od groźby lub użycia siły przeciwko integralności terytorialnej lub politycznej niezależności Ukrainy oraz że żadna z ich broni nigdy nie zostanie użyta przeciwko Ukrainie, chyba że w samoobronie lub w inny sposób zgodnie z Kartą Narodów Zjednoczonych”.

Zobowiązania te są łamane przez Moskwę od 2014 r. w coraz bardziej rażący sposób. Rosja nie tylko utworzyła republiki ludowe w Ukrainie, ale także oficjalnie zaanektowała ukraińskie ziemie w marcu 2014 r. i we wrześniu 2022 r., w tym drugim przypadku terytoria, a nawet całe miasta, których nie kontroluje.

Większość umów zawartych w związku z wojną rosyjsko-ukraińską również została przez Moskwę naruszona. Najbardziej niesławne z nich to porozumienia mińskie, które Kijów podpisał pod groźbą użycia broni w 2014 i 2015 r. W protokole mińskim z września 2014 r. (Mińsk I) ambasador Rosji w Ukrainie zobowiązał się do „wycofania nielegalnych grup zbrojnych i sprzętu wojskowego, a także bojowników i najemników z terytorium Ukrainy”. W mińskim pakiecie środków z lutego 2015 r. (Mińsk II) Moskwa ponownie zgodziła się na „wycofanie wszystkich zagranicznych sił zbrojnych, sprzętu wojskowego, a także najemników z terytorium Ukrainy pod nadzorem OBWE, [a także] rozbrojenie wszystkich nielegalnych grup”. Kreml nigdy nie dał jednak żadnych sygnałów, że zaczyna wypełniać te i inne obietnice, i prawdopodobnie nigdy nie zamierzał tego robić.

new.org.pl