W marcu 2024 r. po raz kolejny odwiedziłem moje dawne miejsce zamieszkania — Szanghaj. Nie poznałem tego niegdyś tak dynamicznego i kosmopolitycznego miasta. Międzynarodowe lotnisko Pudong było opustoszałe, mimo że zostało otwarte 1 października 1999 r. jako prestiżowy budynek z okazji 50. rocznicy powstania Chińskiej Republiki Ludowej. Puste były również promenady i centra handlowe.
Powrót Xi do ideologii komunistycznej uderzył w gospodarkę tak samo mocno, jak ekstremalny lockdown podczas koronawirusa. Renmin Guangchang — "Plac Ludowy" w sercu miasta — również był pusty. W strefach dla pieszych co sto metrów stał policjant, migający czerwono-niebieski radiowóz, a nawet cały policyjny autobus. Wszędzie były kamery monitorujące — czasami po pięć w jednym miejscu. Żaden kąt nie pozostawał poza kontrolą.
Dawniej tak rozmowni taksówkarze podczas podróży milczeli lub zdawkowo odpowiadali na niewinne pytania dotyczące polityki i gospodarki. — Nie wolno nam rozmawiać o decyzjach centralnego kierownictwa — powiedział mi jeden. — Policja, policja, wszędzie policja — dodał drugi. — Nawet jeśli nic nie robią, tworzy to atmosferę strachu.
Partia obawia się wszelkich zgromadzeń ludzi. Nawet altanki dające cień, które są szczególnie popularne wśród osób starszych, są obecnie w wielu miejscach zakazane. — Niedawno poszedłem na Plac Ludowy z grupą wycieczkową i zatrzymała nas policja. Powiedzieli, że to demonstracja, tylko dlatego, że niosłem flagę, aby turyści mogli mnie zobaczyć — powiedział przewodnik.
onet.pl/Die Welt