"Ukraińskie oddziały ewakuowały się z Chersonia praktycznie bez walki". To twierdzenie wciąż krąży po mediach społecznościowych w Ukrainie. Prawda jest jednak taka, że choć od inwazji wojsk rosyjskich minęło już prawie pół roku, to zarówno w Ukrainie, jak i w światowej opinii publicznej niewiele wiadomo o tym, jak rzeczywiście wyglądały walki o to miasto na południu Ukrainy.
Wielu ludzi wciąż wierzy, że wojska rosyjskie wkroczyły do miasta w niemal paradnym stylu. Nie można z całą pewnością stwierdzić, co dokładnie wydarzyło się w tych dniach pod koniec lutego, ponieważ trudno jest niezależnie zweryfikować wydarzenia wojenne w czasie wojny, zwłaszcza w okupowanym regionie. Jednak żołnierze, którzy byli tam w tym czasie, przedstawiają inny obraz niż poddanie się bez walki.
Bohaterów Ukrainy z Chersonia, czyli ludzi, którzy otrzymali to najwyższe ukraińskie odznaczenie właśnie za walki w okolicach Chersonia w pierwszych dniach inwazji, jest w kraju niewielu. Porozmawialiśmy z jednym z nich, Dmytro Czawalakiem, dowódcą kompanii w 59. samodzielnej brygadzie piechoty zmotoryzowanej.
24 lutego jego jednostka walczyła z rosyjskimi spadochroniarzami, którzy zdobyli strategicznie ważny most na Dnieprze w Antoniówce koło Chersonia. Oddziałom ukraińskim groziło całkowite otoczenie. Czawalak poprowadził jednak swoją jednostkę do ataku i został za to odznaczony jako bohater.
Opowiada nam, co się wtedy wydarzyło — i jak ocenia sytuację na południu Ukrainy dzisiaj. Bo w międzyczasie sytuacja się zmieniła i może mieć decydujący wpływ na przebieg wojny.
Ale zacznijmy od początku.
Od początku lutego batalion Czawalaka stacjonował w okolicach Oleszek, po wschodniej stronie Dniepru, w obwodzie chersońskim. O wschodzie słońca 24 lutego nagle usłyszeli eksplozje rakiet i bomb. Młody ukraiński oficer mówi, że początkowo nie odebrał tych uderzeń jako ostrzału jego pozycji, ale raczej jako ponowną prowokację. Założył, że rosyjskie wojsko prowadzi chaotyczne ostrzały, by wywołać napięcie na południu Ukrainy i zmusić ją do wysłania dodatkowych oddziałów, których zabrakłoby na Donbasie.
Jak wielu innych obserwatorów, Czawalak zakładał, że inwazja będzie się koncentrować na wschodzie. Jednak kiedy dowiedział się o przebiciu się z Krymu rosyjskich wojsk, które szybko zmierzały w kierunku Chersonia, natychmiast zrozumiał, że to musi być wojna na dużą skalę. Porucznik dobrze wiedział, że po przełamaniu granicy administracyjnej między okupowanym Krymem a Ukrainą, Rosjanie mogli wybrać tylko jedną drogę do Chersonia: przez most w Antoniówce.
Gdyby Ukraińcy zdołali uprzedzić Rosjan i zabezpieczyli się na moście, mogliby zatrzymać napastników daleko od Chersonia. Kompania Czawalaka została tam wysłana właśnie w tym celu. Ale oddziały ukraińskie przybyły za późno. Rosjanie zdążyli już wprowadzić na most swoje siły desantowe z pomocą helikoptera. Gdy Ukraińcy chcieli wycofać się przez most na zachodni brzeg w kierunku Chersonia, zostali ostrzelani na podejściach z moździerzy i karabinów maszynowych.
Ukraińcom groziło całkowite okrążenie od strony wschodniej, ponieważ duża część wojsk rosyjskich ruszyła z Krymu i kontrolowała most w Antoniówce, jedyną drogę odwrotu. Aby uratować oddziały ukraińskie, most musiał zostać odbity. Do tej misji przydzielono kompanię czołgów i oddział Czawalaka.
Kompania czołgów rozpoczęła szturm na most i udało jej się zająć pozycję po drugiej stronie — choć z ofiarami. Kompania Czawalaka podążyła za nimi, by zabezpieczyć most. — Czołgiści dali nam osłonę — mówi porucznik. Rosyjscy spadochroniarze otworzyli ogień do oddziału Czawalaka, byli pierwsi ranni i zabici.
— Główny atak Rosjan był skierowany na naszych czołgistów — mówi Czawalak. — Wróg ostrzeliwał ich głównie pociskami przeciwpancernymi.
W ten sposób Rosjanom udało się zniszczyć ukraiński czołg. Ale kiedy oddział Czawalaka zaatakował, rosyjskie zapasy pocisków były już na wyczerpaniu. — Przez pierwsze 200 m wciąż byliśmy ostrzeliwani z moździerzy — mówi. — Ale gdy podeszliśmy bliżej, Rosjanie porzucili moździerze i uciekli.
Zajęcie mostu zajęło ukraińskiej piechocie kilka godzin. Okazało się, że rosyjscy spadochroniarze nie mieli doświadczenia bojowego, powiedział Czawalak. Popełnili błędy, które dla zawodowych żołnierzy są wręcz nie do pomyślenia: — Ustawili swoją technikę bezpośrednio na moście, czyniąc z niej łatwy cel, strzelając chaotycznie i nie dając sobie nawzajem żadnej osłony.
Po przerwie w walkach ukraińska piechota zajęła pozycje. Most autostradowy w Antoniówce przecina linia kolejowa — żołnierze Czawalaka postanowili zająć tam pozycje i w ten sposób osłaniać wycofywanie się pozostałej części brygady z Chersonia. Ta strategia pozwoliła Ukraińcom przejść przez most w sposób uporządkowany i z minimalnymi stratami, uciekając tym samym z okrążenia.
Sam Czawalak został ciężko ranny podczas walki. — Nagle poczułem ostry ból w okolicy pachwiny — opowiada. — To snajperzy strzelali do nas.
Na podstawie szybkości ognia zakłada, że było ich trzech. — Zdjęliśmy jednego z nich, znajdował się za znakiem gazowym przy stacji benzynowej. Pozostałych dwóch nie wykryliśmy — opowiada.
— Wszystko stało się szybko i z adrenaliną. Zemdlałem — mówi. Został przewieziony do szpitala w Chersoniu i poddany operacji. Kiedy się obudził, lekarze powiedzieli mu, że Chersoń został zajęty przez wojska rosyjskie.
Patrioci ukrywali Czawalaka przez trzy miesiące, aż mógł opuścić okupowane miasto. Dołączył do swojej jednostki, która do tego czasu wycofała się do Mikołajowa.
onwt.pl/Die Welt