piątek, 24 czerwca 2022


Nocą siły ukraińskie rozpoczęły wycofywanie się z Siewierodoniecka i przeprawiły się pod rosyjskim ostrzałem przez rzekę Doniec do Lisiczańska (łączące oba miasta mosty są zniszczone, a na pozostałych kierunkach nie ma możliwości odwrotu). Według szefa administracji wojskowo-cywilnej obwodu ługańskiego Serhija Hajdaja żołnierze otrzymali rozkaz opuszczenia ostatnich pozycji w rejonie przemysłowym (zakłady Azot). Obrońcy odpierają ataki na Boriwśke na południe od Siewierodoniecka oraz na południowych obrzeżach Lisiczańska (w okolicy zajętej przez Rosjan m. Myrna Dołyna). Są jednak oni stamtąd wypierani na południowy zachód od miasta (przy granicy z obwodem donieckim nieprzyjaciel zajął bronioną wiele dni miejscowość Mykołajiwka). Rosjanie mieli także wkroczyć do okrążonych Hirśkego i Zołotego. Obrońcy powstrzymali próby natarcia na południowo-wschodnich obrzeżach Bachmutu (w pobliżu m. Kłynowe), a także na północ od Słowiańska (w rejonie Bohorodyczne–Dołyna) oraz na Marjinkę na zachód od Doniecka. Niepowodzeniem miała się zakończyć rosyjska dywersja na tyły wojsk ukraińskich w północno-zachodniej części obwodu chersońskiego.

Rosyjskie uderzenia artyleryjskie i lotnicze obejmują pozycje i zaplecze ukraińskie wzdłuż całej linii styczności. Poza Donbasem atakowane były m.in. Charków i miejscowości na południe i wschód od niego, trzy rejony na południe od Krzywego Rogu, miejscowości na obrzeżach Zaporoża, a także na pograniczu obwodów mikołajowskiego i chersońskiego. Kontynuowany jest ostrzał przygranicznych obszarów obwodów czernihowskiego i sumskiego. W obwodzie charkowskim, pomiędzy Mikołajowem i Chersoniem, oraz w Donbasie działania rosyjskie spotykają się z kontrakcją ukraińskiej artylerii i lotnictwa.

Waszyngton ogłosił, że w dodatkowym pakiecie wsparcia wojskowego (wartym 450 mln dolarów) znajdą się kolejne wieloprowadnicowe wyrzutnie pocisków rakietowych HIMARS, kilkadziesiąt tysięcy sztuk amunicji, a także patrolowce przybrzeżne. O dotarciu na Ukrainę pierwszej partii wyrzutni HIMARS poinformował minister obrony Ołeksij Reznikow. Przeszkolonych do ich obsługi zostało 60 ukraińskich żołnierzy. Ambasador Ukrainy w Berlinie Andrij Melnyk podał, że w ramach kontraktu z Diehl Defence (o wartości 178 mln euro na koszt Niemiec) armia ukraińska otrzyma systemy przeciwlotnicze IRIS-T (najprawdopodobniej 10 sztuk).

Wiceminister obrony Hanna Malar przedstawiła informację o systemie zachodniej kontroli nad procesem dostaw i wykorzystania przez Ukrainę przekazywanego jej uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Kijów musi się pod tym względem dostosować do wymogów Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej, a nie spełnienie zobowiązań grozi wstrzymaniem dostaw. Ukraińska wiceminister zaapelowała o niepublikowanie informacji podważających wizerunek Ukrainy jako wiarygodnego partnera konsumenta broni, określiła je jako rosyjski sabotaż.

Według ministra obrony Wielkiej Brytanii Bena Wallace’a, Zachód nie dysponuje dostateczną ilością amunicji dla wsparcia armii ukraińskiej w warunkach długotrwałej wojny. Ukraina miała dotychczas otrzymać blisko 300 tys. sztuk amunicji artyleryjskiej, które przy intensywności ognia porównywalnej z rosyjską (z uwzględnieniem dysproporcji w ilości artylerii) wystarczą na 40 dni. Jej uzupełnienie po tym terminie nie będzie możliwe z racji wyczerpania przez sojuszników dotychczasowych zapasów. Władze brytyjskie miały rozpocząć rozmowy z przemysłem nt. zwiększenia tempa produkcji amunicji.

Sztab Generalny Ukrainy poinformował, że Białoruś planuje przekazanie armii rosyjskiej rezerwy sprzętu wojskowego. W białoruskich bazach przechowywania rezerw prowadzone są prace przywracające zakonserwowany sprzęt do użytku bojowego. W ocenie ukraińskich wojskowych białoruski sprzęt wojskowy zasili rosyjskie jednostki walczące na wschodzie i południu Ukrainy. Zwrócono też uwagę na budowę infrastruktury wojskowej na lotnisku Ziabrauka w obwodzie homelskim, które prawdopodobnie będzie wykorzystane przez rosyjskie siły powietrzne. Obecnie istnieje groźba wznowienia wykorzystania terytorium i przestrzeni powietrznej Białorusi do ataków rakietowych oraz przerzutu grup dywersyjnych i rozpoznawczych na terytorium Ukrainy, przede wszystkim w celu dokonania sabotażu na szlakach wsparcia logistycznego. Po raz kolejny podkreślono, że Białoruś nie ma wystarczających sił i środków do samodzielnej ofensywy na dużą skalę.

Władze ukraińskie informują o stałej aktywności agentury rosyjskiej pracującej na rzecz rosyjskiego rozpoznania wojskowego. W Kijowie zatrzymano dwóch obywateli Ukrainy przekazujących dane geolokalizacyjne obiektów infrastruktury kolejowej i punktów kontrolnych na drogach prowadzących do miasta. Na początku czerwca szef kijowskiej obwodowej administracji wojskowej Ołeksij Kułeba zdecydował o intensyfikacji kontroli przestrzegania godziny policyjnej ze względu na dużą aktywność wrogich grup dywersyjnych.

Państwowy Komitet Graniczny Ukrainy ujawnił, że od początku agresji ok. 5 tys. mężczyzn podjęło próbę nielegalnego opuszczenia kraju. W miejscach, gdzie nie ma punktów kontrolnych, straż graniczna zatrzymała ich 3,5 tys., a ponad 1 tys. próbowało przekroczyć granicę, posługując się sfałszowanymi dokumentami. Proceder przemytu mężczyzn trwa i stał się nową formą przestępczości.

Według informacji pozyskanych przez Siły Operacji Specjalnych Ukrainy Rosjanie planują zorganizować 11 września tzw. referenda w sprawie dalszej przyszłości okupowanych obwodów chersońskiego i zaporoskiego. Plany okupantów nadal napotykają na opór ludności. Niedobór kadr próbuje się rozwiązać przez rotacyjne, trwające miesiąc delegacje urzędników z Rosji. Stałym zagrożeniem dla władz okupacyjnych jest aktywność ukraińskich grup dywersyjnych. Szef wywiadu wojskowego Ukrainy przyznał, że w obwodzie chersońskim działa rozbudowana siatka partyzantów. Władze kolaboranckie przyznały, że w ostatnich dniach dokonano zamachów na osoby współpracujące z Rosjanami. W Czornobajiwce wysadzono w powietrze samochód kolaboranckiego szefa administracji Jurija Turulowa, który w wyniku zamachu został lekko ranny, ostrzelano samochód współpracującego z Rosjanami deputowanego Ołeksija Kowalowa, a w Chersoniu zginał działacz organizacji „Nowa Rosja”. Na terenach okupowanych rozrzucane są ulotki ostrzegające kolaborantów, że mogą stać się obiektem ataku ze strony „ukraińskich partyzantów”.

Rada Europejska na szczycie UE w Brukseli potępiła działania Rosji blokującej ukraińskie porty na Morzu Czarnym i uniemożliwiającej przez to eksport zboża z Ukrainy. Państwa unijne obarczyły Moskwę jednostronną winą za sprowokowanie kryzysu żywnościowego na świecie oraz wezwały Rosję do natychmiastowego zaprzestania ataków na obiekty rolnicze i umożliwienia odwozu zboża z ukraińskich portów, zwłaszcza z Odessy. Unia Europejska poparła także zaangażowanie sekretarza ONZ w rozwiązanie kryzysu.

Komentarz

Wypowiedź brytyjskiego ministra obrony stanowi pierwsze oficjalne przyznanie przez jednego z głównych donorów Ukrainy nieprzygotowania Zachodu do długotrwałej wojny. Wcześniej o wyczerpywaniu zapasów amunicji i przenośnych zestawów rakietowych, a także pozostającego w dyspozycji państw NATO posowieckiego uzbrojenia i sprzętu wojskowego, donosiły amerykańskie media. Przedstawiona przez Wallace’a sytuacja stanowi konsekwencję powszechnych na Zachodzie wieloletnich redukcji potencjału militarnego i przekształcania sił zbrojnych w kierunku struktur mających brać udział przede wszystkim w operacjach wielonarodowych, w których przeciwnikiem miały być głównie nieregularne formacje zbrojne. Decyzje o redukcji potencjału podejmowano jeszcze w miesiącach bezpośrednio poprzedzających rosyjskie uderzenie na Ukrainę (m.in. Wielka Brytania zaplanowała kolejne zmniejszenie liczebności wojsk lądowych), a sojusznicza reakcja na rosnącą agresywność Rosji miała charakter symboliczny (wielonarodowe batalionowe grupy bojowe na wschodniej flance NATO).

W zaistniałej sytuacji dbałość Zachodu o los przekazywanego Ukrainie uzbrojenia i nakładane na Kijów ograniczenia w zakresie jego wykorzystania podyktowane są nie tylko obawami o eskalację konfliktu, lecz także świadomością ograniczoności posiadanych zasobów. W sytuacji przedłużania wojny Zachód staje przed wyborem zwiększenia presji na Ukrainę celem wymuszenia ustępstw wobec Rosji w nadziei zakończenia wojny na drodze dyplomatycznej lub szybkiej intensyfikacji produkcji zbrojeniowej, by w dalszym ciągu móc wspierać ukraińskie działania militarne. Dotychczasowe dostawy z Zachodu pozwalają jedynie na uzupełnienie przez armię ukraińską części ponoszonych strat i nie dają szans na powstrzymanie agresji, a tym bardziej wyparcie przeciwnika.

Wzrasta znaczenie skuteczności działań kontrwywiadowczych ukraińskich służb specjalnych. Przedłużający się konflikt zbrojny zintensyfikował aktywność rosyjskiej agentury w głębi kraju, której działania wspierają zdolności rozpoznawcze armii rosyjskiej. Szczególnie niebezpieczną formą ich aktywności jest przekazywanie precyzyjnych danych geolokalizacyjnych pozwalających na wykonanie precyzyjnego uderzenia rakietowego. Zagrożenie działalnością agenturalną jest nadal wysokie, rosyjskie służby specjalne nadal pozyskują nowych współpracowników, m.in. wśród osób, które przemieściły się ze wschodnich do centralnych i zachodnich regionów Ukrainy. Armia rosyjska, przywiązująca dużą wagę do rozpoznania sił ukraińskich, magazynów sprzętu wojskowego i infrastruktury kolejowej, będzie kontynuować ataki rakietowe, licząc na sparaliżowanie transportu uzbrojenia i jednostek armii ukraińskiej na front.

osw.waw.pl

Szczyt działań wojennych w Donbasie nie zapobiegł radykalnej odnowie przywództwa separatystycznych republik. W obu przypadkach doszło do zmiany osób na kluczowych stanowiskach w rządzie, a w tzw. Donieckiej Republice Ludowej (DRL) także do wymiany premiera. Główną cechą wyróżniającą nową falę nominacji jest otwarta obecność rosyjskich menedżerów, którzy wcześniej pozostawali w cieniu.

Takie decyzje personalne dobrze wpisują się w ogólny zarys "operacji specjalnej" Putina — maski zostały zrzucone, nie ma potrzeby dłużej udawać. Samozwańcze republiki Donbasu nie muszą już naśladować niepodległych państw — a ostatnie nominacje zdają się wskazywać, że Donbas jest skazany na stanie się kolejnym rosyjskim regionem.

Kreml nie spieszy się jednak z ostatecznym rozbiciem DRL i ŁRP (czyli tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej) , nie będąc w pełni przekonanym o sukcesie wojny z Ukrainą.

Wojna, która rozpoczęła się pod hasłem obrony Donbasu przed rzekomo nieuchronną ukraińską agresją, dramatycznie zmieniła status "republik ludowych". Porozumienia mińskie, które już wtedy miały nikłe szanse na realizację, przestały istnieć wraz z pierwszymi uderzeniami rakietowymi rosyjskich sił zbrojnych, co oznacza, że imitacja państwowości "republik ludowych" straciła sens.

Wcześniej miały one zostać włączone do Ukrainy jako koń trojański, blokując w ten sposób zbliżenie Kijowa z Zachodem i siejąc wirus wiecznych konfliktów społecznych w kraju. Teraz nie ma potrzeby reintegracji Donbasu (a niektórzy w rosyjskich elitach są nadal optymistycznie przekonani, że wkrótce w ogóle Ukrainy nie będzie).

Na tym tle otwarta legalizacja rosyjskich urzędników jako ministrów w DRL i ŁRL nie jest zaskakująca. Zwłaszcza że pierwsze kroki w tym kierunku zostały poczynione jeszcze przed wojną. W latach 2020-2021 funkcję wicepremiera DRL pełnił Władimir Paszkow, były wicegubernator obwodu irkuckiego.

Pośpiech, z jakim Moskwa, w samym środku działań wojennych, zmieniła skład rządów separatystów, można wyjaśnić dwoma czynnikami. Pierwszym, zewnętrznym, jest zmiana politycznego kuratora Donbasu na Kremlu. Pompatyczna wizyta w regionie pierwszego zastępcy szefa administracji prezydenta Federacji Rosyjskiej Siergieja Kirijenki nie pozostawiła wątpliwości, że to właśnie jemu powierzono misję zastąpienia Dmitrija Kozaka, który popadł w niełaskę po porażce porozumień mińskich. Nowy premier Republiki Donieckiej, Witalij Choczenko, jest absolwentem szkoły gubernatorów i finalistą konkursu Liderzy Rosji, któremu patronuje Kirijenko.

Drugi powód jest wewnętrzny: ostateczne odsunięcie od władzy w republikach protegowanych zbiegłego ukraińskiego oligarchy Serhija Kurczenki (on sam od początku zniknął i został objęty sankcjami UE). Proces ten rozpoczął się w zeszłym roku, kiedy nowym właścicielem przemysłu w Donbasie został rosyjski inwestor Jewgienij Jurczenko, który miał stworzyć w Donbasie wizytówkę "rosyjskiego świata".

Po Choczence na stanowiskach kierowniczych w republikach pojawili się inni przedstawiciele rosyjskiej biurokracji. Były urzędnik rosyjskiego Ministerstwa Budownictwa Jewgienij Sołncew został wicepremierem DRL, a Aleksander Kostomarow, były wicegubernator obwodów uljanowskiego i lipieckiego, został zastępcą szefa administracji tzw. prezydenta DRL. W ŁRL były wicegubernator obwodu kurgańskiego Władisław Kuzniecow znalazł się na fotelu pierwszego wicepremiera. I nie są to oczywiście ostatnie nominacje.

W czasach przedwojennych można było nawet założyć, że takie przetasowania personalne doprowadzą do pewnej normalizacji życia w Donbasie, na tyle, na ile jest to możliwe w warunkach wieloletniej okupacji wojskowej i dyktatury. Przy wszystkich swoich wadach były rosyjski wicegubernator czy wiceminister byłby bowiem lepszy od lokalnych watażków, którzy przejęli władzę — zarówno pod względem kompetencji, jak i złagodzenia obyczajów. Ale wraz z wybuchem wojny cała kremlowska hierarchia władzy zaczęła szybko mutować w militarystyczną i wkrótce ta różnica może stać się nieistotna.

W obniżeniu statusu lokalnych elit i zastąpieniu ich bezpośrednimi rosyjskimi nominatami kryje się czysto ekonomiczna kalkulacja. Wkrótce do Donbasu zaczną napływać pieniądze budżetowe na odbudowę i odnowę, a Moskwa nie wierzy w miejscowych urzędników. Moskwie oczywiście chodzi o to, że jeśli przyznane fundusze zostaną nieuchronnie roztrwonione, to powinny przynajmniej trafić do właściwych kieszeni. Wyhodowanie nowego Kurczenki, który potem stanie się bólem głowy Kremla, nie jest już rosyjskim planem. Jak zauważył rzecznik Kremla po rewolucji kadrowej: — Kreml szanuje nominacje w rządzie DRL.

Na tle zmiany rządu interesujący jest los najjaśniejszego polityka Donbasu — prezydenta DRL Denisa Puszylina. W ciągu ostatnich lat wykazał się on niezwykłą wolą politycznego przetrwania i jest niemal jedynym z pierwszego szeregu przywódców "rosyjskiej wiosny", który wciąż jest u steru.

Puszylinowi udało się przetrwać burzliwe początki "republik ludowych", przejąć władzę po śmierci poprzedniego przywódcy DRL Aleksandra Zacharczenki (choć początkowo Puszylin nie był traktowany poważnie) i zasiąść na urzędzie pod rządami trzech kremlowskich manipulatorów Donbasu — Surkowa, Kozaka, a teraz Kirijenki.

W Doniecku, gdzie Puszylin ma wielu wrogów, krążą plotki, że zostanie poproszony o odejście w następnej kolejności, ale jak na razie bardziej realistyczna wydaje się opcja, że zachowa stanowisko, przynajmniej tak długo, jak długo DRL będzie istnieć w obecnej formie. W końcu, otoczony rosyjskimi urzędnikami na stanowiskach ministerialnych i doradczych, i tak będzie pod całkowitą kontrolą Kremla.

Nawet w przypadku pełnej integracji Donbasu z Rosją Puszylin ma duże szanse na utrzymanie władzy już jako głowa podmiotu Federacji Rosyjskiej. Można tu przywołać przykład niezatapialnego przywódcy Krymu, Siergieja Aksionowa, który pozostaje na stanowisku od 2014 r., choć status krymskiej nomenklatury w rosyjskiej hierarchii jest znacznie wyższy niż Donbasu.

W każdym razie przyszłość Donbasu i jego elity rządzącej nie jest jeszcze przesądzona, a plany Kremla w tej sprawie nie są ostatecznie ukształtowane. Oczywiście, wiele będzie zależało od przebiegu wojny. Kijów kategorycznie odmawia jakichkolwiek ustępstw terytorialnych, ale prawdopodobieństwo, że Ukraina będzie w stanie w pełni odzyskać Donbas, jest bardzo małe.

Niemniej jednak Kreml najwyraźniej nadal nie jest zdecydowany, co zrobić z tymi terytoriami. Z jednej strony quasi-państwowość DRL i ŁRL staje się coraz bardziej formalna i są one coraz mocniej osadzone w wewnętrznych strukturach Rosji. Z drugiej strony, nie ma pośpiechu, by je zlikwidować, a wręcz przeciwnie, próbuje się dodać im międzynarodowej legitymizacji. Republiki te mają ambasady w Moskwie, w Syrii podnoszona jest kwestia ich uznania, a procesy, które republiki prowadzą wobec zagranicznych więźniów, mają oczywiście na celu zachęcenie krajów zachodnich do bezpośrednich kontaktów z DRL i ŁRL.

Idealnym scenariuszem dla Kremla byłaby ostateczna aneksja Donbasu, wraz z przejętymi terytoriami na południu Ukrainy, w formie kolejnego referendum. Moskwa mogłaby wtedy spróbować narzucić tę aneksję jako warunek pokoju zniszczonemu wojną Kijowowi. Jednak niepewna pozycja Rosji w obwodach chersońskim i zaporoskim do tej pory nie pozwoliła na realizację tego pomysłu. Ludność i tamtejsze elity są wrogo nastawione do okupanta, a lokalni kolaboranci są regularnie mordowani. Ukraina nie traci też nadziei, że zwiększone dostawy zachodniej broni pozwolą jej na przeprowadzenie skutecznej kontrofensywy.

Pomimo wielu brawurowych deklaracji o rychłym przyłączeniu do Rosji Moskwa nie spieszy się z organizacją referendów w stylu krymskim na okupowanych terytoriach, powołując się na względy bezpieczeństwa. Oprócz chwiejnej kontroli rolę odgrywają tu także jastrzębie plany Kremla dotyczące całej Ukrainy — aneksja poszczególnych terytoriów oznaczałaby przynajmniej tymczasowe porzucenie myśli o kontrolowaniu reszty. A to jest psychologicznie niemożliwe dla Putina, który na razie postawił na wojnę.

Dlatego też, jeśli wydarzenia przybiorą niekorzystny dla sił rosyjskich obrót, Kreml może przypomnieć sobie o idei Noworosji — buforowej konfederacji oddzielającej Federację Rosyjską od wrogiej Ukrainy, która na zawsze stała się już wroga. I tu model ŁRL-DRL mógłby stać się modelem bazowym, bo do tego właśnie został stworzony w 2014 r.

onet.pl/The Moscow Times

Po ponad trzech miesiącach agresji Rosji przeciw Ukrainie działania wojskowe koncentrują się w regionie Donbasu, a intensywność walk i straty obu stron rosną. Kalkulacje Rosji i Ukrainy, a także ich potencjały wojskowe sugerują kontynuację walk co najmniej do nastania zimy. Dlatego też rozstrzygnięcia na froncie w ciągu następnych 3–6 miesięcy będą miały kluczowe znaczenie z perspektywy politycznego rozwiązania konfliktu. Rosja nawet bez oficjalnej mobilizacji rezerw dysponuje ogromną przewagą nad Ukrainą w zakresie takich zdolności jak czołgi, bojowe wozy piechoty, ciężka artyleria, pociski kierowane, lotnictwo i marynarka wojenna. Rosja może zakładać powiększenie swojej przewagi wraz z eliminacją rezerw amunicji i zaplecza remontowego Ukrainy oraz potencjalnie słabnącą wolą polityczną Zachodu świadczenia Ukrainie pomocy materialnej w postaci uzbrojenia i amunicji.

Zmiany zakresu pomocy wojskowej udzielanej Ukrainie odzwierciedlają zwroty w charakterze wojny, trafności ocen i definicji interesów państw wspierających Ukrainę. W fazie przygotowań przed rosyjską agresją (grudzień 2021 r. – luty br.) pomoc ok. 20 państw polegała na dozbrojeniu Ukrainy bronią strzelecką, zestawami kierowanych pocisków przeciwpancernych i przeciwlotniczych. Dominującym założeniem Zachodu było zajęcie przez Rosję Kijowa. Przekazana broń miała być użyteczna tak w obronie, jak i w ruchu oporu przeciwko okupantowi. W tym okresie 33 kraje przekazały też Ukrainie wiele zestawów pierwszej pomocy medycznej i indywidualnej ochrony, które miały redukować straty obrońców. Następnie (marzec br.) pomoc objęła dostawy amunicji, ręcznych i mobilnych zestawów przeciwlotniczych oraz pocisków powietrze–powietrze typu radzieckiego, kompatybilnych z uzbrojeniem Ukrainy. Równolegle uruchomiono też dostawy radzieckich typów czołgów, wozów bojowych i artylerii z Czech, Polski i Słowacji.

Pomoc wojskowa dla Ukrainy miała głównie charakter bilateralny, bez zaawansowanej koordynacji lub planowania. Jeszcze przed wojną Niemcy zablokowały transfery haubic D-30 z Estonii oraz wykorzystanie Agencji Wsparcia i Zakupów NATO (NSPA). Propozycja uzupełnienia zdolności Bułgarii, Polski i Słowacji w przypadku transferu ich samolotów MiG-29 na Ukrainę również nie znalazła poparcia USA i NATO. Przedłużająca się wojna obronna i ciągle rosnące potrzeby Ukrainy doprowadziły w kwietniu br. do uruchomienia przez USA Grupy Kontaktowej ds. Obrony Ukrainy (UDCG). Pracuje w niej ok. stu oficerów łącznikowych z zainteresowanych państw i z Ukrainy, ulokowanych w bazie USA w Ramstein. W UDCG działają obecnie trzy komórki robocze – ds. wymiany informacji wywiadowczych, bieżących oraz długoterminowych potrzeb Ukrainy. Grupa spotyka się też co miesiąc na szczeblu ministerialnym (trzecie takie spotkanie odbyło się w Brukseli 15 czerwca). UDCG obejmuje obecnie 50 państw (początkowo – 43). Biorąc pod uwagę politykę Niemiec i Francji nie należy jednak oczekiwać, aby grupę włączono w struktury NATO. Ścisła i formalna współpraca między Sojuszem a UDCG wpisałaby się zresztą w rosyjską propagandę ,,wojny zastępczej” NATO z Rosją. Kluczową rolę w tej grupie pełni tandem USA – Wielka Brytania, istotne są wkłady państw Europy Środkowej zainteresowanych co najmniej powrotem do status quo sprzed 24 lutego br.

Naloty Rosji niszczą zaplecze przemysłowo-obronne i remontowe Ukrainy, co uniemożliwia jej uzupełnianie strat nowym lub wyremontowanym uzbrojeniem. Kwestie polityczne i bezpieczeństwa stanowią dla zachodnich partnerów Ukrainy ograniczenie w zakresie transferów najnowszego sprzętu wojskowego. Nawet systemy NATO starszych generacji wymagają wielu tygodni lub miesięcy szkoleń, a budowa zaplecza logistycznego dla nich trwa jeszcze dłużej. Dlatego najprostszą opcją pomocy Ukrainie są uzbrojenie, amunicja i części o standardach radzieckich z Europy Środkowej, choć te także mogą ulec wyczerpaniu.

Najistotniejsze jest pilne uzupełnienie luk w zdolnościach Ukrainy w zakresie ciężkiej artylerii i sprzętu zmechanizowanego. Duża intensywność walk oznacza, że coraz trudniej będzie zapewnić Ukrainie dostawy amunicji o kalibrach radzieckich. W Europie Środkowej istnieją jeszcze linie produkcyjne i zapasy rakiet artyleryjskich typu Grad, które mogłyby zostać wykorzystane do wsparcia Ukrainy. Już dostarczonym ok. 150 haubicom kal. 155 mm NATO (z kilku państw Sojuszu i z Australii) towarzyszyć muszą kolejne dostawy amunicji oraz radarów artyleryjskich i dronów rozpoznania, które mogą wspierać artylerię. Transfery precyzyjnej amunicji krążącej (dronów kamikadze) mogą uzupełnić zasoby ukraińskich wojsk, ale nie wypełnią przepaści ilościowej między artylerią Ukrainy i Rosji. Pierwsza partia siedmiu systemów rakietowych HIMARS oraz MLRS z USA i Wielkiej Brytanii nie zaspokoi nawet minimum potrzeb Ukrainy. Aby Rosja utraciła inicjatywę, potrzebne byłoby ponadto zwiększenie zdolności manewrowych sił Ukrainy dzięki nowym czołgom i wozom bojowym. Sytuację Ukrainy poprawiają pozostałości zaplecza remontowego i wciąż sprawne T-72 z Europy Środkowej lub czołgi zdobyte na Rosjanach. Mobilność ukraińskich sił może też wzmocnić realizowana dostawa ok. 250 transporterów M-113 i 100 wozów rodziny BMP-1, pod warunkiem uzupełnienia spodziewanych strat kolejnymi ich transferami.

Bardziej złożonym wyzwaniem są zdolności sił powietrznych i marynarki wojennej Ukrainy. Krótkoterminowo luki te zapełniły poradzieckie i zachodnie systemy przeciwlotnicze krótkiego zasięgu, a także zestawy średniego zasięgu S-300 ze Słowacji. Ukraina apeluje jednak o dalszą pomoc w zakresie obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Za tymczasowe rozwiązanie państwo to uznaje dostawy rakiet i części dla wielozadaniowych samolotów MiG-29. Wsparcie lotnicze dla ukraińskich sił lądowych zapewniają obecnie lekko uzbrojone drony TB2 Bayraktar oraz dostawy śmigłowców Mi-17 i Mi-24. Wciąż niepotwierdzone są spekulacje mediów o planach przekazania Ukrainie zaawansowanych i lepiej uzbrojonych dronów MQ-1 z USA. Dla obrony Ukrainy w dłuższej perspektywie konieczne będzie przezbrojenie jej lotnictwa na samoloty zachodnie, w pierwszej kolejności szturmowe A-10. Niewielka obecnie flota i obrona wybrzeża Ukrainy nie pozwala także na odblokowanie jej portów. Zatopienie krążownika Moskwa za pomocą rakiet Neptun jest sukcesem trudnym do powtórzenia, ponieważ siły ukraińskie posiadają tylko kilkanaście wyrzutni tego typu, a zakład je produkujący został zbombardowany. Powstałą lukę w obronie można tymczasowo zapełnić pociskami krótkiego zasięgu, np. systemami Harpoon. Dla skutecznego odstraszania Rosji na Morzu Czarnym potrzebne będą jednak pociski o dalszym zasięgu, a także odbudowa choćby części floty Ukrainy (75% jej zdolności i zaplecza utracono już wraz z okupacją Krymu).

Najbliższe miesiące będą kluczowe dla obrony Ukrainy. Wojna ma dla niej egzystencjalny charakter i tak powinna być rozumiana przez jej partnerów. Ze względu na rosyjską przewagę w kilku kategoriach uzbrojenia utrzymuje się ryzyko strat terytorialnych, materialnych i ludzkich. Dotychczasowa pomoc wojskowa dla Ukrainy jest niewystarczająca przy intensywności trwającego konfliktu i wymaga zwiększenia skali oraz tempa dostaw.

Działalność grupy UDCG wymaga utrzymania amerykańskiego przywództwa i wysokiego poziomu finansowania pomocy, zgodnie z założeniami ustawy Lend-Lease Act. W związku z wielomiesięcznymi opóźnieniami dotychczasowe obietnice Niemiec są niewiarygodne – deklarowane ilości pomocy i terminy jej dostawy nie dają możliwości wpływania na obecną fazę sytuacji wojskowej. Pilna pomoc USA i Wielkiej Brytanii musi też brać pod uwagę konieczność zachowania zdolności obronnych innych państw regionu ze względu na potencjalne zagrożenia ze strony Rosji i Białorusi.

Konieczne jest utrzymanie determinacji koalicji chętnych państw co do pomocy wojskowej Ukrainie. Wiele bieżących potrzeb Ukrainy i luk w jej zdolnościach można zaspokoić dostawami w ramach UDCG dzięki nadwyżkom uzbrojenia z krajów geograficznie oddalonych od rejonu konfliktu (także spoza Europy, np. Kanady i Australii). Główni partnerzy Ukrainy powinni też wyjść poza bieżące potrzeby i tymczasowe rozwiązania w zakresie zdolności jej lotnictwa oraz floty. Znaczenie strategiczne Ukrainy wymaga stopniowej odbudowy obu rodzajów sił zbrojnych w celu skuteczniejszego odstraszania i efektywnej obrony przed długofalowym zagrożeniem ze strony Rosji.

Potrzebne jest także nasilenie międzynarodowych sankcji wobec przemysłu wojskowego Rosji, choć ich wpływ na zdolności produkcji takiego uzbrojenia jak czołgi czy pociski kierowane nie da pożądanych efektów w krótkim czasie. Przykłady Iranu i Korei Płn. pokazują zresztą, że wciąż możliwa jest duża niezależność od zagranicznych technologii, a Rosja na pewno będzie próbowała ją sobie zapewnić.

pism.pl

Niezależny portal Ludzie Bajkału (ros. Люди Байкала) zebrał dane o 184 pochodzących z Buriacji żołnierzach, którzy zginęli na Ukrainie. Dziennikarze brali dane z powszechnie dostępnych źródeł, jak miejscowe gazety, strony internetowe administracji regionalnej, czy sieci społecznościowe, a następnie weryfikowali je, kontaktując się z rodzinami zmarłych. Należy podkreślić, że ich publikacja może być obecnie w Rosji traktowana jako ujawnienie tajemnicy państwowej.

Rosyjskie władze wciąż nie przyznają, że prowadzą wojnę z Ukrainą i nazywają ją “specjalną operacją wojskową”. Od początku inwazji Ministerstwo Obrony jedynie dwa razy podało liczbę zabitych: 2 marca mówiło i 498 żołnierzach, a 25 marca o 1 351. Z kolei według niezależnego portalu Mediazona zgodnie z informacjami w regionalnych mediach i sieciach społecznościowych do 3 czerwca zginęło 3211 obywateli Rosji. Najbardziej wykrwawiony został niewielki muzułmański Dagestan z 190 zabitymi, na drugim miejscu jest Buriacja z 184.

Jak podają Ludzia Bajkału, nie są to jednak z pewnością dane kompletne. Według portalu informacje o poległych w marcu podawane były w głównych regionalnych mediach. Obecnie przeczytać można o nich prawie wyłącznie w lokalnych gazetach, na stronach władz miejskich i rejonowych, szkół czy organizacji społecznych, jeśli będzie o to zabiegać rodzina. Jak pokazały przypadki śmierci dwóch żołnierzy wychowanych w domach dziecka, o ich pogrzebach społeczeństwo nie jest informowane.

Pogrzeby poległych na Ukrainie są w Buriacji wydarzeniami publicznymi i odbywają się z ceremoniałem wojskowym. W związku z tym, że często grzebanych jest do pięciu żołnierzy, organizowane są w budynkach mogących pomieścić kilkaset osób – salach sportowych, domach kultury, a gdy takich nie ma – także w parkach i przed pomnikami poległych w II wojnie światowej. Uroczystości są przeprowadzane według odpowiedniego ceremoniału: najpierw odprawiane są buddyjskie lub prawosławne modlitwy, potem przemawia urzędnik czy wojskowy, a następnie trumny przewożone są na cmentarz.

Jak zauważa portal Ludzie Bajkału – początkowo w pogrzebach udział brali najwyżsi urzędnicy regionu, z Aleksiejem Cydenowem włącznie. Obecnie w ceremoniach tych uczestniczą urzędnicy niższego szczebla, zazwyczaj przewodniczący miejskiej lub wiejskiej administracji.

Dziennikarze zauważają, że z pewnością wszyscy polegli nie zostali jeszcze pochowani. Zwracają uwagę, że początkowo okres między śmiercią a pogrzebem wynosił nawet dwa miesiące – obecnie jest to około tygodnia. Tłumaczą to faktem trudności logistycznych w początkowej fazie wojny. Daty śmierci są jednak podane tylko w 108, a daty pogrzebu w 98 nekrologach z 184 zarejestrowanych. Według nich w lutym zginęło 17 mieszkańców Buriacji, w marcu 84, w kwietniu 19, w maju 53, a od początku czerwca 4 – mogłoby to wskazywać na przycichnięcie walk w kwietniu, lub wycofaniu w tym czasie buriackich jednostek na spokojniejsze odcinki.

Portal nie pisze przy tym o zabitych, których ciała wciąż nie zostały sprowadzone do domu. Według ukraińskich władz, stronie rosyjskiej nie zależy na odzyskaniu swoich zabitych, którzy spoczywają w prowizorycznych grobach i chłodniach. Nie ma statystyk, które mówiłyby, ilu mieszkańców Buriacji zginęło, ale wciąż nie zostało pochowanych.

Autorzy analizy zauważają, że Buriacja jest jednym z najbiedniejszych regionów Federacji Rosyjskiej. W 2020 roku zajęła 81. miejsce pod względem standardu życia na 85 rosyjskich regionów (sąsiedni obwód irkucki był 55. na liście). W tym samym 2020 roku aż 20 proc. mieszkańców regionu miało dochody poniżej minimum egzystencji – dla porównania w 2013 roku było to 17,5 proc. mieszkańców. W 2019 roku Ułan-Ude zostało uznane za najgorsze pod względem jakości życia z 78 wielkich miast Rosji.

(...)

Jak powiedzieli dziennikarzom krewni zabitych, armia jest dla Buriatów jedyną szansą na dostatnie życie.

Przykładem może być 33-letni sierżant Michaił Garmajew, który w cywilnym życiu jako elektryk zarabiał 11 tysięcy rubli (900 złotych), a jako żołnierz kontraktowy 50 tysięcy rubli (ponad 4 tysiące złotych). Tyle samo jako żołnierz kontraktowy otrzymywał 34-letni Amgałan Tudupow – wcześniej jako nauczyciel wychowania fizycznego zarabiał 7 tysięcy rubli (580 złotych). Obaj polegli na Ukrainie.

Bezrobocie lub niskie zarobki sprawiły, że walczyć na Ukrainę pojechało 23 mężczyzn ze wsi Sielenduma – to co 20 mężczyzna w wieku poborowym z tej wsi.

Matka poległego Stiepana Osiejewa z rejonu Kiachtinskiego powiedziała Ludziom Bajkału, że służba kontraktowa w armii była dla jej syna koniecznością.

– Nie mogłam dać mu dobrego wykształcenia, by mógł lepiej żyć. Jedynym wyjściem dla nas było wysłanie go na służbę kontraktową. Przyszło mu walczyć – powiedziała Lidija Osiejewa.

Portal zauważa, że 19,5 proc. pochowanych uczestników walk na Ukrainie to oficerowie i chorążowie: dwóch podpułkowników, 3 majorów, 4 kapitanów, 16 starszych lejtnantów, 1 starszy chorąży i 3 chorążych. Pierwszym z podpułkowników był zastępca dowódcy 11. Samodzielnej Gwardyjskiej Brygady Desantowo-Szturmowej Denis Glebow, drugim dowódca dywizjonu artylerii reaktywnej Dmitrij Dormidontow.

Autorzy analizy sięgają przy tym po wypowiedź eksperta Królewskiego Instytutu Badań nad Obronnością i Bezpieczeństwem. Samuel Cranny-Evans stwierdził w rozmowie z BBC, że wysokie rosyjskie straty wśród oficerów wynikają z typowego dla rosyjskiej armii stylu dowodzenia, zgodnie z którym to oficer prowadzi żołnierzy, a podoficerowie zajmują się przede wszystkim obsługą sprzętu.

Jak zauważa z kolei portal Ludzie Bajkału, fakt iż 19,5 pochowanych w Buriacji uczestników wojny nosiła oficerskie pagony oznacza przede wszystkim, że w transporcie do domu ich szczątki mają wyższy priorytet, niż szeregowych żołnierzy.

Według portalu, najmłodszym znanym poległym na Ukrainie mieszkańcem Buriacji był 18-letni Dawid Arutiunian. Z kolei najstarszym 50-letni ochotnik Wiaczesław Siergiejew. Średnia długość życia poległych wynosiła 29,3 roku, osierocili oni 90 dzieci. Zgodnie ze znanymi danymi, w wyniku wojny śmiertelność buriackich mężczyzn w wieku 18-45 lat wzrosła o 63 proc. Z kolei w grupie mężczyzn do 30 roku życia wzrosła o 300 proc. – a więc czterokrotnie.

belsat.eu/baikal-journal.media

Jedynym sposobem na przebicie się poza tę rzeczywistość propagandy, jest spełnienie kilku ważnych warunków.
  1. Po pierwsze, należy mieć dostęp do alternatywnych źródeł informacji, aby móc porównywać i wybierać między różnymi wersjami.
  2. Po drugie, trzeba mieć czas na przestudiowanie tych źródeł.
  3. Po trzecie, należy wyrobić w sobie nawyk refleksji i analizy, kwestionowania autentyczności tego, co się przeczytało, zobaczyło i usłyszało. A jeśli myślicie, że ten ostatni warunek jest bardzo prosty i naturalny, to jesteście w wielkim błędzie.
Krytyczne i analityczne myślenie wymaga wysiłku i zasobów – niełatwo je wykształcić w sytuacjach stresowych lub gdy brakuje czasu i energii. Zdolność do kwestionowania tego, co dzieje się wokół nas, to luksus, który jest sprzeczny z naturalną tendencją do wygładzania ostrych krawędzi i unikania nieprzyjemnych emocji. Przeciętnie ludzie znacznie bardziej lubią jasne odpowiedzi niż wątpliwości i pytania. Propaganda daje im te odpowiedzi.

Oddziaływanie każdej informacji staje się głębsze i szersze, jeśli nie ma nic, co mogłoby z nią konkurować, tzn. nie ma innych źródeł i innego spojrzenia na sytuację. Jedną z głównych cech wielu współczesnych liderów na różnych szczeblach jest niska tolerancja dla braku solidarności. Głosy powinny być jednomyślne, poparcie gorące i pełne pasji, nie powinno być miejsca dla odmiennych opinii (tzn. wszelkich opinii innych niż "przyjęte").

Należy przy tym pamiętać, że często mamy do czynienia raczej z demonstracją solidarności niż z jej rzeczywistym istnieniem. Dobrze świadczą o tym liczne filmy z udziałem osób, które popierają działania militarne Rosji przeciwko Ukrainie, ale nie są gotowe zgłosić się jako ochotnicy, aby rzeczywiście wziąć w nich udział. Słowa są puste i dlatego ludzie je wypowiadają.

Ludzie z natury są konformistami i mają tendencję do powtarzania tego, co robią wszyscy wokół nich. Podkreślam jednak raz jeszcze: solidarność społeczna w sprawie wojny w Ukrainie, którą jako Rosjanie demonstrujemy i widzimy, wcale nie oznacza, że jest ona prawdziwa. Oczywiście, państwo może nawet polegać na demonstrowanej solidarności jako na zasobie, ale nie może – ku mojemu wielkiemu szczęściu – używać jej do bombardowania miast czy strzelania do ludzi.

Czy Rosjanie rozumieją, co robią, kiedy solidaryzują się z ideami przemocy ze strony państwa? Nie jestem pewien, ponieważ ludzie rzadko myślą systematycznie i dogłębnie, wiążąc wszystkie swoje pomysły i działania na mocną nić Wielkiej Inteligentnej Idei. Świat, który istnieje w naszych głowach, jest bardziej plecionym kocem niż jednolitą tkaniną. Ta plecionka jest złączona kompromisami, fikołkami logicznymi i zniekształceniami poznawczymi. Można się temu dziwić, mieć pretensje o lenistwo i głupotę Rosjan, ale przypomnę, że umiejętność refleksji nad własnym życiem, złożenia go w całości w głowie i życia według swoich zamierzeń i pomysłów jest rzeczą rzadką i trudną, która nie każdemu się udaje. Jeśli udało Ci się osiągnąć sukces, nie dyskredytuj tych, którym się nie udało. Nie zasługują na to.

Propaganda z powodzeniem wykorzystuje postawy zakorzenione w naszych mózgach. Dzieląc ludzi na grupy, nastawia ich przeciwko sobie, tworząc zaciekłe konflikty. Ludzki mózg lubi i potrafi dostrzegać różnice i na ich podstawie grupować obiekty – to jedna z podstawowych zdolności naszego mózgu. Nazwanie mieszkańców innego kraju nazistami to gra na podziały, a także tworzenie wizerunku wroga i degenerata. Jeśli można zaszkodzić komuś z zewnątrz, a jednocześnie przynieść korzyść własnej grupie (ludziom, klasie lub przypadkowo wybranej drużynie), chętnie wybieramy tę opcję.

Zasada ta nosi nazwę altruizmu zaściankowego i jest już dobrze zbadana. Występuje w życiu codziennym, ale propaganda wyolbrzymia różnice do tego stopnia, że nie da się ich pogodzić, konstruuje zagrożenia, które nie istnieją w rzeczywistości. Dlaczego państwo potrzebuje propagandy? To pytanie nie jest już dla mnie.

Trudno nam będzie pozbyć się tych zasad, które są nam wpojone. Są one nieodłączną częścią ludzkiej natury, podobnie jak skłonność do współpracy i konformizmu. Możemy jedynie zadbać o to, by ograniczyć szkody wynikające z naszego specyficznego sposobu myślenia. Pewnego dnia ta wojna się skończy i będziemy żyć w nowym świecie. Nie wiem dokładnie, co nas czeka, ale wiem, że to, jak będzie wyglądał świat po wojnie, zależy od nas samych.

onet.pl