wtorek, 3 czerwca 2025



Zdaniem eksperta, po reakcjach na rosyjskich kanałach już widać, że to poważna strata dla Rosjan. "Na własne oczy widzieliśmy (na nagraniach – PAP), że rosyjskie bombowce płonęły. Ataki były wymierzone w najbardziej wrażliwe miejsca samolotów – zbiorniki paliwa. Wyraźnie było widać pomarańczowe płomienie i ogromne słupy dymu, co świadczy o spalaniu się paliwa lotniczego" - wyjaśnił.

"Więc nie zostały trafione samoloty stojące gdzieś w rezerwie ze spuszczonym paliwem, lecz faktycznie bojowe maszyny, które są wykorzystywane w działaniach zbrojnych – a takie zawsze stoją na lotniskach z pełnymi zbiornikami. To potwierdza, że uderzenie nastąpiło w sprawne, gotowe do walki samoloty" - stwierdził Romanenko.

Na pytanie, jak szybko Rosja będzie w stanie odrobić poniesione straty, ekspert odpowiedział, że zależy to od zakresu uszkodzeń samolotów. "Jeśli doszło do uderzeń w zbiorniki paliwa, to w takich przypadkach trudno jest przywrócić samolot do działania. Jeśli te drony trafią w cele nieco mniej dokładnie, to odbudowa, jeśli uszkodzenia są poważne, zajmie co najmniej sześć miesięcy" - ocenił.

PAP


Podsumowując aktualny stan prowadzonych spraw Bodnar wymienił: "zarzuty dla byłego premiera (Mateusza Morawieckiego - PAP) - po raz pierwszy w historii, zarzuty dla kilku byłych członków Rady Ministrów, 6 aktów oskarżenia, dziesiątki ujawnionych i ściganych sprawców przestępstw".

Szef MS przedstawił także wybrane sprawy, streszczając ich szczegóły. Odnosząc się do postępowania ws. Funduszu Sprawiedliwości podkreślił, że do sądu został skierowany pierwszy akt oskarżenia wobec 6 osób, a zarzuty łącznie usłyszało 25 osób, w tym byli wiceszefowie MS i posłowie PiS: Marcin Romanowski (w grudniu ub.r. sąd wydał decyzję o jego aresztowaniu, lecz Romanowski otrzymał azyl polityczny na Węgrzech) i Michał Woś (objęty jest m.in. dozorem policji), a także poseł PiS Dariusz Matecki (w drugiej połowie kwietnia opuścił areszt za poręczeniem majątkowym).

Bodnar poinformował, że w związku z nieprawidłowościami w działalności Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych "13 osób usłyszało 36 zarzutów, w tym były prezes agencji (Michał K. - PAP), 3 osoby zostały tymczasowo aresztowane, Paweł Sz. został 'sprowadzony' z Dominikany"; w sprawie "kilometrówek Ryszarda Czarneckiego" do sądu został skierowany akt oskarżenia dot. wyrządzenia szkody na sumę ponad 850 tys. zł; natomiast w procesie dot. tzw. afery hejterskiej Emilia Sz. została skazana na karę 6 tys. zł grzywny, a do Sądu Najwyższego trafiły wnioski o uchylenie immunitetów wobec 4 sędziów.

Ponadto - jak dodał - do sądu został skierowany akt oskarżenia wobec b. Komendanta Głównego Policji Jarosława Szymczyka w sprawie granatnika w KGP; łącznie 27 osób usłyszało zarzuty w związku ze śledztwem dot. Narodowego Centrum Badań i Rozwoju; zarzuty popełnienia 373 przestępstw przedstawiono łącznie 70 podejrzanym i tymczasowo aresztowano 4 osoby w sprawie śledztwa dot. Collegium Humanum; a także w różnych jednostkach prokuratury prowadzonych jest 12 postępowań w związku z nieprawidłowościami w spółkach Orlen. "W postępowaniu dot. OTS Switzerland postawiono zarzuty 3 osobom, jedna z nich jest tymczasowo aresztowana, jedna oczekuje na ekstradycję z ZEA, a jedna jest poszukiwana listem gończym" - napisał.

PAP


Jeszcze przed rozpoczęciem rokowań strona ukraińska opublikowała swoje propozycje warunków wprowadzenia pełnego zawieszenia broni. Były to żądania zwrotu przez Rosję nielegalnie wywiezionych ukraińskich dzieci (delegacja Ukrainy przekazała listę ich nazwisk), zwolnienia wszystkich cywilnych zakładników i wymiany jeńców w formule „wszyscy za wszystkich”. Ukraina podkreśliła także, że chce wiarygodnych gwarancji bezpieczeństwa i umożliwienia jej samodzielnego decydowania o swojej przynależności do sojuszy politycznych i wojskowych. W dokumencie znalazło się także oczekiwanie, że linia rozgraniczenia będzie jedynie podstawą do negocjacji terytorialnych. Strona ukraińska chce także, aby kolejne rokowania odbyły się z udziałem USA i państw europejskich, by USA odpowiadały za monitoring zawieszenia broni, a ostateczne porozumienie pokojowe zostało wypracowane z udziałem liderów Ukrainy i Rosji. Memorandum składało się głównie z żądań i propozycji, które Ukraina zgłaszała wcześniej, a część – jak powierzenie USA odpowiedzialności za monitoring rozejmu – została doprecyzowana. Większość zaprezentowanych żądań, w tym związanych z przynależnością do sojuszy międzynarodowych oraz obecnością zachodnich wojsk na ukraińskim terytorium, będzie nie do zaakceptowania przez Rosjan, którzy podkreślają, że te kwestie są podstawowymi przyczynami rozpoczęcia tzw. specjalnej operacji wojskowej.

Rosja w Stambule wyraziła oczekiwanie m.in. międzynarodowego uznania Krymu oraz obwodów chersońskiego, donieckiego, ługańskiego i zaporoskiego za część Rosji oraz wycofania z tych terenów wojsk ukraińskich, neutralności Ukrainy i zakazu przystępowania jej do sojuszy wojskowych oraz zakazu stacjonowania na jej terytorium wojsk państw trzecich i istnienia tam baz wojskowych. Rosja chce też potwierdzenia statusu Ukrainy jako państwa niejądrowego, ograniczenia liczebności ukraińskich sił zbrojnych i posiadanego przez nie uzbrojenia. Domaga się również zagwarantowania praw ludności rosyjskojęzycznej i zniesienia ograniczeń obowiązujących Rosyjską Cerkiew Prawosławną, anulowania przez Ukrainę sankcji, rezygnacji z jakichkolwiek roszczeń związanych z działaniami zbrojnymi, a także odbudowy stosunków dwustronnych. Strona rosyjska szczegółowo opisała także kroki zmierzające do ustanowienia pokoju, łącznie z rozpisaniem nowych wyborów na Ukrainie jeszcze przed jego zawarciem. Treść rosyjskich żądań w większości nie będzie mogła być zaakceptowana przez stronę ukraińską, a ich charakter znacząco przypomina porozumienia mińskie oraz propozycje rosyjskie z wiosny 2022 r., za pośrednictwem których Rosja chciała mieć bezpośredni wpływ na kształtowanie sytuacji politycznej na Ukrainie.

pism.pl


Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) oświadczyła, że zaatakowała i uszkodziła we wtorek Most Krymski, który prowadzi z okupowanego Krymu nad Cieśniną Kerczeńską na Półwysep Tamański w kontynentalnej części Rosji.

"SBU przeprowadziła nową, unikalną operację specjalną i po raz trzeci zaatakowała Most Krymski, tym razem pod wodą" - przekazała służba na swej stronie internetowej.

W komunikacie wyjaśniono, że operacja trwała kilka miesięcy. "Agenci SBU zaminowali podpory tego nielegalnego obiektu. I dziś, bez żadnych ofiar wśród ludności cywilnej, o godzinie 4:44 rano pierwszy ładunek wybuchowy został zdetonowany!" - ogłosiła SBU.

Zgodnie z komunikatem w wyniku eksplozji poważnie uszkodzone zostały podwodne podpory mostu na poziomie dna morskiego. Do ataku użyto 1100 kg materiałów wybuchowych w ekwiwalencie trotylowym.

"Most znajduje się de facto w stanie awaryjnym" - podkreśliła SBU.

Operację osobiście nadzorował szef SBU, generał Wasyl Maluk.

"Bóg kocha Trójcę, a SBU zawsze doprowadza swoje plany do końca i nigdy się nie powtarza. Wcześniej dwukrotnie uderzyliśmy w Most Krymski - w 2022 i 2023 roku. Dziś kontynuowaliśmy tę tradycję już pod wodą. Nie ma miejsca dla żadnych nielegalnych obiektów Federacji Rosyjskiej na terytorium naszego państwa" - powiedział.

"Dlatego Most Krymski jest całkowicie legalnym celem - zwłaszcza biorąc pod uwagę, że wróg wykorzystywał go jako logistyczną arterię do zaopatrywania swoich wojsk. Krym to Ukraina, a wszelkie przejawy okupacji spotkają się z naszą stanowczą odpowiedzią" - podkreślił szef SBU.

Most Krymski został zbudowany w latach 2016-2019 przez Rosję, która anektowała Krym w 2014 roku.

PAP


Kandydat PiS wyszedł poza tradycyjny elektorat prawicy, znacznie przekraczając ok. 9,5 mln głosów, które zdobywały łącznie PiS i Konfederacja w ostatnich dwóch elekcjach parlamentarnych. Teraz to aż 10,6 mln głosów – poziom w wyborach parlamentarnych nieosiągalny dla tych ugrupowań.

Na rzecz PiS w wyborach prezydenckich widocznie gra to, że jest dużo łatwiej przyswajalną partią "drugiego wyboru" dla wyborców konserwatywnych, którzy na co dzień na nią nie głosują. To jednocześnie tłumaczy, dlaczego partia Kaczyńskiego ma tak słabą zdolność koalicyjną w każdych innych wyborach – za sprawą jej łatwości do "wchłaniania" elektoratu pokrewnych partii.

Koalicja Obywatelska dla wyborców liberalnych i lewicowych, ale zdystansowanych od tego ugrupowania, nie jest tak "lekkostrawna". Dlatego kandydat KO ma blisko 2 mln głosów mniej niż zdobyła rządząca dziś koalicja, ale to KO znacznie łatwiej nawiązuje parlamentarne sojusze.

(...)

Mapa wyborcza na szczeblu województw nie uległa zmianie – Andrzej Duda również sięgał w drugiej turze po te same sześć obszarów, co jego następca. Na szczeblu gmin również tegoroczne wybory mogą dowodzić, że przekonywanie "niezdecydowanych" w niesprzyjających sobie regionach nie ma sensu.

Zwłaszcza że spektakularne przepływy, jakie znamy w ramach amerykańskich "swing states", praktycznie w tych wyborach nie zaistniały. Jak wyliczał "Puls Biznesu", zaledwie 9 proc. gmin, w których w 2020 r. wygrał Rafał Trzaskowski, zmieniły swoje preferencje na bardziej konserwatywne. Regionalne uwarunkowania pozostały zatem w miarę bez zmian. Tegoroczna kampania pokazała, że nie ma większych szans na zasadniczą zmianę preferencji dużych i "odbicia" ich przez jedną bądź drugą opcję.

Gdy podziały są tak "sztywne", to frekwencja w swoich regionach staje się kluczem do sukcesu. W tych wyborach wyraźnie widać, jak partia Jarosława Kaczyńskiego okazała się silna słabością rywala. Bastiony PiS w większości były tak samo zmobilizowane, jak w wyborach parlamentarnych. PiS utrzymał wysoką mobilizację wyborców z wyborów 2023 r., gdy frekwencja była najwyższa w historii. W porównaniu do nich spadki frekwencji w podkarpackim i lubelskim to zaledwie ok. 1 pkt proc., przy zauważalnie mniejszej frekwencji w całym kraju (przypomnijmy – łączna frekwencja w tegorocznych wyborach prezydenckich to 71,63 proc., przy 74,38 proc. dwa lata temu).

Widać zatem, że do PiS przyłączyli się wyborcy z miejsc, które już wcześniej były "pisowskie", ale w mniejszym stopniu. Teraz gdy poza PiS w drugiej turze nie było już prawicowej alternatywy, a kampania przekonała ich, że stawka wyborów jest wysoka, stały się zauważalnie mocniej propisowskie.

Mobilizacja ściany zachodniej nie wytrzymała tego tempa. Tam spadek zainteresowania wyborami był dużo bardziej dotkliwy. W województwach: wielkopolskim, pomorskim i dolnośląskim frekwencja w porównaniu do 2023 r. spadła kolejno o 4,5; 3,7; 3,4 pkt proc. Tak wielki regres w porównaniu do elekcji parlamentarnej to wyjątek w historii III RP. Dotychczas to wybory prezydenckie z racji swojej plebiscytowości cieszyły się większym zainteresowaniem.

Te obserwacje nasuwają dwa główne wnioski. Po pierwsze — Polska A i Polska B okopują się na swoich pozycjach. Argumenty jednej i drugiej strony najprawdopodobniej coraz słabiej przenikają do drugiej z baniek. A duża frekwencja – choć może świadczyć o aktywności obywatelskiej – daje też do zrozumienia, że coraz większa rzesza Polaków jest czynnie zaangażowana w spór polsko-polski. Rosnąca polaryzacja, zupełnie odmienne postrzeganie rzeczywistości społecznej mogą być poważnym problemem dla poczucia wspólnotowości.

Drugi wniosek może być bardziej optymistyczny. Skoro obaj partyjni giganci są w stanie przyciągnąć do urn tak wielką rzeszę wyborców, to krytykowany często duopol PiS-PO w jakimś stopniu mimo wszystko odpowiada oczekiwaniom i interesom społecznym. Jednocześnie fakt, że poparcie dla obu bloków jest relatywnie stałe i spójne, daje nadzieję, na przewidywalność i pewną stabilność polskiej sceny politycznej. A to – w tak trudnych warunkach geopolitycznych – może okazać się nie do przecenienia.

onet.pl/Business Insider


"Wielu członków Kongresu chce, abyśmy nałożyli sankcje na Rosję tak mocne, jak to możliwe. I ja jestem tego zwolennikiem" — oświadczył w poniedziałek Johnson, zaznaczając jednak, że nie rozmawiał jeszcze na ten temat z prezydentem Donaldem Trumpem. Johnson jest najwyższym rangą Republikaninem, który opowiedział się za nałożeniem dodatkowych sankcji na Rosję. Lider partii w Senacie John Thune również w poniedziałek zadeklarował, że Senat "jest gotowy dać prezydentowi Trumpowi wszelkie narzędzia, których potrzebuje do skłonienia Rosji, aby w końcu w prawdziwy sposób podeszła do negocjacji".

"Prezydent Trump poświęcił sporo czasu na działania mające na celu zakończenie rozlewu krwi w Ukrainie, ale Władimir Putin wydaje się być bardziej zainteresowany przedłużaniem wojny niż dążeniem do pokoju" — powiedział Thune. Polityk zasugerował, że projekt ustawy o sankcjach, zgłoszony jeszcze w kwietniu i podpisany przez 82 ze 100 senatorów, mógłby zostać rozważony jeszcze w tym tygodniu. Dał jednak do zrozumienia, że wciąż czeka na "zielone światło" z Białego Domu.

Projekt ustawy autorstwa Republikanina Lindseya Grahama i Demokraty Richarda Blumenthala — nazwany przez Grahama "łamiącym kości" pakietem i najostrzejszymi sankcjami, jakie kiedykolwiek widziano w Kongresie — nakazuje administracji nałożenie sankcji na podmioty z sektora energetycznego i bankowego Rosji, a także 500-proc. ceł na państwa kupujące od niej ropę naftową.

Na uchwalenie sankcji od dłuższego czasu naciskają kongresmeni obydwu partii w obydwu izbach Kongresu USA. W poniedziałek nowy impuls nadały temu negocjacje delegacji Rosji i Ukrainy w Stambule, gdzie Rosja przedstawiła Ukrainie niemożliwe do spełnienia warunki — w tym m.in. oddanie terytoriów, których Rosja nie zajmuje i ograniczenie liczebności ukraińskiej armii. Rosja kolejny raz odrzuciła tez propozycję zawieszenia broni.

(...)

Jak powiedział PAP dyplomata jednego z państw NATO — którego Graham na bieżąco informuje o postępach projektu — choć prezydent Trump prawdopodobnie nie chce antagonizować stosunków z Putinem, wkrótce może zostać do tego zmuszony przez okoliczności i presję polityczną". "W pewnym momencie zbierze się masa krytyczna, kiedy po prostu nie będzie mógł dłużej tego wstrzymywać. Zresztą on na tym tylko traci politycznie" — powiedział rozmówca.

onet.pl/PAP


Wojna na Ukrainie będzie dłuższa i bardziej brutalna niż przewidywano na początku roku - ocenił premier Węgier Viktor Orban, ogłaszając w poniedziałek zwołanie Rady Obrony - rządowego forum decyzyjnego, kierowanego przez premiera.

W zamieszczonym na Facebooku poście Orban ogłosił, że zwołał spotkanie Rady Obrony, stwierdzając, że "musimy stawić czoła faktowi, że jedność transatlantycka gwałtownie się pogorszyła".

W ocenie węgierskiego premiera "istnieje ogromna przepaść pomiędzy +siłami pokojowymi+, kierowanymi przez prezydenta USA Donalda Trumpa, a przywódcami w Brukseli i Kijowie".

"Musimy przygotować Węgry do ataków z podwójną siłą, ponieważ Węgry są sojusznikiem prezydenta Trumpa" - zaznaczył Orban, ostrzegając przed "zintensyfikowanymi tajnymi operacjami, kampaniami oszczerstw i propagandą wojenną przeciwko Węgrom".

Premier zapewnił, że jego kraj "jest na to gotowy i będzie się bronić".

Na Węgrzech trwa obecnie referendum "Voks 2025", w którym rząd Orbana pyta swoich rodaków, czy popierają wejście Ukrainy do UE. W kraju rozwieszono plakaty z podobiznami prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen oraz lidera Europejskiej Partii Ludowej (EPL) Manfreda Webera z hasłem "Nie pozwólmy im decydować za nas".

PAP


31 maja - w przeddzień ukraińskiego ataku - Rosja przerzuciła 40 bombowców Tu-22M3 i ok. 20 proc. wszystkich Tu-95MS na lotnisko wojskowe Olenja. Jak podkreślił rosyjski ekspert wojskowy Jewgienij Damancew, było to największe przegrupowanie lotnictwa strategicznego. Rosjanie uważali, że to lotnisko wojskowe jest jednym z najlepiej chronionych.

x.com/Bielsat_pl


O ataku na lotnisko wojskowe Olenja na Półwyspie Kolskim przy granicy z Finlandią i Norwegią poinformowali jako pierwsi czytelnicy kanału “Ostorożno, nowosti”, którzy usłyszeli głośne wybuchy i zobaczyli dym pożaru. Na opublikowanych zdjęciach i nagraniach widać kłęby czarnego dymu. W bazie lotniczej Olenja stacjonują bombowce strategiczne Tu-22M3 i Tu-95MS, używane podczas ataków rakietowych na Ukrainę. 

Według opublikowanej przez kanał Baza relacji świadka drony wyleciały z naczepy ciężarówki zaparkowanej na stacji paliw przy wyjeździe z sąsiedniego Oleniegorska. 

– U nas w Oleniegorsku zaczęła się wojna. Za tym lasem widać dym. Fura stoi przy wjeździe [do miasta]. Kierowca przyjechał, biega w koło. Z jego ciążarówki wylatują drony i lecą w stronę Wysokiego. Mówi: “Podali mi punkt, kazali tu przyjechać i ktoś miał tu na mnie czekać”. Przyjechał, a tam drony wylatują. Jaka tam była strzelanina. Karabiny maszynowe, rakiety - opowiada zza kadru anonimowy mężczyzna.

Jak podaje Baza, kierowca ciężarówki został już zatrzymany. Prawdopodobnie nie wiedział, jaki ładunek przewozi. 

Doniesienia o ataku dronów dochodzą także z Syberii. Zauważyli je mieszkańcy wsi Srednij pod Usolskiem w obwodzie irkuckim. Mieści się tam baza lotnicza Biełaja, na której także bazują bombowce Tu-22M3. Na nagraniu widać, że niewielkie drony są uzbrojone w granaty kumulacyjne typu PG-7.

(...)

Źródła ukraińskiego portalu Babel w SBU potwierdziły z kolei, że zaatakowane zostały nie tylko bazy lotnicze Olenja i Biełaja, ale także Diagiljewo w obwodzie riazańskim i iwanowo w obwodzie iwanowskim. Drony miały też zaatakować lotnisko w Woskriesiensku w obwodzie moskiewskim. Nie wygląda ono jednak na bazę lotniczą, a raczej lotnisko aeroklubu. Możliwe jednak, że obiekt został został zajęty przez wojsko jako lotnisko zapasowe - dysponuje utwardzonym pasem startowym.

Taki sam atak ukraińskie siły specjalne miały dziś przeprowadzić w obwodzie amurskim na Dalekim Wschodzie. Tutaj jednak operacja nie powiodła się - drony wybuchły wewnątrz ciężarówki we wsi Sieryszewo przy granicy z Chinami. Obok znajduje się rosyjska baza lotnicza Ukrainka.

Kanał Syrena opublikował na Telegramie nagranie pożaru ciężarówki. W pewnym momencie do płonącego kontenera wchodzi mężczyzna, by następnie zginąć w wybuchu.

belsat.eu