Władze miasta Nanning w położonej na południu prowincji Guangxi podniosły w maju br. ceny biletów parkingowych. W efekcie dla mieszkańców podróżujących samochodami do i z pracy koszt parkowania wzrósł do nawet 100 juanów dziennie (57 zł).
W Pekinie czy Szanghaju nie wywołałoby wielkiego poruszenia, ale w Guangxi, jednej z biedniejszych prowincji Państwa Środka, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Przy sześciodniowym tygodniu pracy utrzymania takiej stawki oznacza w skali roku wydatek ok. 30 tys. juanów (ok. 17 tys. zł) - blisko 1/3 przeciętnego rocznego dochodu w regionie..
W mediach społecznościowych zaczęła się burza, po której burmistrz miasta, Hou Gang wycofał się z podwyżki i na specjalnej konferencji prasowej przeprosił mieszkańców. Skandal był tak duży, że w następnych dniach władze prowincji Zhejaing, Jiangsu i Shandong przystąpiły do walki ze zbyt wygórowanymi cenami biletów parkingowych w miastach.
W prowincji Henan w środkowych Chinach władze lokalne zaczęły fałszować odczyty z kontroli wagi ciężarówek i TIR-ów. Szacuje się, że wymuszone w ten sposób kary przyniosły prowincjonalnemu budżetowi w ciągu ostatnich dwóch lat ponad 270 tys. juanów (154 tys. zł).
Jednak ulubionym sposobem zdobywania funduszy przez władze lokalne stały się grzywny, w których wymierzaniu urzędnicy wykazują się wyjątkową kreatywnością. W Szanghaju pewien restaurator został ukarany mandatem w wysokości 5 tys. juanów (2860 zł) za… podanie pokrojonego ogórka bez odpowiedniej licencji. To kolejna sprawa, która wywołała oburzenie w mediach społecznościowych.
Z kolei w prowincji Shaanxi w centralnych Chinach jeszcze w ubiegłym roku sklep spożywczy został ukarany grzywną 66 tys. juanów (blisko 36 tys. zł) za sprzedaż 2,5 kg selera obniżonej jakości.
Niezależnie od absurdalności części grzywien stają się one coraz ważniejszym źródłem dochodu. Według analizy magazynu Caijing, opierającego się na oficjalnych danych rządowych, kary pieniężne w ciągu roku zwiększyły swój udział w dochodach władz prowincji Guangxi z 9 do 13,9 proc.
W przypadku położonej na północy prowincji Liaoning zanotowano wzrost z 7,1 do 10,6 proc, a w Yunanie, którego zadłużenie ocenia się na 1000 proc. w stosunku do dochodów, z 6,1 do 7,5 proc.
Niekiedy władze lokalne chodzą po prośbie. Jak poinformował lokalny oficjalny dziennik Changjiang Wang pod koniec maja władze miasta Wuhan zażądały od miejscowych firm, by jak najszybciej spłaciły długi wobec ratusza. Gazeta szacuje, że chodzi o 259 podmiotów - od firm prywatnych, przez państwowe, aż po agendy rządowe, które są winne miastu ponad 100 milionów juanów (57 mln zł).
Metoda nie przyniosła oczywiście zadowalających rezultatów, w związku z czym władze zaczęły oferować nagrody za przydatne informacje na temat zasobów finansowych swoich dłużników.
W kwietniu władze prowincji Guizhou w płd.-zach. Chinach oficjalnie przyznały, że są zagrożone bankructwem i zwróciły się do Pekinu z prośbą o pomoc.
Tymczasem zwykli ludzie zaczynają coraz mocniej odczuwać problemy finansowe władz lokalnych. Najprostszą reakcją na brak pieniędzy jest cięcie wydatków. Trwa ono już od kilku lat i najpierw dotyczyło sfery budżetowej. Oprócz obniżania wynagrodzenia, zaczęto redukować wszelkie benefity w postaci dodatków mieszkaniowych czy na ogrzewanie. Pogorszyło to sytuację urzędników i nauczycieli, których zarobki także w Chinach nie są oszałamiające.
W ostatnich miesiącach okazało się, że cięcia muszą iść dalej... "Pod nóż" poszła służba zdrowia, w pierwszej zaś kolejności opieka medyczna dla seniorów. To jednak nie wystarcza.
Na początku czerwca miasto Shangqiu w prowincji Henan o mały włos nie straciło komunikacji autobusowej. Tamtejszy zakład komunikacji miejskiej nie był w stanie zapłacić za ubezpieczenie swoich pojazdów, a nawet wypłacić pensji kierowcom. Zarząd firmy jako przyczynę tych problemów wskazał obcięcie rządowych subsydiów.
Przyczyny problemów finansowych chińskich władz lokalnych są złożone. Pierwotnego źródła można dopatrywać się w reformie administracyjno-finansowej końca lat 90. Pekin pozbawił wówczas władze lokalne większości dochodów z podatków.
Chodziło - z jednej strony - o koncentrację zasobów do dyspozycji rządu centralnego, z drugiej zaś - o ograniczenie środków, a tym samym ambicji bogatszych prowincji nadbrzeżnych, które coraz częściej lekceważyły polecenia płynące ze stolicy.
Jednocześnie rząd zaczął stawiać władzom lokalnym coraz bardziej ambitne cele rozwojowe. Głównym źródłem pieniędzy na ich realizację stało się dzierżawienie gruntów.
Władze lokalne miały gotówkę, ale ceną za to była niemalże nieskrępowana, chaotyczna działalność deweloperów, wiele chybionych inwestycji i wzrost korupcji. Gdy w chińskim sektorze nieruchomości zaczął się kryzys, prowincje i miasta utraciły najważniejsze źródło dochodów.
Na to wszystko nałożyła się pandemia, wraz z drenującymi zasoby ciągłymi lockdownami i testami. Szacunkowo w ub.r. dochody władz lokalnych spadły o 23 proc. podczas, gdy wydatki wzrosły o 6 proc. Zaczęły rozkwitać skomplikowane instrumenty finansowe, które - w imieniu władz - zaciągają długi. Po prawdzie pojawiły się one zresztą znacznie wcześniej i służyły zdobywaniu środków na inwestycje infrastrukturalne, często również chybione.
Najczęstszą metodą ich działania jest emisja obligacji, często jednak pożyczki są zaciągane z nieznanych źródeł i pozostają poza oficjalnym budżetem. Kryzysy w branży nieruchomości zmusił firmy operujące instrumentami finansowymi do przejęcia ponad połowy gruntów wydzierżawionych pod budownictwo mieszkaniowe, pogłębiając tym samym problemy budżetowe.
Jakie jest zadłużenie chińskich władz lokalnych? Pełnych danych nie ma, a wiarygodność tych oficjalnych jest kwestionowana w samych Chinach. Według hongkońskiej grupy inwestycyjnej CLSA w 2010 r. wynosiło ono 10,7 bln juanów (6,12 bln zł), a do końca 2022 r. osiągnęło rekordowe 79,1 bln juanów (45,2 bln zł); kwota ta uwzględnia ok. 10 bln juanów ukrytego długu.
Problem zadłużenia władz lokalnych ma charakter strukturalny i rozwiązanie zależy od rządu centralnego. Ten jednak unika decyzji, która w praktyce oznaczałaby wybór, kto poniesie koszty spisania na straty przewartościowanych aktywów infrastrukturalnych. To zaś stanowi kolejny czynnik destabilizujący - i tak już rozchwiany - system finansowy.
Na razie Bank Ludowy Chin obniża stopy procentowe, zmniejszając koszt obsługi długów, a premier Li Keqiang wzywa władze lokalne, by „z całą stanowczością położyły kres arbitralnym opłatom i grzywnom”. Tymczasem na rynkach rosną obawy, że jeszcze w tym roku zadłużenie chińskich władz lokalnych może doprowadzić do kolejnego kryzysu - jeszcze gorszego niż ten w sektorze nieruchomości.
wnp.pl