Dla rosyjskich (a przed nimi radzieckich) przywódców zawsze niezwykle ważne było, by ściągnąć do kraju jak największą liczbę zagranicznych głów państwa na obchody Dnia Zwycięstwa. Z pompą udało im się to zrobić tylko dwa razy – w 50. i 60. rocznicę zwycięstwa nad Niemcami.
Obok Jelcyna (w 1995 r.), a potem Putina (w 2005 r.) stali wtedy dosłownie wszyscy najważniejsi ludzie świata — przywódcy USA, Chin, Niemiec, Indii, Francji, Japonii, a także prezydent Ukrainy, sekretarz generalny ONZ i najwyższe władze 50 mniejszych państw.
Po pierwszej inwazji na Ukrainę (od 2014 r.) liczba zagranicznych gości w Moskwie gwałtownie spadła, a po drugiej (od 2022 r.) skurczyła się do całkowicie podporządkowanych Putinowi przyjaciół, głównie prezydentów krajów z Azji Środkowej.
W tym roku, korzystając z okrągłej rocznicy i zmiany władzy w USA, Putin chciał zorganizować coś podobnego do tego, co miało miejsce 20 lat temu. Gwiazdą jego show miał być Donald Trump — na jego przybyciu zależało mu najbardziej. Obecność obok Putina ważnych przywódców dałaby społeczności międzynarodowej do zrozumienia, że gospodarz nie jest już wyrzutkiem. Nieprzychylni mu Europejczycy sami wyglądaliby na odizolowanych.
Chociaż Putinowi udało się ściągnąć do Moskwy kilkudziesięciu najważniejszych polityków, ich przyjazd nie wyciągnął Rosji z izolacji, w której się znajduje. Jedyny naprawdę potężny z nich — Xi Jinping — już w 2023 r. przyjechał z wizytą państwową do Rosji. Nie przeszkadzał mu zachodni bojkot tego kraju.
Podobnie było w przypadku wielu przywódców z Afryki. Wojna rosyjsko-ukraińska nie przeszkodziła im dotąd w tym, by korzystać z gościnności Putina. Nie przeszkadza im również teraz. Jedynym większym znakiem jest pojawienie się w Moskwie na obchodach prezydenta Brazylii. Luiz Inacio Lula da Silva sam czuł potrzebę nadania tej wizycie pozytywnego wydźwięku, dlatego ogłosił, że nie jedzie tylko po to, by obejrzeć paradę, ale udaje się z pewną "misją pokojową".
W maju 2025 r. w kwestii prowadzenia działań wojennych putinowska Rosja nadal będzie zależna od wsparcia zaledwie kilku przywódców. Ich lista nie wydłużyła się przez ostatnie lata.
Co znamienne, tylko jeden przywódca z tej listy — Xi Jinping — przyjechał do Moskwy na obchody Dnia Zwycięstwa. Kim Dzng Un, Ali Chamenei, Narendra Modi, Mohammed bin Salman — żaden z nich nie miał nawet takiego zamiaru.
Tylko ci ludzie i państwa, które za nimi stoją, mają fundamentalne znaczenie dla reżimu Putina i sprawiają, że może on kontynuować wojnę. Pochlebne wypowiedzi słowackiego premiera Fico i serbskiego prezydenta Vucicia na nic się zdają, a wielotygodniowe spekulacje, czy dany polityk pojawi się na paradzie, czy jednak wymówi się chorobą, wyglądają kuriozalnie.
(...)
Braterstwo Rosjan z Koreańczykami z Korei Północnej to prawdziwe braterstwo broni. Nie chodzi tylko o to, że Kim wysłał na front co najmniej 14 tys. swoich żołnierzy, z których 4700 już zginęło lub zostało rannych. Wojna Rosji przeciwko Ukrainie złamała zwyczajową i jakby oczywistą hierarchię wojskową na całym świecie. Okazało się, że biedna i niewielka, ale całkowicie zmilitaryzowana Korea Północna, może dostarczyć Rosji więcej broni niż potężne i bogate kraje Zachodu Ukrainie.
"Dostawy z Korei Północnej niewątpliwie zmieniły przebieg wojny w Ukrainie" — do takiego wniosku doszli specjaliści z Open Space Centre w swoim raporcie. Jeśli więc odrzucić mniej lub bardziej dekoracyjnych przyjaciół, głównymi zewnętrznymi filarami reżimu Putina pozostają Chiny i Korea Północna. Nawet tak użyteczni partnerzy, jak Iran i Indie, są obecnie zbyt zajęci sobą.
Głównym problemem Putina nie są jednak oni, a tania ropa. A nią rządzi Arabia Saudyjska. Saudyjczyków nie można nazwać sympatykami Putina — są oni jego konkurentami handlowymi. Są też jednak partnerami, z którymi uzgodnił utrzymanie cen ropy i na których współpracę najwyraźniej liczył.
Teraz nagle postanowili, że bardziej opłaca im się grać na taniej ropie niż ograniczać jej wydobycie. Na posiedzeniach OPEC+ wysłannicy Putina muszą jednak udawać konstruktywne rozmowy, bo inaczej tylko pogorszą sytuację. W związku ze spadkiem cen ropy rosyjskie Ministerstwo Finansów podniosło już planowany deficyt na 2025 r. — z 1,2 bln rubli (54,9 mld zł) do 3,8 bln (173,8 mld zł), co odpowiada 1,7 proc. rosyjskiego PKB. Dość dużo — a to dopiero początek.
onet.pl/The Moscow Times