środa, 28 czerwca 2023


Jak donosi portal Meduza.io, Łukaszenka w piątek 23 czerwca jeszcze nie zwracał uwagi na informacje dobiegające z Rostowa w Rosji, ale w sobotę pojawił się niepokój. Putin miał nazwać marsz grupy Wagnera zamętem. - Wszyscy siedzieli pod miotłą. A po walce tylko umiemy wymachiwać rękami i radzić: Lać go, lać go, lać - mówił Łukaszenka. Putin miał poinformować go o swoich planach zaledwie 10 minut po wygłoszeniu przemówienia. - Pojąłem, że sytuacja jest trudna i że podjęto brutalną decyzję - lać ich - brzmiała relacja Łukaszenki.

Prezydent Białorusi miał zasugerować, żeby Putin nie śpieszył się z radykalnymi decyzjami i porozmawiał z Prigożynem i jego dowódcami. - Sasza, to nie ma sensu. Nie odbiera telefonu - odpowiedział Putin. Łukaszenka zapytał, gdzie przebywa szef grupy Wagnera. Kiedy dowiedział się, że ten jest w Rostowie, podjął próbę kontaktu. - Zły pokój jest lepszy niż jakakolwiek wojna - miał oznajmić Łukaszenka. Prezydent Rosji podobno stwierdził, że sytuacja na froncie jest "o dziwo lepsza niż kiedykolwiek". O godzinie 11:00 udało się skontaktować z Prigożynem poproszonym do telefonu przez wiceministra obrony Federacji Rosyjskiej Jewkurowa. - Prigożyn był w jakiejś euforii - relacjonował Łukaszenka. 

- Przez pierwsze 30 minut rozmawialiśmy wyłącznie wulgaryzmami - twierdził Łukaszenka. Prezydent Białorusi miał poinformować Prigożyna, że nikt nie da mu Szojgu ani Gierasimowa. Dodatkowo Putin miał odmówić spotkania i rozmowy telefonicznej z szefem wagnerowców. - Ale my chcemy sprawiedliwości! Chcą nas udusić! Pojedziemy na Moskwę! - miał krzyczeć Prigożyn, na co Łukaszenka miał odpowiedzieć: "W połowie drogi zgniotą cię po prostu jak robaka". Zdaniem prezydenta Białorusi przekonywanie zajęło dużo czasu, w końcu oznajmił, że przygotowano brygadę i Moskwa będzie broniona tak jak w 1941 r. - I nie chodzi o to, że Rosja jest naszą ojczyzną. Ale dlatego, że gdyby zamęt rozprzestrzenił się na całą Rosję, a istniały ku temu kolosalne przesłanki, to następni bylibyśmy my - relacjonował Łukaszenka i dodał, że nakazał swoim mediom, żeby nie heroizowały jego, Putina albo Prigożyna. 

Początkowo zarówno Putin, jak i Łukaszenka mieli przypuszczać, że sytuacja w Rosji się uspokoi, ale zamiast tego zaczęła się rozwijać. - Jewgienij, żadnego rozlewu krwi, inaczej nie będzie żadnych negocjacji - miał ostrzec Białorusin. Prigożyn miał w odpowiedzi około godziny 17:00 przysiąc i zrezygnować z żądań wydania Szojgu i Gieasimowa. - Akceptuję wszystkie warunki. Ale co mam zrobić? Jeśli przestaniemy, zaczną nas lać - miał stwierdzić Prigożyn. Łukaszenka zapewnił, że tak się nie stanie i namówił szefa rosyjskiego FSB Aleksandra Bortnikowa, żeby nie decydował się na rozwiązania siłowe. - Przecież nie jestem głupi, rozumiem, co może się wydarzyć - miał odpowiedzieć Bortnikow. Prigożyn otrzymał od Łukaszenki gwarancję, że zostanie przyjęty w Białorusi i będzie bezpieczny wraz z grupą Wagnera. 

Przed wieczorem pojawiła się pod Moskwą linia obrony. Putin miał poinformować Łukaszenkę, że nawet kadeci są uzbrojeni jak w trakcie wojny. W rezerwie znalazła się policja. Zarówno na Kremlu, jak i w pobliżu zgromadzono 10 tys. żołnierzy. Łukaszenka miał obawiać się, że jeżeli grupa Wagnera zbliży się do miasta, dojdzie do rozlewu krwi. W tym czasie szef rosyjskiego FSB rozmawiał z Prigożynem. Kiedy ustalili szczegóły porozumienia, Grupa Wagnera zawróciła do okopów w obwodzie Ługańskim. Zdaniem Łukaszenki minister Obrony Białorusi Wiktor Chrenin stwierdził, że przydałaby się taka jednostka jak grupa Wagnera w armii. - Nie zbudowaliśmy jeszcze żadnych obozów dla PKW Wagnera. Ale jeśli będą chcieli, to ich rozmieścimy - miał twierdzić Łukaszenka podczas przemowy do żołnierzy.

gazeta.pl