We współczesnym świecie wojna jest dużym zagrożeniem i wyzwaniem dla demokracji, które nie czerpią z niej żadnych korzyści, a ponoszą jedynie straty. To zasadniczo odróżnia demokracje od dyktatur, które – jak nietrudno się domyślić – wiele zyskują na konfliktach zbrojnych. /??? - red./
Stany Zjednoczone próbowały powstrzymać Putina, a nawet dały Ukrainie – dzięki działaniom prezydenta Zełenskiego – znacznie więcej broni, niż pierwotnie planowały. Niewątpliwie liczyły na to, że podczas letniej ofensywy w 2023 r. Siły Zbrojne Ukrainy odetną korytarz lądowy na Krym, co sprawi, że główny nabytek Putina będzie zagrożony i zmusi rosyjskiego prezydenta do negocjacji.
Kiedy jednak okazało się, że armia rosyjska okopała się na swoich pozycjach, koszty przedsięwzięcia dla Stanów Zjednoczonych stały się nieracjonalnie wysokie. Pomoc Ukrainie zmieniła się z dobrowolnego wsparcia w zobowiązanie, którego politycy próbują pozbyć się przed wyborami.
Jednocześnie nie widać żadnych oznak zmuszania Ukrainy do zawarcia pokoju, poza ograniczeniem dostaw broni. Można założyć, że w przypadku zintensyfikowania ataków wojsk rosyjskich Zachód dostarczy broń w ilości, która nie pozwoli Putinowi na dokonanie przełomu. To strategia charakterystyczna dla demokracji — jest ona bowiem zaprojektowana w taki sposób, że pozwala podejmować decyzje w dowolnym momencie — tak, by zminimalizować ryzyko polityczne dla rządzących.
W XVIII lub XIX w. państwo znajdujące się na miejscu Ukrainy po krótkim bohaterskim oporze zostałoby szybko pokonane. W dzisiejszych czasach Ukraina, która wciąż walczy głównie dzięki wsparciu innych państw, będzie bronić się tak długo, aż obie strony wykończą się nawzajem.
Równocześnie politycy obu stron nie będą w stanie ani przeprowadzić mobilizacji na dużą skalę (spotkałoby się to z wielkim sprzeciwem społeczeństwa), ani wystąpić z propozycją zawarcia pokoju (zostaliby za to odwołani ze stanowisk), ani zreformować kraju i jego gospodarki (wojna to nie czas na zmiany gospodarcze).
W takich warunkach Putin będzie nadal atakował, wierząc w to, że zwycięstwo jest już na horyzoncie – a ten horyzont będzie się stale oddalał. Ukraińscy przywódcy nie będą mogli nawet wspomnieć o propozycji zakończenia wojny, ponieważ zostaną odwołani ze stanowisk i okrzyknięci agentami Kremla. Zamiast tego będą w nieskończoność obiecywać wyborcom upadek Rosji i powrót do granic z 1991 r.
Najbardziej odbije się to na ukraińskiej armii, ale ta nie ma wielkiego wyboru. Przewrót wojskowy położyłby kres dalszej pomocy dla Ukrainy, a poddanie się doprowadziłoby do katastrofy.
Putin już dawno dał jasno do zrozumienia, jak postrzega sąsiedni kraj. Nie uważa walczących o niepodległość Ukraińców za przeciwników wojskowych – według niego są oni przestępcami i nazistami, których należy głodzić, torturować i poddawać pokazowym procesom. Gdyby nie ta skrajna postawa, historia tej wojny mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej. Z drugiej jednak strony – bez niej może w ogóle nie doszłoby do konfliktu zbrojnego.
onet.pl/Nowa Gazieta