środa, 27 kwietnia 2022


Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy potwierdził kolejne postępy agresora w rejonach najintensywniejszych walk na styku obwodów charkowskiego, donieckiego i ługańskiego. Siły najeźdźcze rozwinęły powodzenie na prawym skrzydle działań na kierunku miasta Barwinkowe, przełamując obronę w Zawodach i podchodząc pod miejscowość Wełyka Komyszuwacha. Ponadto zwiększyły zgrupowanie w rejonie Iziumu o dwie batalionowe grupy taktyczne. W Donbasie Rosjanie kontynuują natarcie na kierunku Słowiańska, gdzie całkowicie wyparły obrońców z wsi Zariczne, a także – po zajęciu miejscowości Nowotoszkiwśke – na pozycje ukraińskie na południe od Siewierodoniecka. Postępy agresor ma jednak okupywać dużymi stratami. Starcia, ostrzał i bombardowanie trwały również na pozostałych kierunkach działań w obwodach donieckim, zaporoskim i na pograniczu obwodów chersońskiego, mikołajowskiego i dniepropetrowskiego. Obrońcy mieli przywrócić kontrolę nad trzema wsiami na zachód od Snihuriwki w obwodzie mikołajowskim, z kolei dowództwo operacyjne „Południe” poinformowało o ostrzelaniu pozycji przeciwnika na Wyspie Wężowej.

Rosjanie kontynuują ataki na obiekty infrastruktury krytycznej. Wskutek dwukrotnego uderzenia rakietowego zniszczony został most kolejowy nad Limanem Dniestru (w rejonie Białogrodu nad Dniestrem), na głównej trasie wsparcia od strony Rumunii. Rakiety spadły także na Połtawę. Bezpośrednim celem ostrzału artyleryjskiego na południu obwodu dniepropetrowskiego stała się zaś po raz pierwszy Elektrociepłownia Krzyworoska w Zełenodolśku. Najeźdźcy usiłują też na wszelkie sposoby zwiększyć zdolności rozpoznania pozycji ukraińskich, m.in. poprzez zastraszanie i wykorzystywanie cywilów – np. zmuszają kobiety do lokalizowania punktów oporu, grożąc rozstrzelaniem ich dzieci.

W obwodzie biełgorodzkim doszło do pożaru składu amunicji. Przyczyn zdarzenia nie ustalono. Jest to kolejny incydent związany ze zniszczeniem obiektu infrastruktury krytycznej w tym obwodzie, na którego terytorium wprowadzono stan wysokiego zagrożenia terrorystycznego. Federalna Służba Bezpieczeństwa zatrzymała dwóch obywateli FR, rzekomych zwolenników „ukraińskiego nazizmu”, którzy mieli planować uszkodzenie torów kolejowych. Wydarzenia te są przez Rosję wykorzystywane do podtrzymywania tezy o agresywnych, grożących bezpieczeństwu ludności cywilnej działaniach sił ukraińskich na jej terytorium.

Trwa operacja rosyjskich służb specjalnych obliczona na zdestabilizowanie sytuacji w Naddniestrzu. Według rosyjskich mediów w rejonie Kołbasnej, gdzie znajdują się rosyjskie składy amunicji, doszło do użycia broni, a w nocy rzekomo zaobserwowano kilka ukraińskich dronów. Zdaniem prezydenta Wołodymyra Zełenskiego informacje o kolejnych incydentach na tych terenach i sugestie, że stoi za nimi Ukraina, mają zmusić Kiszyniów do wycofania poparcia dla niej. Postawienie w stan gotowości wojsk rosyjskich i separatystycznych w Naddniestrzu (łącznie ok. 1400 ludzi) ma stworzyć wrażenie przygotowania do uderzenia na stolicę Mołdawii.

26 kwietnia obrońcy Mariupola przekazali, że na obiekty Azowstali przeprowadzono 35 nalotów, a pod gruzami uwięzieni są ludzie. Władze miasta podały, że na terenie zakładów znajduje się 2 tys. cywilów, i opublikowały drastyczne zdjęcia rozlokowanego tam prowizorycznego szpitala, w którym brakuje leków i panują dramatyczne warunki sanitarne. Z Azowstali zaczynają napływać głosy o zdradzie władz, które „porzuciły swoich bohaterów na pewną śmierć”. Tymczasem Kreml kontynuuje budowę fałszywej narracji wokół sytuacji w Mariupolu. Putin stwierdził, że miasto zostało „wyzwolone” przez armię rosyjską. Dodał też, że Kijów powinien wydać obrońcom z Azowstali rozkaz złożenia broni, a siły rosyjskie są gotowe zagwarantować im ocalenie.

Wyznaczono władze okupacyjne w Chersoniu. Przewodniczącym administracji obwodowej został Wołodymyr Saldo (mer miasta w latach 2002–2012 i deputowany Partii Regionów), a merem – Ołeksandr Kobeć (kierowca poprzedniego mera). Posunięcia te są elementem przygotowań do pseudoreferendum, mającego być podstawą do utworzenia tzw. Chersońskiej Republiki Ludowej. Działania agresora nie zmniejszyły jednak nastrojów protestacyjnych w mieście, a 27 kwietnia odbył się tam kolejny wiec proukraiński. Uczestników rozproszono przy użyciu granatów hukowych i gazu łzawiącego (cztery osoby zostały ranne). W okupowanych miejscowościach obwodu zaporoskiego wydano zarządzenie wprowadzenia od 2 maja rosyjskiego programu nauczania w szkołach. Według doniesień ukraińskich kilkudziesięciu pedagogów zrezygnowało z pracy w celu uniknięcia kooperacji z wrogiem.

Niepowodzeniem zakończyła się wizyta sekretarza generalnego ONZ António Guterresa w Moskwie 26 kwietnia. Rosja odrzuciła propozycję powołania trójstronnej grupy kontaktowej (Rosja, Ukraina, ONZ), której zadaniem byłaby organizacja korytarzy humanitarnych. 25 kwietnia Guterres odwiedził Turcję, gdzie omówił z prezydentem Recepem Tayyipem Erdoğanem kwestię negocjacji pokojowych między Ukrainą a Rosją, zaś 27 kwietnia spotkał się w Rzeszowie z Andrzejem Dudą. 28 kwietnia ma złożyć wizytę w Kijowie.

26 kwietnia, w 36. rocznicę katastrofy w Czarnobylu, trzy rosyjskie pociski przeleciały nad trzema ukraińskimi elektrowniami atomowymi. Prezydent Zełenski podkreślił, że konieczne jest zapewnienie globalnej kontroli nad rosyjskimi obiektami i technologiami jądrowymi. Stwierdził też, że po tym, co wojska agresora zrobiły w Czarnobylu i Zaporożu, świat nie może czuć się bezpiecznie. Z kolei szef MSZ Dmytro Kułeba oznajmił, że rosyjskie pogróżki dotyczące użycia broni jądrowej podyktowane są niepowodzeniami w wojnie z Ukrainą, i zaapelował o nieuleganie lękowi.

26 kwietnia, drugi dzień z kolei, nie działał żaden korytarz ewakuacyjny. Strona ukraińska koncentrowała się na ewakuacji z Mariupola – zabiegała o uruchomienie dwóch korytarzy: jednego dla mieszkańców miasta, a drugiego dla chroniących się na terenie zakładów Azowstal. 27 kwietnia Koleje Ukraińskie realizują połączenia ewakuacyjne na sześciu trasach ze wschodu na zachód kraju.

Według Straży Granicznej RP od początku wojny z Ukrainy do Polski wyjechało 2,98 mln osób, a 26 kwietnia – 21,4 tys. (wzrost o 56% względem dnia poprzedniego). Granicę w przeciwnym kierunku przekroczyło wczoraj 15,4 tys. ludzi, zaś od 24 lutego – 886 tys.

Rząd w Kijowie przy udziale Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża uruchomi kolejny program wsparcia osób wewnętrznie przesiedlonych, w ramach którego każda z nich otrzyma świadczenie w wysokości 2500 hrywien (85 dolarów). Zgodnie z szacunkami władz do przyznania go kwalifikuje się prawie milion obywateli – w pierwszej kolejności chodzi o przesiedleńców z terytoriów okupowanych i stref walk. Obecnie działa już rządowy program zakładający wypłatę 2000 hrywien (68 dolarów) każdemu dorosłemu przesiedleńcowi oraz 3000 hrywien (102 dolary) na każde dziecko.

Komentarz

Brak oznak zapowiadanej wcześniej zmasowanej ofensywy rosyjskiej na wschodzie Ukrainy nie oznacza, że sytuacja na linii styczności wojsk nie ulega zmianom. W stanowiącym aktualnie główny rejon walk obszarze styku obwodów charkowskiego, donieckiego i ługańskiego agresor nieustannie ponawia natarcia i coraz częściej osiąga w nich powodzenie, wypierając obrońców z kolejnych miejscowości. Jego postępy terenowe są niewielkie, rzędu kilku kilometrów na dobę, i najprawdopodobniej okupione dużymi stratami. Z ukraińskich doniesień wynika, że przeciwnik systematycznie wzmacnia swoje siły, co pozwala mu kontynuować działania w dotychczasowym trybie. Obserwowane postępy świadczą o rosnącym wyczerpaniu obrońców, spowodowanym nie tylko permanentnymi atakami i ostrzałem, lecz także coraz większymi utrudnieniami w dostawach wsparcia i zaopatrzenia, wynikającymi z powtarzających się uderzeń wroga na magazyny i infrastrukturę krytyczną (szczególnie transportową). Kwestią otwartą pozostaje zdolność armii ukraińskiej do przeprowadzania rotacji jednostek na najbardziej zagrożonych obszarach.

Napięta sytuacja wokół Naddniestrza sprawia, że w mediach pojawiają się informacje sugerujące, iż region może się stać kolejnym teatrem wojny. Budzi to zaniepokojenie władz w Kiszyniowie, które chcą zachować neutralność i nie dopuścić do bezpośredniego zaangażowania Mołdawii w konflikt. Scenariusz zakładający rosyjski desant morski w zachodniej części obwodu odeskiego, zajęcie Białogrodu nad Dniestrem i otwarcie drogi na Kiszyniów byłby jednak trudny do realizacji. Przeprowadzenie takiej operacji wymagałoby bowiem wsparcia lądowego zgrupowania sił rosyjskich w kierunku Naddniestrza, co w obecnej sytuacji nie jest możliwe.

osw.waw.pl

W The Hundred trzech światowej klasy analityków rosyjskiego wojska wyjaśnia, dlaczego radziło sobie gorzej niż oczekiwano na Ukrainie. Za sobą mają wieloletnie doświadczenie w badaniach i kształtowaniu polityki.

Rob Lee, Foreign Policy Research Institute:

5 głównych powodów: rosyjskie wojsko ma większe słabości, niż się spodziewałem; cele polityczne tej wojny były nierealistyczne i trudne do osiągnięcia siłą militarną; Rosja przyjęła bardzo kiepski plan wojenny, który pogorszył słabości jej wojska i nie uwzględnił jej mocnych stron; Ukraina jest dużym krajem z bardzo kompetentnym wojskiem, a przywódcy Rosji postanowili nie informować swoich żołnierzy przed wyruszeniem na wojnę, co zaostrzyło prawie każdy problem, z jakim rosyjskie wojsko boryka się na Ukrainie. Wojsko rosyjskie zostało przygotowane na porażkę.

Michael Kofman, CNA:

Patrząc konkretnie na Rosję, za słabe wyniki w największym stopniu odpowiadają cztery czynniki. Po pierwsze, rozpoczęcie wojny jako operacji zmiany reżimu, zakładającej szybkie zwycięstwo i kapitulację Ukrainy, zamiast planowania i organizowania wielkiej wojny. Po drugie, ujawnianie rozkazów żołnierzom w ostatniej chwili, pozostawiając ich materialnie i psychicznie nieprzygotowanych oraz wprowadzając ich w błąd co do natury konfliktu. Po trzecie, zatrudnianie wojska, które nie zostało zaprojektowane do prowadzenia tego rodzaju wojny na poziomie obsady w czasie pokoju, bez mobilizacji. Wreszcie postsowiecka armia rosyjska nie próbowała czegoś na ten zakres i w większości przypadków nie była w stanie wykonać na taką skalę.

Dara Massicot, RAND Corporation:

Ta operacja trwa, ponieważ ci, którzy ją zaplanowali, utknęli na skrzyżowaniu rosyjskiej imperialnej pychy i sowieckiej tajemnicy. Rosjanie nie doceniali woli i zdolności oporu przeciwników, podobnie jak nie doceniali zdolności Ukraińców do asymilacji zachodniego poparcia. Wydaje się, że rosyjskie wojsko zaplanowało tę wojnę w małej tajnej grupie i wydaje się, że do ostatniej chwili nie poinformowało wielu swoich żołnierzy. Nie wykorzystała też czasu z miesięcy przed wojną na odpowiednie przeszkolenie ich do nadchodzących zadań.  

thehundred.substack.com

W pierwszej fazie rosyjskiej inwazji, która zakończyła się wraz z wycofaniem sił  agresora z kierunku kijowskiego, rejon walk w Donbasie znajdował się niejako w cieniu medialnych relacji. Media, więc i występujący w nich eksperci, skupiali się przede wszystkim na tych kierunkach działań, gdzie postępy rosyjskich wojsk, ale i ponoszone straty, były najbardziej „spektakularne". Istotny wpływ na tę sytuację miał też z pewnością znikomy dostęp do relacji w mediach społecznościowych o walkach w Donbasie.  Można dywagować dlaczego tak się działo. Zapewne strona ukraińska, bo ich materiałami się głównie posługujemy, nie zanotowała tak spektakularnych sukcesów jak w Buczy (zniszczenie kolumny wojsk powietrzno-desantowych) czy Browarach (zmuszenie do odwrotu pancernej pułkowej grupy taktycznej). Ponadto relatywnie ciągła linia walk, nie pozwalała na efektywne działania lekkiej piechoty, stosującej taktykę małych jednostek i często prezentującej swoje zasadzki w mediach.

Tak czy inaczej, świat śledził głównie postępy na kierunku kijowskim, obronę Charkowa, walki 1 Brygady Pancernej pod Czernichowem, czy też rosyjski rajd na Chersoń. Tymczasem równie ciężkie walki toczyły się na centralnym odcinku działań czyli na granicy z  separatystycznymi „ republikami" – Ługańską i Doniecką. Rosyjski napór powstrzymywały tam przede wszystkim ukraińskie brygady zmechanizowane wpierane przez jednostki gwardii narodowej. Sam przebieg walk pozwala na ukształtowanie innego ich obrazu niż wspomnianych powyżej kierunkach.  Siły ukraińskie stawiły równie zacięty opór, ale nie mogły oprzeć obrony o tereny zurbanizowane. Tutaj też pozwolili żeby „walczył teren", ale jako przygotowywane przez lata kolejne linie fortyfikacji. Nie twórzmy mylnego obrazu kolejnej Linii Maginota, raczej systemu plutonowych punktów oporu i zaplanowanych wcześniej rejonów ostrzałów artyleryjskich oraz manewrowych odwodów pancernych. Taki system zapewniał równocześnie obronę uporczywą w oparciu o elementy fortyfikacji ziemnych, możliwości szybkiego i skutecznego rażenia ogniem artylerii oraz elastyczność poprzez manewrowanie elementami pancernymi.

Rosjanie na tych kierunkach bynajmniej nie zlekceważyli sił ukraińskich. Nikt nie próbował działań rajdowych, czy desantów wojsk aeromobilnych. Natarcie rosyjskie rozpoczęło się co prawda na całej linii styczności wojsk, ale jednostki nacierające frontalnie miały raczej wiązać walką i wykrwawiać brygady ukraińskie, natomiast główny wysiłek Rosjanie skupili od początku na oskrzydlaniu rejonu byłego ATO. Od pierwszego dnia atakujący, wykorzystywali przewagę powietrzną oraz w środkach rażeniach rakietowych i artyleryjskich. Zaczęło to przynosić efekty, ponieważ napór ze skrzydeł zmuszał obronę ukraińską do rozciągania własnych linii, a powtarzane co jakiś uderzenia przełamujące zmuszały do kontrataków. Zagrożenie oskrzydleniem bądź rozczłonkowaniem ugrupowania bojowego spowodowało, że brygady ukraińskie, powoli ale jednak, oddawały teren. Przy czym większe powodzenie Rosjanie uzyskali na skrzydłach co finalnie doprowadziło do powstania obecnej sytuacji taktycznej, czyli „łuku donieckiego".

Z końcem marca siły rosyjskie rozpoczęły wymuszony odwrót zarówno z północno-zachodniego, jak i południowo-wschodniego kierunku kijowskiego. Zakończyło to operację, mającą na celu okrążenie stolicy Ukrainy. Związki operacyjne z kierunku południowo-wschodniego ostatecznie wykonały raczej zwrot operacyjny niż odwrót, przemieszczając się bezpośrednio na Izjum i często wchodząc do walki niemal bezpośrednio z marszu. Siły rosyjskie z kierunku północno-zachodniego rozpoczęły przemieszczenie omijając łukiem Czernichów, Sumy i Charków oraz odtwarzając po drodze zdolność bojową. Po drodze wchłonęły mocno przetrzebione przez armię ukraińską jednostki spod Czernichowa i częściowo Charkowa. Samo przemieszczenie zajęło Rosjanom ponad dwa tygodnie, co nie jest wcale długim czasem, biorąc pod uwagę, że niektóre z jednostek miały do pokonania tysiąc kilometrową trasę, a większość wymagała uzupełnień lub wręcz przeformowania. W znakomitej większości skoncentrowały się w rejonach wyjściowych na kierunku Rubiżne i częściowo Popasna. Ponadto siły rosyjskie na kierunku Popasna zostały wzmocnione przez świeże batalionowe grupy taktyczne, ściągnięte z terytorium Rosji. Do kilkunastu batalionowych grup taktycznych skoncentrowano na kierunku Gorłówki, jednak siły te były zapewne mniejsze od zakładanych, ze względu na trwające wciąż walki w Mariupolu.

Armia ukraińska również rozpoczęła wzmacnianie swoich sił w rejonie Donbasu. Z dostępnych danych można wnioskować, że ukraińskie brygady odwodowe (zmechanizowane i pancerne) nie weszły jednak do rejonu zagrożonego okrążeniem, pozostały na zewnątrz potencjalnego kotła, czyli na zachód od Kramatorska i  Słowiańska. Część ukraińskich odwodów musiała się znajdować na zachód od Gorłówki. Ukraińskie dowództwo spodziewało się zapewne głównego uderzenia przede wszystkim w rejonie Izjum, na które cały czas nacierali Rosjanie oraz kolejnego z rejonu na zachód od Gorłówki. Uderzenia te stworzyłyby „szczypce" zamykające w okrążeniu siły ukraińskie w Donbasie. Pozostawienie odwodów w pozycji zewnętrznej po potencjalnego okrążenia, pozwoliłoby stronie ukraińskiej na skrzydłowe uderzenia na posuwające się natarcie rosyjskie, jego rozkawałkowanie i rozbicie. Z drugiej strony, skazywało jednak ukraińskie brygady walczące już z Rosjanami na uporczywą obronę, a nawet chwilowe okrążenie. Możliwe to było jedynie ze względu na wysokie morale i wolę walki żołnierzy z tych jednostek.

Oficjalnie za początek ofensywy rosyjskiej w Donbasie przyjęto 18 kwietnia, natomiast warto zauważyć, że rosyjski napór na głównych kierunkach uderzenia (Izjum, Rubiżne, Popasna, Gorłówka) dał się zauważyć co najmniej tydzień wcześniej. Natomiast 18 kwietnia do natarcia ruszył zapewne główny rzut operacyjny. Całość rosyjskich sił zgromadzonych do tej operacji określa się na od 65 tysięcy (dowództwo ukraińskie) do 80 tysięcy (źródła zachodnie). Natarcie zostało poprzedzone silnym ostrzałem artyleryjskim i uderzeniami z powietrza. 

Co możemy powiedzieć po tygodniu walk? Wydaje się, że dowodzący siłami rosyjskimi na teatrze ukraińskim generał A. Dwornikow zaplanował operację inaczej niż spodziewało się zarówno dowództwo ukraińskie jak i zachodni analitycy. W chwili obecnej nic nie wskazuje na to, żeby plany rosyjskie zakładały dwustronne ( z kierunku Izjum i na zachód od Gorłówki) głębokie działania okrążające. Obserwując natężenie walk, owszem widać ciągły napór wojsk rosyjskich z Izjum, ale trwa on nieprzerwanie od tygodni. Walczące tam brygady ukraińskie poniosły z pewnością do chwili obecnej znaczne straty. Daje to Rosjanom nadzieje na uzyskanie pewnego powodzenia. Natomiast główny wysiłek rosyjskiej ofensywy skupił się na kierunkach centralnych „łuku donieckiego", czyli na Obiżne i Popasna. Jest to działanie mało finezyjne, ponieważ zakłada uderzenia czołowe na pozycje ukraińskie. Dwornikow postawił na przewagę w artylerii i lotnictwie poprawiając ich współdziałanie rodzajów broni. Atak na szerokim froncie, pozwala Rosjanom na wprowadzanie do walki kolejnych batalionowych i pułkowych grup taktycznych tam gdzie uzyskują powodzenie.  Nie lekceważy przy tym zdolności przeciwnika, który wielokrotnie pokazał swoją przewagę, zarówno w działaniach taktycznych jak i woli walki. Równocześnie taktyka rosyjska pozwala na relatywnie dobre zabezpieczenie tyłów, nie odsłania skrzydeł przy uzyskaniu powodzenia i nie wymaga dużej samodzielności od dowódców szczebla taktycznego. Czyli Dwornikow walczy po prostu tym co ma, najwyraźniej zdając sobie sprawę z licznych słabości i nielicznych przewag własnych sił.

defence24.pl

Ceny ropy naftowej w XX wieku utrzymywały się w ujęciu realnym na stałym poziomie aż do lat 70. XX wieku. Jakkolwiek niewiarygodnie to brzmi, do roku 1970 wahały się między 1 a 2 dolary za baryłkę. Rynkiem ropy wstrząsnęły dopiero dwa brzemienne w skutki wydarzenia z pierwszej połowy lat 1970.: zniesienie przez prezydenta Nixona wymienialności dolara na złoto w 1971 r. oraz szok naftowy z 1973 r.

Swoje zrobiła także postępująca finansyzacja gospodarki, zwłaszcza rozwój instrumentów pochodnych. Ceny ropy zależą odtąd nie tylko od podaży i popytu, ale także w ogromnej mierze od spekulacji na rynkach finansowych.

Silny wpływ na rynek ropy miała amerykańska rewolucja łupkowa. W 2015 r. produkcja ropy łupkowej w USA spotęgowała globalną podaż ropy. W styczniu 2016 r. światowe ceny ropy spadły do poziomu najniższego od 13 lat, tj. do około 26 dolarów za baryłkę. W listopadzie Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) zmniejszyła produkcję, aby ożywić ceny. Do kwietnia 2019 r. światowe ceny przekroczyły 71 dolarów, by następnie spaść do 55 dolarów w lutym 2020 r., czyli w przededniu wybuchu pandemii.

W marcu, kiedy COVID-19 zatrzymał całą światową gospodarkę, ceny ropy zaczęły spadać coraz szybciej, osiągając rekordowo niskie poziomy. Według statystyk amerykańskiej Administracji Informacji Energetycznej w pierwszym kwartale 2020 r. światowe zużycie ropy wyniosło średnio 94,4 mln baryłek dziennie, o 5,6 mln baryłek dziennie mniej niż w roku poprzednim. Gdy magazyny się zapełniły, ceny spadły do wartości ujemnych. Nikt nie chciał kupować ropy, bo nie było gdzie jej przechowywać. Wreszcie w kwietniu OPEC i Rosja uzgodniły obniżenie produkcji.

OPEC ma znaczący wpływ na ceny ropy, ustalając cele produkcyjne dla swoich członków. Na początku 2020 r. członkowie OPEC kontrolowali około 71 proc. całkowitych światowych potwierdzonych zasobów ropy naftowej, ale tylko 36 proc. całkowitego światowego wydobycia.

Po ataku Rosji na Ukrainę cena ropy przebiła barierę 100 dolarów za baryłkę po raz pierwszy od 2014 r. Wzrost cen spowodowany jest obawami o problemy z podażą: Rosja pozostaje największym światowym eksporterem ropy. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania już zakazały importu rosyjskiej ropy. Międzynarodowa Agencja Energii zapowiedziała uwolnienie łącznie 240 mln baryłek ze strategicznych rezerw ropy naftowej w ciągu kolejnych 6 miesięcy. Mimo to cena ropy utrzymuje się powyżej 100 dolarów za baryłkę. Unia Europejska planuje stopniowe wycofywanie importu rosyjskiego węgla, ale nadal – mimo zbrodni wojennych popełnionych przez wojska rosyjskie na Ukrainie – nie nałożyła embarga na rosyjskie węglowodory.

obserwatorfinansowy.pl

Ideologiczna walka, którą rozpoczął Karol Marks, nie zakończyła się wraz z upadkiem Związku Radzieckiego, ale trwa nadal wraz z powstaniem i odrodzeniem Chin. Komunizm, który właśnie obchodził setną rocznicę powstania KPCh, żyje i ma się dobrze w Chinach, ale z cechami kapitalistycznymi. Nieodłączne sprzeczności totalitaryzmu politycznego i kapitalizmu rynkowego sprawiają, że Chiny są jednocześnie silne i słabe. Żadne inne współczesne państwo nie potrafiło zjeść ciastko i mieć ciastko: narzucając scentralizowaną kontrolę polityczną kosztem praw i wolności, jednocześnie prowadząc gospodarkę, która zapewnia lepsze życie i standard życia swoim obywatelom.

Państwo chińskie rządzone przez KPCh prowadzi i napędza gospodarkę kapitalistyczną w sposób, w jaki Japonia, Korea Południowa i Tajwan były pionierami w latach 1960-1980. Różnica polega na tym, że te trzy kraje azjatyckie były silnymi sojusznikami USA i nieodwracalnie stały się demokracjami w stylu zachodnim; Chiny nimi nie są i nigdy nie będą. W ten sposób Chiny próbują uciec od wad Zachodu — koncentracji bogactwa, polaryzacji politycznej i dysfunkcji społecznych.

W przyszłości podejście Chin do bycia supermocarstwem może zmienić kształt globalnego systemu zgodnie z ich preferencjami. Nowa zimna wojna jest, strukturalnie rzecz biorąc, odwieczna: jest kontynuacją poprzedniej konfrontacji z ubiegłego wieku. Wtedy Związek Radziecki stawiał czoła Stanom Zjednoczonym bezpośrednio na polach bitew proxy w krajach rozwijających się, ale ostatecznie przegrał, ponieważ nie mógł nadążyć za bardziej dynamicznym kapitalistycznym rozwojem skoncentrowanym na Zachodzie. Sowieci nie przegrali militarnie, ale ekonomicznie.

Z drugiej strony, Chiny, mimo ogromnych nakładów na zbrojenia, nie konfrontują się bezpośrednio z USA pod względem militarnym. Bezpośrednie i agresywne odpychanie Chin i USA odbywa się poprzez protekcjonizm handlowy i innowacje technologiczne. To starcie pomiędzy nowym i starym Wschodem (Chiny i Rosja) z jednej strony a starym Zachodem z drugiej, w najlepszym wypadku zostanie rozwiązane w drodze kompromisu.

Wówczas Chiny otrzymałyby rolę odpowiednią do ich globalnej wagi i dumy, a Rosja zachowałaby proporcjonalną godność imperialną i gwarancje bezpieczeństwa ze strony ekspansjonistycznej Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckiego. W przypadku odmowy, zarówno Chiny, jak i Rosja będą prawdopodobnie czuły się urażone i odrzucone.

Sowieci przegrali bez prawdziwej walki. Chińczycy prawdopodobnie ją podejmą, i to z Rosją u boku, ponieważ nie pogodzą się z przegraną.

Druga runda starej zimnej wojny o nowych cechach może przynieść trzy potencjalne rezultaty.

Po pierwsze, jeśli kierowany przez USA i skoncentrowany na Zachodzie system sojuszy nie zdoła dostosować się do Chin, napięcia prawdopodobnie się nasilą i doprowadzą do konfrontacji i konfliktu.

Podczas gdy zastraszanie i groźby Chin dotyczące autonomii Tajwanu są głównym potencjalnym punktem zapalnym, manewry Pekinu na Morzu Południowochińskim — gdzie Pekin zamienił rafy i skały w zmilitaryzowane wyspy — będą nadal zagrażać bezpieczeństwu i interesom ekonomicznym Filipin i Wietnamu, sojuszników i partnerów strategicznych USA. Napięcia związane z chińskimi innowacjami w dziedzinie zaawansowanych technologii i ich pozyskiwaniem oraz rosnącym protekcjonizmem mogą również przerodzić się z rywalizacji geoekonomicznej w jawną konfrontację militarną.

Zamiast konfliktu, USA i Chiny mogą zbudować wzajemny szacunek i porozumienie. Ten drugi scenariusz opiera się na chińskiej projekcji siły w ramach strefy wpływów inicjatywy Pasa i Szlaku, obejmującej większość obszaru Eurazji aż po bastiony Rosji, a także część Afryki. Byłby to układ nazywany G2 (czyli Grupa Dwóch, w przeciwieństwie np. do istniejących obecnie G7 i G20).

Dekadę temu większość krajów obawiała się G2, ponieważ praktycznie podzieliłoby to świat na dwa główne obszary geostrategiczne podległe dwóm supermocarstwom. Jednak w miarę zbliżania się konfrontacji i konfliktów między nimi, taki układ może znów zyskać na atrakcyjności.

Trzeci scenariusz to polityczna konfrontacja między USA a Chinami. Choć ich geostrategiczna rywalizacja i konkurencja wciąż się zaostrzają, można je kontrolować dzięki możliwościom cofnięcia się obu stron w odpowiednim czasie. Dwa supermocarstwa utrzymałyby swoją rywalizację na huśtawce, wzmocnioną współzależnością ekonomiczną i odstraszaniem nuklearnym każdej ze stron, bez przeradzania się w konflikt militarny.

onet.pl

"Teren w Donbasie z mniej zurbanizowanymi obszarami jest bardziej odpowiedni dla prowadzenia ofensywy, co powinno pozwolić armii rosyjskiej na wykorzystanie jej przewagi, którą posiada w przypadku pojazdów opancerzonych i artylerii" – powiedział w rozmowie z gazetą Lee. Jednak ze względu na dotychczasowe wysokie straty w ludziach i sprzęcie może być już za późno, aby Rosja mogła skutecznie wykorzystać swoje atuty.

W porównaniu z wieloma krajami NATO rosyjskie siły lądowe mają wyższy udział jednostek artylerii i innych dział wspierających, ale za to mniej mobilnych jednostek zmechanizowanych.

Jednak w przypadku Rosji te bardziej mobilne grupy bojowe, takie jak oddziały specjalne Specnazu czy jednostki powietrznodesantowe, miałyby znaczenie dla wojny o Donbas, gdyby nie ucierpiały szczególnie dotkliwie w pierwszej fazie wojny. "Brak lekkiej piechoty w Rosji jest jej wyraźną słabością" – twierdzi Lee. "Istnieją dowody na to, że wiele batalionowych grup bojowych przybyło od Ukrainy ze zmniejszoną zdolnością bojową" – dodaje.

Według Roba Lee najeźdźca zwykle próbuje ustalić tak swoją przewagę liczebną, by na jednego żołnierza wojsk przeciwnika, przypadało około trzech jego żołnierzy. Jednak Rosja nie jest już w stanie osiągnąć takiej przewagi i z wyjątkiem pewnych sytuacji występujących lokalnie na froncie, musi polegać na gorzej wyszkolonej milicji z tzw. Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej. "Ale to nie jest recepta na szybki przełom, a ukraińskie wojsko pokazało, że jest zdolne, kreatywne i dobrze zarządzane" – powiedział Lee. "Bardziej prawdopodobne jest, że wszelkie rosyjskie zdobycze będą powolne i kosztowne".

Zwłaszcza że ​​Ukraina może sobie pozwolić na przedłużenie konfliktu, co oznacza, że w razie potrzeby, Ukraińcy mogliby zaakceptować niewielkie taktyczne odwroty w celu utrzymania własnych sił i by móc dalej wyniszczać rosyjskie siły zbrojne. Tak jak robili to na północy. "Jeśli Ukraina straci terytorium, ale nadal będzie mogła zadać rosyjskiemu wojsku więcej strat niż sama ponosi, można to uznać za sukces" – powiedział Lee.

Przedłużająca się wojna na wyniszczenie może sprawić, że rosyjska kampania wojskowa stanie się nie do utrzymania. Zwłaszcza że ​​straty w pierwszych tygodniach nowej ofensywy wydają się spore. "Jeśli ukraińskie szacunki rosyjskich strat są choć trochę poprawne, to Rosjanie zbyt szybko tracą własne jednostki, aby zapewnić sobie wystarczająco duże siły, aby przebić się na Donbasie" – powiedział z kolei ekspert ds. strategii O'Brien.

onet.pl

O tym, że Komisja Europejska analizuje sytuację w Unii po wstrzymaniu przez Gazprom dostaw gazu do Polski i Bułgarii, informowała też rano brukselska korespondentka Polskiego Radia Beata Płomecka. Jak przypomniała, we Wspólnocie obowiązuje zasada solidarności energetycznej, to znaczy, że jeśli jakiś kraj zgłosi problemy, wtedy pozostałe spieszą z pomocą i przesyłają surowiec interkonektorami. W Unii toczą się też prace nad uniezależnieniem się od dostaw rosyjskiego gazu. Komisja zaproponowała rezygnację do końca roku z dwóch trzecich dostaw błękitnego paliwa z Rosji oraz obowiązkowe wypełnienie magazynów w 80 procentach tej zimy, w kolejnych latach ma to być 90 procent. Ponadto jest propozycja dotycząca dobrowolnych wspólnych zakupów gazu.

Jeśli natomiast chodzi o obecne żądania Gazpromu dotyczące płatności w rublach za dostarczany gaz, to na razie żaden unijny kraj z wyjątkiem Węgier tego nie zrobił. W środę rano szef węgierskiego MSZ Peter Szijjarto przekazał, że Węgry najbliższą planowaną płatność za rosyjski gaz uregulują poprzez specjalny rachunek w rosyjskim Gazprombanku, przez który wymienią euro na ruble.

Ale - jak przypomniała korespondentka Polskiego Radia - z niektórych stolic płyną głosy wskazujące na niejednoznaczne stanowisko Komisji Europejskiej. Najpierw bowiem KE ogłosiła, że płatność w rublach byłaby złamaniem sankcji, a później rozesłała do unijnych krajów wytyczne sugerujące możliwość jednak ominięcia restrykcji.

gazeta.pl

Rosja od lat konsekwentnie we wszystkich swoich podstawowych dokumentach zawsze podkreśla centralne znaczenie Organizacji Narodów Zjednoczonych, która w ocenie Moskwy powinna być głównym narzędziem służącym zachowaniu stabilności na świecie.

Niezmiennym celem Rosji jest próba przekształcenia obecnie istniejącej architektury bezpieczeństwa zarówno europejskiego, jak i światowego w swego rodzaju koncert mocarstw, w ramach którego Rosja byłaby rzecz jasna jedną z potęg decydujących o kształcie współczesnego świata.

Z punktu widzenia Moskwy obecny układ sił, w którym Rosja ma de facto drugorzędne — choć realnie odpowiadające jej potencjałowi — znaczenie, jest czymś znacznie gorszym od struktury opartej na mechanizmach ONZ.

Rosja jako jeden z pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ (Chiny, Francja, Rosja, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania) zachowuje w niej swój dawno miniony status jednego z głównych mocarstw świata. Stałe członkostwo z automatu oznacza prawo weta, co powoduje, że Rosja jest w praktyce całkowicie bezkarna, bowiem nie da się nałożyć w ramach mechanizmów ONZ sankcji na stałego, dysponującego prawem weta członka Rady.

Struktura Rady Bezpieczeństwa jest nie tylko niewłaściwa i niemoralna, ale też nie odzwierciedla realnej struktury współczesnego świata. Jeśli bowiem traktować potencjał militarny jako przepustkę do Rady Bezpieczeństwa, to z całą pewnością powinny się tam znaleźć państwa takie, jak będące mocarstwami nuklearnymi Indie i Pakistan czy też dysponujące potężnymi konwencjonalnymi siłami Japonia i Korea Południowa.

Jeśli z kolei brać pod uwagę potencjał gospodarczy to warto pamiętać, że będąca stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa Rosja odpowiada za zaledwie 1,7 proc. światowego PKB i ustępuje w tym zakresie Japonii, na którą przypada 5,4 proc., Niemcom z wynikiem 4,5 proc., Indiom z 3,1 proc., a nawet Kanadzie (2,1 proc.) i Korei Południowej (1,9 proc.). Biorąc pod uwagę wywołany zachodnimi sankcjami kryzys w Rosji w 2022 r. Moskwę prześcigną w tym zakresie zapewne Brazylia i Australia.

ONZ to — mówiąc wprost — ostatnie miejsce, gdzie Rosja może udawać pierwszoplanowe światowe mocarstwo. Struktura ONZ odzwierciedla bowiem układ sił z chwili powstania organizacji, czyli z 1945 r.

onet.pl