poniedziałek, 31 marca 2025



Jak mówią Rosjanie w rozmowie z Faridaily, urzędnicy na wszystkich szczeblach czekają na wynik dialogu pokojowego, w wyniku czego zwykłe życie polityczne w Rosji praktycznie zamarło. Cała uwaga Putina i jego otoczenia rzekomo skupia się na trwających pertraktacjach ze Stanami Zjednoczonymi.

Nawet prace w rosyjskim parlamencie uległy spowolnieniu z powodu niepewności — uchwalanych jest mniej ustaw, a deputowani odmawiają komentowania polityki zagranicznej.

"W polityce wewnętrznej wszędzie zrobiło się cicho" — potwierdził jeden z deputowanych Dumy.

Według źródeł Faridaily obecna sytuacja w Rosji jest podobna do tej, jaka miała miejsce w miesiącach poprzedzających pełnowymiarową inwazję na Ukrainę w 2022 r.

"Wszyscy próbują odgadnąć, co dzieje się w głowie Putina. Albo nikomu nic nie mówi, albo mówi wszystkim różne rzeczy" — powiedział rozmówca zbliżony do rozmów amerykańsko-rosyjskich.

onet.pl/The Moscow Times


A co z tzw. mięsnymi szturmami? Czy one wciąż są realizowane?

Na początku trzeba sobie powiedzieć, że na obecnym froncie niewiele jest bezpośredniej walki strzeleckiej. Grupy szturmowe często wchodzą na pozycje, które zostały wcześniej rozbite przez drony i artylerię. Jednak takie szturmy wciąż się zdarzają. Są jednak bardziej złożone, niż przedstawia się to w mediach.

Jak one wyglądają?

Takie szturmy dokładnie się planuje, zwykle na 24 godziny, z czego część bojowa liczy dwie do trzech godzin. Najczęściej atakują o świcie, najlepiej, kiedy jest mgła, bo wtedy drony obserwacyjne, które wiszą nad naszymi pozycjami, słabiej widzą. Szturmująca jednostka składa się z czterech grup szturmowych oraz dwóch grup wsparcia – jedna z nich służy do dostarczania amunicji, a druga do ewakuacji rannych.

Na pierwszy ogień idą ci najmniej doświadczeni, często jest to tzw. świeża mobilizacja. Dlatego nazywa się te ataki mięsnymi szturmami, bo oni są masowo wybijani. Jednak każda z grup umożliwia następnej posuwanie się coraz dalej. Z reguły ostatnia, czwarta grupa jest złożona z profesjonalistów, często żołnierzy sił specjalnych.

W jaki sposób one działają?

Każda z takich grup liczy od 15 do 25 ludzi. W każdej znajdują się strzelcy, saper, operatorzy karabinów maszynowych oraz operatorzy granatników RPG. Pierwszy idzie saper, który sprawdza, czy teren jest zaminowany. Za nim poruszają się strzelcy. Jest też oddzielny strzelec, który osłania grupę podczas odwrotu. Zadaniem każdej z grup jest dojść jak najdalej i zabezpieczyć pozycje dla kolejnej grupy.

Jaka jest przeżywalność tej pierwsze grupy?

Pierwsza grupa raczej nie ma szans na przeżycie. Oni wybiegają na pozycje ogniowe, które trzeba zdobyć. Tych pierwszych kilkunastu ludzi idzie z reguły na odstrzał. Jeżeli kolejnej grupie uda się zająć wysunięte pozycje, zanim też zostanie wybita, to ona próbuje się tam okopać, co podręcznikowo zajmuje około 30 minut. Wtedy nadchodzi kolejna fala. A po niej jeszcze kolejna.

Czy istnieją jakieś sygnały, które pozwalają obrońcom przewidzieć taki atak?

Owszem i to bardzo wyraźne. Jeszcze przed szturmem Rosjanie z reguły próbują rozmiękczyć pozycje obrońców artylerią i dronami szturmowymi. Jeżeli więc tuż przed świtem zaczyna mocno walić rosyjska artyleria i drony, to możesz być pewny, że będzie szturm. Dlatego Rosjanie w niektórych sytuacjach rezygnują z uderzenia artyleryjskiego, żeby uzyskać element zaskoczenia.

Co jest najbardziej skomplikowane w odparciu takiego szturmu?

Trudne momenty następują, kiedy wróg zbliży się do pozycji obrońców. Wtedy znowu uderza artyleria i drony. Kiedy Ukraińcy się chowają, atakujący mają okazję nawrzucać do środka granatów.

Jak taki mięsny atak wygląda z waszej perspektywy? Czy trudno jest go odeprzeć?

Pracuję w elitarnym batalionie rozpoznania. To wyjątkowo skuteczny i dobrze zorganizowany batalion. Pierwszy raz na tej wojnie czuję, że system dba o moje życie. Jest mnóstwo procedur bezpieczeństwa i duży nacisk położony na komunikację i zrozumienie sytuacyjne przez żołnierza. Ostatni szturm ruskich nawet nie dotarł do naszych pozycji, został zniszczony 500 m od nas, za pomocą dronów FPV i artylerii. Przeżywalność wozów opancerzonych na nulu [pierwsza linia frontu, najbardziej wysunięte pozycje] to 15 minut. Żeby zdobyć wieś składającą się z czterech domów, Rosjanie muszą poświęcić dużo sprzętu i ludzi. Poza tym czuję, że zawsze jesteśmy jeden krok przed wrogiem. Zawsze jesteśmy przygotowani. Niestety na innych odcinkach frontu bywa gorzej.

A jak wyglądają wasze szturmy?

Podstawowa różnica jest taka, że Rosjanie przyjmują założenie, że w szturmie zginie dużo ludzi. Dlatego na pierwszy ogień posyłają zwykłą piechotę bez doświadczenia. U nas szturmy realizują tylko doświadczeni żołnierze z grup szturmowych i z wywiadu. Tych żołnierzy nie ma aż tak wielu, dlatego my pracujemy w małych grupach. Wiele było zachwytów nad skutecznością tych małych grup. No tak, ale jeśli pracujesz w grupce 15-20 ludzi to mniej też zdobywasz – może 100 metrów terenu, jeden okop i to wszystko. Ostatnio szturmowaliśmy pozycję. Ruscy nas namierzyli i ostrzelali z artylerii i dronów FPV. Na dodatek ktoś nadepnął na minę lub jakiś niewypał. Szturm, zanim się zaczął, już się skończył. Na szczęście nikt nie zginął, ale byli ranni.

A więc Rosjanie po prostu zdobywają teren większą masą?

Tu nie chodzi tylko o masę, ale też o kwestię zmuszenia ludzi do tego rodzaju ataku. Możesz człowieka zmusić, żeby siedział w dziurze i jej pilnował, ale trudniej jest go zmusić do w zasadzie samobójczego ataku. U nas nie jest to takie łatwe.

A jednak Rosjanom udaje się zmuszać swoich ludzi do mięsnych szturmów.

Być może to jest kwestia innego mentalu Ukraińców i Rosjan. U Rosjan najważniejsza jest władza i siła, dlatego oni bezwarunkowo się jej podporządkowują. Dla nas najważniejsza jest wolność.

onet.pl


„Aby zrozumieć, ile szczęścia ma obecnie Europa, trzeba spojrzeć w przeszłość” – pisze publicysta niemieckiego tygodnika Matthias Krupa.

Przypomina, że gdy w 2017 r. Donald Trump po raz pierwszy obejmował stanowisko prezydenta USA, Unia Europejska i Wielka Brytania mierzyły się ze skutkami brexitu, a w Polsce władzę sprawował „prawicowy nacjonalista” Jarosław Kaczyński, którego „partia rządziła odwrócona plecami do UE”, często w konflikcie z pozostałą częścią Europy. Zdaniem komentatora, prezydent Francji Emmanuel Macron był wówczas „zupełnie niedoświadczony”, a ówczesna kanclerz Niemiec Angela Merkel, o której mówiono, że jest przywódczynią wolnego świata, rozpoczynała czwartą kadencję.

W ocenie Krupy obecna sytuacja różni się zasadniczo od tej sprzed ośmiu lat. „We wszystkich krajach europejskich, które mają coś do powiedzenia, na czele (władz) stoją politycy, którzy najwidoczniej zrozumieli, że żyjemy w historycznych czasach” – czytamy w „Die Zeit”. „Rozumieją, że muszą wspólnie bronić kontynentu przed Putinem i chronić go przed Trumpem” – podkreśla gazeta.

„Dynamiczny Francuz” Macron i „trzeźwo myślący” premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer podjęli inicjatywę – pisze Krupa, wskazując na liczne spotkania organizowane przez obu polityków w minionych tygodniach. Przypomina, że w czwartek w Paryżu odbędzie się kolejne spotkanie. Francuski prezydent od dawna zastanawia się, jak uczynić Europę bardziej niezależną, także od Stanów Zjednoczonych, zaś Starmer pozostaje niezmiennie najbliższym sojusznikiem USA, ale postawił swój kraj po stronie UE.

„Trzecim w tym związku obecnych przywódców jest Donald Tusk, mimo że pozostaje nieco na drugim planie” – pisze Krupa, oceniając, że polski premier i były szef Rady Europejskiej zna wszystkie kruczki europejskiej polityki, a w dodatku pokazał, jak można pokonać wrogów UE we własnym kraju. „Bez Polski nowa europejska architektura bezpieczeństwa jest nie do pomyślenia. W drodze do tego celu Tusk jest przewidywalnym partnerem” – ocenił komentator „Die Zeit”.

Zdaniem Krupy, personalne warunki do tego, aby Europa poradziła sobie z wyzwaniami, są bardzo korzystne. Ważnym atutem jest też doświadczona, twarda i ambitna przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

Europie brakuje jeszcze kanclerza Niemiec, który uzupełniałby ten kwartet. „Niemcy, kraj w centrum, jest nieodzowny i niezbędny dla Europy” – podkreśla Krupa, dodając, że bez ambicji Berlina UE nie dokona postępu.

bankier.pl

niedziela, 30 marca 2025



Głęboka analiza potencjału wojsk pancernych Rosji na początek 2025 r. Proszę przeczytać całość. 

- 🇷🇺 zdjęła z magazynów do remontów 54% czołgów (tylko 342 w 2024 r.)
- w magazynach pozostało 3463 egz. (nie nadających się do remontu)
- przy fabrykach 1253 kolejnych czołgów
- 🇷🇺 zaczyna przeszukiwać „cmentarzyska pobitewnego sprzętu”, co wskazuje na wyczerpywanie się istniejących rezerw w magazynach
- rozpoczęto rozkonserwowanie BTR-60/70
- w II połowie 2025 r. główny nacisk zakładów remontowych zostanie przeniesiony na T-62 i T-55
- szacunkowa ocena możliwości odzysku/produkcji czołgów:
2022 - do 120 egz/m-c
2023 - do 90 egz/m-c
2024 - do 50 egz/m-c
2025 - 30-35 egz/m-c
- od II połowy 2025 r. obecne tempo remontów/produkcji hipotetycznie pokryje do 30% obecnych strat na froncie
- 80% czołgów trafiających do jednostek to pojazdy po remoncie/de-konserwacji
- 20% to nowa produkcja
- wg ISW w 2 lata (IV 2022- IV 2024) Rosja wyprodukowała 164 T-90M
- prognozowana liczba czołgów w 🇷🇺 frontowych jednostkach bojowych na koniec 2025 r. - 1200

x.com/JanR210


Zaangażowanie Ukrainy w Afryce i na Bliskim Wschodzie może dziwić, a nawet oburzać. Chociażby w polskich dyskusjach przewija się argument, że Kijów „gra powyżej swojej ligi”. Za takimi opiniami stoi przekonanie, że nasz sąsiad nie ma prawa do organizowania operacji sił specjalnych na innych kontynentach czy prowadzenia ambitnej polityki handlowej i humanitarnej, której celem jest budowa ukraińskiej soft power. Poglądy te mogą wynikać z pogardy lub protekcjonalizmu wobec Ukrainy, ale faktycznie są dowodem wasalnej postawy, która każe postrzegać państwa naszego regionu, w tym Polskę, jako pionki na wielkiej geopolitycznej szachownicy, na której partię rozgrywają tylko państwa postrzegane jako mocarstwa. Ukraina nie zadaje sobie jednak takich pytań i korzysta ze wszelkich dostępnych środków, by zyskać karty przydatne w relacjach z partnerami oraz konfrontacji z wrogami.

O ironio, atak Trumpa i Vance’a na Zełenskiego w Gabinecie Owalnym oraz polityka nowej administracji amerykańskiej pomogły Ukrainie wizerunkowo w oczach mieszkańców globalnego Południa. Dotychczas postrzegali oni Kijów jako satelitę znienawidzonych przez nich USA, a Rosję jako kraj przeciwstawiający się amerykańskiemu imperializmowi. Dzisiaj część z nich czuje się zdezorientowana zbliżeniem amerykańsko-rosyjskim, co może pomóc w ograniczaniu wpływów Moskwy na globalnym Południu. W ten sposób Kijów uzyskał dodatkowe możliwości w zakresie ograniczania wpływów rosyjskich. Potencjalne zawieszenie broni lub zawarcie umowy pokojowej nie wpłynie raczej na antyrosyjską aktywność Ukrainy w Afryce i na Bliskim Wschodzie.

new.org.pl


Według prezydenta Donalda Trumpa Ukraina nie ma żadnych „kart”, podczas gdy Rosja ma ich wiele. Wiceprezydent J. D. Vance stwierdził, że wyższa rosyjska siła ognia i liczebność oznacza, że ​​wojna może zakończyć się tylko zwycięstwem Rosji. Inni rzekomo realistyczni komentatorzy zgadzają się z tym, argumentując, że przewaga Rosji jest nie do pokonania.

Jako historycy wojskowości uważamy, że jest to błędna interpretacja nie tylko tego, co dzieje się na ziemi, ale także tego, jak rozwijają się wojny — a w szczególności różnicy między kampaniami wyniszczającymi a tymi opartymi na manewrach. Luftwaffe i niemieckie siły podwodne podczas II wojny światowej, aby podać tylko dwa przykłady, zostały pokonane nie jednym ciosem, ale technologicznie zaawansowanym, taktycznie i operacyjnie wyrafinowanym podejściem, które sprawiło, że te organizacje, mimo że były duże, nie były w stanie działać skutecznie. W tym samym duchu postępy armii niemieckiej wiosną 1918 r. ukryły podstawową słabość tej armii spowodowaną wyniszczeniem, która ostatecznie skazała armię cesarza i reżim, za który walczyła.

Już to przerabialiśmy. Przed wojną społeczność wywiadowcza, przywódcy polityczni i wielu studentów rosyjskiej armii doszło do wniosku, że Rosja z łatwością pokona Ukrainę militarnie — że Kijów upadnie w ciągu kilku dni, a sama Ukraina może zostać podbita w ciągu kilku tygodni. Powinniśmy rozważyć tę porażkę, oceniając pewność Vance'a i tych, którzy myślą podobnie do niego.

Wojny rzadko wygrywa się tak zdecydowanie, ponieważ wyczerpanie jest nie tylko warunkiem wojny, ale także wyborem strategicznym. Mniejsze mocarstwa mogą, poprzez inteligentne zastosowanie wyczerpania, osiągnąć swoje cele. Jest to szczególnie prawdziwe, jeśli, podobnie jak Ukraina, potrafią wykorzystać zmiany technologiczne i uzyskać jak najwięcej z zewnętrznego wsparcia i sojuszników. Wietnam został przewyższony przez Stany Zjednoczone, tak jak kolonie amerykańskie zostały przewyższone przez Imperium Brytyjskie. Siły irańskie przewyższały liczebnie siły Iraku podczas długiej i brutalnej wojny w latach 80. i mimo to przegrały.

(...)

Słabość Rosji jest szczególnie widoczna w armii. Jeden z raportów Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych oszacował, że w samym 2024 roku Rosjanie stracili 1400 czołgów podstawowych i ponad 3700 bojowych wozów piechoty i transporterów opancerzonych. Jednocześnie rosyjska produkcja takich pojazdów, w tym jednostek odnowionych, wyniosła zaledwie 4300, co nie wystarczyło, aby zrekompensować straty. W desperacji Rosja zwróciła się ku renowacji swoich najstarszych i najmniej skutecznych pojazdów bojowych, z których wiele pochodzi z czasów radzieckich. Jedno z ostatnich badań przeprowadzonych przez Chatham House stwierdza, że ​​rosyjski kompleks militarno-przemysłowy jest „źle przystosowany do radzenia sobie ze skutkami przedłużającej się wojny z Ukrainą lub do osiągnięcia zrównoważonej przyszłości pod względem produkcji, innowacji i rozwoju”.

To samo dotyczy rosyjskiej siły roboczej. Liczba żołnierzy, których Rosjanie byli w stanie utrzymać na froncie, wydawała się osiągać szczyt wiosną i latem 2024 r., przekraczając 650.000. Do końca roku spadła bliżej 600.000, pomimo nadzwyczajnych premii, jakie rosyjski rząd oferuje nowym rekrutom, wynoszących około dwa i pół razy więcej niż średnia roczna pensja Rosjan w 2023 r.

Liczba ofiar rosyjskich stale rośnie. Według brytyjskiego Ministerstwa Obrony w grudniu 2022 r. wynosiła około 500 dziennie; w grudniu 2023 r. nieco poniżej 1000; a w grudniu 2024 r. ponad 1500. Tylko w 2024 r. Rosja straciła prawie 430.000 zabitych i rannych, w porównaniu z nieco ponad 250.000 w 2023 r.

Północnokoreańskie posiłki przyciągnęły uwagę prasy, ale te wojska, liczące co najwyżej dziesiątki tysięcy, nie mogą zrekompensować podstawowych niedoborów rosyjskiej siły roboczej. Co więcej, wysokie wskaźniki ubytków, jakich doświadczyli Rosjanie — mniej więcej takie same jak liczba personelu mobilizowanego każdego roku — oznaczają, że rosyjskiej siły militarnej nie udało się odtworzyć. Jest to coraz bardziej prymitywna siła, słabo wyszkolona i kierowana, napędzana wyłącznie strachem.

Przerwa w amerykańskiej pomocy w zeszłym roku zaszkodziła Ukrainie. Teraz jednak zapasy większości rodzajów broni wydają się być w lepszym stanie. Produkcja Ukrainy osiągnęła imponujący poziom w niektórych ważnych kategoriach, w szczególności, ale nie wyłącznie, bezzałogowych statków powietrznych. W 2024 r. ukraińskie wojsko otrzymało ponad 1,2 miliona różnych ukraińskich bezzałogowych statków powietrznych — dwa rzędy wielkości więcej niż Ukraina posiadała, nie mówiąc już o wyprodukowaniu, na początku wojny. Ukraińskie wskaźniki produkcji nadal rosną; w tym roku zamierza wyprodukować 4 miliony dronów.

Bezzałogowe statki powietrzne są kluczowe, ponieważ zastąpiły artylerię jako najskuteczniejszy system na polu bitwy. Według szacunków bezzałogowe statki powietrzne powodują obecnie 70 procent strat Rosji. Silny przemysł obronny Ukrainy wprowadza innowacje szybciej i skuteczniej niż Rosja i jej sojusznicy.

Wojny na wyniszczenie toczą się na wielu frontach. Na przykład prawdą jest, że Rosja zwiększyła ataki na ukraiński przemysł i cele cywilne, a także infrastrukturę energetyczną. Ukraińska obrona powietrzna okazała się jednak niezwykle skuteczna w neutralizowaniu większości tych ataków, dlatego liczba ofiar wśród cywilów na Ukrainie maleje. Ukraina ponadto również przeszła do ofensywy. Wyprodukowała około 6000 ciężkich bezzałogowych statków powietrznych o większym zasięgu, których użyła do ataków w głąb Rosji, zmniejszając rosyjską produkcję ropy naftowej. Co godne uwagi, Ukraina wydaje się dorównywać tempu, w jakim Rosja produkuje własnego podobnego drona, Shaheda, który jest budowany na licencji Iranu.

Pomimo niechęci Amerykanów do udzielania dalszej pomocy, europejscy przyjaciele Ukrainy mogą znacząco wpłynąć na sytuację, nawet jeśli nie mogą po prostu zastąpić tego, co dostarczają Stany Zjednoczone. Na przykład nie produkują zaawansowanego systemu przeciwrakietowego Patriot, chociaż mają inne skuteczne bronie obrony powietrznej. Jednak Europa może pomóc Ukrainie w dalszym rozwijaniu produkcji bezzałogowych statków powietrznych; Europejczycy mają na przykład zdolność do produkcji silników do bezzałogowych statków powietrznych dalekiego zasięgu w znacznie szybszym tempie.

A niektóre europejskie systemy, które jeszcze nie zostały dostarczone — takie jak niemiecki pocisk manewrujący Taurus — mogłyby zwiększyć przewagę Ukrainy. Niemcy jak dotąd odmówiły Ukrainie Taurusa, znacznie skuteczniejszego systemu o większym zasięgu i większym ładunku niż francusko-brytyjskie pociski Storm Shadow/Scalp. Nowy kanclerz Niemiec, Friedrich Merz, powiedział już, że wyśle ​​pociski Taurus na Ukrainę, jeśli Rosjanie nie ustąpią. Dzięki tym systemom Ukraina mogłaby zwiększyć znaczne szkody, jakie już wyrządziła w Rosji.

Kampanie wyniszczające zależą od bazy przemysłowej. Sama Unia Europejska ma PKB około 10 razy większe od PKB Rosji, a jeśli do tego obliczenia dodasz Wielką Brytanię i Norwegię, nierównowaga na korzyść Ukrainy staje się jeszcze większa. Tak jak jest, Europa i Stany Zjednoczone dostarczyły Ukrainie mniej więcej równe ilości jej zasobów wojskowych (po 30 procent), podczas gdy Ukraina wyprodukowała 40 procent sama.

Stany Zjednoczone dostarczyły nie tylko materiały wojskowe — dostarczyły również informacje wywiadowcze i dostęp do usług internetowych Starlink. Nic z tego nie da się szybko nadrobić, choć, powtórzę, nie należy niedoceniać głębi zasobów technologicznych i wywiadowczych dostępnych w Europie i życzliwych krajach azjatyckich, gdyby się zmobilizowały. Stany Zjednoczone do tej pory ograniczały swoją pomoc, ale sama Ukraina i jej europejscy sojusznicy wypełniają luki.

Ukraina nie jest na skraju upadku, a to Rosja, a nie Ukraina, przegrywa wojnę na wyniszczenie, co sprawia, że ​​decyzje administracji Trumpa są szczególnie krótkowzroczne i tragiczne. Ukraina ma wiele kart, nawet jeśli Trump i Vance ich nie widzą. Gdyby przywódcy Ameryki zdołali wywrzeć na Rosję presję porównywalną z tą, którą wywierają na Ukrainę, mogliby pomóc Ukrainie osiągnąć coś o wiele bardziej przypominającego zwycięstwo.

theatlantic.com


- Skoro rozmawiamy o OpenAI, to muszę zapytać: czy udział Polaków w budowaniu ChataGPT będzie istotnym wątkiem książki?

O rany, tak, to była jedna z pierwszych uderzających rzeczy, gdy zacząłem przyglądać się zespołowi i historii firmy.

- Poznałeś już jakichś Polaków, którzy tam pracują?

Poznałem ich wszystkich! Blisko współpracuję z Szymonem Sidorem, poznałem Jakuba Pachockiego, Wojciecha Zarembę. Gdy zacząłem przeglądać zespół ds. researchu OpenAI, pomyślałem sobie: "Jezu, każdy z was był urodzony w Polsce. Co tam się dzieje?". To naprawdę jest jakaś magia. Patrząc na rozwój firmy przez ostatnich 6-7 lat, to nie sądzę, by cokolwiek wydarzyło się tam bez udziału polskich talentów i umiejętności matematycznych.

To jest wyjątkowe, niesamowite. Przypomina mi trochę Manhattan Project w tym sensie, że USA sprowadziły wówczas do pracy tak wielu genialnych naukowców i matematyków z Europy Wschodniej. Może to będzie stwierdzenie na wyrost, ale AI – w porównaniu do oprogramowania i komputerów w ostatnich 20-30 latach – jest dużo mocniejsze matematycznie.

Oczywiście, wtedy też matematyka była potrzebna, ale budujący sztuczną inteligencję to jest inny typ ludzi. Są niezwykle uzdolnieni. AI to wysiłek zespołowy, ale to dzięki indywidualnościom dokonuje się w nim dużych skoków – i dokonało go kilku Izraelczyków, Amerykanów oraz właśnie Polacy, którzy stanowią największą grupę.

- Jak udaje ci się namówić tych wszystkich ludzi z technologii, często introwertycznych, na wyznania? Wiem z doświadczenia, że nie jest to łatwe.

Przede wszystkim pisząc o technologiach, musiałem je poznać na dosyć szczegółowym poziomie. Uczyłem się, jak wszystko działa, choć nie uważam się za eksperta. I ludzie naprawdę lubią o tym rozmawiać i szanują cię, gdy wiedzą, że się znasz. I masz rację – połowa ludzi, których spotykam, ma spektrum autyzmu i czasem patrzą się cały czas na ścianę podczas naszych wywiadów. Natomiast mam po prostu bardzo ciekawską naturę i lubię słuchać ludzi, a oni wiedzą, że mam wiedzę i jestem zainteresowany technologią, a nie władzą czy pieniędzmi. Zbudowałem pewną markę i zaufanie, ale i tak zawsze zaskakuje mnie, gdy ktoś zgadza się zrobić ze mną książkę. Nie mam pojęcia, czemu to robią, bo zawsze będą w niej i dobre, i złe rzeczy, które im się nie spodobają. Ale każdy ma swoje motywacje.

(...)

- Gdybyś więc mógł zrobić książkę lub dokument o dowolnej żyjącej osobie, kto by to był?

Jest taki człowiek w Australii, nazywa się David Walsh. Jest największym na świecie hazardzistą. Obstawia około miliarda dolarów rocznie.

- Miliard dolarów w hazard?

Tak, nie zarabia miliarda rocznie, ale tyle wydaje na hazard, by swoje zarobić. Jest szalenie ekscentryczny, jest swego rodzaju geniuszem, który rozgryzł jak to robić matematycznie. Stworzył też bardzo awangardowe muzeum sztuki nowoczesnej w Australii. To dla mnie wyjątkowy człowiek, ekscentryczny i dosyć nieśmiały.

money.pl

sobota, 29 marca 2025



W Chinach, największym rynku samochodowym na świecie, przyszłość wygląda jeszcze gorzej. BYD, największy rywal Tesli, ma 15 proc. rynku, ponad trzykrotnie więcej niż amerykański producent samochodów. W lutym sprzedaż Tesli w Chinach spadła o 49 proc. rok do roku, podczas gdy sprzedaż BYD wzrosła o 161 proc. Spowolnienie Tesli mogło częściowo odzwierciedlać fakt, że chińscy klienci czekali na ulepszony Model Y dostępny od lutego. Ale od tego czasu BYD ją wyprzedził. 18 marca chińska firma zaprezentowała system ładowania, który według niej może zasilić pojazd elektryczny w pięć minut, czyli o połowę krócej niż infrastruktura ładowania Tesli. Niektórzy eksperci określili to jako "moment DeepSeek" w branży motoryzacyjnej.

BYD poddał również w wątpliwość inną ważną część strategii Tesli: technologię bez kierowcy. System wspomagania kierowcy, który Tesla przesadnie nazywa w pełni autonomiczną jazdą (FSD), jest tym, co inni nazywają poziomem drugim autonomii, co oznacza, że kierowcy muszą nadal trzymać ręce na kierownicy i zwracać uwagę [na drogę]. Marki Tesli postrzegają przejście na poziomy czwarty i piąty, co oznacza w pełni autonomiczną jazdę, jako kolejny etap w dążeniu firmy do zrewolucjonizowania transportu. Tom Narayan z RBC Capital Markets przypisuje prawie trzy czwarte swojej przewidywanej wyceny Tesli nadziejom, że firma opracuje floty tanich robotów (bez pedałów i kierownic), które podważyłyby opłacalność tanich przewozów.

Jednak pod koniec ubiegłego miesiąca BYD zaskoczył branżę motoryzacyjną, wprowadzając zaawansowaną technologię wspomagania kierowcy, zwaną "God's Eye" [ang. Oko Boga], bez dodatkowych kosztów. Zbiegło się to niemal dokładnie w czasie z wydaniem przez Teslę okrojonej chińskiej wersji FSD, która kosztuje około 9000 dol. [34 tys. zł] więcej za samochód (mniej więcej tyle samo, co najtańszy pojazd BYD). Strategia cenowa BYD, wraz z postępem technologicznym starszych producentów samochodów, skłoniła niektórych analityków z Wall Street do obniżenia długoterminowych prognoz Tesli. — W Chinach Tesla nie dyktuje już tempa. Tempo jest dyktowane jej — mówi Tu Le z Sino Auto Insights, firmy konsultingowej.

onet.pl/The Economist


Co ciekawe, Trump był już kiedyś w takiej sytuacji. W ciągu pierwszych kilku miesięcy swojej pierwszej kadencji prezydent stanął w obliczu podobnej presji zewnętrznej, aby zwolnić swojego ówczesnego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna, po tym, jak pojawiły się informacje, że okłamał ówczesnego wiceprezydenta Mike'a Pence'a i innych urzędników na temat rozmów z rosyjskimi urzędnikami w okresie przejściowym.

Trump uległ presji i usunął człowieka, którego postrzegał jako lojalnego żołnierza — tylko po to, by później tego żałować. Prezydent i niektórzy z jego doradców czuli, że poddając się, ugięli się przed narracją o Rosji, która będzie nękać resztę jego prezydentury.

Ale ta kadencja może być inna. — Jego supermocą jest to, że nie dba o prasę i nie reaguje na nią — mówi jedna z osób.

Jednak o ile tym razem uratowało to Waltza, następnym może być inaczej — dodaje źródło.

onet.pl/Politico


Produkcja gazu i ropy w Teksasie w pierwszym kwartale 2025 roku zanotowała lekki wzrost. Jednocześnie w górę poszły jednak koszty - zarówno materiałów, jak i eksploracji oraz eksploatacji złóż. W rezultacie delikatnie przyspieszył trend spadającej średniej rentowności firm sektora.  

Nowego złotego wieku na razie zatem nie widać.

To oczywiście żadne zaskoczenie - choć Trump obiecywał, że jego rewolucja przyniesie natychmiastowe owoce, to znaczne zwiększenie podaży ropy i gazu wymaga czasu. Dużo ważniejsze od tego, jak zmieniło się wydobycie na przestrzeni ostatnich paru miesięcy, jest to, jak kształtują się plany inwestycyjne - czyli to, jak sami zainteresowani oceniają przyszłe perspektywy sektora. Jako że opracowanie Dallas Fed opiera się na kwestionariuszu rozpowszechnianym wśród menedżerów wyższego szczebla w firmach wydobywczych, to stanowi świetne narzędzie dla wszystkich szukających odpowiedzi na to pytanie. I widać w nim doskonale, jak bardzo oczekiwania i obietnice Trumpa rozjeżdżają się z rzeczywistością.  

Hasło, które pojawia się najczęściej w opiniach przedstawicieli firm, to "niepewność":  
  • "Słowo-klucz opisujące pierwsze trzy miesiące tego roku to niepewność, jako że jesteśmy spółką akcyjną, to musimy mierzyć się z tym, że nasi inwestorzy nienawidzą niepewności (…). Jej przyczyną są sprzeczne ze sobą przekazy płynące z Białego Domu".
  • "Niepewność wynikająca z polityki handlowej i celnej rządu utrudnia planowanie".
  • "Niepewność we wszystkich możliwych aspektach wzrosła drastycznie w ciągu mijającego kwartału (…) Nasza zdolność planowania w jakiejkolwiek znaczącej perspektywie czasowej radykalnie się zmniejszyła".  
  • "Jedynym pewnikiem w tej chwili jest niepewność. W odpowiedzi nasze podejście opiera się na większej dyscyplinie finansowej i skupia się na wzmocnieniu odporności na szoki zewnętrzne".
  • "Ryzyko geopolityczne i niepewność gospodarcza zaciemniają nasze postrzeganie przyszłości".
  • "Światowy niepokój geopolityczny i niepewność gospodarcza związana z polityką celną rządu to dla nas sygnał, żeby wstrzymać inwestycje".  
  • "Chaos wywołany przez Biały Dom to absolutna katastrofa dla naszego sektora. "Wierć, maleńki, wierć" to nic tylko mit i populistyczna przyśpiewka. Polityka celna jest kompletnie nieprzewidywalna i nie opiera się na żadnej logice. Potrzebujemy więcej stabilności".  
Nastroje są tak fatalne, że zdaniem uczestnika badania Dallas Fed "w ciągu ponad 40 lat pracy w tym sektorze nigdy nie czułem takiej niepewności, jak w tej chwili". To wysoko postawiona poprzeczka. Wystarczy przypomnieć, że niecałe pięć lat temu, w połowie kwietnia 2020 roku, cena ropy na nowojorskiej giełdzie towarowej spadła do poziomu minus 38 dolarów za baryłkę - producenci mieli więcej ropy, niż byli w stanie magazynować, więc byli gotowi płacić nabywcom za to, żeby się jej pozbyć.

Niepewność to zresztą nie tylko obawa o przyszłość. Już teraz polityka handlowa Trumpa przekłada się na wyższe koszty działalności. Jeden z respondentów wspomniał, że po zapowiedzi wprowadzenia ceł w wysokości 25 procent na stal "nasi dostawcy rur natychmiast podnieśli ceny o jedną czwartą, mimo że sami kupili je jeszcze zanim cła weszły w życie". Pokazuje to doskonale, jak bardzo odklejona od rzeczywistości jest narracja Białego Domu, zgodnie z którą cła zostaną "zapłacone" przez eksporterów, bez szwanku dla konsumentów.  

Poza polityką celną przedstawiciele sektora mają też bardziej bezpośrednie powody do obaw związane z deklaracjami płynącymi z Białego Domu. Na początku marca Peter Navarro, jeden z najbliższych doradców gospodarczych prezydenta, zasugerował, że na potrzeby walki z inflacją ceny ropy powinny spaść z obecnego poziomu około 68 dolarów do 50 dolarów za baryłkę. Zdaniem cytowanego przez "Financial Times" analityka rynku surowców Paula Horsnella z banku Standard Chartered, przy poziomie cen oczekiwanym przez Biały Dom ogromna część producentów ropy w Teksasie miałaby problem z utrzymaniem jakiejkolwiek rentowności. Jak podkreślają menedżerowie w badaniu Dallas Fed, kłóci się to całkowicie z deklarowanym celem administracji, jakim jest radykalne zwiększenie wydobycia: 
  • "Płynące z Białego Domu groźby dotyczące spadku cen ropy do 50 dolarów za baryłkę sprawiło, że podjęliśmy decyzję o zmniejszeniu naszego budżetu na inwestycje w zwiększenie wydobycia na lata 2025-2026. "Wierć, maleńki, wierć" nie ma racji bytu przy tej cenie. Platformy wiertnicze zostaną porzucone, zmniejszy się zatrudnienie i spadnie produkcja".  
  • "Ceny ropy spadają, a nasze koszty rosną. Żeby zwiększyć wydobycie cena za baryłkę, musiałaby być na poziomie 75-80 dolarów".
  • "Przy 50 dolarach za baryłkę nastąpi natychmiastowy spadek amerykańskiego wydobycia - i to znaczący, o ponad 1 milion baryłek dziennie w perspektywie kilku kwartałów".  
gazeta.pl


Na przełomie lutego i marca był wręcz okres, kiedy na terytorium Ukrainy rosyjskie wojsko praktycznie nie zajmowało nowego terenu. Średnia liczba raportowanych przez Ukraińców ataków oscylowała w rejonie 100 dziennie na całym froncie, co oznaczało prawie dwa razy mniej niż w szczytowym okresie pod koniec 2024 roku.

Do dzisiaj sytuacja się zmieniła i Rosjanie ewidentnie wznawiają presję. Nawet nie licząc finału działań w obwodzie kurskim. Średnia liczba ataków według ukraińskich raportów wróciła do poziomu 150 dziennie i ciągle rośnie. Podobnie do normy z drugiej połowy 2024 roku spadła liczba zrzucanych przez Rosjan bomb naprowadzanych, sięgając poziomu 100-150 dziennie, po załamaniu w grudniu i styczniu do poziomu 50-100. Nie wydaje się więc, aby wcześniejszy dołek w ich aktywności był efektem jakiegoś skończenia się sił. Raczej była to pauza.

Największe zmiany w kontroli terenu w ciągu minionego miesiąca to oczywiście obwód kurski. Rosjanie zdołali tam na tyle ścisnąć siły ukraińskie, że wszystkie ich linie zaopatrzeniowe dostały się pod kontrolę dronów uderzeniowych. Doprowadziło to do sytuacji, kiedy dalsze utrzymywanie pozycji przez Ukraińców stało się praktycznie niemożliwe. Jedyną opcją na uniknięcie poważnych strat i okrążenia części pododdziałów było wycofanie się. To odbyło się w pierwszych dwóch tygodniach marca. Aktualnie Ukraińcy kontrolują jedynie niewielkie obszary tuż przy granicy, które Rosjanie zawzięcie atakują i ciągle zmniejszają. Miejscami weszli też na terytorium Ukrainy na głębokość kilku kilometrów.

Ze swojej strony Ukraińcy w połowie miesiąca zaczęli bardzo małą lokalną ofensywę kilkanaście kilometrów na południe, w rejonie dwóch niewielkich przygranicznych rosyjskich wsi Demidowka i Popowka. Skala działań jest bardzo ograniczona i walki toczą się mniej więcej na obszarze 5 na 5 kilometrów, choć Ukraińcy zaangażowali doń nawet ciężki sprzęt. Na nagraniach Rosjan widać między innymi uszkodzone i porzucone dwa amerykańskie bwp M2 Bradley czy niemiecki wóz inżynieryjny Wisent. Nie ma pewności, jaki jest cel działań Ukraińców. Jedyny łatwy do wyobrażenia, to próba związania rosyjskich sił, tak aby te uwolnione po zakończeniu operacji w obwodzie kurskim nie mogły w całości zostać przerzucone na front w Ukrainie.

W porównaniu do gwałtownych zmian opisanych powyżej, na dotychczas priorytetowych odcinkach w Donbasie, marzec był miesiącem względnej stabilizacji. Już od stycznia Rosjanie nie poczynili większych postępów w kierunku ważnego miasta Pokrowsk. W jego okolicach Ukraińcy zaczęli wręcz wyprowadzać lokalne kontrataki, które doprowadziły do zaciętych walk o takie wsie jak Piszczane, Kotline, Łysiwka czy Uspeniwka. Części ich ruin przechodzą regularnie z rąk do rąk. Ukraińcy nie odrzucają Rosjan od Pokrowska, ale też zablokowali ich postępy. Trwają walki pozycyjne. Dalej na wschód i południe od miasta Rosjanie mieli drobne postępy w marcu, ale daleko im do tempa z końca ubiegłego roku.

Podobnie względna stabilizacja panuje dalej na wschód od Pokrowska, w zrujnowanym Torecku i Czasiw Jarze. To pierwsze miasto Ukraińcy wydawali się stracić już w lutym, kiedy Rosjanie zajęli jego większość i wypchnęli przeciwnika na obrzeża, świętując sukces. Okazało się to jednak przedwczesne. Na przestrzeni ostatniego miesiąca Ukraińcy przeprowadzili szereg kontrataków i najwyraźniej nie utracili jednak wszystkich pozycji w centralnej części miasta. Sytuacja w Torecku jest niejasna i trudno z dużą pewnością określić co kto kontroluje. Rosjanie najpewniej większość, ale jest jednak ewidentne, że Ukraińcy nie stracili wszystkiego i nie dają się całkowicie wypchnąć. W Czasiw Jarze sytuacja nie zmieniła się istotnie od początku lutego. Ukraińcy co prawda kontrolują już tylko zachodni skraj ruin miasta, ale póki co Rosjanom nie udaje się ich stamtąd wyrzucić.

Największe sukcesy w obwodzie Donieckim Rosjanie mają na południu i południowym zachodzie. Zwłaszcza w rejonie zdobytej w styczniu Wiełykej Nowosiłki. Tam udało im się w marcu posunąć w kilku miejscach na kilka kilometrów naprzód. Jednak jak na miesiąc, są to sukcesy bardzo skromne.

Zauważalne zdobycze terenowe Rosjanie mają natomiast po raz pierwszy od bardzo dawna dalej na zachód w obwodzie zaporoskim, na południe od samego miasta Zaporoże, blisko brzegu niegdysiejszego zalewu za zaporą Kachowka. Od początku marca Rosjanie posunęli się w rejonie wsi Piaticzatki o kilka kilometrów naprzód na przestrzeni około 10 kilometrów i naciskają dalej. Wydaje się to być czymś więcej niż trwające już od ponad roku na Zaporożu ograniczone walki pozycyjne. Ze strony komentatorów po obu stronach pojawiły się sugestie, że to początek szerzej zakrojonej operacji wymierzonej w miasteczko Orichiw położone kilkanaście kilometrów na wschód. To ważny węzeł logistyczny i centralna pozycja dla znacznego odcinka ukraińskiego frontu w tym rejonie. Widoczne na mapie poniżej główne umocnienia Ukraińców są około 8 kilometrów od aktualnych pozycji Rosjan.

Równie zauważalne postępy Rosjanie mają na drugim końcu frontu, na północy, w rejonie od Łymania po Kupiańsk. W ostatnich dniach rosyjskie wojsko dokonało zaskakującego i głębokiego (jak na obecne standardy) uderzenia z rejonu wsi Iwaniwka, którą zajęli jeszcze na początku stycznia. Nagla, po ponad trzech miesiącach przerwy, na podstawie nagrań z dronów odkryto, że posunęli się naprzód o około 10 kilometrów polnymi drogami na północny zachód, dochodząc do rejonu wsi Nowe. Możliwe, że nie stało się to w ciągu dnia, tylko w nieco dłuższym okresie, ale dopiero teraz pojawił się potwierdzający to filmik. Nie jest przy tym pewne, że trwale kontrolują ten teren. Zajęli też resztę położonej niedaleko Iwaniwki wioski Terny, gdzie stali od końca grudnia. Dotarli też do położonej kilka kilometrów dalej na południe Jampoliwki.

80 kilometrów na północ w rejonie Kupiańska Rosjanie mają też drobny sukces w postaci kontroli wsi Dworiczna. To rejon, gdzie od grudnia przekraczają rzekę Oskił i walczą o rozszerzenie swojego przyczółka na zachodnim brzegu. Postępy mają powolne i skromne, ale Ukraińcy nie są w stanie ich całkowicie zablokować i odrzucić na drugi brzeg. Choć w pierwszej połowie marca udało im się odbić kilka najbardziej wysuniętych rosyjskich pozycji.

gazeta.pl


Prezydent Rosji Władimir Putin wzmaga wysiłki, aby przedstawić obecny rząd Ukrainy jako nielegalny i niezdolny do podjęcia negocjacji w celu zakończenia wojny na Ukrainie. Putin powtórzył długotrwałą, szablonową retorykę podczas wizyty w rosyjskim stanowisku dowodzenia okrętem podwodnym w obwodzie murmańskim 27 marca, twierdząc, że „naziści” i osoby o „neonazistowskich poglądach” mają znaczący wpływ na ukraiński rząd, a „neonazistowskie grupy” mają „rzeczywistą władzę w swoich rękach” na Ukrainie. Putin powtórzył twierdzenia, że ​​ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski jest nielegalny, ponieważ Ukraina nie przeprowadziła wyborów prezydenckich w 2024 r., a dodatkowo zarzucił, że wszystkie ukraińskie władze cywilne są nielegalne, ponieważ prezydent mianuje urzędników regionalnych. Konstytucja Ukrainy wyraźnie zabrania jednak wyborów w okresach stanu wojennego i inwazji wrogiego kraju. Putin twierdził, że „formacje neonazistowskie” rządzą Ukrainą w przypadku braku legalnego rządu ukraińskiego i kwestionował, w jaki sposób Rosja może negocjować z tymi grupami. Putin już wcześniej określał ukraiński rząd jako nielegalny, próbując w ten sposób usprawiedliwić niechęć Rosji do angażowania się w negocjacje w dobrej wierze w celu zakończenia wojny i konsekwentnie określał „denazyfikację” – określenie, którego Kreml używa do żądania odsunięcia ukraińskiego rządu i ustanowienia prorosyjskiego reżimu marionetkowego – jako cel swojej pełnoskalowej inwazji od lutego 2022 r.

Putin wielokrotnie oskarżał Zełenskiego o bycie nielegalnym przywódcą Ukrainy przed rozmową telefoniczną Putina z prezydentem USA Donaldem Trumpem 12 lutego, ale w ostatnich tygodniach wysuwał te oskarżenia znacznie rzadziej. Putin szczególnie wyraźnie implicite uznał Zełenskiego za legalnego prezydenta Ukrainy i przyszłego partnera negocjacyjnego Rosji po raz pierwszy pod koniec lutego 2025 r., a oświadczenie Putina z 27 marca wydaje się być ponownym zaostrzeniem jego oskarżeń, mającym na celu podważenie legalności Zełenskiego. ISW zauważył wcześniej, że trwające wysiłki Kremla mające na celu przedstawienie ukraińskiego rządu jako nielegalnego partnera negocjacyjnego rzucają poważne wątpliwości na chęć Kremla do negocjacji w dobrej wierze w sprawie rozstrzygnięcia wojny i ustanawiają informacyjne warunki umożliwiające Rosji naruszenie jakiegokolwiek osiągniętego porozumienia na tej podstawie, że ukraiński rząd nie miał prawnego prawa do jego zawarcia.

Putin powtórzył swoje żądanie wyeliminowania „przyczyn źródłowych” wojny na Ukrainie jako warunku wstępnego porozumienia pokojowego – odnosząc się do początkowych żądań wojennych Rosji, które bezpośrednio przeczą wysiłkom USA, Europy i Ukrainy zmierzającym do osiągnięcia sprawiedliwego i trwałego rozwiązania wojny. Putin twierdził, że Rosja jest zobowiązana zakończyć wojnę na Ukrainie, ale tylko wtedy, gdy porozumienie pokojowe zajmie się „przyczynami źródłowymi” wojny. Wysocy rangą rosyjscy urzędnicy wielokrotnie definiowali te przyczyny źródłowe jako rzekome naruszenie przez NATO zobowiązań do nieekspansji na wschód i rzekome naruszenia przez Ukrainę praw rosyjskojęzycznych mniejszości na Ukrainie. Żądania Kremla dotyczące zajęcia się tymi tak zwanymi „przyczynami źródłowymi” sprowadzają się do żądania całkowitej kapitulacji Ukrainy wraz z zainstalowaniem prorosyjskiego rządu na Ukrainie i zobowiązaniami do zachowania ukraińskiej neutralności – tych samych żądań, które Putin wysuwał jeszcze przed pełnoskalową inwazją.

Putin próbuje wtrącić nowe żądanie zgodne z długotrwałymi wysiłkami Kremla mającymi na celu podważenie legitymacji rządu ukraińskiego do dyskusji na temat rozwiązania wojny. Putin zaproponował, aby Organizacja Narodów Zjednoczonych (ONZ), Stany Zjednoczone i kraje europejskie zainstalowały tymczasową administrację na Ukrainie, która przeprowadziłaby demokratyczne wybory, aby doprowadzić do władzy „żywotny rząd cieszący się zaufaniem ludu”. Putin twierdził, że tymczasowy rząd ukraiński pozwoliłby Rosji „rozpocząć negocjacje [z nową administracją ukraińską] w sprawie traktatu pokojowego” i „podpisać legalne dokumenty, które będą uznawane na całym świecie”. Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego Białego Domu James Hewitt słusznie odrzucił propozycję Putina dotyczącą narzucenia tymczasowej administracji na Ukrainę, stwierdzając, że Konstytucja Ukrainy i naród ukraiński określają rządy Ukrainy. Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres również odrzucił propozycję Putina i stwierdził, że Ukraina ma legalny rząd, który należy szanować.

Nowe żądanie Putina dotyczące tymczasowego rządu na Ukrainie jako warunku wstępnego negocjacji pokojowych pokazuje, jak Kreml nadal trzyma negocjacje jako zakładników i próbuje wymusić dodatkowe ustępstwa od Zachodu po postępach w trwających negocjacjach o zawieszeniu broni. ISW nadal ocenia, że ​​Kreml pozostaje oddany swojemu celowi przedłużenia wszelkich negocjacji w sprawie tymczasowego zawieszenia broni na linii frontu lub stałego porozumienia pokojowego, aby kontynuować stopniowe zyski na polu bitwy i stworzyć sprzyjające warunki do dążenia do całkowitej kapitulacji Ukrainy.

(...)

Ukraiński państwowy operator gazowy Naftohaz poinformował 28 marca, że ​​nocne rosyjskie ataki uszkodziły zakłady produkcyjne gazu Naftohaz w nieokreślonych obszarach. Doradca ds. komunikacji prezydenta Ukrainy Dmytro Łytwyn poinformował wieczorem 27 marca, że ​​siły rosyjskie zaatakowały ukraińskie zakłady energetyczne co najmniej dwa razy w ciągu ostatniego dnia od 26 marca. Ukraiński Sztab Generalny i inni ukraińscy urzędnicy poinformowali 28 marca, że ​​rosyjskie drony Szahed zaatakowały infrastrukturę naftową i gazową w mieście Połtawa oraz inną infrastrukturę energetyczną w mieście Chersoń.

Źródła rosyjskie twierdziły, że siły ukraińskie przeprowadziły ataki dronów na infrastrukturę energetyczną w obwodach kurskim, briańskim i saratowskim w nocy z 27 na 28 marca. Rosyjskie Ministerstwo Obrony i inne źródła rosyjskie twierdziły, że siły ukraińskie przeprowadziły ataki dronów i HIMARS na stację pomiarową gazu Sudzha rano 28 marca i zaatakowały obiekt energetyczny w obwodzie briańskim po południu 28 marca. Gubernator obwodu saratowskiego Roman Busargin oświadczył, że siły rosyjskie zestrzeliły ukraińskie drony nad bazą lotniczą Engels i miastem Saratów w nocy, a źródła rosyjskie twierdziły, że siły ukraińskie miały na celu rafinerię ropy naftowej w Saratowie. Szef ukraińskiego Centrum Zwalczania Dezinformacji, porucznik Andrij Kowalenko oświadczył 28 marca, że ​​siły ukraińskie miały na celu amunicję i składy rakiet w bazie lotniczej Engels – legalny cel wojskowy nieobjęty moratorium na ataki na infrastrukturę energetyczną.

(...)

Radio Wolna Europa/Radio Liberty (RFE/RL) i ukraińska organizacja wywiadowcza typu open source Frontelligence Insight, powołując się na zdjęcia satelitarne i dane typu open source, poinformowały 25 marca, że ​​ukraińskie ataki na rosyjską infrastrukturę energetyczną w okresie od 1 września 2024 r. do 12 lutego 2025 r. spowodowały szkody o wartości co najmniej 60 miliardów rubli (658 milionów dolarów). RFE/RL i Frontelligence Insight poinformowały, że co najmniej 67 procent z 67 zweryfikowanych ukraińskich ataków dalekiego zasięgu w okresie od września 2024 r. do połowy lutego 2025 r. zakończyło się sukcesem, a wyniki pozostałych 33 procent ataków są niejasne. RFE/RL i Frontelligence Insight zauważyły, że projekt uwzględniał tylko zweryfikowane ataki ukraińskie i że siły ukraińskie mogły przeprowadzić ponad 67 ataków w ciągu tego sześciomiesięcznego okresu. RFE/RL i Frontelligence Insight poinformowały, że siły ukraińskie najczęściej atakowały rosyjskie obiekty wojskowe, w tym składy amunicji, na początku jesieni 2024 r., a później priorytetowo traktowały ataki na rosyjskie obiekty magazynowania i przetwarzania ropy naftowej i gazu. RFE/RL i Frontelligence Insight poinformowały, że siły ukraińskie atakowały rosyjskie obiekty produkcyjne ropy naftowej i gazu co najmniej 27 razy między wrześniem 2024 r. a połową lutego 2025 r. i zniszczyły 50 zbiorników magazynowych ropy naftowej i uszkodziły 47 kolejnych zbiorników.

understandingwar.org


W ostatnich tygodniach doszło do zaostrzenia przez Budapeszt krytyki polityki Unii Europejskiej wobec Kijowa. Podczas szczytów Rady Europejskiej 6 i 20 marca Węgry jako jedyne państwo członkowskie nie podpisały konkluzji dotyczących wsparcia dla Ukrainy. Coraz ostrzej sprzeciwiają się też akcesji tego kraju do UE, blokując otwarcie pierwszego klastra negocjacyjnego i podkreślając zagrożenia dla węgierskiej gospodarki i bezpieczeństwa. Premier Viktor Orbán zapowiedział zorganizowanie tzw. konsultacji narodowych w tej sprawie (do obywateli zostaną rozesłane kwestionariusze z pytaniami na ten temat).

Choć stanowisko Budapesztu pozostaje odosobnione, to grozi paraliżem decyzji UE dotyczących Kijowa. W kwestiach wsparcia finansowego czy wojskowego Ukrainy rozważane są wprawdzie rozwiązania umożliwiające pominięcie węgierskiego weta, lecz w przypadku negocjacji akcesyjnych wymóg jednomyślności sprawia, że Orbán będzie mógł blokować ten proces na wielu etapach (łącznie ponad 100 głosowań).

Komentarz
  • Od objęcia władzy przez Donalda Trumpa Węgry zintensyfikowały krytykę europejskiego podejścia do wojny rosyjsko-ukraińskiej. Budapeszt wydaje się ośmielony próbami normalizacji stosunków USA–Rosja i napięciami między Waszyngtonem a Kijowem. Rząd Orbána postrzega ostatnie działania amerykańskiej administracji jako zgodne z postulowanym przez niego dążeniem do osiągnięcia pokoju poprzez ustępstwa wobec Kremla i zaprzestanie pomocy Ukrainie. Tego też domaga się na forum UE, postępując w kontrze do głównego nurtu polityki europejskiej.
  • Zarazem postawa Budapesztu względem Kijowa pozostaje odosobniona. Choć podobną retorykę w kwestii wojny rosyjsko-ukraińskiej stosuje m.in. premier Słowacji Robert Fico, to jedynie Węgry wyłamują się ze wspólnego stanowiska UE, wetując rozpoczęcie negocjacji z Ukrainą i grożąc paraliżowaniem innych kluczowych decyzji. Od stycznia utrudniają m.in. przedłużanie sankcji przeciw Rosji, a także blokują wypłaty z Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju (EPF) za dostarczone Kijowowi uzbrojenie.
  • Ze względu na wymóg jednomyślności węgierskie weto oznacza zatrzymanie postępów akcesyjnych Ukrainy. Dąży ona do otwarcia wszystkich sześciu klastrów do końca br. Od lutego Węgry blokują rozpoczęcie negocjacji pierwszego z nich (warunek otwarcia pozostałych), obejmującego sprawy podstawowe. Budapeszt uzasadnia to zastrzeżeniami do sytuacji mniejszości węgierskiej na Ukrainie (obecne szacunki wskazują na maksymalnie 100 tys. osób). Formułuje przy tym zaporowe żądania cofnięcia tamtejszego prawodawstwa dotyczącego mniejszości narodowych do stanu sprzed 2015 r. Zmiany przepisów w tym zakresie – wprowadzone przez Kijów przed podjęciem przez UE decyzji o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych w grudniu 2023 r. (zob. Ukraina: kolejna zmiana przepisów o mniejszościach narodowych) – Komisja Europejska oceniła w ostatnim raporcie na temat przygotowań do członkostwa Ukrainy pozytywnie (zob. Okno z widokiem na członkostwo. Postępy Ukrainy i Mołdawii na drodze do UE).
  • Kijów postrzega podnoszenie przez Budapeszt kwestii mniejszości węgierskiej jako pretekst do blokowania negocjacji akcesyjnych. Deklaruje zarazem gotowość do dialogu wokół 11 warunków przedstawionych przez węgierskiego ministra Pétera Szijjártó w styczniu 2024 r. na spotkaniu w Użhorodzie. Podkreśla przy tym, że nie zrezygnuje z wymogu znajomości języka ukraińskiego przez przedstawicieli mniejszości i że w kontekście trwającej wojny konieczne jest podtrzymanie procesów derusyfikacji. Zaznacza też, że Ukraina zrealizowała rekomendacje KE w sprawie mniejszości narodowych, a obecne prawo umożliwia naukę w językach państw UE. Jednocześnie zabiega o konsolidację wsparcia i pozyskanie pomocy krajów członkowskich w przełamywaniu węgierskiego weta (konkluzje marcowych szczytów Rady Europejskiej – pomimo sprzeciwu Budapesztu – przyjęto jako stanowisko UE).
  • Kampania antyukraińska władz węgierskich służy do mobilizowania elektoratu Fideszu przed wyborami wiosną 2026 r. Ma na celu odwrócenie uwagi od bieżących, nagłaśnianych przez opozycję problemów (m.in. rosnących kosztów życia, złego stanu służby zdrowia i edukacji). W narracji rządzących Ukrainę przedstawia się jako państwo upadłe i prześladujące Węgrów, a wspierającą ją UE – jako stronę prącą do wojny (w przeciwieństwie do dążących do pokoju USA i Rosji). Zarazem – uwypuklając potencjalne koszty przyszłej akcesji tego kraju do Unii – władze odwołują się do lęków społecznych związanych z niepewną sytuacją gospodarczą. Sprofilowaniu debaty publicznej wokół tych tematów będą służyć zapowiedziane tzw. konsultacje narodowe. Choć rządzący określają je czasem mianem „referendum”, to stanowią one de facto narzędzie pozorujące demokrację bezpośrednią. W dotychczasowych 15 odsłonach podobnych konsultacji pytania formułowano w sposób tendencyjny, sugerujący odpowiedź zgodną ze stanowiskiem rządu (w przypadku bieżących konsultacji jeszcze ich nie ogłoszono). Choć formularze rozsyłane są do wszystkich obywateli w krajue, wypełnia je przeważnie jedynie ok. 10–20% z nich – głównie osoby należące do twardego elektoratu Fideszu.
osw.waw.pl

piątek, 28 marca 2025



Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski: - Czy na froncie widać oznaki świadczące, że w ogóle prowadzone są jakieś rozmowy w sprawie zawieszenia broni?

Karolina Hird, zastępczyni szefa zespołu ds. Rosji, analityk w Instytucie Studiów nad Wojną w Waszyngtonie /The Institute for the Study of War - red./: Obserwujemy coś wręcz przeciwnego do tego, czego moglibyśmy oczekiwać. Podczas gdy na poziomie politycznym trwają dyskusje o zawieszeniu broni, rosyjskie siły wykorzystują zamieszanie w przestrzeni politycznej, by intensyfikować operacje ofensywne na Ukrainie. Takiej aktywności, jak obecnie, nie widzieliśmy od miesięcy.

Dobrym przykładem jest obwód zaporoski, w którym w ciągu ostatniego tygodnia Rosjanie wzmogli ataki w zachodniej części, w miejscach, gdzie walki ostatnio nie miały miejsca. To kompletnie kłóci się z retoryką przygotowań do negocjacji i zakończenia wojny, którą Kreml przedstawia publicznie.

Sytuacja na linii frontu absolutnie nie odzwierciedla tych rozmów o pokoju. Co więcej, ataki na ukraińską infrastrukturę - budynki cywilne, szpitale, sieć energetyczną - które miały być rzekomo przerwane po pierwszej rozmowie Trump-Putin, trwają nieprzerwanie, mimo toczących się dyskusji.

- Czy natężenie walk w rejonie Zaporoża można łączyć ze znajdującą się tam elektrownią jądrową? Jest ona jednym z punktów toczących się negocjacji.

Rosyjska pozycja negocjacyjna zakłada, że Ukraina powinna oddać terytoria, które nadal kontroluje, takie jak reszta obwodów zaporoskiego, chersońskiego, ługańskiego i donieckiego.

Te ofensywy są właśnie ściśle powiązane z elektrownią w Zaporożu - to kluczowy temat dla Amerykanów i Rosjan, a dla Ukraińców to sprawa krytyczna dla produkcji energii. Zaporoże jest też dużym ośrodkiem i Putin, licząc na jego ewentualne zdobycie, miałby pewnie nadzieję na zmuszenie Ukrainy do oddania reszty tego obwodu, który tylko częściowo znajduje się pod rosyjską kontrolą.

- To, co robią Rosjanie, to element negocjacji w ich wykonaniu?

Wszystkie te militarne działania są powiązane z negocjacjami o zawieszenie broni. Jeśli naprawdę chce się zrozumieć, czego naprawdę chcą Rosjanie, nie patrz na ich słowa, patrz na to, co robią na linii frontu, jak rozmieszczają wojska i gdzie naciskają ofensywnie.

Więc znowu - to pokazuje, że sytuacja zarówno na froncie, jak i w całym teatrze działań, stoi w sprzeczności z tym, co Rosjanie próbują osiągnąć, czyli wymusić ustępstwa od Ukrainy, USA i ich zachodnich partnerów.

- A czy te działania są również częścią nowej, większej ofensywy? Rosjanie szykują się na wiosnę i lato?

Powiedziałabym, że tak. Widzieliśmy przygotowania do rosyjskich operacji ofensywnych na wiosnę i lato w całym teatrze działań wojennych. Tu znowu - obwód zaporoski. Widzieliśmy również pewne przygotowania w obwodzie donieckim, gdzie Rosjanie przenoszą siły w kierunku tego, co jest znane jako "pas twierdz". Zasadniczo to te bardzo silnie ufortyfikowane obszary między Słowiańskiem, Kramatorskiem, Konstantynowką, Drużkiwką. Kreml koncentruje w tym obszarze jednostki, które wcześniej były w innych rejonach.

Z kolei w obwodzie kurskim Rosjanie intensywnie próbują wypchnąć Ukraińców z przyczółka, który utrzymują od sierpnia. Intensywność rosyjskich działań ofensywnych zależy też od pogody - gdy lód topnieje, a błoto wysycha, manewry stają się łatwiejsze, co zwykle przynosi wzmożenie działań wiosną i latem. Spodziewamy się, że w tym roku będzie podobnie, bo Rosjanie wciąż mają maksymalistyczne cele terytorialne na Ukrainie, niezależnie od trwających negocjacji.

- Czyli Rosja szykuje się na długotrwałe prowadzenie działań wojennych?

Patrzenie na rosyjską politykę wewnętrzną i front potwierdza, że szykują się na długą wojnę. Putin przygotowuje do tego społeczeństwo, a w ostatnich miesiącach te wysiłki się nasiliły.

Wiemy, że obywatele Rosji nadal są bardzo zaangażowani w wojnę w tym sensie, że dopóki nie ma ona zbyt dużego wpływu na ich codzienność, gotowi są na poświęcenie. W tej sytuacji wszyscy, jako sojusznicy Ukrainy, powinniśmy się spodziewać, że Rosja nie zamierza zatrzymać wojny.

Sytuacja może się zmienić jeśli Ukraina będzie w stanie utrzymać presję na polu bitwy, a jej partnerzy będą wspierać tę kampanię oraz sankcje. Wtedy koszty wojny dla Rosji będą rosły. Oceniam, że za 12-18 miesięcy osiągną punkt krytyczny, w którym dalsze prowadzenie wojny stanie się droższe niż wycofanie. Kreml to wie, dlatego teraz próbuje wymusić ustępstwa, zanim ich gospodarka i finanse osiągną granicę wytrzymałości.

- Podobne spekulacje o upadku gospodarki i finansów Rosji słyszymy od początku wojny.

Tak. Ale pamiętajmy, że jesteśmy w zupełnie innym punkcie, niż trzy lata temu. Za kilka, kilkanaście miesięcy Rosji może zabraknąć pojazdów opancerzonych i środków na mobilizację. Oczywiście wiele zależy od wsparcia Iranu, Korei Północnej i Chin, które pomagają Moskwie ciągnąć wojnę.

wp.pl


Jak dotąd Pekin nie zaproponował żadnej wizji tego, jak powinno wyglądać rozwiązanie „konfliktu”, (...). Dla Chin niekorzystnym scenariuszem byłaby porażka Rosji w wojnie na Ukrainie. Oznaczałaby ona wzmocnienie pozycji Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej, a być może także doprowadziłaby do demokratycznych przemian w Rosji, zwieńczonych odsunięciem od władzy prorosyjskiego (i przychylnego Pekinowi) reżimu.

Jednocześnie Pekinowi nie zależy również na wyraźnym zwycięstwie Rosji, które mogłoby doprowadzić do politycznego wzmocnienia Moskwy, która mogłaby planować kolejną ekspansję militarną w Europie. Dla Chin najkorzystniejszym scenariuszem byłoby rozwiązanie pośrednie, zawieszenie broni i tlący się konflikt, w który Stany Zjednoczone i Zachód muszą dalej angażować siły i środki, podczas gdy Rosja coraz bardziej uzależnia się od Pekinu.

Chińscy eksperci w większości popierają zbliżenie obu krajów. Profesor Li Haidong uznaje relacje chińsko-rosyjskie za przykład budowania stosunków pomiędzy mocarstwami. Według niego są bardzo odporne na ingerencję zewnętrzną i stabilnie się rozwijają. Ten sam ekspert w innym wywiadzie twierdzi, że wizyta Szojgu w Pekinie była „istotnym działaniem podjętym przez Chiny i Rosję w celu dalszego wzmocnienia fundamentów ich strategicznej koordynacji”. 

Inny profesor, Cheng Yawen, wątpi w odwróconego Nixona. Jego zdaniem Chiny i Rosja nawiązały w ostatnich latach silną współpracę, a Stany Zjednoczone nie mogą w pełni zagwarantować dwóch głównych, kluczowych z perspektywy Rosji aspektów – bezpieczeństwa i rozwoju gospodarczego. Yawen podkreśla, że to właśnie Chiny są w stanie zapewnić gospodarczy dobrobyt Rosji. Kolejny ekspert, profesor Yan Xuetong, nie widzi absolutnie żadnej możliwości, aby USA przeciągnęły Rosję na swoją stronę w sporze przeciwko Chinom, a Pekin nie ma powodów, żeby dystansować się od Moskwy. 

Pojawia się też, choć niezmiernie rzadko, krytyczne podejście chińskich komentatorów wobec Rosji. Przoduje w niej profesor Feng Yujun. Jego zdaniem zacieśnienie więzi z Rosją przyniosło wiele nieoczekiwanych, negatywnych skutków dla Chin. Rosja w tej optyce jest partnerem zmiennym i kierującym się własnymi interesami, który przy najbliższej okazji chętnie zmieni swoje sojusze. Co więcej, Moskwa jest zainteresowana zaostrzeniem napięć między USA a Chinami, aby złagodzić część presji, przed którą stoją. Uważa także, że nie można usprawiedliwiać agresji militarnej na Ukrainę, a na początku tego roku uznał rosyjski „blitzkrieg” za pośmiewisko. Tego rodzaju opinie wydają się zasłoną dymną, która zachodnim odbiorcom ma przysłonić realne zbliżenie obu krajów. 

Nie dość, że interesy strategiczne Pekinu i Moskwy są zgodne, to Xi z Putinem mają wyjątkowo zażyłe relacje. Obaj przywódcy spotkali się ponad 40 razy na przestrzeni lat, włączając spotkania telefonicznie czy wideokonferencje, czym chwalą się również chińskie media. Według danych, które zebraliśmy w analizie Instytutu Nowej Europy, zarówno w 2023 roku, jak i 2024, Xi Jinping i Wang Yi najczęściej rozmawiali i spotykali się właśnie z przedstawicielami Rosji. Zapowiada się, że ten rok również utrzyma ten trend. Obaj wierzą, że obserwujemy zmierzch Zachodu i czas gra na ich korzyść. 

W powyższym tekście skupiłem się na aspekcie dyplomatycznym, ale relacje gospodarcze (chociażby udział Chin w rosyjskim handlu zagranicznym zwiększył się z 18 procent w 2021 roku do 33 procent dwa lata później) czy społeczne (coraz częstsze wizyty turystów obu państw), także osiągają wysoki poziom. Sojusz Pekinu i Moskwy wygląda na trwały. Bardzo mało prawdopodobne jest to, że Chiny zdecydują się na jego zerwanie wobec presji Trumpa i jego administracji. Relacje pomiędzy tymi trzema państwami są zdecydowanie inne niż w latach siedemdziesiątych XX wieku, kiedy Związek Radziecki i Chiny niedawno stoczyły wojnę graniczną i radykalnie rozeszły się ideologicznie. 

kulturaliberalna.pl


Zełenski oświadczył 26 marca, że ​​Ukraina, Stany Zjednoczone i Rosja muszą nadal rozwiązać nieokreślone kwestie „techniczne” związane z tymczasowymi porozumieniami o zawieszeniu broni dotyczącymi uderzeń w infrastrukturę energetyczną i operacji morskich na Morzu Czarnym, ale osiągnęli porozumienia w sprawie tych zawieszeń broni podczas rozmów w Arabii Saudyjskiej w dniach 24 i 25 marca. Zełenski dodał, że ukraińskie, amerykańskie i rosyjskie zespoły techniczne nie ustaliły jeszcze mechanizmów monitorowania tymczasowych zawieszeń broni dotyczących uderzeń w infrastrukturę energetyczną i operacji morskich na Morzu Czarnym, co utrudnia ocenę przestrzegania przez Rosję. Minister obrony Ukrainy Rustem Umerow oświadczył 25 marca, że ​​Ukraina uważa każdy ruch rosyjskich okrętów wojennych poza wschodnią część Morza Czarnego za naruszenie „zobowiązania do zapewnienia bezpiecznej żeglugi po Morzu Czarnym”. Kreml oświadczył jednak 25 marca, że ​​nie wdroży uzgodnionego zawieszenia broni na Morzu Czarnym, dopóki Stany Zjednoczone nie zniosą sankcji nałożonych na rosyjski państwowy bank rolny Rosselkhozbank i inne nieokreślone organizacje finansowe zaangażowane w międzynarodowy handel żywnością i nawozami. Sekretarz stanu USA Marco Rubio przyznał 26 marca, że ​​Unia Europejska (UE) musi zaangażować się w zniesienie sankcji wobec Rosji. Rzeczniczka Komisji Europejskiej ds. zagranicznych Anitta Hipper oświadczyła 26 marca, że ​​UE rozważy zniesienie lub zmianę sankcji wobec Rosji tylko wtedy, gdy Rosja „zakończy swoją niesprowokowaną agresję na Ukrainie” i „bezwarunkowo wycofa” wszystkie siły rosyjskie z Ukrainy.

Rosja nadal atakuje ukraińską infrastrukturę krytyczną i cywilną pod osłoną zawieszenia broni w sprawie ataków na infrastrukturę energetyczną — co nie jest zgodne z celem prezydenta USA Donalda Trumpa, jakim jest wykorzystanie tymczasowego zawieszenia broni w celu ułatwienia trwałego pokoju na Ukrainie. Rzecznik ukraińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (MFA) Heorhij Tykhyi oświadczył 27 marca, że ​​ani Ukraina, ani Rosja nie atakowały swoich obiektów energetycznych od 25 marca, chociaż rosyjskie Ministerstwo Obrony (MON) oskarżyło Ukrainę o naruszenie porozumienia o zawieszeniu broni w nocy z 25 na 26 marca i z 26 na 27 marca. Tymczasowe zawieszenie broni nie obejmuje ochrony cywilnej lub nieenergetycznej infrastruktury krytycznej, a siły rosyjskie zintensyfikowały ataki na te obiekty w ostatnich dniach. Ukraińskie Siły Powietrzne poinformowały, że w nocy z 26 na 27 marca siły rosyjskie wystrzeliły pocisk balistyczny Iskander-M z obwodu woroneskiego oraz 86 dronów Shahed i innych z miasta Kursk; Millerowo, obwód rostowski; Primorsko-Akhtarsk, Kraj Krasnodarski; i okupowany Przylądek Czauda na Krymie. Ukraińskie Siły Powietrzne poinformowały, że ukraińskie siły zestrzeliły 42 drony, a 26 dronów zostało „utraconych”, prawdopodobnie z powodu ingerencji ukraińskiej wojny elektronicznej (EW), a ukraińscy urzędnicy poinformowali, że rosyjskie ataki uszkodziły infrastrukturę cywilną w miastach Dniepr, Sumy i Charków. Rzecznik ukraińskich Sił Powietrznych, pułkownik Jurij Ihnat, oświadczył 24 marca, że ​​Rosja celowo atakuje zaludnione miasta dronami, aby zniszczyć infrastrukturę i terroryzować lokalną ludność cywilną. Siły rosyjskie wielokrotnie przeprowadzały duże ataki na obszary cywilne w Krzywym Rogu, obwód dniepropietrowski; Dobropolu, obwód doniecki; i Złoczowie, obwód charkowski, a także infrastrukturę portową w mieście Odessa od początku marca 2025 r. pośród dyskusji na temat tymczasowego zawieszenia broni. (...)

understandingwar.org

czwartek, 27 marca 2025



W opisie operacji autorstwa korespondentów agencji TASS można przeczytać, że uczestnicy operacji czołgali się przez rurę przez ponad cztery doby. Pokonali odległość ponad piętnastu kilometrów. Odpoczywali co 50 metrów, brakowało powietrza. Gdy wyszli na tyły ukraińskich pozycji, Ukraińcy byli zdezorientowani – bo oto w ich pobliżu pojawili się ludzie w mundurach z ukraińskimi znakami rozpoznawczymi (użycie ukraińskich dystynkcji to była część operacji „dla zmylenia przeciwnika”).

Jednym słowem – chwała rosyjskiego oręża. Putin nagrodził wszystkich uczestników.

Jak pisze w materiale na portalu „Chołod” badacz „nowego rosyjskiego Z-patriotyzmu” Iwan Filippow, „histerię wokół [rzekomej] pobiedy pod Sudżą rozpętano, natomiast dowodów pobiedy – brak. Wojna na Ukrainie jest najlepiej udokumentowanym konfliktem w historii ludzkości. Niemal każdy znaczący jej epizod ktoś utrwalił na wideo (...), w mediach społecznościowych codziennie pojawia się mnóstwo relacji, natomiast relacji o rezultatach bojowych [operacji „Potok”] jakoś nie ma”.

Wyczyn o wątpliwej wartości bojowej i rujnującym wpływie na zdrowie uczestników kapłani kremlowskiej propagandy wzięli na sztandary. Nadworni wierszokleci, jak Ilja Szargorodski czy Ludmiła Ogurcowa, napisali górnolotne utwory o tym, jak dzielni wojowie bez jedzenia, bez wody, bez powietrza przebijali się rurą ku zwycięstwu, aby „bić nazistów”.

„Ta historia jest jak wyjęta z Biblii. W naszym kraju znalazło się kilkaset osób, które zstąpiły pod ziemię. Ci ludzie poszli w nieznane, dobrowolnie. Czegoś takiego nie było w historii ludzkości. (…) Niech Rosja dowie się, że żyją tu mężczyźni gotowi dla niej zejść do rury” – egzaltuje się Z-blogerka Marina Achmedowa. Wtóruje jej Natalia Oss, ongi dziennikarka gazety „Kommiersant”, obecnie jedna z najbardziej nakręconych zwolenniczek wojny. Jej zdaniem wyczyn „bohaterów z rury” obchodzić należy jako święto religijne: „Będziemy święcić chwałę bohaterów przez tysiące lat, jak święto Purim”.

Wyznawców judaizmu obchodzących święto Purim nie jest w Rosji zbyt wielu, więc religijny aspekt rury pospieszyła zapewnić Rosyjska Cerkiew Prawosławna.

Metropolita jekaterynburski Eugeniusz polecił wyłożyć pod Cerkwią na Krwi szesnastometrową rurę, fragment gazociągu Urengoj-Pomary-Użhorod (którym w czasach pokoju rosyjski gaz płynął do Europy). Taką, przez jaką rosyjscy żołnierze przedostali się pod Sudżę.

Cerkiew na Krwi została wzniesiona na początku XXI wieku w miejscu, gdzie bolszewicy zamordowali w 1918 r. cara Mikołaja II i członków jego rodziny. A teraz stała się ona miejscem nowego kultu – kultu rury.

Na uroczystym oddaniu obiektu do użytku byli obecni miejscowi hierarchowie z Eugeniuszem na czele: „Zwyciężymy, z nami Bóg!” – powtarzali.

tygodnikpowszechny.pl


Zmiana w konstytucji jest wymierzona w populację rosyjską, a także białoruską. W liczącej 1,4 mln ludzi Estonii niemal co czwarty mieszkaniec to etniczny Rosjanin. 80 tys. z nich to legalni obywatele Federacji Rosyjskiej, którzy głosują w lokalnych wyborach na osoby sprzyjające Moskwie, podobnie jak liczący ok. 1-2 proc. estońskiej populacji Białorusini.

Bezpaństwowcy, którym także odebrano prawa wyborcze, to posiadacze tzw. szarych paszportów, czyli zamieszkujące Estonię osoby, które po rozpadzie Związku Radzieckiego odmówiły oddania paszportów ZSRR. Jest to licząca ok. 60 tys. ludzi populacja osób zwykle pochodzenia rosyjskiego, w znakomitej większości w wieku powyżej 65 lat. Łącznie ok. 140 tys. ludzi niebędących obywatelami Estonii, a w większości sprzyjających Kremlowi, mogło do tej pory głosować w wyborach lokalnych.

Największe problemy rosyjscy i białoruscy wyborcy sprawiali w Lasnamäe, dzielnicy estońskiej stolicy Tallina, w której mieli oni większość i z powodzeniem przepychali swoich kandydatów do Rady Miejskiej. Podobne kłopoty miały Rady Miejskie w położonym niedaleko stolicy mieście Maardu oraz wielu ośrodkach na wschodzie kraju. Członkowie Rad Miejskich mają z kolei wpływ na wybór prezydenta Estonii.

— Podjęto decyzję o odebraniu prawa głosowania w wyborach samorządowych obywatelom państw agresorów, czyli Rosji i Białorusi — powiedział Onetowi przewodniczący estońskiego parlamentu Lauri Hussar.

– Nadal mamy w Estonii ok. 80 tys. obywateli rosyjskich, a 70 tys. z nich było na listach wyborczych w wyborach samorządowych. Głosowało ok. 40 proc. z nich, co stanowiło ok. 30 tys. Zdecydowana większość parlamentu przyznała, że ​​Rosja wykorzystuje obywateli rosyjskich jako część swojej wojny hybrydowej. Musieliśmy więc zająć się tym problemem.

— Myślę, że wysłaliśmy bardzo jasny sygnał dla obywateli rosyjskich i osób niebędących obywatelami, aby ubiegali się o obywatelstwo estońskie, co jest normalnym sposobem działania w społeczeństwie demokratycznym — dodał Lauri Hussar.

onet.pl

środa, 26 marca 2025



Dwustronne negocjacje ukraińsko-rosyjskie zmagały się z tymi problemami w miesiącach po upadku Związku Radzieckiego. Zaczęto szukać rozwiązań niektórych kwestii, ale nigdy nie udało się ich pomyślnie zamknąć. Szczyt w Massandrze we wrześniu 1993 r. między prezydentem Ukrainy Leonidem Krawczukiem a prezydentem Rosji Borysem Jelcynem początkowo wydawał się osiągnąć formułę przekazania Rosji strategicznych głowic nuklearnych i rozwiązania wszystkich kwestii pomocniczych. Dwustronne porozumienie jednak upadło niemal natychmiast.

Wydobycie broni jądrowej z Ukrainy było priorytetem USA w pierwszych latach niepodległości tego kraju. Waszyngton chciał, aby głowice jądrowe zostały przekazane Rosji, ale przychylnie odniósł się do niektórych obaw ukraińskiego rządu i aktywnie omawiał tę kwestię — i powiązane z nią kwestie, takie jak odszkodowania i zapewnienia bezpieczeństwa — oddzielnie z obiema stronami od początku 1992 r. Pierwsze trójstronne spotkanie amerykańskich, rosyjskich i ukraińskich dyplomatów odbyło się w sierpniu 1993 r. Początkowo agnostycznie nastawiony do tego, jak kwestia ta zostanie rozwiązana — w wyniku dwustronnych negocjacji ukraińsko-rosyjskich lub procesu z udziałem Stanów Zjednoczonych — Waszyngton doszedł do wniosku po szczycie w Massandrze, że będzie musiał bardziej bezpośrednio zaangażować się w pośredniczenie w rozwiązaniu problemu. Zarówno Rosjanie, jak i Ukraińcy przyjęli z zadowoleniem udział USA, Rosjanie, ponieważ rozumieli, że Waszyngton podziela ich cel wydobycia broni jądrowej z Ukrainy, Ukraińcy, ponieważ wierzyli, że dzięki zaangażowaniu amerykańskich urzędników w proces będą mieli przyjaciela w sądzie i będą mogli osiągnąć porozumienie, które lepiej odpowie na ich cztery kluczowe pytania.

Dyskusje trójstronne przyspieszyły w grudniu, czego efektem było Trójstronne Oświadczenie i towarzyszący mu aneks, podpisane przez Krawczuka, Jelcyna i prezydenta USA Billa Clintona w Moskwie 14 stycznia 1994 r. Dokumenty te przewidywały, że Ukraina przekaże Rosji wszystkie głowice strategiczne na swoim terytorium w celu ich wyeliminowania, a w zamian otrzyma gwarancje bezpieczeństwa, rekompensatę za wartość handlową HEU oraz pomoc Nunn-Lugar w celu pomocy w utylizacji ICBM, silosów ICBM, bombowców i innej infrastruktury na terytorium Ukrainy. Być może równie ważne, ale mniej namacalne, Trójstronne Oświadczenie usunęło to, co byłoby główną przeszkodą dla rozwoju normalnych stosunków Ukrainy ze Stanami Zjednoczonymi i Zachodem.

Ostatni akt trójstronnego procesu rozegrał się jesienią 1994 r., kiedy Ukraina przystąpiła do Układu o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej (NPT) jako państwo nieposiadające broni jądrowej. Clinton, Jelcyn i nowo wybrany prezydent Ukrainy Leonid Kuczma spotkali się 5 grudnia w Budapeszcie na marginesie szczytu Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Kuczma przekazał Ukrainie instrument przystąpienia do NPT, wszedł w życie Układ o redukcji zbrojeń strategicznych (START I), a Stany Zjednoczone i Rosja, do których dołączyła Wielka Brytania, udzieliły Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa w ramach tego, co stało się znane jako Budapeszteńskie Memorandum Gwarancji Bezpieczeństwa.

brookings.edu


Szef duńskiej dyplomacji Lars Lokke Rasmussen oznajmił, że uważa zmianę planów delegacji Stanów Zjednoczonych za rzecz pozytywną. Ocenił, że to "mistrzowskie zagranie". Przedstawiciele USA zamiast odwiedzin u społeczności grenlandzkiej mają udać się do amerykańskiej bazy wojskowej Pituffik w północno-zachodniej Grenlandii.

— Pod wieloma względami ma to wyglądać na eskalację, podczas gdy w rzeczywistości następuje deeskalacja — ocenił w porannym programie stacji P1 Duńskiego Radia.

Według Rasmussena fakt, że delegacja USA zrezygnowała z odwiedzin w stolicy Grenlandii, Nuuk, oraz w miasteczku Sisimiut, gdzie w sobotę odbędzie się narodowy wyścig psich zaprzęgów, pokazuje, że "opór wobec amerykańskich zabiegów dociera do samego serca Białego Domu".

Amerykańska delegacja nie została formalnie zaproszona na wyspę, a odchodzący premier Grenlandii Mute B. Egede uznał wizytę za agresywną i prowokacyjną. Polityk przekonywał, że grenlandzcy politycy zajęci są rozmowami o utworzeniu nowego rządu, mieszkańcy Sisimiut zapowiadali antyamerykańskie demonstracje. Krytycznie o wizycie amerykańskiej delegacji wypowiedziała się również premierka Danii Mette Frederiksen, mówiąc w tym kontekście o "niedopuszczalnej presji".

— Nie tylko Grenlandia musi stawić czoło wyzwaniu związanemu z USA [...] Królestwo Danii jest atakowane i musimy na to powiedzieć — podkreślił Rasmussen.

Biały Dom poinformował we wtorek wieczorem, że w piątek wizytę w bazie Pituffik na Grenlandii złoży wiceprezydent J.D. Vance, któremu towarzyszyć ma żona Usha. Jednocześnie odwołano zapowiadaną wcześniej wizytę delegacji USA pod przewodnictwem drugiej damy. W skład delegacji miał wejść m.in. minister energii Chris Wright i doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz. Oficjalnym celem odwołanej wizyty miało być zwiedzenie obiektów związanych z dziedzictwem Grenlandii oraz obejrzenie corocznego wyścigu psich zaprzęgów.

PAP


"Niezależnie od tego, jak i kiedy wojna na Ukrainie się zakończy, obecne trendy geopolityczne, gospodarcze, wojskowe i wewnętrzne w Rosji podkreślają jej odporność i trwałe potencjalne zagrożenie dla siły, obecności i globalnych interesów USA" - stwierdzono w corocznym raporcie Annual Threat Assesment. Służby oceniły, że Rosja nadal prawdopodobnie będzie działać przeciwko Zachodowi stosując środki z "szarej strefy", w tym m.in. sabotaż.

Dokument mówi o wzmacniającej się pozycji Rosji zarówno globalnie, jak i na polu bitwy w Ukrainie, co według autorów podkreśla zarówno "pilność, jak i złożoność wysiłków USA, aby doprowadzić wojnę do akceptowalnego zakończenia". Autorzy oceniają, że choć Rosja nie będzie w stanie osiągnąć całkowitego zwycięstwa militarnego w Ukrainie, przewaga Moskwy będzie się pogłębiać i "doprowadzi do stopniowej, ale stałej erozji pozycji Kijowa na polu bitwy, niezależnie od jakichkolwiek prób USA lub sojuszników narzucenia Moskwie nowych i większych kosztów".

Służby podkreślają też wyjątkowo silną pozycję Władimira Putina oraz jego gotowość do "zapłacenia bardzo wysokiej ceny, aby zwyciężyć w tym, co uważa za decydujący czas w strategicznej rywalizacji Rosji ze Stanami Zjednoczonymi, historią świata i swoim osobistym dziedzictwem".

W opinii autorów, choć Putin może być zainteresowany zawieszeniem broni, by ograniczyć straty, to z uwagi na swoją przewagę na polu bitwy może mieć większą "strategiczną cierpliwość" w rozmowach.

"Obaj przywódcy (Putin i Zełenski) prawdopodobnie nadal uważają, że ryzyko dłuższej wojny jest mniejsze, niż ryzyko niezadowalającego rozwiązania. W przypadku Rosji pozytywne trendy na polu bitwy pozwalają na pewną cierpliwość strategiczną, a w przypadku Ukrainy oddanie terytorium lub neutralności Rosji bez istotnych gwarancji bezpieczeństwa ze strony Zachodu może spowodować wewnętrzną reakcję i przyszłe niebezpieczeństwo" - napisano.

Podczas wysłuchania na temat raportu w senackiej komisji ds. wywiadu, przedstawiciele służb ocenili, że Ukrainie nie grozi w przewidywalnej przyszłości zapaść na froncie. Dyrektor CIA John Ratcliffe powiedział, że jest przekonany, że "Ukraińcy będą walczyć gołymi rękami, jeśli będzie to konieczne, jeśli nie otrzymają warunków akceptowalnych dla trwałego pokoju".

Mimo sygnałów ze strony przedstawicieli administracji o planowanym resecie stosunków z Rosją i próbach rozbicia sojuszu Rosji z Chinami, Iranem i Koreą Płn., służby oceniają, że zakończenie wojny w Ukrainie prawdopodobnie nie sprawi, by stosunki między reżimami powróciły do poziomu sprzed wojny. Taką diagnozę postawiła też podczas wtorkowego wysłuchania nowa Dyrektor Wywiadu Narodowego Tulsi Gabbard.

Mimo alarmujących ocen rosyjskiej pozycji i siły, w nowym raporcie - pierwszym opublikowanym po ponownym przejęciu władzy przez Donalda Trumpa - na pierwszym miejscu w szeregu zagrożeń wymieniono aktorów pozapaństwowych, w tym przede wszystkim kartele narkotykowe i gangi, a także organizacje terrorystyczne takie jak tzw. Państwo Islamskie (IS).

"Terroryści i transnarodowe organizacje przestępcze bezpośrednio zagrażają naszym obywatelom. Kartele są w dużej mierze odpowiedzialne za ponad 52 tys. zgonów w USA spowodowanych syntetycznymi opioidami w ciągu 12 miesięcy (...) i umożliwiły przybycie prawie 3 mln nielegalnych migrantów w 2024 r., obciążając zasoby i narażając społeczności USA na ryzyko" - napisano.

Spośród aktorów państwowych wymieniono Chiny, choć zaznaczono, że Pekin jest "ostrożniejszy niż Rosja, Iran i Korea Północna w ryzykowaniu swoim wizerunkiem ekonomicznym i dyplomatycznym na świecie zbyt agresywnymi i destrukcyjnymi działaniami".

Wywiad USA przewiduje, że w 2025 roku Chiny będą zwiększać presję na Tajwan i polepszać swoją pozycję w potencjalnym konflikcie z USA i nadal będą stosować cyberataki i kampanie szpiegowskie przeciwko Stanom Zjednoczonym. Jako zagrożenie wymieniono też dominację Chin w sektorze kluczowych minerałów, a także ich aktywność w Arktyce, w tym w Grenlandii.

"Chiny stopniowo zwiększają zaangażowanie w Grenlandii, głównie poprzez projekty górnicze, rozwój infrastruktury i projekty badań naukowych. Pomimo mniej aktywnego zaangażowania w tej chwili, długoterminowym celem Chin jest rozszerzenie dostępu do zasobów naturalnych Grenlandii, a także wykorzystanie tego samego dostępu jako kluczowego strategicznego punktu zaczepienia dla realizacji szerszych i gospodarczych celów Chin w Arktyce" - napisano.

Służby oceniły też, że Chiny "przyćmiły" Rosję w domenie kosmicznej i są "gotowe konkurować ze Stanami Zjednoczonymi jako światowy lider" w tym obszarze.

PAP


Początkowo wielu ludzi interesowało się tym, co siedzi w głowie uczestnika tzw. specjalnej operacji wojskowej. W pierwszym roku wojny, kiedy znajomi moich znajomych z Uralu wracali na wakacje, rzeczywiście byli zasypywani takimi pytaniami. Ale wracali kolejni — i ludzie przestali pytać. Moja przyjaciółka powiedziała mi, że kiedy jej kolega wrócił z wojny, była zainteresowana rozmową o jego doświadczeniach. A on opowiedział jej, jak po tym, jak został ranny, budził się w nocy z przerażeniem, a najważniejszą rzeczą, z jakiej zdał sobie sprawę, było to, że człowiek zamienia się na wojnie w bestię. Na początku inwazji ksiądz, który walczył w Afganistanie, powiedział Hołodowi to samo: "udręczone sumienie jest główną konsekwencją wojny".

Myślę, że wiele osób usłyszało od swoich znajomych tak wiele strasznych, wcale nie bohaterskich, a miejscami niemoralnych szczegółów, że nie chce się już prowadzić takich rozmów. Na Uralu, gdzie według danych statystycznych doszło w czasie wojny do wielu kradzieży, było to szczególnie odczuwalne. Oprócz tego, w czwartym roku wojny znam niewielu mieszkańców Uralu, którzy choć raz nie uścisnęliby dłoni człowieka, który został później ranny lub zabity na wojnie. Zainteresowanie zastąpiła chęć zdystansowania się.

Widząc człowieka w kamuflażu na korytarzu przychodni, w autobusie czy w centrum handlowym, wiele osób siada lub odsuwa się i raczej się spina. Pośrednik, który sprzedaje moje wynajmowane mieszkanie, prosi mnie, żebym nie mówiła nowym nabywcom, że kilka pięter dalej są wojskowi — z jakiegoś powodu ludzie nie chcą kupować mieszkań obok nich. Jeden z moich kolegów, dziennikarz, który regularnie filmuje żołnierzy w miejscach publicznych, stwierdził, że "oczekuje się, że będą sprawiać kłopoty". Oprócz tego, że powracający z wojny dopuszczają się na przykład zabójstw, pojawiają się konflikty wewnętrzne.

(...)

Ale to tak, jakby w społeczeństwie panował niewypowiedziany konsensus. Wojskowi zamykają się w sobie, zakładają słuchawki, by oglądać tiktoki lub prowadzą wideorozmowy z towarzyszami z frontu, by uciec w swój znajomy świat. A ludzie wokół nich prześlizgują się obok, udając, że nie istnieją. Konsensus działa, dopóki żołnierze nie stracą panowania nad sobą — z powodu alkoholu lub PTSD — i nie zaczną głośno mówić.

Człowiek w kamuflażu we współczesnej Rosji nie wzbudza wokół siebie szacunku ani poczucia bezpieczeństwa. Jadę taksówką w mieście na Uralu, a kierowca opowiada mi, jak wrócił z PTSD i teraz pracuje w taksówce w celach terapeutycznych — jego psychiatra powiedział, że musi bardziej towarzysko podchodzić do ludzi.

— Z PTSD bardzo szybko przechodzisz od spokoju do agresji — mówię mu.

— Jakoś sobie radzę, ludzie mnie nie irytują, ale niedawno był taki przypadek: do samochodu wsiadło kilku gejów, oczywiście wyrzuciłem ich na mróz.

Mamie mojej koleżanki taksówkarz, który wrócił z wojny, zaproponował zmianę trasy w nocy, żeby uprawiać seks. W metrze, na stacjach kolejowych i lotniskach, zbyt beztroskie spojrzenie może być sygnałem dla innego zagubionego żołnierza, który podejdzie i prosi cię o eskortowanie go, pijanego, do pociągu.

To ludzie potencjalnie niebezpieczni, lepiej nie zwracać na nich uwagi i trzymać się od nich z daleka. Nie mówi się o tym głośno — w dzisiejszych czasach w ogóle nie można mówić głośno. Ale, jak sądzę, odczuwają to również żony mężczyzn, którzy zginęli na wojnie. Narzekają, że szkoły ich dzieci nie zapewniają wystarczającej edukacji patriotycznej, nie honorują wystarczająco bohaterskich czynów wojskowych.

onet.pl/Holod


Marcin Łuniewski: Minęło ćwierć wieku od objęcia władzy przez Władimira Putina. Jakbyś scharakteryzował ten okres nazywany "późnym putinizmem" albo "dzikim putinizmem"?

Andriej Piercew: — Kiedy Putin dochodził do władzy, przedstawiany był jako macho, poważny i małomówny mężczyzna. Zawsze wiedział, co powiedzieć. Profesjonalista i siłowik. Obecnie to już stary człowiek, któremu niektóre rzeczy przychodzą z coraz większym z trudem. Niedawno był w fabryce samochodów i nie mógł sprawnie zamknąć drzwi jednego z aut. Widzimy też, że poddaje się zabiegom kosmetycznym. Jego twarz jest pomarszczona, za sprawą specjalnych zastrzyków nagle staje się napięta jak balon.

Zauważalne są też zmiany w sposobie mówienia. O ile kiedyś mówił krótkimi zdaniami i z sensem, o tyle teraz lubuje się w długich przemowach, gubi wątki i zaczyna wspominać jakieś stare historie. Widać, że jest zmęczony. Dawniej często naradzał się z przedstawicielami elit, obecnie zdarza się to coraz rzadziej. Kreml oczywiście stara się stworzyć wrażenie, że Putin dużo pracuje, ale tak naprawdę to są króciutkie spotkania. Dziennikarze piszą, że jednego dnia przyjmuje kilka osób, z każdą z nich rozmawia kilkanaście minut. To wszystko jest nagrywane i emitowane w telewizji, a Putin znika. Taka sytuacja nie jest komfortowa dla urzędników czy przedstawicieli dużego biznesu, którzy chcą porozmawiać z nim bezpośrednio.

Czyli to prawda, że aby spotkać się z Putinem, trzeba umawiać się na audiencję jak u cara, że otacza się tylko wąskim kręgiem doradców, z którymi rozmawia między innymi o wojnie, a reszta nie ma już bezpośredniego dostępu do jego ucha?

— To prawda. Odciął się. Widuje znacznie mniej ludzi i rzadziej styka się z rzeczywistością. Osoby, z którymi się spotyka, mają określone wyobrażenia o polityce, życiu, działaniu gospodarki. Dlatego też Putin zaczął funkcjonować w trochę wymyślonym świecie. W takim, który pokazują mu podwładni. Przynoszą mu gazety, a w nich jest napisane, że gospodarka dobrze prosperuje. Wcześniej był przedstawicielem "zbiorowego Putina", czyli wyrazicielem interesów kręgu lojalnych starych oligarchów. Wchodził w interakcje z ludźmi, był arbitrem rozsądzającym, komu coś zabrać, a komu coś dać. Teraz tej funkcji już praktycznie nie pełni. Po części wynika to ze zmęczenia, bo wymaga ona ciągłego trzymania ręki na pulsie i śledzenia na bieżąco sytuacji. Zajmuje go wojna. Rozmawia z wojskowymi, ogląda mapy, wydaje polecenia. Na to potrzeba czasu.

Dlatego też nie zawsze wiadomo, jaką decyzję ostatecznie podjął Kreml. Czasami dochodzi do krótkich spotkań z danym urzędnikiem czy biznesmenem, którzy prezentują Putinowi swoje sprawy. On je szybko rozstrzyga. Ktoś na tym zyskuje, a ktoś inny traci. Wcześniej spotkania były regularne. Putinowi można było dokładnie opisać problem, uświadomić go, że ktoś nie przekazał mu pełnej informacji. Dopiero na podstawie takich rozmów z kilkoma osobami podejmował "sprawiedliwy" osąd. Teraz ten system arbitrażu nie działa. To kolejny etap rządów Putina, kiedy elity muszą się uczyć, jak żyć bez niego i jak budować między sobą relacje. Przynajmniej, jeśli mówimy o sprawach "cywilnych". Ten proces nie zawsze odbywa się w pokojowy sposób.

Brak Putina rozjemcy prowadzi do tego, że spory poszczególnych klanów wewnątrz elity stają się ostrzejsze i bardziej widoczne?

— Tak, na pewno stają się o wiele ostrzejsze. Widzimy na przykład nacjonalizację w sektorze rolnictwa, nacjonalizację lotniska Domodiedowo albo zakładów metalurgicznych. Wcześniej zabierano przedsiębiorstwa mniej znaczącym biznesmenom, często lokalnym oligarchom. Teraz nacjonalizacja dotyczy osłabionych klanów. Dotychczasowy właściciel Domodiedowa był raczej niezależny, ale jego patronem był Patruszew (Nikołaj Patruszew, bliski współpracownik Władimira Putina, do niedawna sekretarz Rady Bezpieczeństwa, a obecnie "zdegradowany" do roli doradcy prezydenta ds. budowy okrętów – przyp. red.). Stołeczne lotnisko to łakome aktywo, bo daje duże pieniądze. Obecnie pozycja Patruszewa osłabła i nie mógł już pomóc właścicielowi Domodiedowa, dlatego ten je stracił. Jesteśmy świadkami redystrybucji władzy. Wcześniej to, że biznesmen miał związki z kimś z FSB czy Rady Bezpieczeństwa, miało go zabezpieczać, dawało do zrozumienia, że nie powinno się go nękać.

Chyba najlepszym przykładem narastającej rywalizacji między klanami jest sprawa największego w Rosji sklepu internetowego Wildberries. Gdy jego współwłaściciel Władisław Bakalczuk nie chciał się zgodzić na fuzję z firmą reklamową Russ Outdoor, poprosił o pomoc Ramzana Kadyrowa i doszło do najazdu na siedzibę sklepu i strzelaniny rodem z lat 90. A przecież transakcję wstępnie poparł Putin…

— Rozmawiałem wówczas z przedstawicielami władz i wszyscy byli zdezorientowani. Fuzję popierał też między innymi szef prezydenckiej administracji Anton Wajno czy Maksim Orieszkin, wiceszef administracji prezydenta. I nagle włącza się w to Kadyrow. Ludzie nie wiedzieli, co robić, i czekali na reakcję Putina. Kadyrow stworzył sobie image człowieka, na którego wpływ ma tylko prezydent. Oczekiwano na ruch Putina – czy zabierze głos publicznie albo kanałami, którymi kontaktują się elity. Nic takiego się nie stało. W końcu sąd przyznał rację Bakalczukowi.

Kadyrow nagle zniknął, ale Putin go nie powstrzymał. Wszyscy pamiętają, że na Kremlu zabrakło decyzyjności. To samo można zauważyć w sprawie Siewierstalu (największy rosyjski koncern stalowy – przyp. red.) należącego do oligarchy Aleksieja Mordaszowa. Zęby na ten zakład ostrzy sobie gubernator obwodu wołogodzkiego Gieorgij Filimonow. Jakiś czas temu wyrzucił na przykład urzędników, którzy byli w regionalnym zarządzie Siewierstalu. Z jednej strony wydaje się, że nie ma on szans na przejęcie koncernu, bo Putin nie wydał zgody na odebranie go Mordaszowowi. Z drugiej jednak strony prezydent nie kazał Filimonowowi się uciszyć. Elity zaczynają rozumieć, że wertykalna struktura władzy traci stabilność. Jeszcze co prawda istnieje, ale nie wiadomo, co się wydarzy, kiedy zabraknie Putina.

Temperaturę sporów podgrzewa też brak rotacji i przetasowań na szczytach władzy. Najważniejsze stanowiska od lat piastują ci sami, starzy już koledzy Putina. Młodsi chcą siłą awansować w strukturze?

— Tak, pojawia się problem zdobycia odpowiedniego miejsca w systemie. Ludziom w średnim wieku trudno awansować, bo większość stanowisk zajmują starcy. Gdy z najbliższego kręgu Putina odszedł Siergiej Szojgu albo Nikołaj Patruszew, to ich miejsce zajęli ludzie w podobnym do nich wieku. Młodsi cały czas piastują mniej ważne stanowiska. To wynika z przyzwyczajeń Putina, który nie chce zmieniać starych towarzyszy. Najlepszym przykładem może być Siergiej Ławrow. Chciał już odejść ze stanowiska ministra spraw zagranicznych ze względu na swój wiek. To jest ciężka praca, bo jako szef dyplomacji musi dużo podróżować po całym świecie. Odległości stały się tym większe po inwazji na Ukrainę, gdy sojusznikami Rosji zostały odległe państwa Azji czy Ameryki Południowej. Podobnie jest w przypadku Walentiny Matwijenko (przewodnicząca Rady Federacji – przyp. red.), która chciała już objąć spokojniejsze stanowisko. Putin ich nie puszcza, bo jest mu tak wygodniej. Obawia się też, że gdy mianuje kogoś nowego i młodszego, to może on zyskać zbyt dużą popularność. Ze starymi jest łatwiej. Tak powstaje kolejka do stanowisk, a w elitach jest dużo ambitnych ludzi, którzy chcą piąć się po szczeblach kariery, jak choćby Maksim Orieszkin albo Siergiej Kirijenko (pierwszy zastępca szefa prezydenckiej administracji – przyp. red.). Ten drugi zajmuje co prawda znaczące stanowisko, ale nie do końca je lubi. To raczej typ menadżera, który wolałby działać tam, gdzie są pieniądze, realizować jakieś projekty infrastrukturalne. Podobała mu się np. praca w Rosatomie.

Tatiana Stanowaja w opracowaniu dla Carnegie zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt tego, że Putin nie zajmuje się już wewnętrznymi sprawami kraju – poszczególne klany i grupy podejmują działania na własną rękę. Tak było w sprawie sporu o to, czy blokować portal YouTube, czy nie. Putin sprzyjał grupie, która tego nie chciała, ale zwolennicy blokowania zaczęli spowalniać YouTube’a, zrzucając winę na Google…

— Z jednej strony działają wbrew Putinowi, ale z drugiej strony, gdyby zaczął się temu uważniej przyglądać, to wszyscy zapewnialiby, że go popierają. Widać to dobrze na przykładzie wyborów na gubernatora. Często polityk sprzeciwiający się kandydatowi władzy podkreśla, że on nie jest przeciwko prezydentowi, tylko temu konkretnemu kandydatowi albo Jednej Rosji. Zresztą sam Putin w ostatnim czasie unika podejmowania jednoznacznych decyzji, przystaje na pewne rozwiązania w taki sposób, by nie poprzeć jednej ze stron sporu. To zachęca do pewnego rodzaju niezależności.

(...)

To zjawisko wyrywa się Putinowi spod kontroli? Po ataku terrorystycznym na halę koncertową Crocus City Hall w Rosji rozkręcono kampanię antyimigrancką. Siłowiki tak prześcigają się w nienawiści do obcokrajowców, że aż zareagować musiała administracja prezydenta…

— Wydaje się, że traci nad tym kontrolę, ale też trochę zdaje sobie z tego sprawę. Przykład z antyimigrancką kampanią świetnie pokazuje, jak różne grupy przeciągają linę w swoją stronę. Rąk do pracy na swoich budowach potrzebują bracia Rotenbergowie (Arkadij i Boris, bliscy koledzy Putina – przyp. red.), a służby bezpieczeństwa uważają, że jak przestanie się wpuszczać imigrantów, to nie będzie więcej zamachów terrorystycznych. I panuje chaos. Imigranci przyjeżdżają, bo w przemyśle bardzo brakuje ludzi, ale część z nich jest deportowana. Wtedy przybywają kolejni. Brakuje jednoznacznych wytycznych, ale Putin najwyraźniej nie chce ich opracować. Albo obawia się, że zajmując jednoznaczne stanowisko, kogoś zrazi, albo po prostu nie chce mu się tym zajmować. Lepiej niech wszystko dzieje się samo i niech inni decydują między sobą. Z drugiej strony Putin widzi, że traci kontrolę. Gdy pokazano mu, że w Ministerstwie Obrony panuje korupcja, i nowym ministrem został Andriej Biełousow, to Kreml wyznaczył syna Michaiła Fradkowa (były premier, bliski współpracownik Putina – przyp. red.), by śledził jego poczynania. Podobnie jest w przypadku Aleksieja Diumina (były ochroniarz Putina – przyp. red.), który został doradcą prezydenta ds. obronności. Jego zadaniem jest nadzorować działania Siergieja Czemiezowa (szef korporacji zbrojeniowej Rostiech – przyp. red.). Z kolei pracę Diumina kontroluje człowiek Czemiezowa. To stara metoda, jeszcze rodem z KGB.

Teoretycznie Putin może rządzić do 2036 roku, ale jak już powiedziałeś, jest coraz starszy i mniej zajmuje się sprawami wewnętrznymi. Czy elity i polityczne klany przygotowują się powoli na moment, gdy odejdzie?

— Podejrzewam, że ze względów zdrowotnych Putin przestanie rządzić w 2030 roku. Do tego momentu wcale nie zostało tak dużo czasu. Elity przygotowują następców, którzy mogą rządzić krajem w przyszłości. Wysyłają ich na różne stanowiska, by do czasu przekazania władzy zajmowali już jakieś poważne miejsce w systemie. W klanie związanym z Rostiechem są na przykład Denis Manturow albo gubernator obwodu niżnonowogrodzkiego Gleb Nikitin. Wśród młodszych jest jeszcze syn Patruszewa Dmitrij (wicepremier ds. rolnictwa – przyp. red.) albo syn Jurija Kowalczuka (oligarcha nazywany bankierem Putina – przyp. red.). Klany próbują wynosić swoich ludzi, jak najwyżej się da. Ponadto starają się przejąć jak najwięcej władzy. Mieć swoich gubernatorów, poszerzyć swój biznes, przejąć państwowe przedsiębiorstwa.

Co dla putinowskiego systemu jest groźniejsze: kontynuacja wojny czy jej zakończenie i czas, który nadejdzie później?

— Obie sytuacje są niebezpieczne. Kreml zdaje sobie sprawę, że do podbicia całej Ukrainy potrzeba ogromnej ilości zasobów i sprzętu wojskowego. Sprzętu brakuje, a poborowych, których zmobilizowano na front albo którzy chcieli podpisać kontrakty z armią, jest coraz mniej. Skąd brać nowych? Można ogłosić kolejną mobilizację, ale ludzie zaczną uciekać, a rąk do pracy już bardzo brakuje. Kontynuowanie wojny jest obarczone ryzykiem. Nie jest jasne, czy cele władz zostaną osiągnięte. Może nastąpić jeszcze większa destabilizacja, obywatele mogą się zbuntować. Szczególnie że już wiedzą, jak strasznie wygląda sytuacja na froncie, bo słyszeli o niej od znajomych i członków rodziny. Trwająca wojna to także presja sankcji, brak pieniędzy w budżecie na infrastrukturę i rozwój. Koniec wojny wiąże się z kolei z niepewnością, co będzie dalej. Jeśli sankcje zostaną, to co z nimi zrobić? Sytuacja gospodarcza się nie poprawi. Póki trwają walki, to ludziom można nimi wyjaśniać wszystkie trudności. A jak nastanie pokój? Kreml nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Oczywiście może utrzymywać władzę z pomocą represji, prześladowań i propagandy, ale jak długo to potrwa i jaki jest margines bezpieczeństwa? W Rosji dochodzi do różnych protestów z powodów socjalnych. Ta niepewność budzi obawy Kremla. Z drugiej strony zmęczenie wojną jest widoczne u wielu, również wśród członków elity i ono może przeważyć.

onet.pl/Nowa Europa Wschodnia