sobota, 31 grudnia 2022


Były prezydent Trump i inni w USA, w tym niektórzy Demokraci i Republikanie, skrytykowali ciągłe wsparcie USA dla Ukrainy w jej wojnie z Rosją. Wezwali do ograniczenia, a nawet zakończenia wsparcia wojskowego i finansowego dla Ukrainy. Bagatelizują ryzyko ze strony Rosji i argumentują, że pieniądze powinny być wydawane u siebie w kraju.

Jednak z wielu perspektyw, (...), wsparcie USA i Zachodu dla Ukrainy jest niezwykle opłacalną inwestycją.

W sumie administracja Bidena uzyskała zgodę Kongresu na 40 mld USD pomocy dla Ukrainy na 2022 r. i wystąpiła o dodatkowe 37,7 mld USD na 2022 r. Ponad połowa tej pomocy została przeznaczona na obronę.

Sumy te bledną w zestawieniu z całkowitym budżetem obronnym USA w wysokości 715 miliardów dolarów na 2022 rok. Pomoc stanowi 5,6% całkowitych wydatków na obronność USA. Ale Rosja jest głównym przeciwnikiem USA, czołowym rywalem niezbyt daleko w tyle za Chinami, ich strategicznym pretendentem numer jeden. W zimnych, geopolitycznych kategoriach ta wojna stanowi dla USA doskonałą okazję do erozji i degradacji konwencjonalnych zdolności obronnych Rosji, bez butów żołnierzy USA na ziemi ukraińskiej i bez ryzyka dla ich życia.  

Ukraińskie siły zbrojne zabiły lub zraniły już ponad 100.000 żołnierzy rosyjskich, co stanowi połowę ich pierwotnej siły bojowej; prawie 8 tys. potwierdzonych strat pojazdów opancerzonych, w tym tysięcy czołgów, tysięcy transporterów opancerzonych, dział artyleryjskich, setek stałopłatów i wiropłatów oraz licznych okrętów wojennych. Wydatki USA w wysokości 5,6% ich budżetu obronnego na zniszczenie prawie połowy konwencjonalnych zdolności wojskowych Rosji wydają się absolutnie niewiarygodną inwestycją. Gdybyśmy podzielili budżet obronny USA na zagrożenia, przed którymi stoi, Rosja miałaby być może sumę rzędu 100-150 miliardów dolarów, na wydatki związane z  niebezpieczeństwem z jej strony. Tak więc wydanie zaledwie 40 miliardów dolarów rocznie obniża wartość ryzyka wielkości 100-150 miliardów dolarów, co oznacza dwu- lub trzykrotny zwrot. W rzeczywistości zwrot prawdopodobnie będzie wielokrotnością tego, biorąc pod uwagę, że wydatki na obronę i zagrożenie to powtarzające się co roku wydarzenia.

Wojsko USA może rozsądnie chcieć, aby Rosja nadal rozmieszczała siły zbrojne na rzecz zniszczenia Ukrainy.

Tymczasem wymiana zniszczonego sprzętu wojskowego i nadążanie za nowym wyścigiem zbrojeń, który teraz wywołała z Zachodem Rosja, z pewnością doprowadzi rosyjską gospodarkę do bankructwa; zwłaszcza gospodarkę objętą agresywnymi zachodnimi sankcjami. Jak Rosja może mieć nadzieję na wygranie wyścigu zbrojeń, skoro łączny PKB Zachodu wynosi 40 bilionów dolarów, a jego wydatki na obronę wynoszące 2% PKB znacznie przekraczają 1 bilion dolarów, biorąc pod uwagę nieproporcjonalny wkład Stanów Zjednoczonych w obronę? Całkowity PKB Rosji wynosi zaledwie 1,8 biliona dolarów. Władimir Putin będzie musiał przekierować wydatki z konsumpcji na obronę, ryzykując niepokoje społeczne i polityczne w perspektywie średnioterminowej oraz realne i wkrótce rodzące się zagrożenie dla jego reżimu. Wyobraź sobie, o ile bardziej "okazyjna" będzie zachodnia pomoc wojskowa, jeśli ostatecznie przyniesie ona pozytywną zmianę reżimu w Rosji. 

Po drugie, wojna posłużyła do obalenia mitu, że rosyjska technologia wojskowa jest w jakiś sposób porównywalna z amerykańską i zachodnią. Pamiętajcie, że Ukraina używa tylko ulepszonej amerykańskiej technologii drugiej generacji, ale konsekwentnie pokonuje wszystko, co może rozmieścić rosyjska armia. Wojny to witryny sklepowe dla producentów obronnych; każdy kupujący przy zdrowych zmysłach będzie chciał technologii stworzonej przez zwycięzcę. Błędna ocena sytuacji Putina stworzyła jedynie fantastyczną okazję marketingową dla zachodnich konkurentów.

Należy również zauważyć, że wojna zmusza również partnerów NATO do szybkiego zwiększenia wydatków do 2% PKB i powyżej celu. Biorąc pod uwagę przewagę technologiczną Stanów Zjednoczonych w zakresie sprzętu obronnego, znaczna część tych dodatkowych nakładów wojskowych zostanie przeznaczona na sprzęt amerykański.

cepa.org

piątek, 30 grudnia 2022


29 grudnia Rosjanie przeprowadzili dziesiąte z kolei uderzenie rakietowe na ukraińską infrastrukturę krytyczną, bezpośrednio poprzedzone mniejszej skali atakiem z wykorzystaniem dronów-kamikadze. Według ukraińskich Sił Powietrznych z 30 grudnia obrońcy mieli zestrzelić 58 pocisków manewrujących z wykorzystanych przez agresora 70 oraz 11 dronów. Sztab Generalny armii ukraińskiej informował natomiast, że w atakach wykorzystanych zostało łącznie 85 rakiet. Rosjanie mieli ponowić atak nocą 30 grudnia z wykorzystaniem dronów, przy czym obrońcy informowali o zestrzeleniu wszystkich z nich (16 na wschodzie Ukrainy, 7 nad Kijowem i jego okolicami), a straty spowodowane zostały przez odłamki.

W wyniku ataków 29 grudnia uszkodzonych zostało 28 obiektów w 10 obwodach. Do najpoważniejszych szkód doszło w Charkowie, Kijowie, Lwowie, Odessie i Zaporożu, brakuje jednak szczegółowych informacji o skutkach ataków i stanie ukraińskiej infrastruktury energetycznej. W nielicznych doniesieniach lokalnych informowano, że w Kijowie odcięte zostały dostawy prądu do 40% odbiorców, a we Lwowie do 90%. Wieczorem bez prądu miało pozostawać 470 tys. abonentów w obwodzie lwowskim i 450 tys. w obwodzie odeskim.

Rosyjskie artyleria i lotnictwo kontynuowały uderzenia na pozycje i zaplecze wojsk ukraińskich wzdłuż linii styczności oraz w rejonach przygranicznych (wzrosła liczba przypadków ostrzału w obwodzie sumskim). Pod permanentnym ostrzałem znajdują się Chersoń i Nikopol oraz ich okolice, a także nadmorska część obwodu mikołajowskiego (głównie rejon Oczakowa). Stałym celem ponownie stał się Charków. Po parotygodniowej przerwie ponownie ostrzelane zostały także przedmieścia Mikołajowa. Celem ukraińskiej artylerii i lotnictwa były głównie pozycje i zaplecze agresora w Donbasie i obwodzie zaporoskim. 29 grudnia źródła rosyjskie donosiły także o kolejnych próbach ukraińskiej dywersji w Dżankoj na Krymie oraz ataku z wykorzystaniem drona na bazę lotnictwa strategicznego Engels w obwodzie saratowskim.

Areną najcięższych walk pozostają okolicie Bachmutu. Według ukraińskiego Sztabu Generalnego codziennie ma tam miejsce do 20 rosyjskich ataków, a na pozycje ukraińskie w mieście i jego okolicach przypada ponad 40% ostrzałów prowadzonych przez agresora wzdłuż całej linii walk pomiędzy Kupiańskiem a Marjinką. Rosjanie podejmują próby poszerzenia wyłomu na północny wschód od Bachmutu (w rejonie Jakowliwki) oraz wyparcia obrońców z jego północno-wschodnich obrzeży. 29 grudnia mieli także wyprowadzić uderzenie oskrzydlające na południowy zachód od miasta, gdzie zostali odparci w rejonie miejscowości Iwaniwśke.) Siły ukraińskie powstrzymywały także kolejne rosyjskie ataki na północ i wschód od Siewierska, na północ i południe od Awdijiwki, na zachód od Doniecka oraz na pograniczu obwodów charkowskiego i ługańskiego. 27 grudnia miało także dojść do nieudanego rosyjskiego natarcia w zachodniej części obwodu donieckiego (w okolicach Zołotej Nywy). W rejonie tym oraz w graniczącej z nim części obwodu zaporoskiego miały się także zaktywizować ukraińskie grupy dywersyjno-rozpoznawcze. Na konferencji prasowej 29 grudnia reprezentujący ukraiński Sztab Generalny gen. Ołeksij Hromow poinformował, że w ciągu tygodnia obrońcy przesunęli się o 2,5 km w kierunku Kreminnej.

28 grudnia wizytę w Kijowie złożył francuski minister obrony Sébastien Lecornu. Strony porozumiały się w kwestii rozpoczęcia programu szkolenia oficerów ukraińskich Sił Powietrznych w zakresie obsługi nowych systemów obrony powietrznej, szczegóły którego mają zostać przedstawione później. Według doniesień prasowych 18 nowych wyrzutni HIMARS, które Amerykanie planują dostarczyć Ukrainie w najbliższych latach, zostanie wyposażonych w zautomatyzowany system kierowania ogniem IFATDS (International Field Artillery Tactical Data System).

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) kontynuuje rozpoczętą 22 listopada operację kontrwywiadowczą w obiektach użytkowanych przez Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego (UKP-PM). 29 grudnia przeszukano 7 nieruchomości w obwodzie chmielnickim i 4 w dniepropietrowskim. Poszukiwane są dowody współpracy duchownych z rosyjskimi służbami specjalnymi, w tym wspierania grup dywersyjnych, a operacja ma dać podstawy do zakazu funkcjonowania UKP-PM. 27 grudnia minister kultury Ołeksandr Tkaczenko zapowiedział, że władze nie przedłużą umowy najmu obiektów Ławry Kijowsko-Peczerskiej. Dzień później sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ołeksij Daniłow wezwał duchowieństwo do publicznego odcięcia się od Patriarchatu Moskiewskiego i potępienia prezydenta Rosji.

Szef ukraińskiego wywiadu wojskowego Kiryło Budanow w wywiadzie dla BBC 29 grudnia oświadczył, że walki na froncie znalazły się w impasie, gdyż siły obu stron – tak na wschodzie, jak i na południu kraju - nie mogą poczynić znaczących postępów. Odnosząc się do rosyjskiej aktywności wojskowej na Białorusi odrzucił możliwość przeprowadzenia w najbliższym czasie ofensywy na Kijów z terytorium Białorusi. Obecność tam rosyjskich jednostek uznał za manewr taktyczny, mający zmusić Ukrainę do przerzucenia dodatkowych sił na kierunek białoruski i w ten sposób osłabić ich potencjał na innych kierunkach. Według komunikatu ukraińskiej służby granicznej Rosja zgromadziła na Białorusi grupę wojsk liczącą 10,2 tys. żołnierzy - liczba ta nie wystarczy do przeprowadzenia ataku na Ukrainę.

29 grudnia w rejonie położonej ok. 50 km od granicy z Ukrainą miejscowości Gorbacha w obwodzie brzeskim spadła ukraińska rakieta typu S-300. Białoruski resort obrony stwierdził, że pocisk został zestrzelony przez siły obrony powietrznej, ukraińskiemu ambasadorowi wręczono notę protestacyjną. Tego samego dnia Ministerstwo Obrony Ukrainy zapewniło, ze jest gotowe zbadać okoliczności incydentu. Kijów podkreślił, że jest świadomy dążeń Kremla do bezpośredniego wciągnięcia Białorusi do wojny z Ukrainą i dlatego nie wyklucza celowej prowokacji: trajektoria pocisków manewrujących została wyznaczona tak, aby zostały one przechwycone przez ukraińska obronę powietrzną nad terytorium Białorusi.

Władze okupowanego Krymu ogłosiły stan wysokiego zagrożenia terrorystycznego od 6 do 21 stycznia 2023 r. Decyzja ta świadczy, że liczą się z możliwością przeprowadzenia przez siły ukraińskie operacji dywersyjnych na półwyspie.

29 grudnia prezydent Ukrainy podpisał ustawy zezwalające na preferencyjny import systemów łączności Starlink i generatorów prądotwórczych - do maja 2023 r. towary te zostaną zwolnione z podatku VAT i opłat celnych. Celem jest minimalizowanie skutków rosyjskich ataków rakietowych niszczących infrastrukturę krytyczną.

Komentarz:

Kolejny rosyjski atak rakietowy przeciwko ukraińskiej infrastrukturze krytycznej potwierdza, że działania Moskwy obliczone są na utrzymanie stanu permanentnej destabilizacji w funkcjonowaniu systemu energetycznego. Podobnie jak w poprzednich przypadkach, uderzenie skierowane było przeciwko najszybciej stabilizowanym elementom systemu i doszło do niego w momencie, w którym Ukraina zaczęła przechodzić od awaryjnych do planowych wyłączeń dostaw prądu. Coraz dłuższe przerwy pomiędzy kolejnymi atakami - poprzedni miał miejsce 16 grudnia – Kijów stara się wykorzystać w swojej polityce informacyjnej. Jej głównym elementem jest wyczerpywanie zdolności agresora w zakresie prowadzenia ostrzałów rakietowych – według ukraińskiego wywiadu wojskowego armia rosyjska może jeszcze przeprowadzić najwyższej dwa podobne ataki, po czym wyczerpią się jej zapasy rakiet. Optymizm HUR stara się tonować Dowództwo Sił Powietrznych, które ze swojej strony podtrzymuje stabilny przekaz o wysokiej skuteczności ukraińskiej obrony powietrznej.

Incydent związany z upadkiem ukraińskiej rakiety na terytorium Białorusi spotkał się ze wstrzemięźliwym stanowiskiem reżimu w Mińsku. Sprawą zajął się resort obrony, Komitet Śledczy postępowanie wyjaśniające, zaś Łukaszenko nie skomentował incydentu, a białoruskie media reżimowe ograniczyły się jedynie do zwięzłego komunikatu o wydarzeniu. Świadczy to o tym, że Mińsk – przynajmniej na obecnym etapie - nie chce uznać incydentu za akt agresji wobec Białorusi, gdyż postawiłoby to na porządku dziennym kwestię odwetu i użycia własnych sił zbrojnych na terytorium Ukrainy. Taka eskalacja nie leży w interesie reżimu, który wsparcie agresji chce ograniczyć do zapewnienia swobody działań sił rosyjskich i pomocy logistycznej.

osw.waw.pl

czwartek, 29 grudnia 2022


Muzeum regionalne w Błagowieszczeńsku zajmuje sale niegdysiejszego najbogatszego emporium handlowego carskiej Syberii. Droga wiedzie w chronologicznym układzie od kłów mamutów i wyrobów ludów tubylczych – jak kanoe z kory brzozowej, drewniane idole, szaty szamanów obszyte kołami i muszlami – obok drewnianej repliki fortu w Ałbazinie i artefaktów z pól złotonośnych nad Zeją, do schodów prowadzących na górę i pamiątek z przełomu XIX i XX wieku. Tam na ścianach wiszą fotografie aktorów życia społecznego: sklepikarzy, handlarzy futer, poszukiwaczy złóż mineralnych. Grupa uczniów snuje się po muzeum apatycznie i po raz pierwszy od ponad miesiąca zauważam europejskiego turystę. Przewodniczka opisuje zajęcie dorzecza Amuru przez Murawjowa jako działanie wymierzone przeciwko chińskiej ekspansji, jak gdyby traktat nerczyński nigdy nie istniał.

Jednak tutaj, w źle oświetlonej sali nad klatką schodową, nagle się zatrzymuję przy fotografiach z 1900 roku, gdy rebelianci z powstania bokserów ostrzelali rosyjski brzeg. Kozacy w białych kurtkach mundurowych prowadzą musztrę z szeregami cywilnej milicji, przygotowując się do obrony Błagowieszczeńska. Na pobliskim zdjęciu pozuje dwóch spalonych słońcem chińskich żołnierzy ubranych w tuniki i w czapkach z piórami na głowach – wyglądają żałośnie staroświecko. Honorowe miejsce zajmuje duży obraz olejny ukazujący ostrzał artyleryjski. Chiński brzeg jest spowity dymem armatnim i w połowie stoi w płomieniach. Rosyjska artyleria odpowiada ogniem przez rzekę, a parowiec Selenga płynie w dół Amuru, by odwrócić uwagę od oddziałów przeprawiających się powyżej. Na pierwszym planie, w dokładnie oddanych szczegółach, Kozacy i mieszkańcy Błagowieszczeńska stoją pospołu za ziemną redutą. Półkole niewinnie i krucho wyglądających cywilów mierzy z długich, chudych strzelb w drugi brzeg, wiejskie kobiety zaś wspierają ich wiadrami wody. Ten fałszywy obraz sprezentowano burmistrzowi Błagowieszczeńska w 1902 roku i wisiał on w jego biurze przez następnych dwadzieścia lat.

Podczas gdy przyglądam się temu malowidłu, pojawia się grupa chińskich turystów, pędzona przez gniewnie wyglądającą przewodniczkę. Przegania ich przez tę salę bez słowa. Miejscowe władze zakazały chińskim przewodnikom przedstawiania własnej wersji tamtych dni. Pod tym spokojnym, konserwatywnym miastem zieje bowiem czeluść studni zapomnienia.

W rzeczywistości wobec groźby chińskiej inwazji mieszkańcy słabo bronionego miasta wpadli w panikę. Z dnia na dzień ich strach przekształcił chińską ludność, do tamtej pory spokojną i obdarzaną zaufaniem, w nieuchronne zagrożenie dla życia Rosjan. Fatalnie się złożyło, że Chińczycy się nie asymilowali, ponieważ w codziennym życiu traktowano ich nieodmiennie brutalnie. I teraz, w obleganym mieście, wypłynęły pełne strachu podejrzenia. Gubernator wojskowy wydał rozkaz wyłapania wszystkich Chińczyków. Przez cztery dni, gdy bohaterowie tego osobliwie nieudolnego obrazu olejnego oczekiwali na atak, do którego nigdy nie doszło, oddział Kozaków i nowo powołanych rekrutów wyprowadził jakieś pięć tysięcy Chińczyków do wsi Wierchniebłagowieszczenskoje, gdzie Amur płynie szybko wąskim korytem. Tych, którzy nie nadążali, zabijano toporami. Nie było łodzi, które przewiozłyby ich na drugi brzeg. Sklepikarzom, restauratorom, służbie domowej, wszystkim kazano wejść do rzeki, ale nikt nie umiał pływać. Kozacy poganiali ich nahajami, potem strzelali do nich, zabijając setki na brzegu. Uciekając przed dźgnięciem bagnetów, wpadali do wody, a prąd ich unosił. Mieszkający tam Kozacy – nawet starcy i chłopcy – celowali do nich w wodzie. Przerażonemu rosyjskiemu oficerowi wydawało się, że po ciałach mógłby przejść na drugi brzeg, do Chin. W okolicznych wsiach zabito kolejne siedem tysięcy Chińczyków. Gubernator i szefowie policji naciskali, by szybko dokończyć rzezi, a następnie doszło do powszechnego plądrowania.

Potem zapadła cisza. Chińskie zagrożenie się ulotniło, a rosyjska armia spaliła do cna regionalną stolicę Ajgun i sześćdziesiąt osiem wsi, po czym wdarła się w głąb Mandżurii. Przez pięć lat nie ukazało się ani jedno słowo na temat masakry. Mieszkańcy regionu zamilkli, jak po ataku chwilowego szaleństwa. Nawet lokalna „Amurskaja Gazieta”, która w pierwszej chwili dała wyraz grozie tych zdarzeń, później wyobrażała sobie, że „Chińczycy przepłynęli Amur”.

Jednak cztery dni po rzezi rosyjski pułkownik, Aleksandr Wierieszczagin, który udawał się do Chabarowska, zobaczył, że jego parowiec przedziera się między trupami Chińczyków spływającymi w dół rzeki. Powierzchnię wody, napisał, pokrywały napuchnięte i rozkładające się ciała. „Płyną całą szerokością Amuru, jak gdyby nas straszyły. Pasażerowie wyszli z kabin, by zobaczyć tak rzadki widok. W mojej pamięci pozostanie na zawsze […]. »Podano śniadanie« – oznajmia kelner […]”.

Jeśli dziś pojedzie się dziesięć kilometrów w górę rzeki do Wierchniebłagowieszczenskiego, nie znajdzie się żadnego pomnika. Graniczny płot wzdłuż Amuru pojawia się zwartym szeregiem wież strażniczych i betonowym bastionem z drutem kolczastym na szczycie. Pomnik hrabiego Murawjowa stał niegdyś właśnie tu, w miejscu, gdzie wysiadł na brzeg w towarzystwie potężnego arcybiskupa Innocentego, który ochrzcił niewielką placówkę „Błagowieszczeńsk” – „Zwiastowanie” – ale powodzie go zmyły. Przeciwny brzeg jest oddalony o ponad sześćset metrów i porośnięty ciemną ścianą drzew. Między nimi rzeka płynie szybko i jest głęboka. Z zapędzonych tu pięciu tysięcy Chińczyków na drugi brzeg dotarła może setka. Ale w Błagowieszczeńsku wszelka wiedza o tej rzezi poszła w zapomnienie.

Colin Thubron - Amur

środa, 28 grudnia 2022


Niedawny artykuł Henry Kissingera w konserwatywnym The Spectator został w Polsce dostrzeżony, ale potraktowany, niesłusznie zresztą, jako kolejne wystąpienie sędziwego eksperta i polityka opowiadającego się za zakończeniem wojny na Ukrainie nawet za cenę ustępstw na rzecz Rosji. Takie odczytanie tego co napisał były amerykański sekretarz stanu jest co najmniej powierzchowne, a samo wystąpienie warte jest uwagi, bo w tym przypadku mamy do czynienia z poruszeniem znacznie ważniejszych niźli zakończenie wojny kwestii. Paradoks? W istocie, ale Kissinger próbuje zwrócić naszą uwagę na to, że wojna na Ukrainie nie jest „końcem historii”, po jej zakończeniu będziemy mieć nadal do czynienia z istotnymi dla bezpieczeństwa europejskiego problemami i w związku z tym roztropnie byłoby już obecnie zacząć myśleć o tym w jaki sposób wojnę zakończyć. Odwołuje się przy tym do europejskich doświadczeń z czasów I wojny światowej, kiedy jego zdaniem, już w 1916 roku można było, z grubsza, określić polityczne skutki tego starcia. Gdyby wówczas prezydent Wilson wkroczył, jak planował, do działania, to zapewne wyniszczający wszystkich konflikt udałoby się znacznie wcześniej zakończyć. Jednak wyborcze, wewnętrzne rachuby odwiodły wówczas amerykańskiego prezydenta od pomysłu energicznego działania na rzecz zakończenia wojny, co w efekcie spowodowało, że trwała ona 2 lata dłużej, pochłonęła o 2 mln ofiar więcej i w drastyczny sposób wpłynęła na osłabienie Europy, wszystkich państw, również ostatecznie zwycięskich, uczestniczących w konflikcie. Nasze postrzeganie I wojny światowej jest inne, bo na ziemiach polskich aktywna jej faza skończyła się już w 1915 roku, po tym jak Niemcy i Austro-Węgry wypchnęły wojska rosyjskie daleko na wschód, jednak w świadomości Zachodu dominuje, i na to zwraca uwagę Kissinger, zupełnie inna optyka. Jak argumentuje, to właśnie w wyniku bezsensownego przeciągania konfliktu wszystkie w nim uczestniczące państwa znacząco osłabły, co w efekcie przyczyniło się do niezdolności zbudowania trwałego porządku powojennego, a to z kolei było jednym ze źródeł kolejnej, jeszcze znacznie bardziej niszczącej wojny, która ostatecznie doprowadziła do podporządkowania sobie Europy przez mocarstwa leżące poza naszym kontynentem. Kissinger jest zdania, że w związku z konfliktem na Ukrainie Europa, świat Zachodu, znajduje się w umownym „punkcie roku 1916”. Może zakończyć wojnę i zbudować trwały system bezpieczeństwa albo ją kontynuować jeszcze rok czy dwa, tylko, że tego rodzaju determinacja nie doprowadzi do niczego dobrego. Straty będą o niebo większe, wszystkie zaangażowane w konflikt państwa, w tym wspierające Ukrainę, osłabną, co w efekcie spowoduje, iż powojenny ład będzie kruchy, a na dodatek zmiany technologiczne będą jeszcze dodatkowo osłabiały nadzieje na stabilizację. W jego opinii właśnie dlatego należy zacząć myśleć o pokojowym zakończeniu konfliktu. Nie po to aby „uspokoić Putina” za cenę ustępstw, ale aby zbudować trwały, stabilny i zdolny do przetrwania przez dziesięciolecia ład w naszej części Europy. W tym sensie Kissinger nie jest zwolennikiem polityki appeasementu, ustępstw wobec roszczeń Moskwy, ale skoncentrowania wysiłków Zachodu na tym co jest możliwe i w związku z tym proponuje rozumną analizę opcji jakie stoją przed Ukrainą i jej sojusznikami. Po pierwsze jak dowodzi „Ukraina po raz pierwszy we współczesnej historii stała się głównym państwem w Europie Środkowej”, co oznacza, że kwestia ukraińska nie może pozostać nierozwiązaną. Opcja, jaką widzi Kissinger jest w gruncie rzeczy jedna:

„Ukraina pozyskała jedną z największych i najskuteczniejszych armii lądowych w Europie – argumentuje - wyposażoną przez Amerykę i jej sojuszników. Proces pokojowy powinien łączyć Ukrainę z NATO, niezależnie od formy. Alternatywa w postaci neutralności nie ma już sensu, zwłaszcza po przystąpieniu Finlandii i Szwecji do NATO”.

A zatem realia geostrategiczne po 10 miesiącach wojny są następujące – Ukraina musi zostać włączona w system bezpieczeństwa, którego elementem jest już NATO, stawienie postulatu neutralności Kijowa, co było jednym z celów politycznych Moskwy, jest już poza dyskusją a o pozycji międzynarodowej naszego wschodniego sąsiada decyduje jego armia i znaczenie w polityce światowej. Ewentualny proces pokojowy nie będzie, przekonuje Kissinger, dotyczył tych kwestii, które dziś są już poza dyskusją. A zatem Ukraina będzie elementem systemu bezpieczeństwa środkowoeuropejskiego, a o jej znaczeniu decydować będzie posiadany przez Kijów potencjał wojskowy, którego rozbudowa leży w interesie Zachodu. Kissinger idzie dalej, proponując, aby punktem wyjścia dla ewentualnego pokoju na Ukrainie było wycofanie się Moskali na linię 24 lutego. Warto dobrze zrozumieć tę propozycję, bo my odruchowo wszystkie tego rodzaju koncepcje traktujemy w kontekście nieuzasadnionej ustępliwości na rzecz Moskwy. W tym wypadku tak jednak nie jest i amerykański ekspert proponuje, aby pozostałe, kontrolowane przez Rosję obszary, czyli Donbas i Krym stały się przedmiotem negocjacji już po zawarciu zawieszeniu broni. Jednak warunkiem ich rozpoczęcia jest wycofanie się wojsk rosyjskich. Oznacza to, że Kissinger nie namawia do ustępstw, choćby z tego względu, że to Rosjanie mieliby się dziś wycofać. Co dalej? W tym wypadku o przyszłości obydwu tych obszarów mogłyby zdecydować referenda, których zorganizowanie były amerykański sekretarz stanu określa mianem „odwołania się do zasady samostanowienia” Pisze:

„Referenda nadzorowane przez społeczność międzynarodową dotyczące samostanowienia mogłyby być zorganizowane na szczególnie podzielonych terytoriach, które na przestrzeni wieków wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk”.

Warto poświęcić tej kwestii nieco uwagi. Skoro bowiem mielibyśmy mieć do czynienia z plebiscytami zorganizowanymi na Krymie i w tzw. „republikach ludowych” Donbasu po wycofaniu się Rosjan z pozostałych terytoriów ukraińskich, to z pewnością trudno byłoby działania te, skoro byłyby efektem ustępstw Moskali, przedstawić Kremlowi w kategoriach zwycięstwa. A zatem referenda odbywałyby się w realiach porażki Rosjan, a na dodatek nad ich rzetelnością czuwaliby przedstawiciele społeczności międzynarodowej. Co więcej, Ukraina w momencie ich przeprowadzenia, bo przecież akt głosowania musiałby zostać poprzedzony okresem przygotowawczym, byłaby już częścią zachodniego systemu bezpieczeństwa. Jako oczywistość w takiej sytuacji należałoby uznać wsparcie Zachodu dla planu odbudowy Ukrainy, a perspektywy, nadzieje na skok cywilizacyjny i gospodarczy, nie mówiąc już o prawach człowieka i wolnościach obywatelskich, zostałyby rozciągnięte na obszary na których odbywałyby się plebiscyty. Jeśli w takich realiach, kiedy do wyboru mieszkańcy tych terenów mieliby swobodę wyboru z jednej strony europejskiej, odbudowującej się i wolnej Ukrainy lub z drugiej, związek z izolowaną i autorytarną Rosją, dokonaliby oni wyboru opcji rosyjskiej, to czy byłoby czego żałować? Kissinger nie ma w tej kwestii wątpliwości i otwarcie pisze jaki byłby cel uruchomienia procesu pokojowego, nawet za cenę utraty przez Kijów, części swych terenów. Argumentuje, że „cel procesu pokojowego byłby dwojaki: potwierdzenie wolności Ukrainy i zdefiniowanie nowej struktury międzynarodowej, zwłaszcza dla Europy Środkowej i Wschodniej. Ostatecznie Rosja powinna znaleźć miejsce w takim porządku”. Ta sekwencja kroków projektowanych przez Kissingera jest symptomatyczna. Najpierw Ukraina stałaby się częścią szeroko rozumianego świata Zachodu i elementem, a zapewne jednym z filarów nowego systemu bezpieczeństwa w naszej części Europy, a dopiero w nieco odleglejszej perspektywie, i wcale nie automatycznie, Rosja mogłaby znaleźć dla siebie miejsce w tym nowym systemie. Ale nie jako jego współtwórca, jak to zdaje się postulować Macron, ale jako klient, państwo, które uzna geostrategiczne realia i po tym, jak w samej Rosji nastąpią zmiany.

Kissinger jest zdania, że tego rodzaju rewolucja geostrategiczna jest warta nawet ustępstw terytorialnych, zwłaszcza jeśli w referendach mieszkańcy tych terenów mieliby opowiedzieć się na rzecz Rosji. Dlaczego ten „test woli” miałby być istotnym? Również i z tego względu, że odzyskanie obszarów zamieszkałych przez ludność o jednoznacznie (ale tego przed głosowaniem nie wiemy) prorosyjskim nastawieniu osłabiałoby Ukrainę i utrudniało jej związki z Zachodem.

Amerykański ekspert porusza w swym wystąpieniu jeszcze jedną istotną kwestię. Otóż pisze, że w opinii wielu analityków celem wojny z Rosją winno być maksymalne osłabienie Federacji Rosyjskiej, do takiego stopnia aby nie stanowiła ona, w dającej się przewidzieć perspektywie, zagrożenia dla swoich sąsiadów. Zdaniem Kissingera byłby to groźny, z punktu widzenia globalnej równowagi, kierunek ewolucji światowego systemu. Osłabiona Rosja nie tylko nie byłaby czynnikiem stabilizującym, ale wręcz istnieje perspektywa, iż przekształci się w eksportera destabilizacji. Rosja osłabiona nie przestanie być państwem o znaczącym potencjale nuklearnym, o czym zawsze należy pamiętać, a dodatkowo może przekształcić się w „próżnię strategiczną”, obszar rywalizacji o wpływy zarówno wpływowych wewnętrznych grup interesów jak i zewnętrznych graczy. Rozmiary terytorium Federacji Rosyjskiej czynią tego rodzaju scenariusz potencjalnie niesłychanie groźnym, w tym również dla Ukrainy, nawet jeśli nie brać pod uwagę kwestii nuklearnych. Kissinger jest też zdania, że w kolejnych latach, w związku z szybkim postępem w technologiach wojskowych (sztuczna inteligencja, roje dronów, broń precyzyjna) ryzyko destabilizacji w wymiarze globalnym będzie rosło a nie malało. Proliferacja broni autonomicznych i rozpowszechnienie się zastosowań sztucznej inteligencji w celach wojskowych będzie zwiększało, a nie odwrotnie, wagę międzynarodowej stabilności, osiąganej w wyniku porozumienia głównych graczy. Przedłużanie stanu wojny, likwidacja międzynarodowych porozumień i wejście w tę nową epokę w realiach zapiekłej wrogości grozi nie tylko tym, że kolejne starcie okaże się nieuchronnym, ale również tym, że stabilizacji nie uda się nigdy osiągnąć. Stąd lepiej w opinii, Kissingera kierować się strategiczną roztropnością, osiągając w kwestii Ukrainy to co wydaje się dziś w zasięgu możliwości Zachodu, bo kontynuując wojnę ryzykuje się znacznie więcej.

wpolityce.pl

Siły rosyjskie w Bachmucie mogą zbliżać się do kulminacji, podobnie jak siły rosyjskie w Chersoniu w sierpniu 2022 r. Rosyjskie straty bojowe prawdopodobnie zmuszają rosyjskie wojsko w rejonie Bachmutu do użycia grup szturmowych wielkości oddziałów. Rzecznik ukraińskiej Wschodniej Grupy Sił pułkownik Serhij Czerewaty poinformował 27 grudnia, że ​​siły rosyjskie w rejonie Bachmutu nie działają już jako grupy taktyczne kompanii i batalionu, a zamiast tego działają w mniejszych grupach liczących od dziesięciu do piętnastu żołnierzy (organizacje wielkości oddziałów). Siły rosyjskie podobnie zdegenerowały się z grup taktycznych kompanii i batalionu do indywidualnych grup wielkości drużyny, gdy jednostki rosyjskie w obwodzie chersońskim uległy znacznej degradacji w sierpniu 2022 r. ISW oceniło wówczas, że wykorzystanie przez rosyjskie wojsko grup wielkości oddziałów w obwodzie chersońskim wskazywało, że rosyjska ofensywa osiągnęła punkt kulminacyjny, ponieważ rosyjskie siły lądowe zostały tak bardzo zdegradowane, że nie mogły już operować elementami na tyle wysokimi szczeblami, aby miały sens zyski. Tempo postępu wojsk rosyjskich w rejonie Bachmutu ostatnio zwolniło w związku z rosnącymi ograniczeniami kadrowymi i amunicyjnymi, które prawdopodobnie uniemożliwią im utrzymanie wysokiego tempa operacji ofensywnych w tym rejonie w najbliższej przyszłości. Zgłoszone przez rosyjskie wojsko użycie grup wielkości oddziałów jest prawdopodobnie wynikiem przedłużającej się wojny wyniszczającej i wskazuje na degradację większych formacji doktrynalnych powyżej poziomu plutonu.

understandingwar.org

wtorek, 27 grudnia 2022


W 1762 r. przewrót wojskowy obalił, a później zamordował cara Piotra III na rzecz jego żony, która została Katarzyną Wielką. Syn Katarzyny, Paweł I, został zamordowany przez dwóch oficerów podczas buntu pałacowego, w wyniku którego Aleksander I zasiadł na tronie w 1801 roku. Po śmierci Aleksandra I przekazanie władzy monarchicznej jego młodszemu bratu Mikołajowi I zostało prawie obalone przez próbę wojskowego zamachu stanu podczas powstania dekabrystów w 1825 r. Mikołaj I zmarł w wyniku tego, co niektórzy określają jako bierne samobójstwo, odmawiając leczenia zapalenia płuc w następstwie katastrof militarnych wojny krymskiej w 1855 r. Jego syn Aleksander II został zamordowany przez anarchistę-terrorystę w 1881 r. Mikołaj II ledwo przetrwał rewolucję 1905 r. po klęsce Rosji w wojnie rosyjsko-japońskiej. Abdykował po rewolucji lutowej 1917 r. i wraz z rodziną został zamordowany przez bolszewików w 1918 r. podczas rosyjskiej wojny domowej. Lenin zmarł w 1924 roku z powodu powikłań po udarze, chociaż teorie spiskowe utrzymują, że Stalin otruł go, aby przyspieszyć sukcesję. Stalin zmarł na udar w 1953 roku; choć niektórzy spekulują, że został otruty przez Ławrientija Berię, szefa sowieckiej tajnej policji. Beria został aresztowany i stracony rok później, a ostateczny zwycięzca poststalinowskiej walki o władzę, Nikita Chruszczow, został obalony w przewrocie pałacowym w 1964 r. zorganizowanym przez Breżniewa i wspieranym przez wojsko i KGB. Ostatni przywódca Związku Radzieckiego, Michaił Gorbaczow, został prawie obalony przez próbę wojskowego zamachu stanu w 1991 roku. Podczas tego puczu młody kapitan Siergiej Surowikin dowodził kompanią czołgów, która zabiła trzech demonstrantów, za co został aresztowany, ale nigdy nie skazany. Dziś generał Siergiej Surowikin dowodzi wszystkimi siłami rosyjskimi na Ukrainie.

fpri.org

Do roku 1900 Londyn przez prawie sto lat energicznie rywalizował z imperialną Rosją w „wielkiej grze” o władzę i wpływy na całym świecie, wliczając w to okresy ograniczonych bezpośrednich konfliktów zbrojnych w Eurazji i Azji Środkowej. Ale kiedy Rosja poniosła druzgocącą klęskę militarną w maju 1905 roku z rąk japońskiej marynarki wojennej w Cieśninie Cuszimskiej, brytyjscy politycy dwa razy zastanowili się przed próbą obalenia rządu Romanowów. 

Londyn miał szansę sięgnąć po rosyjską strategiczną żyłę szyjną po tym, jak Japończycy wysłali rosyjską flotę na dno północno-wschodniego Pacyfiku. Ludowe powstanie rewolucyjne milionów Rosjan uwikłało wówczas rząd Mikołaja II. Antyrosyjscy rewolucjoniści, tacy jak Lenin i Trocki, często odwiedzali Wielką Brytanię od 1902 do 1907 roku, planując działania przeciwko rosyjskiej elicie i szukając poparcia dla zorganizowanej rewolty komunistycznej. 

Jednak w 1905 roku brytyjski król Jerzy V i jego rząd uznali imperialne Niemcy za najniebezpieczniejsze wielkie mocarstwowe zagrożenie dla brytyjskiego porządku światowego. Londyn słusznie ocenił, że strategiczny błąd cara Mikołaja II radykalnie zmniejszył zagrożenie imperialnej Rosji dla globalnej pozycji strategicznej Wielkiej Brytanii na Dalekim Wschodzie i w Azji Południowej. I odwrotnie, rosnące awanturnictwo geostrategiczne cesarskich Niemiec było nowym zagrożeniem dla strategicznej przewagi Imperium Brytyjskiego w krytycznych miejscach, takich jak Bliski Wschód, w pobliżu Kanału Sueskiego i w Afryce Południowej. Przyspieszająca rozbudowa marynarki Kaisera groziła zapewnieniem cesarskim Niemcom zdolności do sprostania temu globalnemu wyzwaniu. Cesarskie Niemcy były teraz głównym rywalem Londynu, zarówno z zamiarem przekształcenia porządku międzynarodowego na swoją korzyść, jak i z rosnącą siłą, aby to osiągnąć. Chaotyczna niestabilność spowodowana całkowicie pokonaną i upadłą Rosją przyniosła by korzyści relatywnej potędze Niemiec bardziej niż Wielkiej Brytanii. Brytyjska strategia wymagała, aby Rosja pozostała poobijanym, ale nienaruszonym europejskim mocarstwem lądowym, rywalem na wschód od Berlina, jako kontrola rosnących niemieckich ambicji kolonialnych i morskich.

Ponadto Wielka Brytania zgodziła się z ostrożną Ameryką, że całkowity upadek Rosji może pozostawić próżnię władzy w północno-wschodniej Azji, którą Tokio szybko wypełni, zagrażając długoterminowym anglo-amerykańskim interesom strategicznym. W ten sposób Londyn podtrzymał swój traktat wojskowy z Japonią z 1902 r., poparł mediację prezydenta Teddy'ego Roosevelta w sprawie rosyjsko-japońskiego traktatu pokojowego w Portsmouth pod koniec 1905 r., a w 1907 r. przyłączył się do Francji w strategicznym sojuszu Triple Entente z Rosją i przeciwko cesarskim Niemcom. 

Te manewry strategiczne nie zapobiegły wojnie wielkich mocarstw w 1914 r. ani nie zapewniły przetrwania kruchego rosyjskiego imperium politycznego po 1917 r., ale wzmocniły względną potęgę brytyjską w stosunku do Niemiec na tyle, że zmusiły Berlin do ponownej kalkulacji ryzyka związanego z przyszłością, wojny na dwa fronty, przez kolejną dekadę. Ostatecznie manewry te związały również krytyczne siły niemieckie od 1914–1917 wzdłuż frontu rosyjskiego na wschód od Niemiec, uniemożliwiając ich użycie przeciwko Wielkiej Brytanii, Francji i ich sojusznikom na zachodzie na tyle długo, aby amerykańska interwencja wojskowa przypieczętowała klęskę Niemiec w 1918 r. Strategiczne wybory Londynu z 1905 r. rozczarowały sojusznika z Dalekiego Wschodu, Japonię i sfrustrowanych brytyjskich przywódców parlamentarnych, którzy przez ponad wiek postrzegali Rosję jako głównego wroga imperium. Ale wybory odpowiednio dostosowane do ewoluujących ram geostrategicznych wielopaństwowej rywalizacji między wielkimi mocarstwami są obecne tak, jak są dzisiaj.

fpri.org

Grzegorz Sroczyński: Straż pożarna z powodu lockdownu nie chciała przyjechać do płonącego bloku w Urumczi. Dziesięć osób zginęło. To jest prawda? Fejk?

Michał Bogusz: Oni w końcu przyjechali. Są zdjęcia i filmy, że próbują gasić pożar na 15. piętrze z odległości stu metrów. Puszczają strumień nad innym budynkiem i woda spada mniej więcej pięć metrów od miejsca, gdzie się pali. Nie mogą podjechać bliżej, a ludzie z kolei nie mogą uciec.

Nie mogą podjechać, bo co?

Pewnie przeszkadzały im bariery antycovidowe. Takie bariery rozstawiane są wzdłuż ulic i chodników, żeby ludzie nie mogli przejść. A jeśli nie te bariery, to zaspawana brama.

Zaspawana dlaczego?

Całe Urumczi jest w lockdownie od stu dni i to najzupełniej normalne, że na osiedlu zaspawano bramę. Były przypadki, że na klatkach schodowych rozkładano drut kolczasty, bo jest pandemia i nie wolno wychodzić. Inny sposób to wiercenie dziur przy drzwiach. W Chinach większość drzwi otwiera się na zewnątrz, wystarczy wywiercić dziurę w podłodze zaraz przy skrzydle i włożyć pręt. Nie wyjdziesz z własnego mieszkania.

Naprawdę tak robią?

No oczywiście. Takich zdjęć i doniesień jest pełno: pręciki, zadrutowywanie ludziom mieszkań, nakładanie plomb. Przychodzi władza, plombę ci zakłada na drzwi i jak ją zerwiesz, to popełniasz przestępstwo.

Czyli w tym pożarze zginęło 10 osób, bo mieli pręty przy drzwiach i nie mogli uciec?

Nie wiemy, jak ich zatrzymano w bloku. Może nawet nie mieli prętów, ale Chińczycy w czasie pandemii nieustannie byli ofiarami tego typu praktyk. I kiedy rozeszły się po sieci filmiki z pożaru, były jak iskra w suchym lesie. Wybuchły protesty. Gdy Chińczyk widzi coś takiego, to zaraz zapala mu się lampka w głowie: kurde, a jakby pożar wybuchł w moim bloku, kiedy byliśmy w lockdownie i zaspawali nam wejście do klatki schodowej? To sytuacja, z którą w Chinach każdy mógł się utożsamić. Każdy wie, jak ten kraj wygląda, i każdy sobie zdaje sprawę, że jutro taki pręcik mogą jemu wstawić, bo na osiedlu wykryto dwa przypadki covidu i zarządzono lockdown na miesiąc.

Co oni wtedy jedzą, jak mają te pręty na miesiąc wstawione?

W czasie lockdownu obowiązkiem władz lokalnych jest dostarczanie paczek żywnościowych. Ktoś przychodzi, wyjmuje pręt, daje paczkę i znów zamyka.

Po co aż tak?

Bo inaczej by wyłazili, nieprzestrzegali ograniczeń, buntowali się, ktoś by się awanturował, że w paczce żywnościowej nie ma tego, co powinno być, bo rozkradziono, albo paczki miały być co dwa dni, a są co trzy dni - bo też rozkradziono. I tak dalej. Jak trzymasz ludzi osobno, każdy siedzi w swoim mieszkaniu zadrutowany i wchodzisz z nimi w interakcje pojedyczne, to ci się nie zbuntują.

Czyli to ma sens wyłącznie z punktu widzenia strategii władzy?

Lokalnej. Pamiętaj o tym. To jest strategia komitetu blokowego.

Stanisława Anioła z "Alternatywy 4"?

O tak, tak. A między tym Aniołem a towarzyszem Xi w Pekinie jest galaktyka. I towarzysz Xi nie ma tak naprawdę przełożenia na Stanisława Anioła. Zerowe. Bo Xi jest jeden, a Aniołów kilkanaście milionów, tyle co członków wszystkich komitetów osiedlowych lub wiejskich.

Większość ludzi popełnia błąd, myśląc o Chinach jako o państwie scentralizowanym. To jest zdecentralizowana autokracja. Autokrata w Pekinie i partyjny krąg centralny nieustannie musi negocjować z lokalnymi autokratami. To taka pajęczyna oplatająca państwo, na każdym zetknięciu nici siedzi jakiś facet - rzadziej kobieta - zarządza jakąś małą częścią i tylko ta go interesuje. Jak jesteś daleko od centrum, to masz swobodę Stanisława Anioła - gnębisz lud tobie poddany. A jak jest covid, to przychodzi bonanza.

Bonanza?

Zyskujesz władzę, której nie miałeś wcześniej. Paczki możesz dać częściej albo rzadziej. Możesz włożyć pręcik w dziurę przy drzwiach albo wyjąć. Możesz w jednym bloku zaspawać klatkę schodową, a w drugim nie.

Bo się złożył i zapłacił?

Oczywiście.

A co ten Anioł z góry słyszy - od towarzysza Xi - że w ogóle wpada na pomysł z pręcikami albo zaspawaniem drzwi awaryjnych?

Anioł słyszy, że mają być efekty. I nieważne, jak je osiągnie.

"W waszym mieście było pięć zakażeń, za tydzień ma nie być ani jednego".

Tak. I potem to schodzi na dół: na waszym osiedlu były dwa przypadki, musicie wzmóc socjalistyczną czujność w realizacji strategii zero covid. Anioł realizuje to tak, jak potrafi i mając taką maszynerię, jaką ma. Lud chiński jest zawsze zbuntowany, zawsze ma wyrąbane na władzę i zawsze będzie oszukiwał.

Lud chiński jest zbuntowany?

Biernie. Mają to samo, co my mieliśmy w demoludach, tylko podniesione do kwadratu. Bo Chiny to są takie demoludy, które trwają od kilku tysięcy lat, jeśli chodzi o relację władza - poddani. Napisałem kiedyś tekst o chińskim chłopie, który wyssał z mlekiem matki umiejętność oszukiwania władzy na wszelkie możliwe sposoby, więc władza musi być coraz bardziej represyjna, żeby cokolwiek z niego wydusić lub go przymusić. Inaczej on każdą władzę oleje, nie zastosuje się, zakombinuje. Opresyjność obecnego systemu w Chinach jest pochodną opresyjności poprzedniego systemu, który wyuczył ludzi oszukiwać.

My raczej uważamy Chińczyków za zdyscyplinowaną armię.

Nic z tych rzeczy. W ogóle.

A co się wydarzyło w fabryce iPhonów w mieście Zhengzhou?

Wybuchł bunt. To fabryka koncernu Foxconn - ogromna. W szczycie produkcyjnym zatrudnia dwieście tysięcy ludzi.

Radom albo Kielce.

Pracują na trzy zmiany przez siedem dni w tygodniu, a kiedy zapotrzebowanie na iPhony rośnie, to władze wypożyczają im nawet studentów i uczniów szkół średnich na "praktyki robotnicze". 

Bo wchodzi nowy model iPhone’a i Zachód chce sobie kupić?

Tak. W fabryce odkryto jakieś przypadki covidu, więc załoga się przestraszyła, że zostanie zamknięta w lockdownie aż do stycznia i ludzie nie będą mogli pojechać do siebie na wieś na Chiński Nowy Rok. Pamiętaj, że większość pracowników fabryk w Chinach to migrujący robotnicy - według spisu powszechnego z 2020 roku jest ich ponad 375 milionów. W fabrykach pojawiają się po Chińskim Nowym Roku i podpisują roczny kontrakt aż do następnego Nowego Roku. Jeśli było im w miarę dobrze, to potem wracają w to samo miejsce, a jak nie, to jadą szukać pracy do innej miejscowości, albo w ogóle do innej prowincji. Robotnicy z Foxconna po prostu nawiali przed lockdownem, bo inaczej by się stali przymusową siłą roboczą. Szli pieszo autostradami, mieli czerwone kody w telefonach, więc nie mogli wsiąść do transportu publicznego. Natychmiast lokalne władze postanowiły pomóc koncernowi i ściągnięto drugą grupę, która miała wypełnić luki w załodze. Obiecano tym nowym wyższe pensje oraz to, że nie będą mieszani ze starą załogą, ponieważ wtedy również im groziłby lockdown. Dość szybko okazało się, że żadnych wyższych pensji nie dostają, a część wrzucono do pracy ze starą załogą, czyli mieli "kontakt z kontaktem". Wtedy wybuchł bunt.

"Kontakt z kontaktem"? Co to?

Chodzi o to, że miałeś kontakt z osobą, która miała kontakt z osobą, która ma pozytywny wynik testu na covid. Wtedy dostajesz czerwony kod i zostajesz uziemiony w domu albo w hotelu robotniczym. Z kolei każdy, kto ma pozytywny test na covid, trafia do specjalnego ośrodka i tam musi czekać, aż będzie miał dwa testy negatywne.

Skąd władze wiedzą, że zetknąłem się z kimś, kto zetknął się z kimś, kto ma covid?

Masz komórkę? No to wiedzą.

Testy trwają nieustannie. Żeby wyjść z domu, musisz mieć negatywny wynik. W zależności od regionu musisz ten test zrobić raz na 24, 48 lub 72 godziny.

Gdzie?

Są punkciki, kioski, okienka. Każdy Chińczyk zgodnie z zarządzeniem powinien mieć punkt testowania nie dalej niż 15 minut piechotą. Rano ustawiasz się w kolejce, robią ci wymaz, dostajesz wynik. Świetny biznes.

Biznes?

Testy pochłonęły w tym roku 1,5 procent PKB Chińskiej Republiki Ludowej, ktoś na tym zarabia i lokalne kadry nie są zainteresowane zmianą tej strategii. Wreszcie mają pełną kontrolę nad "hołotą" i jeszcze na tym zarabiają.

I dlatego Chiny tak kurczowo trzymają się polityki zero covid?

To jeden z ważnych powodów - wpływowe grupy w partii robią na tym kokosy.

Każda prowincja tworzy własną apkę na podstawie silnika przygotowanego przez Pekin. I teraz tak: jadąc z prowincji do prowincji musisz mieć w komórce dwie apki, dwa osobne kody i dwa testy. Prowincje nie uznają testów robionych w innych prowincjach.

Dlaczego?

Bo co mnie obchodzi, że ktoś inny zarobił na teście, jak ja mogę zarobić?

To są testy przesiewowe. Czyli nie jest tak, że testują twój osobisty wymaz, tylko gromadzą po 300-500 wymazów razem, robią z nich jedną próbkę, jak wynik jest pozytywny, to dopiero wtedy sprawdzają, kto był w tej zbiorczej próbce. I albo pojedynczo ludzi testują, albo wysyłają na lockdown wszystkich pięciuset.

Czyli wychodzisz rano do pracy i nie wiesz, czy wrócisz?

Nie wiesz.

Bo jak się znajdziesz w próbce z kimś, kto ma covid, to gdzie lądujesz?

Jesteś na czerwonym kodzie, więc lądujesz na kwarantannie. Albo zostaniesz zamknięty w domu albo trafisz do obozu covidowego.

Od czego to zależy?

Nikt nie wie. W jednej prowincji tak, w innej siak.

A w tym obozie co? Umierasz z głodu?

Bez przesady. Dziesięć dni siedzisz, karmią cię byle czym, albo karmią całkiem dobrze. To już zależy.

Od czego?

No jak to? Warunki się różnią w zależności od tego, czy oczekujesz, że będzie to za darmo, czy nie. Jak masz pieniądze, to cię stać na lepszy obóz odosobnienia. I ktoś o tym decyduje.

Anioł?

Tak.

W jednym autobusie jechałem z kimś chorym na covid - wtedy co?

Czerwony kod. Były przypadki, że ktoś przejechał na rowerze obok dzielnicy z covidem i natychmiast lądował na kwarantannie. Ludzie poszli do Ikei, wykryto kogoś zakażonego, nagle pojawiają się policjanci i wszystkie wyjścia zamykają. Tak to wygląda w praktyce.

Dlaczego Chiny przegrywają walkę z wirusem? Przecież polityka zero covid, którą opisujesz, jest jakby żywcem wyjęta z marzeń niektórych ekspertów i epidemiologów - również polskich. Jeden z nich off the record mówił mi rok temu tak: "Oczywiście w warunkach demokracji nie możemy robić tego, co robią Chińczycy, ale w zasadzie tak to powinno wyglądać z naukowego punktu widzenia".

Chiny przegrywają walkę, bo pojawił się wariant omikron. Omija testy, jest bardziej zaraźliwy i kompletnie nie działają na niego chińskie szczepionki. Wymyka się sieci ustawionej przez partię.

Oba bloki - Zachód i Chiny - na samym początku pandemii zostały postawione przed najważniejszym pytaniem: jaki będzie model rozprzestrzeniania się nowego wirusa. Nikt nie wiedział, więc trzeba było przyjąć jakieś założenie. Chiny uznały, że będzie to model znany z epidemii SARS-CoV-1 z 2002 roku, czyli że będzie można odizolować chorych, pozwolić wirusowi się wypalić, on jednocześnie będzie ewoluował w kierunku nieszkodliwym i zniknie. Cały system decyzyjny ustawili z myślą o tym, że można koronawirusa opanować i wyeliminować. Myśleli tak: osiągniemy sukces dzięki bardzo brutalnym metodom, które możemy zastosować, a Zachód nie może.

Bo jest demokratyczny?

Tak. Więc przy okazji pokażemy przewagę naszego systemu nad tym waszym zachodnim bałaganem i rozmemłaniem. Wy się będziecie boksowali z wirusem, a my go wyeliminujemy drastycznymi metodami i wzrośnie nasza przewaga. W ten sposób wpadli w pułapkę myślenia życzeniowego.

A Zachód?

Zachód już w marcu 2020 roku uznał, że model rozwoju nowego wirusa raczej będzie przypominał grypę hiszpankę. Czyli nie da się tego opanować, możemy najwyżej nieco wirusa spowolnić maseczkami i lockdownami, żeby przygotować służbę zdrowia i opracować szczepionki. Ale prędzej czy później i tak każdy będzie miał z nim kontakt i przechoruje. Zachód okazał się mądrzejszy.

Czego ludzie w Chinach najbardziej mają dosyć? Lockdownów, pręcików?

Są rozczarowani. Chińczycy naprawdę wierzyli, że odnieśli sukces w walce z wirusem. Na Zachodzie ludzie konają, tam jest tragedia, a nam się udało. Tymczasem nic się nie udało. Polityka zero covid spowodowała, że większość nie miała kontaktu z wirusem i nie nabyli żadnej odporności. Z punktu widzenia epidemiologicznego Chiny zostały zamrożone w 2020 roku i dziś to jest ta sama populacja - żadnej odporności zbiorowej. Jak władze zluzują politykę zero covid i puszczą to na żywioł, to przy ich skali i strukturze demograficznej mogą mieć miliony ofiar. To zależy od omikrona, ale nikt nie wie, jaki będzie jego wpływ na w sumie "dziewiczą" populację.

I co towarzysz Xi może z tym pasztetem zrobić?

Nie wiem. To taki paragraf 22. Ani nie może porządnie poluzować polityki zero covid, bo natychmiast może mieć miliony trupów, ani nie może tego ciągnąć w obecnej formie, bo ludzie i gospodarka już nie wytrzymują. Polityka zero covid na początku była niesamowicie skuteczna, więc Xi Jinping podpisał się pod nią osobiście. Ona się stała jego polityką. I teraz co? Rozwijamy kult jednostki w sytuacji, kiedy Najwyższy Przywódca już na początku tej drogi okazał się omylny w tak ważnej kwestii? Chińczycy oczekiwali, że po XX Zjeździe Komunistycznej Partii Chin - na którym Xi dostał pełnię władzy - wreszcie zniknie polityka zero covid. Nie doczekali się. Pekin opublikował co prawda nowe wytyczne walki z wirusem - "20 środków" - ale są dość mętne i nie wiadomo, czy łagodniejsze. Tak je napisano, że lokalne władze mogą to interpretować, jak sobie chcą. Na przykład jest tam rezygnacja z kwarantanny osób, które miały "kontakt z kontaktem", ale kreatywni urzędnicy w niektórych regionach stworzyli instytucję "dobrowolnej" izolacji takich osób. A jeszcze do tego rozpoczął się mundial.

Co ma do tego mundial?

Chińczycy patrzą w telewizory i widzą na trybunach ludzi bez maseczek i tłumy kibiców. Jak to? Coś jest nie tak! To tam nie umierają na ulicach na covid? Chińska telewizja zaczęła komputerowo zasłaniać trybuny albo robić bliskie plany, ale za późno. Chińczycy już to zobaczyli. Bawią się na trybunach bez maseczek? Nie szaleje tam covid? Do tego zobaczyli w mediach społecznościowych ten źle gaszony pożar bloku, w którym każdy mógł zostać ofiarą. I niektórzy wyszli na ulice protestować. Te demonstracje są niewielkie, bo co to jest w 26-milionowym Szanghaju 1500 osób, które blokują przez dwa wieczory jedno skrzyżowanie? Następnego dnia w maratonie w tym samym mieście wzięło udział 18 tysięcy ludzi.

Ale coś bulgocze?

Zdecydowanie. Solidnie bulgocze. Wkurzenie jest tak duże, że cenzura nie opanowała mediów społecznościowych, więc te filmiki z pożaru i z protestów krążyły. Ale masowo na ulicę ludzie nie wyjdą. Demonstrują dwa rodzaje osób. Po pierwsze ludzie, którzy są zdesperowani - jak robotnicy Foxconna, którzy muszą przebić się na wieś, to są chłopi, twardzi ludzie, nie mają złudzeń co do systemu, noszą w sobie mieszaninę nienawiści i strachu. Po drugie demonstrują - i to jest pewna nowość - młodzi ludzie w Pekinie i w Szanghaju. Bananowa młodzież w markowych ciuchach z iPhonami. Na filmach z tych protestów widać, że jak kogoś z nich biją, to oni są w szoku. Dlaczego policja nas bije?!

Są zdziwieni? Niby dlaczego?

Bo przeszli przez system szkolnictwa, w którym partia komunistyczna wymazała całą złą przeszłość komunistycznych Chin. Oni nie wiedzą nic o Rewolucji Kulturalnej, o tragedii wyzwolenia, o milionach ofiar Wielkiego Skoku, nie pamiętają i nie wiedzą o masakrze na placu Tiananmen. Partia odniosła tu pełny sukces. Ale to jednocześnie powoduje, że oni się nie boją. To paradoks tego reżimu, że wymazał młodym ludziom w miastach pamięć, ale równocześnie skasował im strach przed reżimem. Młodzi przejdą teraz szybką lekcję, czym ta władza jest. Policja poszturcha studentów dla zasady i moim zdaniem to będzie doświadczenie pokoleniowe. Demonstracje może nie są masowe, ale - jak mówiliśmy - pod pokrywką bulgocze. Klęska polityki zero covid spowodowała, że ludzie przestali wierzyć w sprawność systemu. Czar prysł.

Czar merytokracji? Że oto rządzą u nas fachowcy, eksperci, nie macie co prawda demokracji i swobód obywatelskich, ale macie skuteczne rządy, które ogarniają.

Tak. Taki był ten kontrakt władzy ze społeczeństwem.

Czyli Xi bierze władzę w momencie, kiedy ona mu się wymyka z rąk?

W pewnym sensie masz rację. Bierze ją w chwili, kiedy ludzie masowo przestają wierzyć, że ten system - jakkolwiek byłby opresyjny i niewygodny - pozwala na lepszą przyszłość, bogacenie się i jest bardziej efektywny od zachodniego. Protesty zostaną zmasakrowane, wygaszone prędzej czy szybciej. Pojawią się jakieś lokalne ustępstwa w polityce covidowej, zwłaszcza w dużych miastach, paru lokalnych urzędników zostanie publiczne ukaranych za te pręciki, bo były za długie, a mogły być krótsze. Kosmetyczne zmiany na poziomie lokalnym. Ale nigdy Pekin nie przyzna się do błędu.

Nie?

No jak to? Przecież my wszystko robimy naukowo! To Zachód ma ten swój niespójny i niesprawny system demokratyczny, gdzie populiści w rodzaju Trumpa wygrywają wybory i robią głupoty, a my mamy prawdziwą merytokrację. Jeśli naukowcy mówią nam, że trzeba ludzi odizolować, to natychmiast to wprowadzamy.

Czyli nieudana polityka zero covid będzie miała poważne konsekwencje dla przyszłości Chin?

Tak uważam. Deng Xiaoping w 1992 roku dał komunistycznemu systemowi w Chinach nowe życie. Powiedział ludziom: bogaćcie się, to jest chwalebne, nie oczekujcie wolności, ale za to podniesiecie standard życia, a do tego oferujemy wam skuteczne rządy. I teraz ta obietnica Denga - niepisany kontrakt władzy ze społeczeństwem - została zerwana przez politykę zero covid. Bo okazało się, że władza nie potrafi dotrzymać tego, co obiecała - dalszego wzrostu gospodarczego i skuteczności rządzenia. To rozpoczyna długotrwały proces wewnętrznego gnicia, ale z zewnątrz nie będziemy tego widzieć.

Takie gnijące Chiny będą raczej zajęte sobą, czy raczej zaczną kąsać na zewnątrz?

Będą niebezpieczne i autorytarne. Bo to logiczne, że musisz jakoś rekompensować sobie brak wiary ludzi w sprawność systemu. Im mniej masz ludzi, którzy wierzą, tym bardziej musisz być autorytarny.

Czyli spodziewasz się dokręcania śruby?

Absolutnie tak.

Towarzysz Xi uzyskał pełnię władzę od starszyzny partyjnej i przyzwolenie na jednowładztwo po to, żeby przeprowadzić odgórną rewolucję w ramach partii komunistycznej. Miała ona doprowadzić do radykalnej zmiany modelu rozwoju Chin i uratować system.

Uratować jak?

Złamać opór lokalnych struktur partyjnych, tych wszystkich mniejszych i większych Aniołów, którzy czerpią zyski z obecnego modelu rozwoju. Ten model się krztusi, zatyka, silnik gaśnie, bo to model polegający na laniu betonu, budowaniu infrastruktury i tanim eksporcie. W Chinach zdarzały się okresy, kiedy na inwestycje przeznaczano połowę PKB.

Ile?!

50 procent. W Polsce i na Zachodzie ten poziom to kilkanaście procent. Wyobraź sobie, ile z tego to pieniądze puszczone w komin. Tak naprawdę PKB chwilami zajadał sam siebie, żeby utrzymać PKB w kolejnym roku. Towarzysz Xi po to dostał tyle władzy, żeby te struktury lokalne przełamać, bo przecież one na tym modelu się upasły. I nie zamierzają z niczego rezygnować.

I?

Moim zdaniem on tej zmiany nie przeprowadzi, bo się boi. Musiałby wykorzystać obecne pocovidowe wkurzenie Chińczyków, stanąć na jego czele, puścić rzeczy na żywioł. 

Zwróć uwagę, że protesty w Szanghaju trwały dwa dni. Chińska bezpieka z wyłapaniem dzieciarni bananowej, która blokuje jedno skrzyżowanie poradziłaby sobie w godzinę. Z jakiegoś powodu nie chcieli tego zrobić szybko. To jest gra między lokalnymi strukturami a Pekinem. Oni towarzyszowi Xi wysyłają teraz komunikat: poradzimy sobie, ale daj nam święty spokój. To my tu rządzimy. Niektórym się wydaje, że Xi Jinping po XX Zjeździe partii wszystko może, bo zmonopolizował komitet centralny i ma tam swoich ludzi, a tymczasem lokalne struktury mu przypominają: a guzik, musisz nas uwzględniać. Wykonają zadanie i stłumią protesty, ale to, że one trwały dwa dni, a nie jeden - to jest sygnał.

Jakbym czytał książkę Eislera o marcu '68 w Polsce i działaniach Moczara, który w podobny sposób wysyłał sygnały Gomułce.

I dlatego w dawnych demoludach możemy lepiej rozumieć chiński autorytaryzm.

Wiesz, ile gmin jest w Chinach? Ponad 47 tysięcy. Tego nikt nie potrafi ogarnąć. Podział administracyjny kraju jest czterostopniowy, a podział regionalny partii - pięciostopniowy. Na samym dole jest prawie 81 tysięcy komitetów osiedlowych i 623 tysiące komitetów wiejskich. Do tego komórki partyjne w zakładach pracy. Bo ten piąty najniższy stopień - w teorii - utrzymuje bezpośredni kontakt z ludem. Czyli masz gminę, w niej jakieś lokalne władze i jakiś komitet partii, a poniżej jeszcze inne komitety partii, które nie mają odpowiednika na poziomie państwa. One coś muszą robić, czymś się wykazać. I przede wszystkim chcą zarobić. To są ci wszyscy Aniołowie.

Bez nich system się sypnie?

Pytałeś mnie wcześniej, czy pocovidowe gnicie systemu będzie dobre dla Zachodu. I tak, i nie. Bo to, że Chiny z nami ostatecznie nie wygrają, wcale nie oznacza, że słabną ich zdolności destrukcyjne. Żeby zaszkodzić Zachodowi Chiny nie muszą wygrać, wystarczy, że będą elementem destabilizującym świat.

gazeta.pl

poniedziałek, 26 grudnia 2022


Gdy wojna rosyjsko-ukraińska wkracza w zimę, Ukraińcy mają powody do ostrożnego optymizmu co do przebiegu wojny. Po strategicznej ofensywie przeprowadzonej pod koniec sierpnia w wielu regionach, siły ukraińskie odbiły prawie cały obwód charkowski, część obwodu donieckiego i prawy brzeg obwodu chersońskiego. Kilka czynników umożliwiło ukraińskie ofensywy w Chersoniu i Charkowie, ale większość tego sukcesu wynika z wcześniejszej bitwy o Donbas. Postępy Rosji w Donbasie od kwietnia do lipca okazały się pyrrusowym zwycięstwem, taktycznym sukcesem kosztem strategicznej wizji. Rosja wydała cenną siłę roboczą i amunicję artyleryjską, podczas gdy Ukraina realizowała strategię głębokiej obrony.

Bitwa o Donbas wykrwawiła rosyjską armię w czasie, gdy brakowało jej sił zarówno do utrzymania zdobytego terytorium, jak i do kontynuowania ofensywy. Rosyjskie wojsko zrekompensowało ten deficyt dramatycznie zwiększając szybkostrzelność artyleryjską. Spowodowało to spalenie drugiego najbardziej krytycznego zasobu Rosji, amunicji artyleryjskiej. Efekt netto obu decyzji ujawnił się jesienią, kiedy Rosji brakowało ludzi do obrony Charkowa i amunicji artyleryjskiej do utrzymania linii obronnych w Chersoniu. Od tego czasu Moskwa była w stanie zrekompensować deficyt siły roboczej mobilizacją, ale niedawne walki w Bachmucie sugerują, że siły rosyjskie oszczędzają amunicję i nie strzelają już z taką szybkością, jak we wcześniejszych fazach wojny.

Najważniejszym punktem zwrotnym tej wojny był koniec marca, kiedy Kreml zdał sobie sprawę, że nie może zdobyć ani okrążyć Kijowa i osiągnąć swoich maksymalistycznych celów. Armia rosyjska nadal miała w tym momencie kilka przewag nad armią ukraińską, ale nie miała sił, aby kontynuować postęp w większości kierunków i poniosła ciężkie straty w personelu i sprzęcie. Ukraina i Rosja negocjowały, a ukraińscy urzędnicy zasygnalizowali gotowość do pewnych ustępstw; jednak obie strony nigdy nie osiągnęły porozumienia. Nie jest do końca jasne, jak bliskie były te negocjacje do ostatecznego porozumienia, ale kiedy Rosja wycofała swoje siły z północnej Ukrainy – co doprowadziło do odkrycia okrucieństw popełnionych w Buczyi inne miasta zajęte przez wojska rosyjskie – skończyły się bezpośrednie perspektywy dalszych negocjacji. Najlepszą opcją dla Rosji było zakończenie wojny w tym momencie przy jednoczesnym uzyskaniu ograniczonych ustępstw. Kiedy siły rosyjskie przestały zagrażać Kijowowi i innym miastom na północy, pozycja przetargowa Rosji i zdolność do wywierania nacisku na Ukrainę znacznie się zmniejszyły.

Po niepowodzeniu początkowej fazy rosyjskiej inwazji w lutym i marcu szef Głównego Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego gen. płk Siergiej Rudskoj zapowiedział, że Rosja skupi się na zajęciu całego Donbasu. Siły rosyjskie wycofały się z obwodów kijowskiego, czernihowskiego i sumskiego i zostały przerzucone do Charkowa, Donbasu lub południowej Ukrainy.

Pojawił się jednak oczywisty problem z nową strategią Moskwy. Nawet gdyby siłom rosyjskim udało się przejąć cały region Donbasu, nie było powodu, by sądzić, że zmusi to Ukrainę do poddania się i zakończenia wojny na warunkach rosyjskich. Zamiast tego myślenie Kremla w coraz większym stopniu charakteryzowało strategiczne zwlekanie i myślenie życzeniowe. Moskwa wydawała się koncentrować na swoich minimalnych celach wojennych, nie rozumiejąc, w jaki sposób doprowadzą one do osiągnięcia długoterminowych celów strategicznych lub jak wojna może się zakończyć. Pomimo strukturalnego niedopasowania środków wojskowych do celów politycznych i braku strategii zakończenia wojny, rosyjscy przywódcy zaangażowali się w kampanię skupioną na okupacji większego terytorium Donbasu, starając się jednocześnie utrzymać wszystko inne. Takie podejście pochłaniało rosyjską siłę roboczą i amunicję w niezrównoważonym tempie,

Podczas początkowej inwazji Rosja wysłała ponad 80 procent swoich batalionowych grup taktycznych stałej gotowości, a także jednostki rosyjskiej Gwardii Narodowej (Rosgwardii) oraz rosyjskich pomocników z Ługańska i korpusu armii Donieckiej Republiki Ludowej (ich siły są zasadniczo częścią rosyjskiej siły wojskowej). Oznaczało to, że rosyjskie wojsko miało ograniczoną rezerwę (...), gdy siły inwazyjne nie były w stanie szybko osiągnąć celów Rosji. Była to operacja wysokiego ryzyka, silnie lewarowana, bez dostrzegalnego zabezpieczenia na wypadek, gdyby coś poszło źle. Dla porównania, Stany Zjednoczone zaatakowały Irak w 2003 roku z około 40 procentami swoich batalionów manewrowych, co pozostawiło im wystarczająco dużą (...) rezerwę na bardziej zrównoważoną rotację.

Kiedy rosyjskie plany zmiany reżimu nie powiodły się, rosyjskie wojsko zdecydowało się wysłać dodatkowe batalionowe grupy taktyczne z krytycznych miejsc, takich jak Kaliningrad, Abchazja, Osetia Południowa i Tadżykistan , narażając Rosję na ryzyko wybuchu kryzysu wzdłuż jej granic. To pochłonęło większość pozostałej siły czynnej. Wiele z tych batalionów rozpoczęło wojnę ze słabymi siłami, a następnie poniosło ciężkie straty od kwietnia do czerwca. W miarę jak rosyjskie wojsko wypalało oficerów i szeregowych profesjonalistów, liczba oficerów i żołnierzy, którzy odmówili walki, rosła, gdy wielu z nich odkryło, że kara będzie minimalna. Aż 20-40 proc. żołnierzy niektórych jednostek odmówiło powrotu na Ukrainę, gdy wycofały się z północnej Ukrainy z powrotem do Rosji. Problem (...) narastał w okresie wiosenno-letnim. W połączeniu z wysokim stopniem wyniszczenia, do września spowodowało to, że rosyjskie jednostki miały zaledwie 20 procent oczekiwanego poziomu obsady w Charkowie. 

Wszystkie te problemy zaczęły się znacznie wcześniej. Większość grup taktycznych rosyjskich batalionów miała prawdopodobnie mniej niż 50 procent ich dozwolonej siły do maja, podczas rosyjskich prób zajęcia większej części Donbasu. Oznaczało to, że armia rosyjska stanęła przed poważnym problemem kadrowym, gdy rozpoczynała tę kampanię bez praktycznej metody generowania dodatkowych sił. Zamiast przyjąć strategię uwzględniającą te ograniczenia, Moskwa zdecydowała się rzucić swoje siły w kosztowną, wyniszczającą walkę w Donbasie bez jasnej strategii zakończenia wojny. Taktyczne sukcesy Rosji w Donbasie w maju i czerwcu doprowadziły jesienią do strategicznej porażki. Mimo tych problemów rosyjska strategia w Donbasie mogłaby się powieść bez zwiększonego wsparcia zagranicznego dla Ukrainy późną wiosną i wczesnym latem. Otrzymywano znaczne dostawy haubic i amunicji, które trwały przez całe lato i jesień. Moskwa mogła źle ocenić zaangażowanie Zachodu na Ukrainie w tej fazie, ponieważ Waszyngton i inni członkowie NATO dostarczyli przed wiosną niewiele ciężkiego sprzętu. Niemniej jednak wydaje się, że Rosja nie zmieniła swojej strategii, choć Ukraina zaczęła otrzymywać i skutecznie wykorzystywać te systemy artyleryjskie.

Rosja miała niewiele dobrych opcji, aby poprawić swoje problemy z siłą roboczą, a fragmentaryczne rozwiązania miały doprowadzić do stałej degradacji sił. W przeciwieństwie do szeregowych żołnierzy armii amerykańskiej, rosyjscy poborowi nie są szkoleni w scentralizowanych szkołach, ale w większości w swoich jednostkach. (...) Rosja zaatakowała Ukrainę ogromną większością swoich jednostek stałej gotowości, a wiele jednostek prawdopodobnie ściągnęło swoich oficerów szkoleniowych i podoficerów, aby uzupełnić braki. Oznaczało to, że rosyjska armia nie była w stanie rekrutować i szkolić nowych jednostek i nie była dobrze zaprojektowana do prowadzenia przedłużającej się wojny na dużą skalę bez mobilizacji. Podczas gdy niektórzy podejrzewali /że/ Władimir Putin może zarządzić częściową mobilizację w maju, on wydawał się być przekonany, że rosyjskie wojsko może wywalczyć sobie zwycięstwo w Donbasie bez tak drastycznych środków. Był to kolejny przypadek politycznej zwłoki, ponieważ opcje Rosji zmieniły się ze złych na gorsze.

Zamiast tego rosyjskie wojsko przyjęło cztery rodzaje środków tymczasowych, aby podtrzymać wojnę: tworzenie batalionów rezerwowych o znacznie niższym poziomie obsadzenia, tworzenie regionalnych batalionów ochotniczych, przymusowa mobilizacja ludzi w okupowanych częściach Ługańska i Doniecka oraz zwiększanie zależności od organizacji takich jak Grupa Wagnera. Aby zrekompensować słabe batalionowe grupy taktyczne, Rosja zaczęła rekrutować ochotników wiosną do służby w rosyjskich wojskach, Gwardii Narodowej i w siłach Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej. Wielu z tych ochotników walczyło wcześniej w Donbasie lub miało doświadczenie wojskowe i na ogół podpisywało krótkie, trzy- lub sześciomiesięczne kontrakty. Najbardziej wspierający ideologicznie lub zdesperowani finansowo ludzie - kontrakty były na ogół znacznie powyżej średniej pensji w wielu miastach - podpisali kontrakty na walkę, ale większość nich przeszła mniej niż tydzień szkolenia przed wysłaniem na Ukrainę.

Rosja zaczęła (...) w większym stopniu polegać na Grupie Wagnera i innych półprywatnych grupach paramilitarnych. W przeciwieństwie do rosyjskiej armii, której rekrutacja zależy od poboru, Wagner miał w całej Rosji infrastrukturę do rekrutacji ochotników oraz szkolenia ich i wyposażania do różnych zadań. Rosja zdecydowała się także na mobilizację dorosłych mężczyzn na okupowanych terenach Donbasu na początku wojny. W miarę upływu wiosny i lata siły walczące o Rosję składały się w coraz większym stopniu z ochotników, zmobilizowanych mężczyzn i prywatnych kontrahentów wojskowych. W sierpniu, kiedy Ukraina rozpoczęła ofensywę, rosyjskie linie frontu były często obsadzone przez zmobilizowane rosyjskie zastępy i jednostki Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej, jednostki Rosgwardii niewyposażone do wojny konwencjonalnej, lub słabe rosyjskie jednostki wojskowe złożone z ochotników, którzy podpisali kontrakty po rozpoczęciu wojny. To nie była siła zawodowa.

Chociaż w kwietniu rosyjska armia nadal miała szereg konwencjonalnych przewag, zrewidowane cele wojskowe Rosji pozostawiły jej dowódcom niewiele miejsca na sztukę operacyjną lub kreatywność. Zamiast tego rosyjska kampania w Donbasie często polegała na frontalnych atakach na umocnione pozycje w najbardziej ufortyfikowanej części kraju. Siły rosyjskie zrekompensowały to, opierając się mocno na swojej znaczącej przewadze artyleryjskiej. Kiedy rosyjska armia odnosiła największe sukcesy w maju i czerwcu, codziennie wystrzeliwała znacznie więcej pocisków artyleryjskich niż armia ukraińska (choć dzienna szybkostrzelność na poziomie 50-60 tys. wydaje się nierealistyczna). Pomimo tej przewagi postęp Rosji był nadal powolny i kosztowny, ponieważ wojsku brakowało sił do prowadzenia wojny manewrowej lub utrzymywania rozpędu po jakimkolwiek przełomie. Uzbrojeni żołnierze ukraińscy utrzymujący linie obronne w Donbasie wiosną i wczesnym latem odegrali kluczową rolę w przyszłych ofensywach Ukrainy. Zapewnili, że jakakolwiek rosyjska ofensywa wiązałaby się z dużymi stratami, i spowolnili natarcie Rosji, co dało krytyczny czas, gdy ukraińskie wojska szkoliły się i otrzymywały coraz bardziej wyrafinowane systemy artyleryjskie NATO i artyleryjskie systemy rakietowe o dużej mobilności (HIMARS). Jesienne sukcesy Ukrainy w Charkowie i Chersoniu wynikały zatem ze strat poniesionych przez Rosję wiosną. 

Przybycie HIMARS-ów miało niemal natychmiastowy wpływ na pole bitwy. System logistyczny Rosji jest dość przestarzały i scentralizowany, co oznacza, że nadal w dużym stopniu polegał na dużych magazynach amunicji. Ukraiński HIMARS zaczął atakować te składy z wybuchowymi rezultatami. Zaczęli też atakować rosyjskie stanowiska dowodzenia i prawdopodobnie byli odpowiedzialni za ataki na kwatery główne rosyjskiej 20. Dywizji Strzelców Zmotoryzowanych i 106. Dywizji Powietrznodesantowej w lipcu. Zniszczenie tych magazynów amunicji nie powstrzymało rosyjskiej artylerii, ale znacznie zmniejszyło liczbę pocisków, które mogli wystrzelić każdego dnia. Ponadto ukraińskie zapasy zachodniej artylerii okazały się bardziej skuteczne w ostrzale kontrbateryjnym, zwłaszcza gdy Ukraina zaczęła otrzymywać precyzyjnie kierowane pociski artyleryjskie, takie jak Excalibur. Ponieważ artyleria była największą przewagą Rosji podczas bitwy o Donbas, przybycie HIMARS i zachodniej artylerii było krytyczne.

Zdolność Ukrainy do skutecznego wykorzystania HIMARS i artylerii zależała w dużej mierze od sukcesu jej obrony powietrznej, aby uniemożliwić rosyjskim siłom powietrznym atakowanie ich lub przeprowadzanie misji przechwytujących. Ciągłe wyniszczanie zmniejszyło również przewagę siły roboczej Rosji. Ukraina zmobilizowała znaczną liczbę cywilów na początku wojny, ale nie wszyscy zostali skutecznie wyszkoleni i wyposażeni. Jednak późnym latem większość rosyjskich sił zbrojnych również nie była profesjonalna ani dobrze wyszkolona. Czynniki te sprawiły, że postępy Rosji w Donbasie dramatycznie zwolniły po zajęciu Łysyczańska na początku lipca. W tym momencie stało się jasne, że Rosja nie ma wystarczającej przewagi artylerii ani sił manewrowych, aby osiągnąć znaczące sukcesy. Kreml osiągnął kolejny punkt zwrotny.

Moskwa zdecydowała się w lipcu i sierpniu wzmocnić swoją pozycję na prawym brzegu Chersonia elitarnymi jednostkami Sił Powietrznodesantowych oraz jednostkami Wschodniego Okręgu Wojskowego stacjonującymi wzdłuż frontu Izyum w oczekiwaniu na spodziewaną ofensywę ukraińską. Przenosząc te siły do Chersonia, Rosja milcząco przyznała, że nie będzie już w stanie znacznie posunąć się naprzód w Donbasie. Decyzja naraziła również siły rosyjskie broniące się w Charkowie i Zaporożu na większe ryzyko, ponieważ miały one mniej rezerw na wypadek ukraińskiej ofensywy. Pod koniec sierpnia Rosja zaczęła również rozmieszczać swój 3. Korpus Armii, który był nowym typem jednostki ochotniczej. W przeciwieństwie do poprzednich ochotników, którzy przeszli minimalne szkolenie i często służyli jako zastępcy bojowi, 3. Korpus Armii składał się z regionalnych batalionów ochotniczych wspieranych przez samorządy, które przed rozmieszczeniem spędzały miesiąc na poligonach Mulino i Totskoye w Niżnym Nowogrodzie i Orenburgu. 3 Korpus Armii otrzymał także nowoczesne czołgi BMP-3, T-80BVM i T-90M oraz inny sprzęt. Ale nie udało mu się osiągnąć swoich celów personalnych i nie było jasnego planu zebrania dodatkowych sił ochotniczych po tym, jak został rozmieszczony na Ukrainie. Po raz kolejny Rosja opracowała krótkoterminowy plan bez długoterminowej wizji zwycięstwa. Rozlokowano 3 Korpus Armiina Ukrainę pod koniec sierpnia, ale nie był w stanie powstrzymać ukraińskich ofensyw. Putin nadal odmawiał ogłoszenia powszechnej mobilizacji.

Zakres problemów kadrowych Rosji stał się jasny po udanej ofensywie Ukrainy w Charkowie. Przechwycone dokumenty i kanały rosyjskiego Telegramu wskazywały, że wiele rosyjskich jednostek wojskowych utrzymujących linie frontu było znacznie osłabionych – w tym dwie jednostki miały mniej niż 25 procent ich dopuszczalnej siły – i utraciły krytyczne wyposażenie, takie jak radary przeciwbateryjne, które nie zostały zastąpione. W szczególności kanały rosyjskiego Telegramu podkreślały brak żołnierzy piechoty. Rosyjski korespondent wojskowy Aleksander Kots powiedział, że wiedział o rosyjskich brygadach składających się tylko z sześćdziesięciu żołnierzy piechoty. (...) Ponadto Ukraina schwytała pewną liczbę żołnierzy różnych specjalności pełniących funkcje bojowe, na przykład marynarza, który twierdził, że służył w bazie amunicji marynarki wojennej, zanim został przydzielony jako członek załogi czołgu po zaledwie minimalnym przeszkoleniu, a także żołnierzy Strategicznych Sił Rakietowych Rosji. W innym przypadku w obwodzie mikołajowskim siły ukraińskie schwytały rosyjskiego spadochroniarza, który służył w czołgu z członkiem Wagnera i zmobilizowanym mężczyzną z obwodu ługańskiego. Zdarzały się też przypadki członków orkiestr wojskowych którzy zostali wysłani i zabici podczas walk już w marcu. Te anegdoty były podobne do tego, jak rosyjskie wojsko zostało zmuszone do przyciągnięcia wszystkich dostępnych żołnierzy, niezależnie od ich specjalizacji, do obsadzania fragmentarycznych jednostek do walki podczas wojen w Czeczenii. Aby podtrzymać powtarzające się ataki na Bachmut, Wagner zaczął rekrutować więźniów i wysyłał ich (...)  na linię frontu pod koniec lata.

Rosja po prostu nie miała wystarczających sił do utrzymania ekspansywnego frontu na Ukrainie. Rosyjskie jednostki w Charkowie przekonały się w lipcu, że Ukraina przeprowadzi ofensywę w regionie, a intensywność walk w lipcu i sierpniu wzrosła, co zaczęło coraz bardziej odbijać się na siłach rosyjskich. Odzyskane listy wykazały również, że wielu rosyjskich żołnierzy stacjonujących w Charkowie poprosiło o urlop na tydzień przed ofensywą ukraińską. Rzeczywiście, kilka kanałów rosyjskiego Telegramu prowadzonych przez rosyjskich bojowników lub korespondentów osadzonych w siłach rosyjskich ostrzegało przez większą część sierpnia o ukraińskim gromadzeniu sił w Charkowie, a wiele kanałów ostrzegało przed koncetracją w pobliżu Bałaklii na tydzień przed ofensywą, gdzie nastąpił przełom Ukrainy. Wiele wskazywało na to, że Ukraina zamierza przeprowadzić ofensywę, a siły rosyjskie w Charkowie są bezbronne. Niemniej jednak wydaje się, że rosyjskie wojsko podjęło jedynie minimalne kroki, jeśli w ogóle, w celu przygotowania. Najprawdopodobniej rosyjskie kierownictwo polityczne odmówiło zgody na odwrót, ale wojsko po prostu nie dysponowało siłami ani sprzętem do wzmocnienia regionu.

Charkowska operacja ukraińska była dobrze zaplanowaną i przeprowadzoną operacją połączonych sił zbrojnych, ale znacznie skorzystała na tym, że siły rosyjskie po prostu nie były w stanie obronić tego regionu. Krótko mówiąc, połączony manewr zbrojeń był możliwy ze względu na wysoki poziom wyczerpania, jakiego doznały siły rosyjskie w okresie poprzedzającym ofensywę oraz brak spójności między pozostałymi jednostkami. Siły ukraińskie zinfiltrowały linie rosyjskie i dokonały przełomu w słabym punkcie rosyjskich linii, który podobno był utrzymywany przez zmobilizowane siły Ługańskiej Republiki Ludowej z Rosgwardią SOBR i OMON - z grubsza analogiczne do policyjnego SWAT i policji prewencji - na drugim szczeblu. Rosyjskie źródła, w tym Igor Girkin twierdził, że siłom LNR brakuje wystarczającej ilości ciężkiego uzbrojenia, a żołnierze SOBR nie wiedzą, jak prawidłowo używać ciężkiego uzbrojenia, takiego jak granatniki automatyczne, przeciwpancerne pociski kierowane i działa bezodrzutowe, i prowadzili jedynie minimalną koordynację z jednostką artylerii w strefie. Oprócz słabo wyposażonych sił utrzymujących linie frontu, Rosji brakowało wystarczającej rezerwy w Charkowie, aby powstrzymać ukraińskie przełomy. Rosyjskie kanały podały, że Ukraina skutecznie wykorzystała artylerię i HIMARS przed ofensywą i przeprowadziła szybki atak zarówno czołgami ciężkimi i piechotą zmechanizowaną, a także lekkimi siłami rozpoznawczymi, powietrznodesantowymi i operacji specjalnych, które stworzyły chaos za liniami Rosji. Ukraina przesunęła również do przodu naziemną obronę powietrzną, co uniemożliwiło rosyjskim siłom powietrznym zatrzymanie natarcia. Siły ukraińskie szybko posunęły się do Kupiańska, a następnie do Izyum, zmuszając siły rosyjskie do wycofania się z obu miast i większości obwodu charkowskiego.

Z kolei Ukrainie zajęło ponad dwa miesiące odbicie całego prawego brzegu Chersoniu po rozpoczęciu ofensywy. Siły ukraińskie wykorzystywały (...) w Chersoniu połączone typy uzbrojenia, siły pancerne, siły operacji specjalnych, HIMARS-y, artylerię, a także bezzałogowe samoloty bojowe TB2, ale przełomu nie udało im się dokonać aż do października. Siły rosyjskie nadal były w stanie zapobiec  przełomowi, który doprowadziłby do upadku rosyjskich linii na prawym brzegu. Największą różnicą w obu kampaniach była jakość i gęstość broniących się sił rosyjskich. Według rosyjskich kanałów siły w Charkowie były słabe i słabo wyszkolone - siły Rosyjskiego Zachodniego Okręgu Wojskowego wypadły najgorzej w tej wojnie - podczas gdy rosyjskie siły powietrzno-desantowe w Chersoniu były bardziej zdolne i lepiej dowodzone. Rosja zbudowała w Chersoniu warstwową obronę, a teren był bardziej otwarty, co ułatwiło lokalizowanie sił atakujących za pomocą bezzałogowych statków powietrznych i atakowanie ich artylerią. Ponadto wydawało się, że Rosja częściej używała swoich ograniczonych zapasów amunicji precyzyjnie kierowanej w Chersoniu niż gdzie indziej na froncie. Obejmowało to rosyjską amunicję krążącą KUB i Lancet, która jest częściej używana przez rosyjskie Siły Operacji Specjalnych lub Siły Powietrzne; irańska amunicja Shahed 136/131 (Geran-2); pociski LMUR dalekiego zasięgu wystrzeliwane z śmigłowców szturmowych Mi-28MN, które często były wykorzystywane do ataków na ukraińskie przeprawy rzeczne; oraz naprowadzane laserowo pociski artyleryjskie Krasnopol. Poza irańskimi bezzałogowymi statkami powietrznymi Rosja przetestowała wszystkie te rodzaje amunicji w Syrii i wiele z nich wydaje się stosunkowo skutecznych. Jednak Rosja nie posiadała ich w ilościach wystarczających do wojny na tak dużą skalę, w tym wystarczającej liczby bezzałogowych statków powietrznych Orlan-30, które mogą ogłuszać cele pociskami Krasnopol.

Po sukcesie Ukrainy w Charkowie Putin podobno odrzucił prośby swoich generałów o wycofanie się z prawego brzegu Dniepru. Przystał jednak na ich prośbę o rozpoczęcie powszechnej mobilizacji, a pierwsi zmobilizowani żołnierze mieli zostać wysłani na Ukrainę niecały tydzień później. Priorytetem było powstrzymanie postępów Ukrainy w Łymanie i na froncie Kreminna-Swatowe w obwodzie ługańskim, więc Rosja rozmieściła zmobilizowanych żołnierzy z minimalnym przeszkoleniem, a kanały rosyjskiego Telegramu podzieliły się wieloma anegdotami o kosztownych błędach popełnionych przez te niewyszkolone jednostki. W Chersoniu Ukraina nadal atakowała siły rosyjskie, atakując mosty na rzece Dniepr i promy, które zaopatrywały siły rosyjskie.

Rosja prawdopodobnie mogłaby dłużej utrzymywać swoje siły na prawym brzegu Dniepru, ale jednostki te nadal walczyłyby na niekorzyść. Podczas gdy najlepsze rosyjskie wojska utknęły w Chersoniu, siły ukraińskie będą nadal posuwać się gdzie indziej. Ponadto odpowiednie wyszkolenie i wyposażenie zmobilizowanych żołnierzy wymagałoby czasu, w przeciwieństwie do tych, których szybko rzucono do walki. Dniepr był oczywistą naturalną barierą, która mogła pomóc Rosji wykorzystać jej ograniczone siły do utrzymania linii frontu na Ukrainie. Gdyby Rosja wycofała się przez Dniepr w lipcu lub sierpniu i użyła rzeki jako bariery, prawdopodobnie utrzymałaby Charków lub przynajmniej uczyniła z niego bardziej kosztowną ofensywę.

Niemniej jednak Ukraina nadal miała przewagę w precyzyjnym strzelaniu z HIMARS-ów, Excalibur-ów i innych precyzyjnie kierowanych pocisków artyleryjskich. Przykład Chersonia ujawnia, że ogólny efekt HIMARS może być przesadzony, a jego wpływ ustabilizował się po pierwszych dwóch miesiącach użytkowania na polu bitwy. Siły rosyjskie były w stanie wytrzymać ostrzał artyleryjski i ostatecznie wycofać się z Chersonia z większością swojego sprzętu, pomimo zagrożenia ze strony ukraińskich ostrzałów precyzyjnych. Adaptacje do HIMARS obejmowały przemieszczenie węzłów logistycznych poza zasięg, wzmocnienie stanowisk dowodzenia i wprowadzenie wabików, aby utrudnić celowanie. Siły rosyjskie w Chersoniu utrzymywały pozycje po drugiej stronie rzeki, w zależności od logistyki promów i przejścia przez tamę. Jednak walki toczyły się w zaciekłym tempie, z wysokimi wskaźnikami wyniszczenia po obu stronach.

Wydaje się, że Rosja przeprowadziła kompetentne wycofanie się bez ponoszenia ciężkich strat, co jest prawdopodobnie odzwierciedleniem poprawy dowodzenia i kontroli po mianowaniu generała armii Siergieja Surowikina dowódca sił rosyjskich na Ukrainie. Od tego czasu Surowikin użył tych sił do wzmocnienia walk w Bakhmut i Svatove. Obecna strategia Rosji wydaje się koncentrować na kupowaniu czasu na zebranie większych sił złożonych ze zmobilizowanych żołnierzy, lepiej wyszkolonych i wyposażonych niż ci, którzy już zostali rozmieszczeni. Rosja rozpoczęła również na początku października strategiczną kampanię bombardowań pociskami manewrującymi i irańską amunicją krążącą /raczej dronami - red./ na ukraińskie cele infrastrukturalne - głównie elektrownie i wodociągi - w pozornej nadziei na zakłócenie gospodarki Ukrainy, podkopanie morale ludności i podniesienie kosztów wojny dla Kijowa i jego zachodnich zwolenników. Jest to asymetryczna odpowiedź na przewagę Ukrainy na polu walki, której rosyjskie wojsko stara się dorównać. (...)

Wyniki w Charkowie i Chersoniu dają nieco sprzeczny obraz perspektyw Ukrainy na szybkie wyzwolenie większej części terytorium. Chociaż Ukraina może przenieść siły z Chersonia, aby wzmocnić inne części frontu, jest mało prawdopodobne, aby rosyjska obrona była tak słaba jak we wrześniu w Charkowie. Rosyjska armia będzie teraz miała znacznie wyższy stosunek gęstości sił do terenu i będzie mogła oszczędzać amunicję, jeśli będzie realizować głównie strategię obronną. Ponadto siły rosyjskie w innych miejscach nie napotykają takich samych ograniczeń, jak na prawym brzegu w Chersonia z dużą rzeką za nimi w zasięgu ukraińskich HIMARS-ów. Siły rosyjskie, w tym Wagner, od czasu ofensywy w Charkowie budują dodatkowe linie obronne. Sugeruje to, że dalsze ofensywy Ukrainy będą trudniejsze,

Ukraina wciąż jednak ma wiele zalet. Zima prawdopodobnie przyniesie większe problemy Rosji niż Ukrainie, ponieważ przepaść między jednostkami o lepszej dyscyplinie i morale zwiększa się, gdy pogoda jest zła. Siły walczące dla Rosji są coraz bardziej mimowolne – składają się ze zmobilizowanych mężczyzn z Rosji lub Ukrainy, krótkoterminowych ochotników, którzy są zmuszeni do kontynuowania służby, więźniów walczących dla Wagnera i żołnierzy, którzy wcześniej odmówili walki, a teraz są do niej zmuszani groźbą sankcji karnych – w porównaniu z lepiej zmotywowaną armią Ukrainy. Ukraińscy żołnierze mają również jaśniejsze cele strategiczne niż ich rosyjscy odpowiednicy, a dowództwo armii ukraińskiej udowodniło, że jest kompetentne i stawia dobro żołnierzy bardziej niż rosyjskie. Wszystkie te czynniki to atuty, które Ukraina może wykorzystać.

Ukraińskie siły specjalne prawdopodobnie odegrają kluczową rolę w miesiącach zimowych, ponieważ Rosja ma do obrony duże wybrzeże na południu, a Ukraina prawdopodobnie podejmie dalsze próby operacji ofensywnych w nadchodzących miesiącach, gdy ziemia zamarznie. Dopóki Ukraina będzie otrzymywać wystarczającą ilość amunicji, zwłaszcza do artylerii, oraz części zamiennych, ma duże szanse na odzyskanie terytorium. To powiedziawszy, konflikt może stać się bardziej wyczerpujący, widząc przyrostowe zyski zamiast przełomowych operacji. Pytanie brzmi, czy te przewagi okażą się wystarczające dla sił ukraińskich do odzyskania terytorium od umocnionych wojsk rosyjskich na wielowarstwowych pozycjach obronnych.

Pomimo licznych przykładów złych warunków, minimalnego wyszkolenia, opóźnień w płatnościach, wadliwego sprzętu, niekompetentnego dowództwa i innych problemów (w tym masowa strzelanina na poligonie), zmobilizowani żołnierze dostarczają Rosji więcej siły roboczej. Umożliwiły one rosyjskiej armii ustabilizowanie wrażliwych linii i wycofanie się z Chersonia. Słabo wyszkoleni żołnierze mają minimalną wartość w operacjach ofensywnych, jak sugerują ataki rosyjskiej piechoty na Bakhmut, ale łatwiej jest wyszkolić kogoś do obsadzenia pozycji obronnej. Nawet elitarne jednostki, takie jak 331 Pułk Powietrznodesantowy Rosyjskich Sił Powietrznych i 155. Brygada Piechoty Marynarki Wojennej przyjmują zmobilizowanych żołnierzy jako zastępstwo bojowe. Jest to znacząca słabość Rosji, ale jak dotąd zmobilizowani żołnierze wydają się być bardziej atutem niż obciążeniem, choć niewątpliwie istnieją rozbieżności. Zakres, w jakim Rosja może stworzyć półskuteczne zmobilizowane jednostki lub skutecznie zintegrować zmobilizowanych żołnierzy w istniejących jednostkach, będzie ważnym czynnikiem wpływającym na to, jak skutecznie Rosja będzie w stanie prowadzić tę wojnę, szczególnie zimą. Jeśli Rosji nie uda się odpowiednio wyszkolić, poprowadzić i zintegrować zmobilizowanych żołnierzy, Ukraina może znaleźć szansę na kolejny przełom, gdy poprawią się warunki pogodowe i gruntowe.

Kolejnym kluczowym czynnikiem dla Rosji i Ukrainy jest wsparcie zagraniczne, zwłaszcza w zakresie amunicji artyleryjskiej. Potencjalne umowy na amunicję artyleryjską z Korei Północnej i bezzałogowe statki powietrzne lub ewentualnie pociski ziemia-ziemia z Iranu, wpłynęłyby na to, jak długo Rosja może kontynuować tę wojnę. Wysiłek wojenny Ukrainy zależy również w dużej mierze od zewnętrznego wsparcia materialnego, które jest ograniczone zarówno dostępnością, jak i ograniczeniami politycznymi. Dostępność amunicji może być najważniejszym czynnikiem decydującym o przebiegu wojny w 2023 roku, a to zależeć będzie od zagranicznych zapasów i produkcji. W obecnej sytuacji rosyjskie wojsko będzie miało trudności z przywróceniem potencjału ofensywnego, ale może przeciągnąć upartą obronę. Ukraina wydaje się uprzywilejowana w dłuższej perspektywie, ale im dłużej trwa wojna, tym większa niepewność, a przewaga nie jest predyktorem wyników.

fpri.org

Ostatecznie to Rosja i Zachód mogą i powinny być partnerami, a nie Rosja i Chiny. Jest gotowa infrastruktura: liczne ropociągi i gazociągi, rozbudowane połączenia kolejowe, dogodne porty. Rosja i Zachód stoją przed wspólnymi wyzwaniami ze strony Chin, których gospodarka znacznie przewyższyła Rosję i grozi – z czasem – wyprzedzeniem także Ameryki. Bogaci i potężni Rosjanie, zwłaszcza urzędnicy państwowi, mogą podążać za prochińską linią Władimira Putina, ale zazwyczaj mają swoje domy w Londynie i Nowym Jorku, a nie w Szanghaju; ich pieniądze są w Szwajcarii i na Cyprze, a nie w Chinach; a ich dzieci uczęszczają do Eton i Harvardu, a nie do Uniwersytetu Tsinghua.

Pomysł, że Rosja mogłaby w najbliższym czasie nawiązać normalne stosunki z Zachodem, nie jest dziś powszechnie rozpowszechniony. Eugene Rumer i Andrew Weiss przekonywali, że wymagałoby to „magicznego myślenia”, aby wierzyć, że „w jakiś sposób Rosja rozwiąże problemy Zachodu, wprowadzając radykalne zmiany w swoim wewnętrznym porządku politycznym lub zastępując dobrze ugruntowaną markę wyrachowanego oportunizmu w polityce zagranicznej” (...). Za relacjami chińsko-rosyjskimi, jak zauważa Siergiej Radczenko, przemawiają pewne niepodważalne czynniki: nie są hierarchiczne, żadna ze stron nie oczekuje od drugiej przyjęcia jej ideologii (poza autorytaryzmem i antyamerykanizmem), a od obu krajów można oczekiwać, że „ciężko pracują, aby uniknąć tarć”, ponieważ „rozumieją… że są sobie przeznaczeni, aby być sąsiadami”.

(...) Autorzy przedstawiają kontrowersyjny przypadek, ale tylko pod warunkiem, że połączymy Federację Rosyjską, trójjedyną całość składającą się z narodu, terytorium i rządu, z Putinem, jej obecnym władcą. Jest to błąd w rodowodzie. W 2014 roku Wiaczesław Wołodin, były zastępca szefa sztabu Putina, powiedział„Nie ma Putina, nie ma Rosji”. Jednak gdy tylko Rosja jako kraj zostanie odróżniona od Putina jako człowieka, ich argumenty zaczynają się chwiać. Wtedy staje się jasne, że Xi Jinping może być przyjacielem Putina, ale nie jest przyjacielem Rosji. Raczej Xi wykorzystywał Rosję do wykonywania wielu swoich antyzachodnich brudnych robótek – kosztem Rosji – a Zachód nieumyślnie pomagał Xi, osłabiając Rosję z korzyścią dla Chin. Dziś bardziej trafne byłoby zatem stwierdzenie „nie Xi, nie Putin”. Rosja natomiast lepiej poradziłaby sobie, sprzymierzając się z Zachodem.

To, czy Rosja, czy Ukraina zwycięży w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, jest kwestią otwartą, ale jedno wydaje się jasne: jak dotąd wielkim geopolitycznym zwycięzcą są Chiny. Nie oddając ani jednego strzału, nie wydając renminbi ani nie poświęcając żołnierza, wyrwała znaczną zniżkę na rosyjską ropę i jest gotowa wycisnąć z Kremla dalsze lukratywne ustępstwa, gdy rosyjskie wojska giną na Ukrainie, a rosyjska gospodarka ugina się pod zachodnimi sankcjami.

Rosja otrzymuje drony z Iranu i pomoc logistyczną z Białorusi, ale z Chin dostała niewiele więcej niż ramię, na którym Putin może się wypłakać. Politykę Xi wobec Rosji można podsumować jako dużo gadania, mało działania. To prawda, że Xi ma powody, by być ostrożnym: obawia się łamania amerykańskich i europejskich sankcji, przynajmniej w zbyt rażący sposób. Jednak Xi ma również dyskretny powód, dla którego nie oferuje Rosji pomocy materialnej. Coraz słabsza Rosja będzie miała „niewielki wybór, jak akceptować niekorzystne warunki w negocjacjach handlowych, wspierać chińskie stanowiska na forach międzynarodowych... a nawet ograniczać [swoje] stosunki z innymi krajami”.

Ponieważ eksport ropy i gazu przynosi większość rosyjskich dochodów państwowych, chińskie zaangażowanie w odpowiednie rosyjskie gałęzie przemysłu daje wgląd w prawdziwą naturę chińskiego stosunku do Rosji.

W 2021 r. Europa importowała około 10 razy więcej rosyjskiego gazu niż Chiny i pomimo obecnie zmniejszonego przepływu gazu na zachód, wolumen kierowany na wschód do Chin raczej nie wzrośnie w najbliższym czasie. Po prostu nie ma wystarczającej przepustowości rurociągu. Teoretycznie więcej gazu mogłoby być przepompowywane głównym istniejącym gazociągiem z Rosji do Chin (Siła Syberii 1 lub „PS1”), ponieważ nie działa on na pełnych obrotach z powodu problemów technicznych na jednym z dwóch wschodniosyberyjskich pól gazowych. Trudności te nie zostaną jednak rozwiązane w najbliższej przyszłości. Zachodnie i chińskie firmy, dysponujące niezbędną gotówką i know-how, w dużej mierze zaprzestały pracy na Syberii z powodu sankcji, gdy Rosja najechała Ukrainę.

Innym sposobem na zwiększenie przepływu gazu przez PS1 byłoby podłączenie go do złóż zachodniosyberyjskich i Półwyspu Jamalskiego. O takim połączeniu, ałtajskim gazociągu transsyberyjskim (znanym też jako Siła Syberii 2 lub „PS2”), mówi się już od dawna, ale według niedawnego raportu o rosyjskiej gospodarce „idea Trans- Rurociągu Syberyjskiego została po raz pierwszy zablokowana przez Chiny w następstwie aneksji Krymu, biorąc pod uwagę [niechęć Chin] do płacenia wyższych europejskich cen za gaz”. Oczywiście Chiny mogłyby zmienić zdanie i zacząć finansować PS2, ale rezultatem prawie na pewno byłyby kary umowne dla Rosji. Jedyny inny środek transportu gazu – statkiem – jest niewykonalny w świetle ograniczonych możliwości Rosji w zakresie skroplonego gazu ziemnego. W rezultacie stosunkowo mało rosyjskiego gazu poszło, płynie lub prawdopodobnie trafi do Chin.

Ropa, która przynosi Rosji około trzy razy większe dochody niż gaz, przedstawia zupełnie inną historię. Ropa naftowa jest znacznie mniej zależna od rurociągów niż gaz, ponieważ można ją transportować także koleją i cysternami. W ostatnich latach Chiny importowały tylko około jednej trzeciej rosyjskiej ropy, która trafiała do Europy, chociaż udział Chin ostatnio wzrasta. Ale jest pewien problem: marża zysku Rosji.

Chiny kupują obecnie ropę Urals po cenie 35 USD za baryłkę w dół od referencyjnej ceny ropy Brent. Biorąc pod uwagę obecną cenę Brent wynoszącą około 85 USD za baryłkę i relatywnie wysokie koszty produkcji w Rosji wynoszące 40-45 USD za baryłkę, marża zysku przed kosztami wysyłki wynosi zaledwie 5-10 USD za baryłkę. Biorąc pod uwagę znaczne koszty transportu do Azji, Rosja prawdopodobnie właśnie wychodzi na zero ze sprzedaży ropy do Chin.

Ograniczenia wolumenowe na gaz i rabat 35 dolarów za baryłkę ropy oznaczają, że „Chiny nie będą w stanie odrobić strat Rosji na rynkach europejskich”. „Zwrot na Wschód” Putina w odniesieniu do węglowodorów wiąże się ze znacznymi kosztami. Oprócz twardych negocjacji Chin w sprawie cen surowców, wydaje się również, że istnieje zbyt wiele „strategicznej nieufności między dwoma krajami”, aby pozwolić im na wykorzystanie nawet dostępnych możliwości, a tym bardziej na tworzenie nowych. Wysokie rosyjskie oczekiwania co do bezpośrednich inwestycji zagranicznych z Chin po prostu „nie zmaterializowały się”. Zamiast „bawić się z Europą, angażując się w Chiny, Rosja jest ogrywana przez Chiny ”.

W rzadkiej chwili szczerości po spotkaniu z Xi w Samarkandzie 15 września 2022 r. Putin zauważył , że „nasi chińscy przyjaciele są twardymi negocjatorami”. To może być najbliższe przyznanie się Putina do słabości i wiele wyjaśnia, co Xi może widzieć w Putinie. Jak ujął to Alexander Gabuev , starszy członek Carnegie Endowment for International Peace, „zdobywanie tanich [rosyjskich] towarów i projektów broni jest dobre dla [Pekinu], a odejście reżimu Putina oraz mało prawdopodobna perspektywa prozachodniego rządu w Rosji to straszny koszmar dla Chin”.

Jeśli wierzyć sondażom , Putin zachował znaczną część swojej popularności w Rosji, pomimo niepowodzeń na Ukrainie i pogarszającej się sytuacji gospodarczej Rosji. Ale to nie znaczy, że uszczęśliwia kogokolwiek w Rosji. Rosyjskie wojsko zostało upokorzone. Prawdopodobnie dziesiątki tysięcy rosyjskich żołnierzy zginęło, a jeszcze więcej wróciło do domu rannych. Tak zwana „częściowa mobilizacja” Putina przekonała setki tysięcy rosyjskich mężczyzn do ucieczki z kraju. Służby bezpieczeństwa zostały zdyskredytowane za nieudaną ocenę gotowości Ukraińców do walki. Bogaci Rosjanie widzieli, jak wiele ich majątków zostało zablokowanych, a ich jachty skonfiskowane. Wysoka inflacja i wyjazd z Rosji ponad 1000 zachodnich firm bezlitośnie uciska rosyjską klasę średnią. Stopa ubóstwa prawdopodobnie podwoi się lub potroi. Wniosek wydaje się nieunikniony: Putin nie uszczęśliwia nikogo w Rosji, nawet siebie.
 
Chociaż wielu Rosjan obwinia Zachód, a nie Putina, za napiętą sytuację w Rosji, słabnąca zdolność Putina do obrony interesów kogokolwiek poza nim samym i jego reżimem rodzi pewne drażliwe pytania. Czy to możliwe, że nie jest tak silny, jak twierdzi? Czy jego ukraińskie nieszczęście nie osłabiło zdolności Rosji do samoobrony? Kilku rosyjskich urzędników miejskich, w rzadkim pokazie sprzeciwu , niedawno postawiło właśnie taki zarzut. Czy to możliwe, że interesy Putina nie są zbieżne z interesami całego kraju?

W 1242 roku Aleksander Newski zmierzył się z Krzyżakami na zachodzie i Mongołami na wschodzie. Wybrał walkę z Teutonami w bitwie pod lodem, ale podporządkował się Mongołom. W zamian za uległość Newski otrzymał lukratywną synekurę. Przez ponad dwadzieścia lat zbierał podatki dla Mongołów od swoich rosyjskich poddanych, którzy zrządzeniem losu przez ponad dwa stulecia delektowali się subtelnymi radościami mongolskich rządów. Niektórzy Rosjanie nazywają te lata panowania jarzmem mongolsko-tatarskim .

Dziś, 780 lat później, Putin podąża śladami Newskiego. Podczas gdy Zachód zdecydowanie wolałby obalenie Putina, Chiny uważają go za całkiem odpowiedniego do swoich celów, które są dwojakie. Po pierwsze, pozwolić Rosji wykonać większość brudnej roboty Chin, niszcząc Zachód, zwłaszcza Stany Zjednoczone. Po drugie, odciąć Rosję od jej zachodnich partnerów handlowych, tak aby Rosja była zmuszona sprzedawać Chinom surowce z dużymi dyskontami. To wyjaśnia, dlaczego Xi lubi mieć do czynienia z Putinem: jest dobry dla Chin. Putin natomiast woli mieć do czynienia z Xi niż z Zachodem, ponieważ Xi oferuje Putinowi wsparcie moralne, choć mało merytoryczne, w zamian za zniżki na rosyjską energię. To jest złe dla Rosji.

Nawet najbardziej zamglony fanatyk Kremla musi zrozumieć, że stosunki rosyjsko-chińskie to, jak wyjaśnili Dmitrij Alperowicz i Siergiej Radczenko, „nie między równymi sobie, ale między suplikantem a dobroczyńcą”. Uświadomienie sobie tego może spowodować, że Kreml „przemyśli swoje dążenie do złowrogiej antyzachodniej polityki i powstrzyma swoją agresywność” i zwróci się z powrotem na Zachód. Kilka lat temu przedstawiłem ten argument dwóm dobrze poinformowanym ludziom, z których jeden jest obecnie bardzo wysokim urzędnikiem CIA, a drugi wybitnym komentatorem politycznym i byłym oficerem rosyjskiego wywiadu. Obaj mieli tę samą odpowiedź, której sedno brzmiało: „Nie wstrzymuj oddechu!” Rzeczywiście, konsensusem potem było, że „może minąć wiele lat, zanim rosyjscy przywódcy przyjmą mniej konfrontacyjną postawę wobec Zachodu”. Było to jednak przed napaścią Putina na Ukrainę.

Rzadko kiedy można przewidzieć, kiedy dany reżim upadnie, ale szanse Putina na utrzymanie się przy władzy musiały gwałtownie spaść w ostatnich miesiącach. Przegrana, która miała być krótką, szybką, zwycięską wojną, może mieć poważne konsekwencje dla Rosji. Klęska cara Mikołaja I w wojnie krymskiej doprowadziła do zniesienia pańszczyzny za czasów Aleksandra II. Upokorzenie cara Mikołaja II w wojnie rosyjsko-japońskiej zaowocowało rewolucją 1905 r., a jego nieudany wysiłek w I wojnie światowej przygotował grunt pod rewolucję rosyjską. Nieprzemyślany wypad Leonida Breżniewa do Afganistanu przyczynił się, według większości relacji, do upadku Związku Radzieckiego. Wiele może również zależeć od wyniku tak zwanej „specjalnej operacji wojskowej” Putina na Ukrainie.

Wojna rosyjsko-ukraińska wyostrza pewne wewnętrzne sprzeczności putinizmu. Jak długo Rosjanie będą tolerować przywódcę, który doprowadził ich kraj do katastrofalnej, krwawej przygody zagranicznej? Kto porzucił lukratywne układy z Zachodem na rzecz wyzyskujących układów ze Wschodem? Kto już nawet nie udaje, że traktuje swoje głosy poważnie? Kto żyje na potęgę kosztem swojego kraju? Kto, krótko mówiąc, nie dostarcza dóbr ludności cywilnej? Te pytania są otwarte i pozostaną otwarte, dopóki Rosjanie nie zdecydują. George Kennan miał rację, kiedy powiedział , że „nie ma nic mniej zrozumiałego dla obcokrajowców” niż „sposoby, w jakie ludzie posuwają się ku godności i oświeceniu w rządzeniu”.

Tak długo, jak Putin pozostaje u władzy, słuszne i właściwe jest, aby Zachód stosował środki przymusu w celu podważenia jego zdolności do zagrażania sąsiadom Rosji i obalenia zachodnich instytucji. Byłoby jednak niemądre i szkodliwe dla Zachodu, gdyby podżegał do instrumentalizacji i eksploatacji Rosji przez Chiny, podczas gdy prawdziwym problemem Zachodu (i Rosji) jest Putin i putinizm, a ostatecznym celem (i Rosji) powinno być zobaczenie, jak Rosja ewoluuje w rodzaj kraju, który Kennan w 1951 roku uważał za znośny na świecie. Trzy kryteria Kennana „nowej Rosji” są dziś tak samo aktualne, jak siedemdziesiąt jeden lat temu (niestety, tak niewiele się zmieniło!). Miał nadzieję na „tolerancyjny, komunikatywny i szczery” rosyjski rząd, który „powstrzymałby się od tej dość jasnej granicy, poza którą leży totalitaryzm” i „powstrzymałby się od nakładania opresyjnego jarzma na inne narody”.

Zachód nie powinien opuszczać kija, gdy Rosja nadal prowadzi wojnę z Ukrainą, ale zawsze musi pamiętać, że kij jest wymierzony w Putina i jego reżim, a nie w naród rosyjski. Skoordynowany wysiłek należy dążyć do zachęcenia narodu rosyjskiego do „przynajmniej wyobrażenia sobie przyszłości, w której Rosja jest wpływowym, niezależnym graczem na arenie światowej, dążącym do pokojowego i zyskownego współistnienia z Zachodem”. Równocześnie Zachód powinien także zaproponować potencjalnym następcom Putina soczystą marchewkę, gdyż to im należy zaoferować „zjazd”, aby Rosja mogła „niejako ponownie włączyć się w światowy system handlowo-inwestycyjny co przyniesie korzyści Rosjanom”. Mogliby na przykład odzyskać zajęte jachty, odwiedzić swoje dzieci w Eton i Harvardzie i cieszyć się wszystkimi korzyściami płynącymi z reintegracji z zachodnimi prawnymi systemami finansowymi – pod warunkiem, że najpierw wyrzekną się swojego fałszywego proroka, który poprowadził Rosję w dół drogi do wasalstwa i zubożenia. Rosja i Zachód mają wszystko do zyskania; tylko Putin może przegrać.

fpri.org