– W lutym, gdy jednostki Reduty i innych najemników były już w Ługańsku i Doniecku, grupa Wagnera nie zamierzała nawet jechać do Ukrainy.
Na kilka tygodni przed rozpoczęciem inwazji, Jewgienij Prigożyn, biznesmen bliski Kremlowi i pozostający w osobistych relacjach z Władimirem Putinem, wskazywany przez media jako właściciel i mocodawca grupy Wagnera – miał napięte stosunki z rządem. Biznesmen starł się zarówno z Ministerstwem Obrony, jak i administracją prezydencką. Tę tezę, w rozmowie z Meduzą potwierdzili dwaj znajomi biznesmena.
Prigożyn rzekomo wystąpił przeciwko Siergiejowi Kirijence, zastępcy szefa administracji prezydenckiej, który należy do nowego "wewnętrznego kręgu" prezydenta, uformowanego po 24 lutego. Wszedł także w konflikt z wewnętrznym blokiem biura Putina, nad którym Kirienko sprawuje nadzór.
Oprócz ogólnych uwag na temat tego, że kremlowscy urzędnicy pracują "tandetnie" (jak to ujął jeden z rozmówców Meduzy), Prigożyn był niezadowolony z faktu, że wewnętrzny blok polityczny administracji Putina popiera petersburskiego gubernatora Aleksandra Biegłowa. Biznesmen, który posiada znaczną część swojego majątku w Petersburgu, od dawna pozostaje w otwartym konflikcie z Biegłowem.
Jeśli chodzi o ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu (kolejnego członka "wewnętrznego kręgu" Putina), Prigożyn pokłócił się z nim z dwóch powodów:
Biznesmen skrytykował działania rosyjskiej armii w Syrii, uważając, że "można działać znacznie sprawniej". Prigożyn uważał, że armia rosyjska walczy tam przy użyciu "przestarzałych metod".
Siergiej Szojgu miał z kolei zastrzeżenia do żywności, którą żołnierzom w Syrii dostarczał Prigożyn. Biznesmen od wielu lat działa w branży restauracyjnej. Nazywany jest "kucharzem Putina". W 2018 r. rosyjski serwis BBC informował, że Prigożyn stracił znaczną część państwowych kontraktów z ministerstwem obrony. Stacja spekulowała, że może to być również związane z napiętymi relacjami między Prigożynem a Szojgu. Jednocześnie część umów pozostała w strukturach biznesmena. Od czerwca 2022 r. resort obrony nadal zawierał umowy z jego firmami.
Rosyjskie ministerstwo obrony nie odpowiedziało na pytania portalu Meduza o konflikt Szojgu z Prigożynem. Służba prasowa firmy Concord Jewgienija Prigożyna nie chciała komentować relacji przedsiębiorcy z wojskiem i biurem prezydenta.
Na tle tych konfliktów ochłodziły się też relacje Prigożyna z rosyjskim prezydentem, choć przez wiele lat pozostawali w bliskim kontakcie.
– 23 lutego, dzień przed inwazją Prigożyn bezskutecznie próbował porozumieć się ze swoimi kontaktami w sztabie generalnym – powiedział Meduzie Christo Grozew, dziennikarz śledczy z serwisu Bellingcat. Jak przyznał Grozew, Prigożynowi udało się skontaktować dopiero po rozpoczęciu inwazji.
W efekcie grupa Wagnera nie przygotowała się do udziału w "operacji specjalnej", nawet w dniu jej rozpoczęcia rekruterzy firmy poinformowali kandydatów, że na razie nie zwiększą naboru.
– Prigożyn w żaden sposób nie jest zaangażowany w sprawy Ukrainy – mówił Meduzie w pierwszych dniach wojny znajomy biznesmena. – Powiedział, że zrobi to tylko na osobiste zamówienie Władimira, a oni osobiście, czyli nie przez łącze wideo, nie rozmawiali od pół roku. Przez pół roku przed wojną Putin całkowicie odciął się od świata.
Zamiast wagnerowców na froncie w pierwszych tygodniach wojny walczyli więc najemnicy z firmy Reduta.
Z czasem Putin musiał poprosić Prigożyna o pomoc. Ale zanim to się stało, na froncie pojawili się niedoświadczeni redutowcy.
(...)
Najemnicy z grupy Wagnera pojawili się na froncie dopiero pod koniec marca. Nie da się ustalić, czy interweniował sam Putin i czy rzeczywiście Prigożyn wysłał swoich ludzi na wyraźnie życzenie prezydenta Rosji. Wiadomo natomiast, że i tu rekrutacja była gorączkowa.
Pod kontrolą rosyjskiego Ministerstwa Obrony rekruterzy z grupy Wagnera także sporządzili czarne listy odrzuconych wcześniej żołnierzy. Według szacunków byłego dowódcy oddziału Wagnera od 2015 r. na takich listach mogło się znaleźć nawet do tysiąca nazwisk. Ci ludzie również zostali odnalezieni, a później wysłani na wojnę.
— Wagnerowcy dotarli na front już w innej wersji — potwierdza rozmówca bliski rosyjskiemu ministerstwu obrony. — Przeszli w ramach kontraktu pod Ministerstwo Obrony Narodowej. Bez żadnych pośredników.
16 kwietnia 2022 r. deputowany Dumy Państwowej z partii Jedna Rosja Witalij Miłonow opublikował wspólne zdjęcie z Jewgienijem Prigożynem. Na zdjęciu obaj mężczyźni, ubrani w odzież wojskową, uśmiechnięci stoją na podwórku szkoły w mieście Pierwomajsk. Zaledwie 12 km dalej, pod Popasną, zaczęli już w tych dniach ginąć bojownicy Wagnera.
— Prigożyn tam naprawdę się brudził z innymi, chciał wyglądać na watażkę — opisuje nastawienie biznesmena stojącego za grupą Wagnera jego petersburski znajomy. — Nawet stał nad mapami wojennymi. Wszystko w ramach bohaterskiej rutyny.
W kwietniu, "w 49.-50. dniu operacji specjalnej", jak precyzuje znajomy Prigożyna, wobec niepowodzeń na froncie, rosyjskie Ministerstwo Obrony zmusiło grupę Wagnera do wycofania części najemników z zagranicznych zadań: z Afryki, Syrii i Libii. Żołnierze na polecenie MON zostali skierowani do Ukrainy.
Niewykluczone, że rosyjskie ministerstwo obrony zostało do tego skłonione poważnymi stratami poniesionymi przez jednostki z "czarnej listy".
Polecenia wyjazdu do Ukrainy otrzymali również członkowie "podstawowego składu" grupy Wagnera, którzy wiosną 2022 r. byli na urlopach. — W kwietniu, nagła zmiana planów: jeszcze wczoraj wspólnie się bawiliśmy, robiliśmy plany wakacyjne, mieliśmy zająć się ogródkiem i remontem, a tu nagle trzeba było jechać na wojnę — wspomina w rozmowie z Meduzą osoba bliska zarządowi grupy Wagnera.
Grupa "specjalistów od Wagnera" pojechała do Ukrainy "nie na rozkaz, ale z powodów ideologicznych", jak dodaje ich znajomy w rozmowie z Meduzą: — W "orkiestrze" [tak inni najemnicy nazywają grupę Wagnera] jest wiele osób pochodzenia ukraińskiego: z Łisiczańska, Popasnej, Słowiańska. I poszli zabijać, żeby zrobić odwet za wagnerowców zabitych w latach 2014-2015.
To właśnie ci ludzie zajęli Popasnę, Łysyczańsk i okolicę. Pojechali wyrównać rachunki.
Wagnerowcy są wykorzystywani w Ukrainie jako główna siła uderzeniowa, z uzupełnieniem o żołnierzy Wojsk Powietrznodesantowych. — Te grupy są po prostu dołączone do niektórych jednostek wojska, tak jakby były wynajmowane. Na najtrudniejszych odcinkach frontu — mówi były dowódca jednej z jednostek Wagnera.
Z tego powodu jednostki wagnerowskie ponoszą ciężkie straty. W pierwszym podejściu "orkiestry" w kierunku Mariupola, zostali po prostu zdziesiątkowani. — Dowódca grupy zwanej "orkiestrą" był tak nierozgarnięty, że zorganizował akcje w taki sposób, że ponieśli oni bardzo znaczne straty. I "dostał czapę" właśnie tam, w obozie w Donbasie, gdzie stacjonowali. To było jak wyrok — mówi weteran Wagner, który osobiście znał rzekomo straconego dowódcę. — Tak działa prawo wojenne.
Dwaj inni rozmówcy twierdzą, że najemnik "w niewyjaśnionych okolicznościach" zginął już w Rosji, po powrocie z podróży służbowej.
Najemnicy przekazali również redaktorom Meduzy rzekomy pseudonim zmarłego najemnika: "Lotos". — Przez pewien czas był zastępcą dowódcy grupy Utkina i najwyraźniej kierował wszystkimi oddziałami wagnerowców w Ukrainie — mówi rozmówca osobiście zaznajomiony z Lotosem. — Wcześniej stacjonował w Syrii i Libii.
(...)
Za główny przełom wagnerowców na froncie uważa się zdobycie Popasnej, niewielkiego miasteczka na zachodzie obwodu ługańskiego, o które walki toczyły się przez dwa miesiące. Uczestnicy starć twierdzą, że Popasna "została zajęta głównie przez wagnerowców".
— To bandyci — mówi najemnik z Reduty, który razem z wagnerowcami zajął Pierwomajsk i Drużbę w Donbasie. — Zabili już tyle osób, ale tylko raz się cofnęli i powiedzieli: — Nie pójdziemy dalej bez artylerii. To było właśnie pod Popasną: zajęli już część miasta, ale natrafili na tak silne umocnienia, że powiedzieli: "Chłopaki, stójcie, nie pójdziemy dalej, dopóki artyleria nie odpali. Inaczej nie będziemy mieli nikogo, aby atakować dalej".
W tym samym czasie członkowie grupy ponosili również znaczne straty pod Popasną: kilku rozmówców Meduzy uważa, że czasem do tego dochodziło, ponieważ wojsko zmuszało ich do ruszenia do walki bez odpowiedniego wsparcia. — W kwietniu wysłano do ataku dwa szwadrony najemników z czterema magazynkami amunicji na osobę — opowiada ze złością Meduzie osoba znająca uczestników tej bitwy. — Zabili tam oddział szturmowy wagnerowców i jeszcze jakiś inny — kontynuuje informator. — Cztery magazynki amunicji na osobę! Gdybym sam nie był w tym samym gównie, nawet bym nie uwierzył.
– Zajęliśmy Trypillę i wysadziliśmy wieś, potem poszliśmy na Berestowe w obwodzie donieckim, żeby zamknąć ten pierścień, żeby przeciąć drogę zaopatrzenia – mówi jeden z najemników Reduty. – A potem rzucili nas z powrotem. Były takie straty, że to niesamowite. To, co pokazują w telewizji to kłamstwo! Gdyby tak było w rzeczywistości, to nie tylko opanowalibyśmy już Kijów, ale i już dawno zajęlibyśmy Polskę!
(...)
Dwa tygodnie po zdobyciu Popasny wagnerowcy chyba po raz pierwszy zostali pochwaleni w rosyjskiej telewizji państwowej. Nazwa jednak nie padła wprost. Korespondent "Wijesti Niedieli" Siergiej Zenin donosił, że "na tej linii frontu jest nawet »orkiestra«, która zjawia się tam zawsze, gdy jest bardzo gorąco, ale nigdy nie ma o niej ani słowa".
W programie nie wspomniano o tym, że ukraińskie organy ścigania oskarżyły trzech najemników grupy Wagnera o zbrodnie wojenne i zabijanie cywilów. Wcześniej najemnicy z grupy i powiązanej z nią struktur byli też wielokrotnie oskarżani o zbrodnie wojenne popełniane w innych krajach, m.in. w Republice Środkowoafrykańskiej i Libii. Komisja ONZ zwróciła m.in. uwagę, że rosyjscy najemnicy zabijają i grabią ludność cywilną oraz dopuszczają się zbiorowych gwałtów.
Dowództwo grupy zaczęło przyznawać własne odznaczenie: medal "Za zdobycie Popasny". O oficjalnych odznaczeniach dla szeregowych najemników nic nie wiadomo. Prigożyn został podobno odznaczony Gwiazdą Bohatera Rosji za wysłanie swoich ludzi na front.
Informacja o tym, że Prigożyn otrzymał tytuł Bohatera Rosji, zaczęła krążyć w mediach pod koniec czerwca. Dwóch rozmówców Meduzy z administracji prezydenta Rosji potwierdza te informacje. Według nich, decyzja o przyznaniu tytułu zapadła po tym, jak grupa Wagnera wsławiła się zdobyciem obwodu ługańskiego.
— Już w maju było jasne, że "kucharz Putina" wykończy to terytorium — wyjaśnia jeden z informatorów Meduzy. Jego zdaniem "sukcesy" Prigożyna były "jeszcze bardziej oczywiste" w przeciwieństwie do Donieckiej Republiki Ludowej, "gdzie w większości działa armia rosyjska i inne grupy najemników". Słowa te potwierdza rozmówca znający biznesmena.
Prigożyn jest obecnie faworyzowany przez Władimira Putina. Właściciel grupy Wagnera dołączył nawet podobno do nowego "wewnętrznego kręgu" prezydenta.
onet.pl/meduza.io